OpiniePolskaŚwiatTomasz Gryguć na Białorusi, czyli dyplomacja oddolna

Redakcja12 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

Polak pojechał na Białoruś, spotkał się z przedstawicielami tamtejszej władzy, przemawiał w białoruskim parlamencie, udzielił wywiadów dla czołowych mediów, został zaproszony do fabryki ciężarówek MAZ oraz odbył wiele rozmów ze zwykłymi Białorusinami.

To wszystko miało miejsce w kwietniu 2023 roku, kiedy „niechęć” wobec niegdyś bratniego nam narodu osiąga poziom ocierający się o szaleństwo. Rzecz jasna, nie poinformowano o tym w mediach głównego nurtu, nie rozpisywano się w prasie, nie wspomniano o tym (choćby zdawkowo), nawet na internetowych portalach tzw. drugiego obiegu. Nie omieszkał jednak we właściwy sobie, prymitywny sposób skomentować tego wydarzenia niejaki Stanisław Żaryn, minister, który zdaje się już uprawiać własną politykę zagraniczną za pomocą tak wyrafinowanych metod jak alerty twitterowe.

Tak bowiem nasi „wielcy strategoni” prowadzą coś, co sami nazywają „polityką wschodnią” – stanowcze twitty, płomienne przemówienia, groźne miny (niekończące się źródło memów) oraz deklaracje dryfujące coraz dalej ku absurdowi, ze względu na zbliżające się wybory. To wszystko jest oczywiście skierowane do wewnątrz i stanowi ni mniej, ni więcej element coraz bardziej siermiężnej inżynierii społecznej. Przecież absolutnie nikt (nie wyłączając strony ukraińskiej) w obecnej rozgrywce nie traktuje naszej „klasy politycznej” poważnie. Jakież to znamienne. Signum temporis.

W tych oparach absurdu codziennego „psychiatryka” zwanego III RP znalazł się ktoś, kto zrobił coś prawdziwego i można się z nim zgadzać, bądź nie, ale jako obywatel wykonał tę pracę, którą powinna wykonywać skupiona na sobie władza.

Zdobył się na to Tomasz Gryguć, znany również jako Pan Nikt (pod tym pseudonimem pisze książki). Pisarz, poeta, językoznawca, publicysta, analityk stosunków międzynarodowych i historii, a nade wszystko obserwator rzeczywistości, który z właściwą sobie ostrością pióra oraz specyficznym poczuciem humoru dzieli się z czytelnikami efektem swoich obserwacji. Już wkrótce pisarz udzieli nam wywiadu, w którym zapytam o szczegóły wizyty na Białorusi, poniżej zaś zamieszczamy jako pierwsi przemówienie Tomasza Grygucia w parlamencie białoruskim.

Bartosz Iwicki

Przemówienie wygłoszone 19 kwietnia w Mińsku w języku rosyjskim przed Komisją ds. Stosunków Białorusko-Polskich oraz Komisją ds. Stosunków Międzynarodowych w Parlamencie Białorusi

Szanowni Państwo,

Dziękuję za zaproszenie i możliwość wypowiedzenia kilku uwag w parlamencie Białorusi. To odpowiednie miejsce, w którym przedstawiciel sąsiedniego narodu może przemówić do sąsiadów. Dialog, rozmowa, dobre relacje z sąsiadem są niezmiernie ważne w codziennym życiu zwykłego człowieka, jak i w relacjach miedzy państwami.

Jestem polskim pisarzem, analitykiem, poetą i cieszę się, że mój skromny głos, głos Polaka może wybrzmieć tu w Mińsku. Zachowując proporcję i trzeźwo oceniając moją pozycję, myślę, że nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że opinie tutaj wygłoszone przeze mnie pokrywają się z opiniami większości  realistycznie myślących i oceniających bieżącą sytuację polityczną Polaków.

