PublicystykaŚwiatPitoń: Mandaryn z gałązką oliwną

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Po trzydniowej wizycie w Moskwie Xi Jinping, żegnając się z Władimirem Putinem powiedział: „Teraz zachodzą zmiany, które nie miały miejsca od 100 lat. Razem napędzamy te zmiany”. Warto zatem spróbować odpowiedzieć na pytanie co Xi miał na myśli…

Pewnie większość z nas się domyśla, że chodzi o koniec Pax Americana. Zacznijmy od próby odpowiedzi na pytanie, czym była hegemonia USA? Nie mamy chyba wątpliwości, że w większości przypadków, rządy państw zachodnich nie reprezentują interesu społeczeństw. Co prawda, obowiązująca demokracja zrzuca winę na zły wybór obywateli, ale chyba wszyscy doskonale sobie zdajemy sprawę, że źródłem władzy nie jest wola społeczeństwa. Społeczeństwo robi to, co sugerują mu wszechobecne media. Dodatkowo system przymusu edukacyjnego zabiera dzieci rodzicom i praktycznie uniemożliwia wychowanie w stopniu, który by uodparniał młodych ludzi na wpływy tychże mediów.

W rezultacie otrzymujemy ogłupiałe społeczeństwo, które robi i myśli dokładnie tak jak sobie tego życzy rząd. Czy raczej, jak sobie tego życzą właściciele wielkich banków i korporacji, bo to oni faktycznie rządzą światem. A przynajmniej światem Zachodu. Ale skoro tak się sprawy mają, to czemu nie mówimy o hegemonii zachodnich banków i korporacji, tylko o hegemonii USA? Przecież banki i korporacje najczęściej mają charakter ponad narodowy? Myślę, że jeszcze lepszym pytaniem, byłoby pytanie, jak to się stało, że banki i korporacje uzyskały władzę większą niż państwa narodowe. Jak to się stało, że w świecie Zachodu rządy poszczególnych państw są najczęściej marionetkami w rękach ponadnarodowych banków emisyjnych i wielkich koncernów? W tym miejscu muszę Państwa uprzedzić, że prezentowane tutaj poglądy nie mają certyfikatu 100% prawdziwości, ale w obecnych czasach trudno taki certyfikat zdobyć.

Potęga banków

Otóż moim zdaniem źródłem gigantycznej władzy banków i korporacji jest proceder rezerwy cząstkowej. Czyli w skrócie – umiejętności kreowania pustego pieniądza. To nie jest miejsce na dokładne opisywanie historii tego procederu, wypada jednak w skrócie powiedzieć na ten temat kilka słów. Jak doskonale wiemy, idea zgromadzenia fortuny na skróty, że tak powiem, pochłaniała umysły wielu ludzi. Nie każdy bowiem ma talent do robienia pieniędzy, a prawie wszyscy chcieliby ich mieć jak najwięcej. Kiedyś w tym celu uprawiano sztukę alchemiczną, dzisiaj gra się w totolotka. Ale to bankierom udało się odkryć sposób na „magiczne” rozmnażanie pieniędzy.

Istotą tego pomysłu było zastąpienie pieniądza kruszcowego (złotego, czy srebrnego) papierowym certyfikatem wydawanym przez bank. Bardzo szybko się okazało, że mając w skarbcu uncję złota, można śmiało wypuścić do obiegu certyfikaty za 5, a nawet 10 uncji. Nie muszę chyba mówić, że bankierzy tych certyfikatów, nie rozrzucali na ulicy, tylko wymieniali na realne dobra. Próbowano sprzeciwić się temu procederowi w połowie XIX wieku, bo jest on niczym więcej, jak tylko oszustwem i kradzieżą, niestety silny związek tronów z bankierami storpedował ukrócenie tych praktyk. Potęga bankierów, budowana na nieuczciwie powiększanych majątkach rosła. Dokładnie nie wiadomo gdzie i kiedy powstał pomysł doprowadzenia do utworzenia światowego rządu, ale skoro rozmawiamy o detronizacji Ameryki i przypomnimy sobie procesy centralizowania świata, które domykały się zaledwie kilka lat temu… Książka Francisa Fukuyamy Koniec historii, szybka integracja Unii Europejskiej, tworzenie Unii Amerykańskiej i Azjatyckiej, próby marginalizowania państw narodowych, tworzenia ponadnarodowych instytucji, takich jak WHO czy Bank Światowy, to musimy przyznać, że projekt ten, mimo, że jego realizacja była rozpisana na ponad 100 lat, prawie się udał.

