HistoriaŚwiatTwórca brazylijskiej chadecji

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Niektórzy powtarzają, że w dzisiejszych czasach tradycjonalizm jako kierunek polityczny to ślepa uliczka, a bezalternatywną drogą dla prawicy pozostaje konserwatyzm mieszczański uzupełniony o ideologię PAŃSTWA NARODOWEGO.

Nie utożsamiam się z takim programem ideowym, ale można go zaakceptować jako prowizoryczny program minimum na użytek szerszej części społeczeństwa, której zaznajomienie z poważniejszymi koncepcjami wymaga długiego okresu ciężkiej pracy. Jeśli już jednak trzeba operować na tym poziomie, to zdecydowanie wolę konserwatyzm mieszczański bez żadnych wtrętów i skrzywień narodowych, czyli mówiąc jaśniej – nacjonalistycznych.

Podstawową zaletą konserwatyzmu mieszczańskiego jest bowiem pewien wewnętrzny spokój (o podłożu chrześcijańskim albo ewentualnie innym, np. stoickim), który czyni go trzeźwym, a w rezultacie opornym wobec przyjmowania w teorii i w praktyce różnych motywowanych ideologicznie głupot. Nacjonalizm natomiast wnosi charakterystyczny dla siebie element zbiorowego zacietrzewienia emocjonalnego, czyniąc szerokie kręgi społeczne podatniejszymi właśnie na rozmaite ideologiczne głupoty.

Zagrożenie dla konserwatyzmu mieszczańskiego to prymitywna, demagogiczna odmiana prawicy, której za całe uzasadnienie swoich działań lub rządów i za narzędzie zarządzania umysłami tłumu służy parę krzykliwych, rzekomo patriotycznych haseł takich jak: bezpieczeństwo narodowe, „wielkość ojczyzny”, walka z wrogiem zewnętrznym, walka ze zdrajcami w kraju (czyli m. in. z każdym, kto nie chce przestać myśleć). Od innych nurtów prawicowych oczekuje ona, że się jej podporządkują i przystaną na rolę jej przybudówek, w przeciwnym zaś wypadku zaczyna je zawzięcie i po chamsku zwalczać. Z perspektywy konserwatywnej formułka „nie ma wroga na prawicy” jest więc pozbawione sensu. W Polsce jako pierwsza wprowadziła ten styl polityczny endecja i tak właśnie postępowała z konserwatystami pod koniec XIX i na początku XX wieku. Po 1989 r. reprezentuje go „prawica niepodległościowa”, której cała myśl i wizja świata sprowadza się do maniakalnej antyrosyjskości. W Ameryce Łacińskiej, do której przypadku chciałem się tutaj odwołać, rozpowszechniły go prostackie soldateski, często popierane przez USA, za cały program i legitymizację mające jałowy „antykomunizm”. Do najbardziej znanych należała junta brazylijska, a przejęcie przez nią władzy oznaczało wyrok między innymi na reprezentującą w Brazylii konserwatyzm mieszczański partię Amorosa Limy.

Życiorys

Alceu Amoroso Lima urodził się 11 grudnia 1893 r. w Rio de Janeiro. Dorastał w atmosferze pozytywizmu. To proste stwierdzenie niewiele jednak powie polskiemu czytelnikowi o klimacie intelektualnym panującym w ówczesnej Brazylii, dodajmy więc nieco szczegółów. Polska odmiana pozytywizmu, którą wszyscy znamy ze szkolnych podręczników, była – jak o tym niedawno pisałem [1] – umiarkowana i rozsądna, na ogół pozbawiona tendencji sekciarskich, za to z dużą skłonnością do społecznego i politycznego konserwatyzmu. Za twórcę kierunku pozytywistycznego uchodzi powszechnie Auguste Comte (1798-1857). Ten romantyczny myśliciel, początkowo saintsimonista, chciał jednak wynieść swój pozytywizm do rangi racjonalnej religii i założył pozytywistyczny „kościół”. Taka wersja pozytywizmu rzadko gdzie padła na podatny grunt. Największą popularność zyskała właśnie na ziemi brazylijskiej, gdzie po obaleniu Cesarstwa Brazylii w 1889 r. stała się oficjalną ideologią elit rządzących Republiką. To dlatego na brazylijskiej fladze od 1889 r. do dziś widnieją słowa „Ordem e progresso” – ukuta przez samego Comte’a dewiza „Porządek i postęp”.

