PolskaKs. prałat Roman Kneblewski (1952-2024) – wspomnienie

Redakcja1 miesiąc temu
Wspomoz Fundacje

Nie będę udawał, że znałem śp. ks. Romana jakoś bardzo blisko (znam za to całą masę osób, które były z nim bardzo blisko związane), niemniej kilkakrotnie się spotkaliśmy – parę razy na krócej, i chyba dwa razy na dłużej.

Z krótszych spotkań można wymienić to w Licheniu, już niemal dekadę temu. Było ono wyjątkowe pod tym względem, że spotkaliśmy się przy czymś wyjątkowym, najbardziej wyjątkowym na tym świecie – ks. Roman odprawiał Mszę świętą, a ja mu służyłem. Z dłuższych spotkań pamiętam dwa. Pierwsze w 2015 roku, w restauracji po spotkaniu organizowanym przez Korporację Akademicką Związek Akademików Gdańskich Wisła. Ks. Roman odśpiewał wówczas „Cara al Sol”, stosując odpowiedni gest wskazujący Słońce (mimo, że był to ciemny, listopadowy wieczór). Opowiadał też o swojej niedawnej wizycie w węgierskim parlamencie, gdzie przebywał na zaproszenie Jobbiku. Był zachwycony Węgrami i był wielkim orędownikiem przyjaźni polsko-węgierskiej.

Drugie dłuższe spotkanie miało miejsce w innej gdańskiej restauracji po spotkaniu organizowanym przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi. Było to krótko po wyborach samorządowych w 2018 roku, omawialiśmy wyniki poszczególnych kandydatów. Ks. Roman głosował wówczas w wyborach na prezydenta Bydgoszczy na posła Pawła Skuteckiego z Kukiz’15.

Tyle z moich osobistych wspomnień. Warto natomiast podkreślić jego zasługi dla Tradycji katolickiej. Na pewno bez niego, jego działalności w bydgoskim Sacré-Coeur i ludzi, którzy tam poznali Tradycję, nie byłoby dzisiaj kaplicy Bractwa św. Piusa X w Bydgoszczy. Ale mało kto wie, że nie byłoby tradycyjnego ośrodka w bydgoskim Sacré-Coeur bez Bractwa św. Piusa X. To w pałacu w Bajerzu, jeszcze jako proboszcz w Solcu Kujawskim, ks. Roman nauczył się od księży Bractwa odprawiania tradycyjnej Mszy. Serdeczne kontakty z Bractwem utrzymywał zresztą aż do swojej śmierci. Kilka tygodni temu był na Mszy św. w bydgoskiej kaplicy.

Ks. Roman był postacią szanowaną przez wszystkie nurty polskiej prawicy, od mainstreamowej centroprawicy, po ruchy narodowo-rewolucyjne. Jednocześnie nie dało się go zaszufladkować do żadnego nurtu. Był zarazem antyrosyjski i antyukraiński; szanował zarówno Piłsudskiego jak i Dmowskiego. Uważał się za nacjonalistę (jak mówił, “katolik powinien być nacjonalistą”), ale daleko mu było do klasycznej endecji. Był to nacjonalizm I Rzeczypospolitej, imperialny i sarmacki, można by rzec – jagielloński; a jednocześnie, jak już wspomniałem, niechętny Ukrainie, co jest dość nietypowe dla zwolenników tego nurtu. Ks. Roman nie był jednak wielkim ideologiem czy doktrynerem, był natomiast szczerym i gorącym patriotą. To wszystko wepchnęło go w pewnym momencie w objęcia środowisk okołopisowskich, jednak ostatnie lata i polityka rządu PiS w sprawie tzw. pandemii oraz wojny na Ukrainie całkowicie te więzi zerwała. Przez cały czas jednak był bliski środowiskom narodowym. To skutkowało wieloma szczerymi i głębokimi nawróceniami w tych kręgach.

Również jego tradycjonalizm nie był do końca konsekwentny, choć pod koniec życia bardziej konsekwentnym się stawał. Podobnie jak w przypadku polityki, sympatia do jego osoby łączyła tradycjonalistów katolickich wszelkich niemal obediencji. Dzięki swojej działalności internetowej m.in. na kanale Tuba Cordis przekonał do Tradycji masę osób, co zaowocowało również w powołaniach kapłańskich (ponownie – do zgromadzeń naprawdę bardzo różnych nurtów).

Dzień przed śmiercią ks. Roman obchodził swoje 72 urodziny.

Spoczywaj w pokoju, księże Romanie. Do zobaczenia – mam nadzieję – po tej lepszej stronie.

Piotr Pętlicki

Redakcja