OpiniePiskorski: polski poseł chce uderzyć sankcjami w Polaków

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Z posłem Robertem Winnickim nie łączy mnie w zasadzie nic – politycznie, kulturowo, społecznie. Mamy również diametralnie odmienne pojmowanie działalności opozycyjnej, domyślam się również, że całkiem inną hierarchię wartości i – co z tego wynika – drogę życiową. Tym bardziej zaskoczyła mnie jego filipika przeciwko tygodnikowi „Myśl Polska” i jego redakcji. Bo przecież z tym tygodnikiem i jego linią programową Winnicki też nie ma zbyt wiele wspólnego. Mógłbym zatem stwierdzić, że nie mój cyrk, nie moje małpy. Powstał jednak pewien szum, który sprawia, że poczułem się wywołany do tablicy.

Gajdukiewicz zaprasza do rozmowy, Winnicki pluje

Napastliwy komentarz Winnickiego dotyczy materiału w „Myśli Polskiej”, którego ja mam przyjemność być autorem. Chodzi o wywiad z Olegiem Gajdukiewiczem, wiceprzewodniczącym komisji spraw zagranicznych białoruskiego parlamentu. Gajdukiewicz zaproponował w nim polskim politykom, w tym zapewne i Robertowi Winnickiemu, dialog. W odpowiedzi usłyszał stek pomówień i obelg (Białorusini z uwagą śledzą polską debatę publiczną dotyczącą wydarzeń w ich kraju), które sprawiają, że poseł Winnicki raczej rozmówców już w Mińsku nie znajdzie, chyba, że – jako człowiek kulturalny i potrafiący przyznać się do błędów – przeprosi.

Kompleks „Myśli Polskiej”

Winnicki uznaje, że „Myśl Polska” jest „niszową gazetą”, rodzi się zatem pytanie, dlaczego poświęca jednej z naszych publikacji tak wiele uwagi i czasu. Prawdopodobnie doszło do niego, że część jego dotychczasowych zwolenników bliższa jest w wielu sprawach publicystyce naszego tygodnika, niż jego ostatnio wygłaszanym stanowiskom. Pewnie sam „przezywa” „Myśl Polską” „Myślą Priwislańską”, bo ja z takim epitetem nigdy się nie spotkałem.

Podobno (tak głoszą oficjalne biogramy) lider Ruchu Narodowego studiował kiedyś politologię na całkiem niezłym, jeśli chodzi o ten kierunek, Uniwersytecie Wrocławskim. Choć studiów nie ukończył, nie trzeba być politologiem, ani nawet maturzystą, by rozumieć znaczenie gatunku dziennikarskiego, jakim jest wywiad. Użyte przez niego sformułowanie „obrzydliwie tendencyjny i antypolski wywiad” jest logicznym absurdem. Wywiad jest po prostu wypowiedzią, w której udzielający go przedstawia swoje poglądy i oceny. Są one z natury rzeczy subiektywne, szczególnie, gdy wywiadu takiego udziela polityk. Do stwierdzenia, że wypowiedzi Gajdukiewicza nie są antypolskie, wystarczy uważna ich lektura, pod warunkiem czytania ze zrozumieniem.

Kolejne stwierdzenie Winnickiego dotyczy mnie osobiście. Jestem bowiem, według niego, „znany ze skrajnie rusofilskich poglądów”. Pewnie tak, jeśli za miarodajne i wiarygodne źródła uznać publikacje na mój temat w organach medialnych polskiego establishmentu. Jeśli sympatia i życzliwe zainteresowanie do jakiegoś narodu, jego kultury, języka, dorobku (słownikowa definicja) jest –filią, to jestem, podobnie jak rusofilem, również sinofilem, germanofilem, białorusofilem, arabofilem, persofilem itd. Narody, które darzę wielką estymą i zainteresowaniem, są zbyt liczne, by je tu wymieniać. Według Winnickiego to jednak zarzut, bo zdaje się stwierdzać, że Polakowi nie przystoi innych nacji po prostu lubić.

Jest jeszcze rzut na oślep kulą w płot – stwierdzenie, że w środowisku „Myśli Polskiej” są „byli współpracownicy komunistycznych służb specjalnych”. Nie wiem, czy w Polsce jakiekolwiek służby specjalne były „komunistyczne”. Wiem, że nie znam w tym kręgu żadnego ich współpracownika. Sam nim nie byłem na pewno – urodziłem się zbyt późno. Fakt współpracy z służbami specjalnymi Polski Ludowej jest dla mnie mniej dyskredytujący niż z służbami obecnymi, ale to już inne zagadnienie.

Dalej Winnicki stwierdza, że ma miejsce jakaś nagonka przeciwko Polakom na „Kresach”. I przystępuje do frontalnego ataku na rzekomych zwolenników Aleksandra Łukaszenki w Polsce. Krótko się do tego odnosząc: nie jestem ani zwolennikiem, ani przeciwnikiem białoruskiego prezydenta, bo to nie ja go wybieram. Oceniam go w kategoriach politologicznych, czasem pozytywnie, czasem krytycznie, ale zawsze pod kątem tego, na ile skutecznie kieruje on polityką swojego własnego państwa. Jest bowiem prezydentem Białorusi, a nie „Kresów”.

