FelietonyNeoliberalizm przeciw narodom

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Adam Wielomski: Tak jak się spodziewałem, mój wpis na Facebooku – wraz z linkiem do tekstu kol. Dariusza Chomiuka „Inwestycje centralne jako koło zamachowe rozwoju Polski lat 70”, opisującym rozwój Sokółki za Edwarda Gierka (dostępny na stronie internetowej konserwatyzm.pl i w wydaniu internetowym „Nowoczesnej Myśli Narodowej”) – niezwykle rozjątrzył moich kolegów-liberałów, uważających, że w socjalizmie niczego nie wybudowano i niczego nie stworzono, bo to wszystko było państwowe, czyli ex definitione „złe”. Oczywiście, można sobie tak pisać mieszkając w takiej Warszawce, ale prawda jest taka, że polskie miasteczka w ciągu ostatnich 30 lat dotknął ekonomiczny i społeczny kataklizm. W myśl dogmatów neoliberalnych miała się ostać Warszawa, Trójmiasto, Kraków, Poznań i Wrocław, a reszta Polaków miała iść na bezrobocie lub emigrować na zmywak do Anglii. Stąd trzeba rzec otwarcie, że neoliberalizm jest przeciwieństwem samych pojęć „naród” i „wspólnota”.

Dam inny przykład, jeszcze bardziej drastyczny niż Sokółka i Polska po 1989 roku. Przeglądałem dziś dwa ciekawe artykuły naukowe – napisane po hiszpańsku – na temat Boliwii. Tam było dokładnie to samo: pod wpływem neoliberalizmu doszło do destrukcji i pauperyzacji indiańskiej prowincji i rozkwitu dużych miast zamieszkałych przez Kreolów. Doszło do katastrofy społecznej, w postaci konfliktu Indian-pariasów z Kreolami-neoliberałami, w wyniku której Boliwijczycy podzielili się na dwa oddzielne narody, w znaczeniu dosłownym. Evo Morales był wyrazicielem Indian przeciwko neoliberalizmowi białych, a nie żadnym socjalistą i marksistą, jak się go w Polsce przedstawia. Pismo wykuwające idee Moralesa nazywa się „Soberania” (Suwerenność). To nie przypadek.

Magdalena Ziętek-Wielomska: Największym dramatem Polski po 1989 roku było właśnie ideologiczne podbicie nas przez neoliberalizm, za którym poszło przejęcie polskiej gospodarki przez zachodni kapitał. Dużej części Polaków wmówiono, że prawica równa się neokonserwatyzm, a ten równa się neoliberalizm. Sama miałam okazję przekonać się o żywotności tego normowirusa, jak propagowałam wspomniany przez Ciebie tekst Dariusza Chomiuka w grupach na Facebooku. Zarzucano mi, że przecież teraz Polaków stać na więcej, etc. Ale moi rozmówcy nie dostrzegali już faktu, że państwo polskie nie pełni już nawet podstawowej funkcji, jaką wytyczono mu przez nawet najbardziej skrajny liberalizm, czyli obronnej. Polska stała się peryferyjnym „podzespołem” systemu obronnego NATO, który de facto jest zbrojnym ramieniem amerykańskiego kapitału. A polski przemysł zbrojeniowy jakoś w tym kapitalizmie nie przeżywa specjalnej prosperity. Przede wszystkim jednak Polaków stać na więcej, bo leży to w interesie zachodnich producentów, żeby miał kto kupować ich towary. A kwestia rozwoju narodowego? Toć to przecież socjalizm! I to narodowy – jak swego czasu JKM określił moje poglądy polityczne. Naród nie jest żadną wartością, liczy się tylko to, na co stać konsumenta! Z punktu widzenia rozwoju społecznego jest to oczywiście klasyczny przykład tzw. przystosowania wstecznego.

Powstanie narodu polskiego było efektem ciężkiej pracy wielu pokoleń, które uświadamiały narodowo chłopów, etc. Teraz potomkowie tych chłopów mają swój naród często w głębokiej pogardzie, bo przecież nieważne dla kogo się pracuje i u kogo się kupuje – Polaka, Żyda czy Niemca. I trudno takim ludziom wytłumaczyć, że to jednak ma znaczenie, bo świat nie jest oparty na jednostkach, lecz na stadach. I nawet jak pracujesz w globalnej korporacji, ale pochodzisz ze „stada polskiego”, to nie masz zbyt dużych szans na to, żeby wdrapać się na samą górę. Ale przekonać się można o tym dopiero wtedy, kiedy chce się czegoś więcej niż tylko bieżącej konsumpcji, na którą rzeczywiście człowieka stać nawet jak jest się niższym managerem w globalnej korporacji.

Myśl Polska, nr 15-16 (11-18.04.2021)

Redakcja