Pozwalam sobie wyrazić tutaj nadzieję, że mój głos nie jest tylko pojedynczym głosem, ale reprezentuje znaczną część polskiej opinii publicznej, opinii, która jest przemilczana, zepchnięta na margines, bo nie pasuje do „standardów społeczności” Facebooka, Twittera, YouTube, nie mówiąc o zakłamanym oficjalnym systemie informacyjnym, ale  mimo to jest ona trwale obecna w tzw. drugim i trzecim obiegu przestrzeni informacyjnej, poza propagandowym mainstreamem i w tym charakterze pozwalam sobie tu wystąpić przed Państwem. To głos rozsądku, realizmu, głos patrioty polskiego, który kocha swój kraj, swoją Ojczyznę.

Przybyłem tu także motywowany tym, aby uzmysłowić sąsiadom białoruskim, że w Polsce nie wszyscy oszaleli, nie wszyscy stracili rozum i umiejętność zdrowej oceny sytuacji, zatracili prawo do podmiotowego myślenia, mówienia i działania.

Przyjechałem tu także, ja: zwyczajny pisarz, Polak, pozdrowić Białorusinów od Polaków. Jechałem tu wprost z Warszawy przez Waszą piękną ziemię i dumny jestem z tego, że mogę przyczynić się, pomóc w budowaniu dobrych relacji między naszymi Narodami i krajami. To moja, nasza odpowiedzialność przed historią. Robimy, co możemy. Co w naszej mocy.

My w Polsce nie chcemy żadnej wojny. My w Polsce nie chcemy walczyć przeciwko sąsiadowi. My w Polsce nie chcemy żadnych murów na granicy. My w Polsce chcemy żyć w spokoju, w zgodzie z innymi. Chcemy rozwijać się z sąsiadami z wzajemnym poszanowaniem interesów.

Tukidydes napisał kiedyś: „Sekretem szczęścia jest wolność. A sekretem wolności jest odwaga”. Nam, Polakom, odwagi nie brakuje, choćby po to, aby mówić prawdę i nazywać rzeczy po imieniu.

To nasze dwa kraje poniosły ogromne straty podczas II wojny światowej, to przez nasze ziemie, które nazywam Terytoriami Przemarszu, przewaliła się machina grozy, zniszczenia i śmierci. Miliony ludzi zginęło, miliony domów zniszczono.

Nikogo w Europie, a nas szczególnie – Białorusinów i Polaków –  nie stać na powtórkę męki i krwi naszych Narodów. I przerażające jest to, że obecnie wisi nad nami groźba konfliktu.

Na naszych oczach rozpada się dotychczasowy porządek światowy. Powstaje nowa architektura systemu globalnego.  Stany Zjednoczone za pomocą bezwzględnych, jednostronnych ruchów, dokonują rewizji ładu międzynarodowego.  Trwa walka między Zachodem, Zachodem, który rozpada się, jest w głębokim kryzysie, pogrążony jest w dekadencji, autodestrukcji i dynamicznie traci na znaczeniu, a całym Globalnym Wolnym Światem, na którego czele stoją Chiny i Rosja.

Z tej konfrontacji wyłoni się świat wielobiegunowy, świat z wieloma regionalnymi i ponadregionalnymi centrami przyciągania geopolitycznego, takimi jak: Chiny, USA, Rosja, Indie, Brazylia, ale także Turcja, Iran, Japonia, Europa.

Mówi się, że Waszyngton zaakceptował ten obiektywny proces i pogodził się z tym, że będzie jednym z równorzędnych wiodących globalnych graczy, a nie hegemonem o wyjątkowej pozycji, a to, co się dzieje nad Dnieprem, wokół Tajwanu, Iranu, Zachodnich Bałkanów, Południowego Kaukazu to negocjacje prowadzone przez USA z Rosją i Chinami, także za pomocą, jak w przypadku Ukrainy – narzędzi wojennych. Tak czy inaczej trwamy w bardzo niebezpiecznym czasie, bowiem negocjacje nie wykluczają wojny, a  sytuacja w naszym regionie może rozwinąć się w sposób szybki i nieprzewidywalny.