Lima, Alceu Amoroso.

Amoroso Lima od młodości pasjonował się filozofią. Początkowo do jego ulubionych autorów należał idealista Benedetto Croce (1866-1952). Ten włoski filozof lansował tezę, że myślenie filozoficzne i myślenie religijne całkowicie się wykluczają i nie mogą współistnieć w tym samym umyśle. Taki pogląd był zbieżny z twardogłową odmianą filozofii pozytywistycznej, ale Croce jako neoheglista stał poza pozytywizmem i samo zainteresowanie jego myślą świadczyło już, że młody Amoroso Lima w swoich poszukiwaniach intelektualnych nie zamykał się w ciasnym pozytywistycznym kręgu. Brazylijczyka fascynował również najbardziej wpływowy przedstawiciel francuskiego odłamu „filozofii życia” – Henri Bergson (1859-1941), jeden z autorów, którzy na przełomie XIX i XX wieku doprowadzili do antypozytywistycznego przełomu w światowej filozofii. Podczas pobytu w Paryżu Amoroso Lima w 1913 r. osobiście słuchał wykładów Bergsona na Sorbonie.

Najważniejszy przełom w jego biografii nastąpił w roku 1928, kiedy Amoroso Lima, już jako człowiek dojrzały, nawrócił się na katolicyzm. Swoim wpływem dokonał tej przemiany – w ostatnim roku własnego życia – Jackson de Figuereido (1891-1928), najgłośniejszy w Brazylii pisarz i publicysta katolicki (sam konwertyta), przez niektórych nazywany „brazylijskim Veuillotem”. Oddziaływanie Figuereidy przywiodło Amorosa Limę nie tylko do wiary, ale również do pragnienia realizacji apostolstwa w życiu publicznym. Figuereido założył w 1921 r. czasopismo „A Ordem” (sam wybór tytułu tego katolickiego periodyku był już polemiką z dewizą brazylijskiego pozytywizmu – „Ordem e progresso”), a w 1922 r. Centrum im. Dom Vitala – organ walki z indyferentyzmem religijnym i z ideami propagowanymi przez wolnomularstwo. Patronem tej instytucji został biskup Vital Maria Gonçalves de Oliveira (1844-1878), prześladowany, a być może również uśmiercony przez masonerię. Gdy Figuereido zmarł przedwcześnie, Amoroso Lima zastąpił go na stanowiskach redaktora pisma i kierownika Centrum.

Wojna domowa

W 1932 r. w Brazylii wybuchła wojna domowa, wzniecona przez przeciwników obowiązującej konstytucji. Walki trwały przez kilka miesięcy, dopóki prezydent Getúlio Vargas (1882-1954) w imię zakończenia konfliktu nie zarządził wyborów do Zgromadzenia Konstytucyjnego. W celu wprowadzenia do niego jak największej liczby kandydatów wyznających zasady i wartości chrześcijańskie jesienią pod patronatem Kościoła zawiązano Katolicką Ligę Wyborczą. Amoroso Lima został jej sekretarzem generalnym. Wybory odbyły się w maju 1933 r., a wyłonione w nich Zgromadzenie Konstytucyjne rozpoczęło obrady w listopadzie. Parlamentarzyści wprowadzeni do Zgromadzenia przez Ligę dzięki pracy organizacyjnej Amorosa Limy walnie wpłynęli na kształt nowej konstytucji Brazylii, przyjętej 30 maja 1934 r. Zdołali umieścić invocatio Dei w jej preambule, a we właściwym tekście m. in. artykuły o nierozerwalności małżeństwa, nauczaniu religii w szkołach, wprowadzeniu kapelanów do wojska i do więzień, przywróceniu praw wyborczych duchownym, niedzieli jako dniu wolnym od pracy, objęciu kleryków służbą zastępczą zamiast zwykłej służby wojskowej. Oznaczało to odwrócenie laickich, nieprzyjaznych religii rozwiązań zadekretowanych w poprzedniej konstytucji z 1926 r.

