HistoriaHigiena w czasach nieodległych

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje
Obraz higieny w czasach naszych antenatów żyjących przed 100 czy 150 laty był tragicznym, a dla nas nawet niewyobrażalny. Dotyczyło to zwłaszcza ludności wiejskiej. Syn 20 morgowego gospodarza z powiatu Łuków w województwie lubelskim o podejściu swoich sąsiadów i sąsiadek do osobistej czystości jeszcze w latach 30-tych XX wieku pisał (J. Chałasiński, Młode pokolenie chłopów, Warszawa 1984, t. 4., s. 505): „Gdyby tak na wsi zapytać się kobiety, co to jest higiena ciała lub też czego innego, na pewno by się dużo takich znalazło, co by nie wiedziało. Młodsze prędzej, ale ze starszych dużo takich jest. Słyszymy nieraz w gazecie, że tu i tam założono spółdzielczą łaźnię, to jeszcze tam co. Ale to jest jeszcze minimalny % dlatego, że z tem najgorzej nie są obeznani i że to nie jest potrzebne, a kto zechce się umyć, to i tak się umyje. Owszem myje się, ale jedynie samą twarz, lecz całe ciało może w rzece w lecie i to tylko młodsi, a starsi to powiadają, że to grzechem jest całe ciało ludzkie myć, zresztą powiadają, że to nie jest potrzebne, bo przecież człowiek tylko brudzi sobie głowę i ręce, a nogi to tylko w lecie, to i myć nie potrzebno. Inni znowu powiadają, że zdrowiej nie ma się myć, jak to ja czytałem, że jeden gospodarz zabrał swą córkę ze Szkoły Rolniczej, bo tam kazano się często myć i że ona do tego nie ma zdrowia. To znów mówią, że w ziemie jest cieplej, jak się człowiek nie myje, bo brud go grzeje. Takie to mowy słyszy się wszędzie po wsi, kiedy się wspomina o czystości na wsi”. Biorąc pod uwagę możliwości dostępu do mycia, to ja jeszcze pamiętam publiczne łaźnie w Poznaniu, np. przy rynku Wildeckim, z której jednak już nie miałem okazji skorzystać.
Jako interesujący przykład zaniedbania higienicznego, wprawdzie na polskich kresach, ale jeszcze w II połowie lat 30-tych XX wieku, można uznać następujący obrazek zapamiętany i opisany przez Kazimierza Juliusza Nahlika (K. J. Nahlik, We Lwowie i na Pokuciu. Ścieżki mojej młodości, Kraków 2005, s. 236): „… skrajem drogi idzie starszy chłop z kilkunastoletnim wyrostkiem (…). Obaj są oczywiście boso. Zatrzymują się przy nas, by popatrzeć, jak Safka naprawia koło; to przecież rzecz ciekawa i rzadka. Gdy tak stoją nad klęczącym Safką, ten mając ich szare bose stopy naprzeciw oczu, odzywa się do chłopca: – Ej, synu, mógłbyś sobie czasami umyć te swoje nogi! Chłopak milczy, jakby uwaga nie była do niego, ale stary poważnie zwraca się do Safki: O nie, panie! No myc nie można! Skóra rozmięknie i wtedy źle chodzić, kamienie kłują!”. Coś w tym może jest, szczególnie dotkliwego w okresie lata i beztroskich wakacji, teraz jednak i … na szczęście buty są relatywnie znacznie tańsze.
Jak tragicznie wyglądał obraz polskich ulic i higiena ich mieszkańców w XIX stulecia (a nierzadko także przez dużą część XX wieku) uświadamia nam A. Dobosz, opisując wygląd Warszawy sprzed 150-u lat (A. Dobosz, Generał w bibliotece, Kraków 2001, s. 41) : „… około roku 1875, sytuacja raczej się pogorszyła. W mieście pozbawionym kanalizacji wszystkie próby pokrywania jezdni i chodników asfaltem (1841), drewnem, cegłą czy płytami kamiennymi nie dawały na nieodpowiednio nawadnianych ulicach pomyślnych rezultatów. Wobec zagęszczenia zabudowy, potrojenie liczby ludności i zwiększenie ilości żyjących w mieście zwierząt, cuchnące rynsztoki stały się rozsadnikiem chorób (…). Dopiero od 1855 roku funkcjonowały w Warszawie wodociągi, co niemal natychmiast sprawiło, że liczba zgonów stała się niższa od liczba urodzeń”. Konkludując – żyjemy jednak w nienajgorszych czasach i niewątpliwie w nie tylko higienicznym dobrobycie nieznanym naszym przodkom.
Olaf Bergmann

Redakcja