KresyPublicystykaPolska niesie kaganek demokracji na Wschód

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Jak pisałem w poprzednim numerze MP, polskich władz nie interesuje polityka gospodarcza, korzyści ekonomiczne wynikające z naszego sąsiedztwa. Są za to aktywne w szerzeniu wartości, szczególnie praw człowieka i demokracji w ich globalnym i liberalnym wydaniu.

Wydawałoby się… prawicowy rząd, a tu takie rzeczy… Wyjaśnić to można tym, że polskie elity pochodzą z kręgu dysydentów, ludzi cechujących się wrogością do silniej władzy, patrzących na świat przez pryzmat indywidualnych wolności. „Mają dług wdzięczności”, który czują się w obowiązku spłacać właśnie w ten sposób, jak to ładnie ujął minister Dworczyk.

Pomoc w obalaniu „reżimu Łukaszenki” była imponująca. Polska zastępowała w Mińsku nieobecnego Wielkiego Demokratę zza oceanu, który dzisiaj ma potężne kłopoty z własną demokracją. Nie były to starania tak spektakularne, jak kilka lat temu w Kijowie… ale tutaj był zupełnie inny przeciwnik – twardy w boju Łukaszenko, demonstrujący siłę z kałachem w dłoni, a nie Janukowycz, bojący się podjąć zdecydowanych działań, którego spod kul ratować musiał rosyjski specnaz.

Walczymy od lat o demokrację na Wschodzie i to na wiele sposobów. Od ulotek, które kiedyś działacze PiS próbowali demonstracyjnie przewozić przez granice, a także żmudną pracę dyplomatyczną. Tak żmudną, że kilka lat temu skończyła się wielką wpadką – pracownik polskiej ambasady w Mińsku spotykał się z opozycjonistami w knajpie, instruując ich, jak podkopywać reżim. Oni chcieli więcej pieniędzy i ktoś musiał być bardzo niezadowolony, skoro nagranie z tego knucia i biesiadowania trafiło na YouTube.

Trzeba lat pracy, by obrócić naród przeciwko władzy. Tego wysiłku podejmuje się od lat telewizja Biełsat, prowadząca od 2007 r. kampanię informacyjną na wzór Wolnej Europy. Jednak jej zasięg jest mizerny, a wpływ na społeczeństwo – zerowy. Doskonale za to służy jako kuźnia kadr rewolucyjnych. Tam wykluł się samorodny talent, młody student białoruski, który odegrał kluczową rolę w czasie mińskiego majdanu poprzez kanał NEXTA na Telegramie. To wielki przebój tej mińskiej próby kolorowej rewolucji. Nadający z Polski, publikujący ogromną ilość informacji, szczególnie w czasie masowych działań, stanowił informacyjny system nerwowy protestów.

Na bieżąco ukazywały się na nim dokładne instrukcje dla grup manifestantów: „idźcie w prawo… taką ulicą… zawróćcie pod pałac prezydencki”. Tego informacyjnego tsunami białoruska władza nie potrafiła powstrzymać, nawet wyłączając internet. Tak NEXTA działała w czasie rewolucji, ale przygotowania trwały latami, łącznie z rozpowszechnianiem instrukcji dla radykalnych rewolucjonistów (jak walczyć z policją, przygotowywać koktajle Mołotowa, blokować ruch sił porządkowych).

Wspierano rewolucję także wśród Polaków, nadając po białorusku informacje z protestów w państwowej Jedynce. Wiadomo, nic tak nie pobudza rewolucjonistów, zwłaszcza młodych, niż to, że „mówią o nas!”. Paradoksalnie większość wypowiedzi z Białorusi była po rosyjsku, dopiero na nie nakładano tłumaczenie na białoruski.

Po nieudanej próbie obalenia władzy przyszedł czas na działania polityczne i dyplomatyczne, wspierające „Białorusinów” w oporze przeciwko reżimowi. Były uchwała i demonstracje z flagami w Sejmie, choć dość rutynowe i przy niskiej frekwencji. Ale także znacznie bardziej konkretne kroki rządu – wizyta przywódczyni opozycji na wygnaniu, Swietłany Cichanowskiej, przyjętej z honorami godnymi głowy państwa, wsparcie materialne dla długofalowymi działań opozycji białoruskiej z Polski (rewolucji potrzebne są przecież pieniądze). Do tego aktywność na forum Unii Europejskiej, gdzie Polska i Litwa są siłą napędową uchwał, protestów, sankcji wobec władz Białorusi. Walczymy o demokrację na Wschodzie. Spłacamy nasz dług.

Andrzej Szczęśniak

Fot. Wikipedia Commons

Myśl Polska, nr 3-4 (17-24.01.2021)

Redakcja