W trakcie kryzysu konstytucyjnego w Brazylii narodził się ruch integralistów. W 1931 r. zasiadający od paru lat w parlamencie powieściopisarz i publicysta Plinio Salgado (1895-1975) ogłosił „Manifest Legionu Rewolucyjnego”, a w październiku 1932 r. założył Brazylijską Akcję Integralistyczną. Integralizm był rodzimą wersją faszyzmu. Członkowie AIB nosili uniformy z zielonymi koszulami; jako organizacyjnych pozdrowień używali salutu rzymskiego i okrzyku „Anaue” (słowo zaczerpnięte z języka Indian Tupi). Salgado jako Szef Krajowy otoczony został kultem wodzowskim. Jako swój znak, umieszczony na flagach oraz opaskach noszonych na ramieniu przez działaczy, organizacja przyjęła czarną literę E w białym kole na niebieskim tle. W 1937 r. organizacja osiągnęła liczebność 250.000 członków. Była ruchem typowo miejskim. Jej szeregi zasilali głównie robotnicy, uczniowie, urzędnicy, zawodowi żołnierze. Nie cieszyła się za to popularnością wśród właścicieli ziemskich ani ludności murzyńskiej i indiańskiej (mimo, że w swojej symbolice częściowo nawiązywała do kultury tej ostatniej). Często natomiast przyłączali się do niej biali emigranci z krajów europejskich. Amoroso Lima sympatyzował z Brazylijską Akcją Integralistyczną w pierwszych latach jej działalności, później jednak stracił dla niej zainteresowanie.

Czas pokazał, że chyba miał po temu powody. Jak na ugrupowanie faszystowskie, integraliści okazali się ruchem skrajnie niezdyscyplinowanym, co znalazło wyraz w fakcie, że bez wiedzy swojego przywódcy (sic) w nocy z 10 na 11 maja 1938 r. podjęli próbę obalenia siłą prezydenta Vargasa, sprawującego od 1937 r. rządy autorytarne. Przebieg zamachu stanu okazał się groteskowo wręcz nieudany. Bojówki AIB zaatakowały pałac prezydencki, lecz organizatorzy zamachu nie wydali na czas broni części grup bojowych, w wyniku czego prezydentowi i jego sekretarzom udało się samodzielnie (bo nikogo innego w środku nie było) zatrzymać atakujących przy użyciu jednego rewolweru. Mogli również wezwać pomoc, ponieważ wyprawione w miasto grupy dywersyjne AIB nie pomyślały o odcięciu linii telefonicznych łączących najważniejsze urzędy. Zamachowcom udało się tamtej nocy opanować tylko jeden gmach rządowy – Ministerstwo Marynarki, gdzie zostali wpuszczeni bez walki, ponieważ większość jego personelu należała do AIB. Tymczasem zaalarmowany przez prezydenta szef sztabu generalnego brazylijskiej armii naprędce zebrał dwunastu żołnierzy, których miał pod ręką oraz grupkę urzędników, na ich czele dotarł piechotą (bo nie dysponowano żadnymi pojazdami) pod pałac prezydencki i rozpędził integralistów [2]. Rząd Vargasa przyjął zapewnienia Szefa Krajowego o nieznajomości planów zamachowców i zgodził się wstrzymać od jego aresztowania w zamian za natychmiastowe opuszczenie kraju. Salgado emigrował do Portugalii, gdzie uzyskał stanowisko profesora na uniwersytecie w Coimbrze. Do Brazylii powrócił po dymisji Vargasa w 1945 r.

