W ostrej konkurencji o tytuł najbardziej niekompetentnego ministra rządu Donalda Tuska na prowadzenie wyraźnie wybija się Barbara Nowacka.
39-letnia lewacka aktywistka zastąpiła na stanowisku ministra edukacji profesora Przemysława Czarnka. Szybko udowodniła, że pomimo braku merytorycznego przygotowania i elementarnych kompetencji, nie zawaha się „reformować” powierzonej jej oświaty.
W ostatnich dniach Ministerstwo Edukacji Narodowej przedstawiło propozycję zmiany podstawy programowej niemal wszystkich przedmiotów w klasach IV-VIII szkół podstawowych, liceów, techników i szkół branżowych. Nowa, zawężona podstawa programowa ma obowiązywać w okresie przejściowym od roku szkolnego 2024/2025. Streszczając: podstawa ma być węższa. Nauki, a zatem i zdobywanej przez uczniów wiedzy, ma być zdecydowanie mniej.
Najwięcej emocji wzbudziły bodaj propozycje zmian w podstawie programowej nauczania historii. Znalazł się tam np. postulat, by zamiast o „rzezi wołyńskiej” uczyć o „konflikcie polsko-ukraińskim”. Na tak daleko posunięte ingerencje nie zgodzili się już jednak klubowi koledzy minister Nowackiej. Pragnący zachować anonimowość polityk PO w rozmowie ze mną przyznał, że skrajne ideologiczne pomysły ogłaszane przez niektóre z członkiń rządu Donalda Tuska budzą konsternację nawet wśród działaczy Platformy Obywatelskiej.
Od poczynań Nowackiej dystansują się także przedstawiciele ideowej lewicy. Doktor Włodzimierz Gorki skomentował najnowsze pomysły: „Jeśli już dzisiaj według liberalnych oszołomów dzieci w szkole mają się uczyć o „przyczynach polsko – ukraińskiego konfliktu”, a nie o ludobójstwie Polaków, to następnym posunięciem będzie nauczanie „o winie Polaków w polsko-ukraińskim konflikcie”(…). Dżuma zastąpiła cholerę.”
Ostatecznie Barbara Nowacka sama odcięła się od koncepcji forsowanej przez jej resort. „Nie podpiszę dokumentu, w którym rzeź wołyńska nie będzie nazywana po imieniu – ludobójstwem” – oświadczyła.
Powszechna krytyka nowej koncepcji programowej nauczania historii to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Ministerstwo Edukacji Narodowej planuje także okroić listę lektur szkolnych. Według MEN z podstawy programowej mają zniknąć m.in.: opisy, zwyczaje i polowanie z „Pana Tadeusza” oraz „Powrót taty”, „Reduta Ordona” i „Śmierć Pułkownika” Adama Mickiewicza, „Katarynka” Bolesława Prusa oraz „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza. Inne dzieło noblisty – „W pustyni i w puszczy” miałoby być czytane we fragmentach. Na wykreślenie czekają także takie tytuły jak: „W pamiętniku Zofii Bobrówny” Juliusza Słowackiego, „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego, „Żona modna” Ignacego Krasickiego czy poezja Cypriana Kamila Norwida. Pogrom nie ominie także światowej klasyki. W opinii pani minister, polskiej młodzieży nie jest potrzebna znajomość Homera, Dantego czy Wiliama Szekspira.
Coraz częściej ze środowiska nauczycielskiego słychać głosy, że po propozycji rezygnacji z zadań domowych, są to kolejne próby obniżenia poziomu wykształcenia polskich uczniów. Złośliwi komentują nawet, że do pracy przy zbiorze szparagów przesadne kompetencje nie są potrzebne. Prawda jednak jest dużo prostsza. Pani Nowacka najzwyczajniej w świecie nie zna się na swojej pracy. Sama wykształcenie zdobywała z niemałym mozołem. Licencjat ukończyła w wieku 31 lat, co ciekawe na uczelni, którą od dekad jako rektor kieruje jej ojciec. Z magisterium nie było łatwiej, Nowacka zdołała obronić je w wieku 38 lat. Po czym poszła do pracy, całkowitym zbiegiem okoliczności na stanowisko kanclerza uczelni kierowanej przez własnego ojca. Tej samej, na której kilka lat wcześniej ukończyła studia pierwszego stopnia. Co ciekawe jest to etat dziedziczny, obecnie kanclerzem rzeczonej szkoły jest konkubent Nowackiej – Maciej Rembarz.
Ścieżka edukacyjna i zawodowa obecnej pani minister wygląda szczególnie kuriozalnie jeśli przyjrzymy się jej na tle dorobku jej poprzednika. Gdy trzydziestoletnia Nowacka wciąż usiłowała przybrnąć przez studia pierwszego stopnia na uczelni swojego ojca, Przemysław Czarnek uzyskał już stopień doktora nauk prawnych na podstawie pracy pt. Zasady państwa prawnego i sprawiedliwości społecznej w praktyce ustrojowej III Rzeczypospolitej Polskiej. Gdy Nowacka z mozołem uzyskiwała stopień magistra Czarnek bronił już habilitację. Jeszcze bardziej kuriozalne wygląda zawodowe CV Nowackiej, która de facto pracowała wyłącznie u swojego ojca. Za to życiorys „polityczny” ma niezwykle bogaty, choć skądinąd typowy dla polskiej kawiorowej lewicy.
Jest więc Nowacka klasycznym, przypadkiem „bananowej młodzieży”, dorastającej w błogim nieróbstwie zabezpieczonym pozycją rodziców. Nie posiadającej żadnego konkretnego wykształcenia czy doświadczenia, żadnych przydatnych kompetencji. Za to całą masę pomysłów jak poprawić świat. Jeśli zatem zarzut, że pani minister chce wychować w Polsce pokolenie nieuków jest prawdziwy, to musimy przyznać uczciwie: ma zamiar ukształtować ich na własne podobieństwo.
Rzuca więc niczym z rękawa kolejnymi pomysłami i projektami. Nie towarzyszą im żadne dyskusje, żadne badania, żadne konsultacje z nauczycielami, żadna podbudowa merytoryczna. Są one więc najczystszą i najbardziej szkodliwą formą politycznego populizmu. Szkodliwego nie tylko stricte, ale także szkodliwego politycznie. Wariactwa Nowackiej (choć nie tylko jej) stanowią bowiem coraz wyraźniejsze obciążenie wizerunkowe dla Donalda Tuska. Już teraz lider Platformy Obywatelskiej czuje na plecach oddech goniącej go w sondażach Trzeciej Drogi. Tym bardziej, że jak dotąd Hołownia i Kosiniak-Kamysz nie muszą robić nic by zyskiwać głosy centrowego elektoratu. Wystarczy, że pozwalają mówić Nowackiej i spółce.
Przemysław Piasta
fot. profil „X „MEN
Myśl Polska, nr 9-10 (25.02-3.03.2024)