FelietonyCnota i rubelki

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Uroczystość zaprzysiężenia Joe Bidena na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych przebiegła spokojnie. Nie sprawdziły się przewidywania wielu komentatorów, głównie lewicowych, że uzbrojeni zwolennicy Donalda Trumpa rozpoczną rewolucję. Środki bezpieczeństwa, jakie podjęto w związku z tym, były czymś niebywałym w historii Stanów Zjednoczonych i doskonale obrazują miejsce, w jakim znalazł się amerykański system polityczny.

Demokracja, jak powiedział w swoim inaugurującym prezydenturę wystąpieniu Joe Biden, obroniła się, ale jako taka jest krucha. Rację ma Biden, tyle że z jego pierwszych słów jako prezydenta i posunięć personalnych widać wyraźnie, że ta kruchość jeszcze bardziej się pogłębi. Formowana przez niego administracja stanowić będzie w sensie aksjologicznym kontrkulturową rekonkwistę po czterech latach rządów konserwatywnego bądź co bądź Donalda Trumpa.

Pierwsze decyzje nowego prezydenta mają wręcz prowokacyjny charakter w stosunku do konserwatywnej części społeczeństwa amerykańskiego. Momentalne odblokowanie funduszy dla organizacji proaborcyjnych, dopuszczenie do służby wojskowej transseksualistów z pewnością podziała na amerykańską prowincję jak płachta na byka, ale przecież nie od dziś wiadomo, że najbardziej trudne i kontrowersyjne decyzje przeprowadza się na początku kadencji.

Joe Biden przystąpi także do pacyfikacji partii republikańskiej. Musi to zrobić, by nie byli ono w stanie wystawić za cztery lata kandydata, który mógłby odbierać Biały Dom demokratom, czyli amerykańskiej lewicy. Dlatego na pobitym Trumpie, będącym wciąż najbardziej znanym republikaninie oraz jego najbliższych współpracownikach dokonana zostanie zemsta, której efektem będą akty oskarżenia i ciągnące się w nieskończoność procesy sądowe.

Stojące za Bidenem wpływowe środowiska są do tego przygotowane. Siła sojuszu demokratów z najważniejszymi amerykańskimi mediami społecznościowymi (FB, TT), branżą IT (Google, Microsoft), bankami, światem kultury i biznesu, z pewnością zapewni nowemu prezydentowi niezbędne wsparcie, które będzie wzmacniać go w sprawowaniu funkcji i przygotowywać grunt pod długie rządy demokratów.

Skręt Ameryki w lewo nie będzie jednak oznaczać zmiany głównych celów polityki zagranicznej USA, te pozostaną niezmienione. Obecna administracja oraz firmujący ją sędziwy prezydent, będą co prawda mniej widowiskowi od Donalda Trumpa, któremu trudno tutaj dorównać, lecz z pewnością bardziej od swojego poprzenika ekspansywni. Słynny izolacjonizm amerykański, którym umiejętnie operował Trump, pójdzie do lamusa, gdyż zbyt mocno uderzał w interesy globalnych marek, na których oparł się Biden.

Znakami rozpoznawczymi kadencji Bidena będą prawa mniejszości, prawa zwierząt, prawa imigrantów, klimatyzm (globalne ocieplenie) i ekologizm. Będą nimi także walka z „dyktaturami”, budowa społeczeństw otwartych oraz eksport demokracji „made in USA”. W nowym prezydencie oparcie znajdą ruchy „prodemokratyczne”, a kiedy wymagać tego będzie interes Stanów Zjednoczonych, także ruchy rewolucyjne. Biden toczyć będzie twardy bój o utrzymanie prymatu Ameryki w świecie, który jest coraz mocniej podważany w nowej fluktującej wielowektorowej rzeczywistości.

Dla Polski, będącej politycznie, a także coraz bardziej gospodarczo uzależnionej od Stanów Zjednoczonych, oznacza to przykręcenie śruby nadzorczej. Wnikliwej kontroli poddawane będzie respektowanie praw różnego rodzaju mniejszości, co już i tak miało miejsce ze strony ambasady amerykańskiej, niemniej obecny nacisk będzie w tym obszarze zdecydowanie silniejszy i bezceremonialny. Obok ważnego dla USA pakietu militarnego i surowcowego z pewnością przyspieszeniu ulegnie sprawa roszczeń dotyczących tzw. mienia bezspadkowego (JUST Act 447), na co wskazuje dobór kluczowych osób w administracji Bidena.

Zmiana na Kapitolu, to dla Prawa i Sprawiedliwości potężny cios. Budowany na Trumpie sojusz, który miał trwać na dwie kadencje, ulega właśnie dekompozycji. Joe Biden, choć nominalnie katolik, jest zaprzeczeniem linii ideowej PiS. Sojuszników będzie zatem szukać głównie w polskiej opozycji, która entuzjastycznie powitała jego wybór. Temat praworządności i wolności, będzie z pewnością osią, na której oprze on swój stosunek do naszego kraju. To oznacza spore kłopoty dla partii rządzącej.

Niestety, poprawa relacji z nowym prezydentem, oznaczać będzie dla Polski dalsze koncesje na rzecz Stanów Zjednoczonych. Jak mawia prezes Jarosława Kaczyński, w polityce można stracić cnotę, a nawet rubelka nie zarobić. Nie sposób odnieść wrażenia, że pan prezes znalazł doskonały sposób na opisanie miejsca w jakim znalazła się jego własna partia w relacjach z Amerykanami.

Maciej Eckardt

Fot. Wikipedia Commons

Myśl Polska, nr 5-6 (31.01-7.02.2021)

Redakcja