Gdy rozgrywał się upadek Brazylijskiej Akcji Integralistycznej, Amoroso Lima był już od kilku lat pochłonięty zupełnie innym dziełem. Realizując wskazania papieża Piusa XI, organizował Brazylijską Akcję Katolicką. W 1935 r. został jej pierwszym prezesem i pełnił tę funkcję przez następne dziesięć lat. W tym też okresie odkrył myśl najbardziej chyba wpływowego wtedy filozofa katolickiego na świecie, Jacquesa Maritaina (1883-1972). Francuski neotomista pod koniec lat trzydziestych sformułował projekt „ustroju personalistycznego”. Miał on się opierać na korporacjonizmie i silnej pozycji „arystokracji pracy” w sferze społeczno-ekonomicznej, przy zachowaniu pluralizmu w sferze politycznej. Jako taki miał stanowić pozytywną alternatywę dla faszyzmu i komunizmu w polityce oraz forsowanego przez te kierunki etatyzmu lub kolektywizmu w ekonomii. Amoroso Lima stał się gorącym propagatorem konserwatywnych koncepcji Maritaina. Po ustąpieniu w 1945 r. ze stanowiska prezesa Akcji Katolickiej, którego piastowanie pociągało za sobą obowiązek wstrzymywania się od bezpośredniego udziału w życiu politycznym, był gotów do walki o ich realizację.

Brazylijska Chadecja

W 1947 r. z jego inicjatywy powstała Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna (PDC). Amoroso Lima sam napisał jej manifest. Ambicje jego nowego projektu sięgały poza granice jednego kraju. W 1949 r. wziął udział w powołaniu do życia tzw. Ruchu Montevideo – platformy współpracy i wzajemnego wsparcia ugrupowań chrześcijańsko-demokratycznych w całej Ameryce Łacińskiej. Na scenie politycznej Brazylii PDC miała jednak pozostać ugrupowaniem mniejszościowym.

W 1951 r. Vargas powrócił do władzy. Po jego samobójczej śmierci wybory nowego prezydenta miały odbyć się w 1956 r. W kampanii przedwyborczej prowadził Juscelino Kubitschek, kandydat Partii Socjaldemokratycznej założonej przez Vargasa. Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna poparła jego głównego rywala, generała Juareza Távorę, kandydata prawicowej Unii Narodowo-Demokratycznej. Niewielką przewagą głosów wygrał Kubitschek [3]. Rządził do 1961 r., a po zakończeniu przezeń kadencji jego kurs kontynuował kolejny prezydent z Partii Socjaldemokratycznej, Joao Goulart, skądinąd wcześniej minister pracy, przemysłu i handlu w rządzie Vargasa.

W 1959 r. Amoroso Lima z nadzieją przyjął zwołanie soboru powszechnego przez Jana XXIII, jak wielu żarliwych katolików spodziewając się, że Sobór Watykański II otworzy drogę do duchowej odnowy katolicyzmu. Tym bardziej, że wśród ojców soborowych wyraźnie dawało o sobie znać zainteresowanie myślą Maritaina, które zostało szczególnie podkreślone, gdy nowy papież Paweł VI pod koniec obrad Soboru złożył „przesłanie do intelektualistów” świata właśnie na ręce francuskiego filozofa.