Plan był taki, żeby przejąć sterowanie nad państwem, które ma największą szansę, by wygrać rywalizację o hegemonię. Pewnie nie było łatwo się zdecydować. Pod koniec XIX wieku hegemonem była Wielka Brytania. Nasuwa się oczywiste pytanie: dlaczego bankierzy po prostu nie przejęli sterowania nad Brytyjczykami? Albo czemu nie mogli przejąć kontroli nad wszystkimi ówczesnymi imperiami i w drodze rokowań i rozmów nie doprowadzili do utworzenia światowego rządu? Przecież pod koniec XIX wieku prawie każde europejskie państwo miało bank centralny. Zatem spora kontrola nad politykami była. A jedynie Stany Zjednoczone przez cały XIX wiek opierały się próbom zainstalowania Banku Centralnego. Stany zjednoczone, ustami swoich ojców-założycieli, wyrażały się bardzo krytycznie na temat bankowości rezerwy cząstkowej, widząc w niej i w ludziach, którzy zajmowali się tym procederem wielkie zagrożenie.

Odpowiedź jest dosyć brutalna. Jako najbardziej skuteczne narzędzie do wprowadzania zmian, postanowiono użyć wojny. Słowem – traumy. Polegało to na tworzeniu konfliktu, eskalowaniu go, doprowadzaniu do wybuchu i finansowaniu obu stron. A w sytuacji, kiedy wszyscy mieli już serdecznie dosyć walki, krwi, zniszczeń, wprowadzano pokój, z pakietem obowiązkowych zmian, wmawiając ludziom, że to stary porządek doprowadził do barbarzyństwa wojny. Brytyjski historyk Antony Sutton, w swoich książkach uznaje, że metoda ta była praktycznym zastosowaniem heglowskiego procesu dialektycznego. Teza-antyteza-synteza. Konflikt i rozwiązanie. Metoda diaboliczna w swojej niemoralności. Niestety, skuteczna. Posiadała jednak pewne ograniczenia. Chcąc finansować obie strony konfliktu, należało mieć sprawne narzędzie do tego celu.

Niestety, bankierzy, rozwijając swoje umiejętności kreacji pieniądza z niczego, byli w stanie finansować coraz większe wojny. Dwie wojny światowe i rewolucja bolszewicka w Rosji były procesami, które utorowały drogę do hegemonii USA. Okres zimnej wojny był, według Antonego Suttona, tylko teatrem, w którym naprzeciwko siebie stały dwa twory kontrolowane przez bankierów. „Wolny Zachód” i wschodnie „Imperium Zła”. Celem tego teatru było straszenie zachodnich społeczeństw wizją wojny nuklearnej i tym samym usprawiedliwienie gigantycznych wydatków na zbrojenia, na które w okresie pokoju nikt by się nie zgodził.

Jak skonstruowany jest system kontroli i okradania świata nazywany Pax Americana? Podstawową strategią USA jest utrzymywanie wojen i konfliktów na Światowej Wyspie, czyli superkontynencie, w którego skład wchodzi Azja, Europa i Afryka.

Wojny, jakie Ameryka wywołuje, zubażają światową wyspę, dzielą ją. Powodują odpływ kapitału, który szuka bezpiecznych miejsc dla inwestycji. Ameryka, odgrodzona od niespokojnej Eurazji oceanami, wydaje się być idealnym miejscem do inwestowania. Wojny i konflikty na światowej wyspie, oprócz odpływu kapitału, powodują również odpływ najzdolniejszych ludzi, którzy instynktownie na kraj emigracji wybierają USA. W ten sposób Stany Zjednoczone posiadają znakomite warunki dynamicznego i bezpiecznego rozwoju. W obiegowej opinii wysokie standardy życia w USA są utożsamiane z uczciwością amerykańskiego państwa. W rzeczywistości fakt ten jest konsekwencją ograbiania pozostałej części świata z dóbr i kapitału intelektualnego.