Nasz region jest tylko funkcją w relacjach amerykańsko-rosyjskich, a odległe mocarstwo morskie, jakim jest Ameryka, zawsze traktowała i traktuje interesy krajów europejskich  całkowicie transakcyjnie. I widzimy to. Słynne Dark Winter zapowiadane przez  Bidena okazało się brutalnym wygaszaniem, dezindustrializacją, zabiedzeniem zwasalizowanej Unii Europejskiej. Amerykanie – jeśli przyjąć, że pogodzili się z osłabieniem swoich wpływów na półwyspie europejskim – niszczą zajmowany przez siebie obcy teren, tak jak niszczy go armia opuszczająca okupowane terytorium.

Amerykanie niszczą konkurencję ekonomiczną oraz dbają o to, aby Europa wstawała na nogi długo, aby przez dłuższy czas nie była atrakcyjna dla Chin i Rosji. Aby odbudowa tej masy upadłościowej obciążała antagonistów w Pekinie i w Moskwie. Przyspieszy to jeszcze bardziej obiektywny proces utraty znaczenia Europy na mapie geopolitycznej świata. Europę czeka  peryferyzacja wobec Rosji i Chin.

Ameryka używa Ukrainy jako szpady wymierzonej w serce Rosji; próby Waszyngtonu zniszczenia Rosji skazane są na porażkę, Rosja nie tylko przetrwa tę narzuconą jej przez USA konfrontację, ale wyjdzie z niej silniejsza.

Zmagania nad Dnieprem, które doprowadziły do klęski, upadku i zniszczenia Ukrainy, zsomalizowania jej terytorium, wyludnienia, wybiedzenia sterroryzowanych przez reżim kijowski pozostałych tam ludzi i trwałego przyłączenia części terytorium do Rosji, są także skierowane przeciw Chinom. Powstrzymany został proces budowy chińskiego Jedwabnego Szlaku, który miał m.in. wieść przez terytorium Ukrainy. To wszystko wpisuje się w strategię amerykańską.

Można zakładać, że Waszyngton, choćby z powodu zbliżających się wyborów prezydenckich w USA,  nie tylko nie jest gotów do negocjacji z Moskwą, ale jest zainteresowany w dalszej eskalacji wywołanego przez siebie ogromnego kryzysu europejskiego. Tym niemniej, nie można jednocześnie wykluczyć taktycznego zbliżenia między antagonistami.

W Polsce  z głębokim niepokojem zauważamy nie tylko wieloletnią, całkowitą, z winy Warszawy degradację relacji z naszymi najważniejszymi sąsiadami na Wschodzie, czyli z Rosją i Białorusią, ale także wywołuje nasze oburzenie i niezgodę fakt, iż warszawscy wykonawcy dyrektyw płynących z Waszyngtonu uczynili z Polski zaplecze frontowe dla amerykańskich działań wojennych na Ukrainie, rezerwuar broni, środków finansowych, paliw, gazu, zaplecze utrzymujące u siebie na koszt podatnika wielomilionową rzeszę osadników ukraińskich, których napływ zmienił trwale układ etniczny naszego kraju.

Koszty tego wszystkiego, koszty nie naszej wojny, w postaci drożyzny, ogromnej inflacji, utraty miejsc pracy, bankructw wielu polskich małych i średnich firm, rosnącej biedy Polaków, ponosimy my – Polacy. Z naszej kieszeni, z naszych podatków utrzymujemy po prostu część narodu ukraińskiego przebywającą na naszym terytorium. ONZ w swoich raportach nazwała ten transfer zasobów  największą migracją od czasów II wojny światowej.

Oceniamy to jako element wojny hybrydowej – bez użycia sił zbrojnych, bez jawnego podboju, została podbita, to dobre słowo, adekwatne, właściwie cała Polska. W samym Wrocławiu żyje sobie spokojnie ponad 250 000 Ukraińców. To więcej niż żyje Polaków w całej Gdyni. Jeśli nie jest to podbój, to czym to jest?