Ale jak się okazało, to w trakcie Soboru Watykańskiego II na Partię Chrześcijańsko-Demokratyczną spadł cios. 30 marca 1964 r. generał Humberto Castelo Branco w drodze zamachu stanu obalił rząd Goularta, rozpoczynając dwudziestoletni okres proamerykańskiej dyktatury wojskowej w Brazylii. Oznaczało to zasadniczą zmianę sytuacji również dla chadeków. Castelo Branco po dokonaniu przewrotu szybko zdelegalizował istniejące partie polityczne i zmusił je do samorozwiązania. Wśród zlikwidowanych stronnictw była również Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna. Nastanie proamerykańskiej, „antykomunistycznej” dyktatury wojskowej położyło kres dziełu Alceu Amorosa Limy. On sam zasiadał następnie przez kilka lat w watykańskiej Komisji „Iustitia et Pax” utworzonej przez papieża Pawła VI. Zmarł 14 sierpnia 1983 r. Żył jako oblat benedyktyński, a po śmierci spoczął w starym opactwie benedyktynów pod wezwaniem Matki Bożej z Montserrat, w swoim rodzinnym Rio de Janeiro.

Pokolenie przywódców Chadecji

Amoroso Lima należał historycznie do wielkiego pokolenia przywódców i polityków Chrześcijańskiej Demokracji. Ludzie ci dorastali w świecie sprzed 1914 r., który na zawsze pozostał w ich pamięci. Polityczne doświadczenie zdobywali we wstrząsanym radykalizmami okresie międzywojennym. Byli naocznymi świadkami zagłady resztek dawnego świata w latach 1939-1945. Ale swoją właściwą dziejową rolę odegrali dopiero później, kiedy w zmienionych, trudnych warunkach odbudowywali porządek polityczny, starając się odgrzebać dla niego spod ruin II wojny światowej stare cywilizacyjne podstawy – na tyle, na ile się dało.

We Francji tę pokoleniową formację reprezentował otoczony partyzanckim nimbem z czasów wojny Georges Bidault (1899-1983), przewodniczący Ludowego Ruchu Republikańskiego (MPR). Amerykański historyk Walter Lacqueur tak charakteryzował tę partię: „W pierwszych latach Republiki głosowali za nacjonalizacją kluczowych dziedzin przemysłu gospodarki narodowej. Polityka MPR wspierała nacjonalizację wszędzie tam, gdzie wielki biznes sprawował kontrolę nad administracją publiczną, gdzie wielka prywatna finansjera zagrażała niezależności państwa, wreszcie tam, gdzie przestała funkcjonować inicjatywa prywatna. Do stycznia 1946 roku partia ta ściśle współpracowała z de Gaullem. Bardzo ostro przeciwstawiała się polaryzacji polityki światowej w wersji zimnowojennej i starała się pełnić rolę »trzeciej siły« – najpierw między komunistami a ich wrogami, a następnie pomiędzy de Gaullem a jego przeciwnikami” [4].

Wypracowanie „trzeciej pozycji” między Zachodem a Wschodem i między kapitalizmem zapatrzonym w amerykańską giełdę a socjalizmem zapatrzonym w Sowiety byłoby gwarancją politycznej niezależności, której tak bardzo potrzebowała Europa w latach powojennych. Bidault umiał też złożyć dowody niezależności osobistej: podczas II wojny światowej przewodniczący gaullistowskiej Narodowej Rady Ruchu Oporu, po wojnie opowiadał się zdecydowanie za utrzymaniem Algierii jako części państwa francuskiego, a kiedy prezydent de Gaulle zgodził się na secesję Algierii, Bidault znowu został przewodniczącym Narodowej Rady Ruchu Oporu, tylko, że kierującej antygaullistowską Organizacją Tajnej Armii (OAS).