Fałszywe doniesienia o prześladowaniach Polaków

Polacy na Białorusi nie są prześladowani. Zarzuty prokuratorskie zostały postawione określonym osobom, które 1) nie reprezentują żadnej zorganizowanej struktury, lecz grupę towarzyską Andżeliki Borys i dziennikarza „Gazety Wyborczej” Andrzeja Poczobuta; 2) przewodniczącej Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych w Brześciu, która zapewne miała świadomość, że czcząc tzw. żołnierzy wyklętych, których na Białorusi kojarzy się ze zbrodniami Romualda Rajsa ps. „Bury”, może narazić się na reakcję większości białoruskiej, a zatem jej działania wynikały albo z braku racjonalnego myślenia, albo stanowiły element prowokacji mającej na celu zaognienie relacji polsko-białoruskich. Grupa Borys, wbrew twierdzeniom Winnickiego, zajmuje się polityką białoruską i to intensywnie. Dyktator wie o swojej słabości, dlatego musi ciągle demonstrować narodowi swoje kolejne zwycięstwa, Łukaszenko się pogubił i nie wie, jak się zachować – to tylko niektóre wypowiedzi członków władz nieformalnej grupy Borys i Poczobuta.

Uporządkujmy zatem – jak apeluje Winnicki – fakty: na Białorusi zarzuty karne otrzymała nieliczna grupa osób nie za swoje polskie pochodzenie (nie reprezentują one mniejszości polskiej), lecz określone działania i wypowiedzi penalizowane w tamtejszym Kodeksie karnym. To, czy penalizowane są słusznie, to inne zagadnienie, ale na dziś to przestępstwa.

Polska nie pomaga

Tak, Winnicki powinien to wiedzieć, więc pewnie udaje, że nie wie. Działania polityczne Warszawy wobec Mińska z całą pewnością nie pomagają w budowaniu pozytywnego wizerunku Polski i Polaków na Białorusi. Mimo to, Polacy na Białorusi sprawują cały szereg kluczowych stanowisk, w tym strategicznych z punktu widzenia interesów państwa, np. gen. Iwan Tertel, etniczny Polak z Grodzieńszczyzny jest od 2020 roku szefem Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB).

Tożsamość to sprawa Białorusinów

Tożsamość historyczna Białorusi, nazewnictwo, pomniki i symbolika w tym kraju to sprawa wewnętrzna Białorusinów. Zapewne mało ich obchodzi, że Winnicki napisze o jakimś „neosowietyzmie”. Autor tego określenia zresztą w żaden sposób nie potrafi go sprecyzować. Przede wszystkim jednak, nie ma prawa wybierać tożsamości i wzorców historycznych innemu suwerennemu państwu i społeczeństwu.

Proponowałbym, żeby poseł Winnicki najpierw rozprawił się z propagandową wersją polityki historycznej realizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej w naszym kraju, a dopiero później pisał o analogicznej polityce Białorusinów. A jeśli budzi ona jego obiekcje, niech zaproponuje zorganizowanie debat z udziałem profesjonalnych polskich i białoruskich historyków.

Obrona Biełsatu

Nie wiem, czy Agnieszka Romaszewska-Guzy szczególnie się cieszy ze swojego świeżo upieczonego sojusznika, Roberta Winnickiego. Nowy obrońca Biełsatu uprawiającego wśród Białorusinów tępą propagandę i nie mającego żadnej oferty dla tamtejszych Polaków, ubolewa nad epizodyczną próbą ocieplenia relacji Warszawy z Mińskiem w czasach ministra Witolda Waszczykowskiego. Równie mocno ubolewa, że na Białorusi „karty rozdaje już tylko Moskwa”. Pewnie wolałby, żeby karty te rozdawał, podobnie jak w Polsce, Waszyngton.

Sankcjami w Polaków

Na koniec Winnicki formułuje „oryginalną” propozycję polityki białoruskiej, postulując wprowadzenie dotkliwych sankcji ekonomicznych wobec Mińska. Zapomina o tym, że polsko-białoruskie obroty handlowe to ok. 3 mld dolarów rocznie. Kto straci te pieniądze? Polscy przedsiębiorcy. Trochę osobliwy apel, jak na członka koła parlamentarnego, które podobno tak sprzyja rozwojowi polskiego biznesu. Wzywa też do sankcji, by osłabić kondycję gospodarczą samej Białorusi. Kraju, którego obywatelami są również Polacy, a zatem Winnicki de facto nie przejmuje się zupełnie tym, że ewentualny kryzys gospodarczy dotknąłby również ich.

Sytuując się w politycznym, POPiSowskim mainstreamie, Robert Winnicki próbuje zapewne dostosować się do systemowych wymagań i wejść na salony. Aby się uwiarygodnić, pluje na sąsiednią Białoruś i licytuje się w tym z „Gazetą Wyborczą” z jednej, a „Gazetą Polską” – z drugiej strony. W swoim emocjonalnym ataku używa słowa „obrzydliwy”, pisząc o tekście, który po prostu przedstawia białoruski punkt widzenia, oddając głos Białorusinowi. Poseł Winnicki obrzydliwie SPOPiSiał i w całej historii chyba to jest najbardziej żenujące.

Mateusz Piskorski

Foto: prezydent Aleksandr Łukaszenko i szef KGB gen. Iwan Tertel (sb.by)

Redakcja