Władimir Lenin powiedział: „Trzeba pokazać ludziom na konkretnych przykładach, jak wielką tajemnicą otoczone jest powstawanie wojny …”. My, Polacy, ślepi i głupi nie jesteśmy, widzimy co się dzieje, zatem, idąc krok dalej w analizie – spójrzmy, jak może rozwinąć się sytuacja w Europie Środkowej.

Sądzimy, że Amerykanie w obliczu klęski swojego projektu ukraińskiego, będą chcieli ratować co się da z tej całej katastrofy i spróbują, za pomocą wykonawców swojej polityki w Warszawie i Kijowie, ogłosić powstanie czegoś na kształt geopolitycznej Konfederacji Polsko-Ukraińskiej. Polacy tymi hasłami, tą propagandą o braterstwie, wspólnocie politycznej, wspólnocie interesów polsko-ukraińskich są karmieni co najmniej od roku.

Ten geopolityczny merger, ta geopolityczna fuzja będzie miała na celu ratowanie resztek ruin ukraińskich w postaci Zachodniej Ukrainy i okręgów centralnych, z Kijowem na czele. Cała machina propagandowa użyta zostanie, by wytłumaczyć wszystkim – jakkolwiek by to głupio i naiwnie nie brzmiało – że to połączenie nie odbywa się pod sztandarem ani NATO, ani UE, ale pod sztandarem – uwaga! – nawiązania do tradycji I Rzeczpospolitej, zgodnie z którą Polska i Litwa pomagają swojej trzeciej siostrze, która kiedyś była częścią I RP – Ukrainie.

Waszyngton nie takie głupie konstrukcje tworzył i wmawiał ludziom;  ta akcja przyłączenia Ukrainy do Polski pod sztandarem tradycji I RP miałaby potencjalnie nie doprowadzać bezpośrednio do wybuchu wojny światowej. Brzmi to pozornie mało realistycznie, biorąc pod uwagę jakość polityki amerykańskiej, ale jest bliżej jest do realizacji tego, niż myślimy. Do objęcia kuratelą Waszyngtonu całego terytorium byłej I RP potrzebna byłaby obok Pribałtyki – bardzo ważna część składowa tego nowego ciała geopolitycznego: Białoruś.

Byliśmy świadkami próby wywrócenia, majdanizacji Białorusi latem 2020 roku. Mińsk, dzięki poparciu społecznemu dla prezydenta Aleksandra Łukaszenki, a  także dzięki wsparciu sojuszników z Moskwy i Pekinu, obronił wtedy swoją niepodległość. Elementem amerykańskiej gry w naszym regionie, nowego rozdania, wraz z ogłoszeniem fuzji polsko-ukraińskiej będzie próba wywołania powstania na Białorusi. Próba wywołania chaosu na Waszych ziemiach z wykorzystaniem agentury, obcych aktorów oraz nielicznych renegatów i zdrajców, co miałoby wsparcie wiodących zachodnich mediów, dzięki któremu małe, lokalne rozruchy urosłyby w oczach zachodnich odbiorców do  rangi wielkiego powstania przeciw Łukaszence.

W ramach tej  akcji Amerykanie mogliby doprowadzić do aktów dywersji na terenie Elektrowni Atomowej w Ostrowcu, aby  nagłośnić światu, że doszło do skażenia nuklearnego, do drugiego Czarnobyla, co w połączeniu z „wybuchem powstania”, miałoby udowodnić, że władza w Mińsku nie panuje już nad własnym terytorium. Wszystko to byłoby skrajnie groźne nie tylko dla Białorusi, ale i dla Polski. Polska stanie się po prostu stroną konfliktu (już właściwie jest: biorąc pod uwagę jej zaangażowanie na Ukrainie i skandaliczne wieloletnie antybiałoruskie działania warszawskiego rządu), stroną konfliktu ze wszystkimi konsekwencjami.