MPR powinniśmy dziś postrzegać jako chorążego dziedzictwa Starego Kontynentu w warunkach podwójnej, radziecko-amerykańskiej okupacji. Taki też cel – stworzenie kontynentalnej potęgi gospodarczej, by zdeptana podczas wojny Europa mogła znów odgrywać rolę ważnego aktora polityki międzynarodowej niezależnie od USA – przyświecał „planowi Schumana” z 1950 r., dzięki któremu najważniejszy partyjny kolega Bidaulta, Robert Schuman (1886-1963), jest dzisiaj uważany za ojca integracji politycznej kontynentu. Wysiłki Schumana w tym kierunku wspierał Alcide de Gasperi (1881-1954), premier Włoch w latach 1945-1953 i przywódca włoskiej Chrześcijańskiej Demokracji. W swojej wizji zjednoczenia Europy de Gasperi inspirował się przykładem Kościoła katolickiego, zgodnie łączącego narodowe partykularyzmy wewnątrz uniwersalnej struktury. Pozostaje też znamieniem ich politycznego charyzmatu fakt, że w samym Kościele trwają dziś procesy beatyfikacyjne Schumana i de Gasperiego.

Democrazia Cristiana w pierwszych latach powojennych tworzyła również ciekawy konglomerat ideowy. Lewe skrzydło włoskich chadeków, prosocjalne i związkowe, sprzeciwiało się uzależnieniu państwa od USA, domagając się neutralności w polityce zagranicznej i niewiązania Włoch z blokiem zachodnim ani wschodnim; kierowali nim Amintore Fanfani (1908-1999, premier w 1954 r.) i Giovanni Gronchi (1887-1978, prezydent w latach 1955-1962), dawny wiceminister w pierwszym rządzie Mussoliniego. Prawemu skrzydłu partii przewodził Luigi Gedda (1902-2000), przed wojną jeden z liderów Akcji Katolickiej we Włoszech, a zarazem… propagator eugeniki i sygnatariusz „Manifestu rasowego” faszystowskiego rządu z 1938 r. Ustrój demokratyczny został Italii narzucony – podobnie jak Japonii – przez amerykańskiego okupanta, wokół Geddy gromadzili się jednak zwolennicy utrzymania we Włoszech silnych rządów na wzór poprzednich epok i nadania nowemu porządkowi politycznemu charakteru „demokracji autorytarnej”.

Tę ostatnią koncepcję zrealizował jednak przede wszystkim przywódca niemieckiej chadecji, katolicki kanclerz Konrad Adenauer (1876-1967). Lewicowi politolodzy zaliczają rządy Adenauera w Niemczech w latach 1949-1963 do reżimów faszystowskich – i dlaczegóżby się z nimi w tej kwestii nie zgodzić, przynajmniej częściowo? Adenauer zajmuje obok Schumana i de Gasperiego miejsce w panteonie ojców politycznego zjednoczenia kontynentu, które od początku wspierał. A wspierał, bo nie ufał Amerykanom i chciał budowy potęgi europejskiej zdolnej do niezależności od Stanów Zjednoczonych.

Chrześcijańska demokracja jako kierunek polityczny weszła obecnie w stan zaniku. W związku z tym w Polsce pojawiają się ostatnio głosy mówiące o potrzebie odrodzenia chadecji – w naszym kraju, czy nawet w całej Europie. Może i słusznie, jeśli przez odrodzenie chadecji rozumieć powrót do wymienionych tu wzorców historycznych – a nie reanimację mdłych, letnich, miałkich ideowo projektów spod znaku dzisiejszego polskiego PSL czy Szymona Hołowni.

Adam Danek

[1] Adam Danek, „Kultura duchowa pozytywizmu”, „Myśl Polska”, 2022, nr 51-52.

[2] Karl von Ritter, ambasador III Rzeszy w Sao Paulo, w raporcie sytuacyjnym wysłanym do Berlina napisał, że „podobnie złe wykonanie zamachu stanu mogło się zdarzyć jedynie w takim kraju jak Brazylia”.

[3] Odnotujmy także, że w wyborach z 1956 r. ostatnie miejsce z wynikiem ok. 8,3% głosów zajął Plinio Salgado.

[4] Walter Lacqueur, „Historia Europy 1945-1992”, przeł. Roman Zawadzki, Londyn 1993, s. 159.

Myśl Polska, nr 29-30 (16-23.07.2023)

fot. public domain

 

Redakcja