Próby destabilizacji Białorusi mogą skończyć się konfliktem regionalnym, europejskim, a nawet światowym. Ani Mińsk, ani Moskwa, nie mogą sobie pozwolić na taki rozwój wydarzeń i to, co wydaje się obecnie szaleństwem, może być w planach Ameryki realnym scenariuszem. Oni mogliby chcieć wyjść z twarzą z całej te katastrofy, dla Waszyngtonu byłaby to dalsza część negocjacji z Moskwą. Dla nas Polaków i Białorusinów – to kwestia przeżycia. Przecież główne zmagania zbrojne będą przebiegały na naszych terytoriach, być może z użyciem taktycznej broni jądrowej. To, co kiedyś byłoby fikcją, obecnie jest poważnie rozpatrywane przez głównych graczy.

Polski interes narodowy, polskie bezpieczeństwo związane jest z Europą. My żyjemy tu. W Europie Środkowej. Prezydent Łukaszenko słusznie stwierdził, że sąsiadów się nie wybiera – są dani od Boga. W polskim interesie jest współtworzenie ponadregionalnego projektu: wolnej od wpływów amerykańskich Wielkiej Przestrzeni Eurazjatyckiej, składającej się z Europy i Azji (dodałbym jeszcze Afrykę). W naszym interesie są jak najlepsze stosunki z krajami naszego regionu, które także posiadają tu swoje żywotne interesy: z Rosją i Białorusią.

Ta wielka przestrzeń posiadałaby kilka silnych centrów przyciągania geopolitycznego; Chiny, Rosję, Indie, Niemcy, Turcję, Iran, Japonię (po uwolnieniu się z wasalnych związków z USA) itd.  Natomiast  Polska mogłaby być, z racji wielkości i potencjału, liderem naszego regionu, którego obecnie nie ma. Region nasz sterroryzowany jest przez USA. Nie mówi podmiotowym głosem, poza Węgrami.

My Polacy chcemy być podmiotem. Szanującym siebie i innych. Polska na tej platformie, w tej nowej konfiguracji geopolitycznej, która może wyłonić się w wyniku trwającej na naszych oczach rewolucji, czyli Wielkiej Przestrzeni Eurazjatyckiej, musiałaby znaleźć swoje miejsce między Niemcami a Rosją.

Sądzę, że jednym z rdzeni stabilizujących ten nowy układ byłby wojskowo-polityczny sojusz polsko-białorusko-rosyjski. Byłby on przeciwwagą dla aspiracji chińskich oraz niemieckich. Tak. To śmiała wizja, ale jest ona podyktowana rozsądkiem i realizmem z racji łączących nas wspólnych tradycyjnych wartości, związków cywilizacyjnych, etnicznych oraz wspólnej troski o bezpieczeństwo nie tylko naszego regionu, ale i Europy. Jeśli chcemy przetrwać, musimy odrzucić niepotrzebne stereotypy i klisze myślowe.

Teraz rozmrażany jest stary porządek. Po jego ponownym ułożeniu, wejdziemy w okres zamrażania, stabilizacji (nie wiemy jak długiej). Świat się zmienia. Wisi nad nami groźba III wojny światowej. Nasze dzieci będą pytały kiedyś, co zrobiliśmy, aby uczynić go lepszym do życia. Wierzę, że nie wszystko stracone, wierzę, że wygra zdrowy rozsądek i odpowiedzialność, że Białorusini i Polacy podadzą sobie ręce i dane nam będzie wspólne budowanie bezpiecznej i prosperującej przestrzeni dobrosąsiedzkiej, w której na pierwszym miejscu są nasze lokalne interesy i dobro naszych Narodów.

Wielki polski poeta Cyprian Norwid napisał: „Od osiemnastu wieków potężni i możni prowadzą wojny, ale to słabi i uciśnieni je wydają. Historia nie tylko jest wiadomością, ale i siłą nawet”. My znamy naszą historię. Wyciągnęliśmy z niej wnioski. Jesteśmy na tyle mądrzy i silni, by wykorzystać to dla zbudowania bezpiecznej i szczęśliwej przestrzeni dla naszych dzieci.

Dziękuję za uwagę.

Tomasz Gryguć

Myśl Polska, nr 19-20 (7-14.05.2023)

Redakcja