Podczas konferencji w Bretton Woods w 1944 roku Amerykanie tydzień po lądowaniu na plażach Normandii zmusili większość państw świata do zaakceptowania faktu, że dolar będzie główną walutą rezerwową i rozliczeniową świata. Żeby ta propozycja „nie do odrzucenia”, jakby ją nazwał Don Vito Corleone, była lżej strawna, dolar w transakcjach międzynarodowych miał być wymienialny na złoto. Słowem, używanie go jako waluty rezerwowej i pieniądza do rozliczeń w handlu międzynarodowym wydawało się bezpieczne.

Po zakończeniu II wojny światowej pokonane imperia, takie jak Niemcy i Japonia, zdały sobie sprawę z tego, co się stało. Do państw świadomych przebiegłej gry bankierów z Wall Street należała, moim zdaniem, również Francja. I to właśnie Francuzi ośmielili się sprawdzić czy amerykański dolar jest faktycznie wymienialny na złoto. Pod koniec lat sześćdziesiątych wysłali Amerykanom sporą ilość banknotów, oczekując wymiany na złoto. Amerykanie je na złoto wymienili, ale zdając sobie sprawę z rosnącej potęgi Japonii i Niemiec, a co za tym idzie rosnącego importu, zrozumieli, że utrzymywanie wymienialności dolara na złoto było bardzo ryzykowne.

Ropa za dolary

W roku 1971 ostatecznie zerwano z wymienialnością dolara na złoto. Od tamtego czasu zastąpił ją obowiązek kupowania ropy naftowej za dolary. I stąd nazwa petrodolar. USA dysponujące potężnym aparatem przymusu zawarły kontrakt z Saudami, rodziną panującą w Arabii Saudyjskiej, że jako największy producent ropy naftowej na świecie będą ja sprzedawały wyłącznie za dolary. Każda próba zmienienia tego stanu rzeczy kończyła się w przyszłości inwazją sił zbrojnych USA na niepokorny kraj pod pretekstem braku demokracji, czy produkcji broni masowego rażenia.

Warto powtórzyć w tym miejscu, iż celem strategii USA było trzymanie państw światowej wyspy w stanie gospodarczego niedorozwoju, by zjednoczona i bogata Eurazja nie zrzuciła z siebie kajdan amerykańskiej okupacji. Mimo usilnych starań, nie udało się Amerykanom powstrzymać rozwoju przemysłowego Japonii i Niemiec. Pod koniec lat osiemdziesiątych USA przystąpiły do pacyfikacji ich rosnących aspiracji. W roku 1989 zamordowano prezesa Deutsche Bank, Alfreda Herrhausena. Polityka, jaką prowadził, nie dość, że była ukierunkowana na rozwój niemieckiego przemysłu, to jeszcze zakładała ekspansję niemieckich koncernów na szersze wody światowej finansjery. Prezes DB krytykował politykę Wall Street, która niszczyła Afrykę i inne kraje Trzeciego Świata. Przemawiał na różnych międzynarodowych gremiach apelując, by zmienić podejście do tych państw i anulować gigantyczne zadłużenie, które stało się wielką kulą u nogi ubogich gospodarek. Po zabiciu Herrhausena wymieniono głównych menagerów banku na Anglosasów. Niemcy powoli zostały przestawione z dynamicznej drogi rozwoju, którą kroczyły, na tor prowadzący pozornie do równie spektakularnego sukcesu, jakim miało być zjednoczenie Niemiec i realne przewodnictwo w tworzącej się Unii Europejskiej.

Wielu komentatorów uważa do dzisiaj UE za wieki sukces polityczny Niemiec, nie widząc, że jest tak naprawdę zgrabnie skonstruowaną pułapką. Widać to dosyć dobrze, gdy porównamy etos państwa niemieckiego z końca lat osiemdziesiątych i obecnie. Wówczas bycie Niemcem to było coś. Państwo niemieckie cieszyło się największym prestiżem wśród wszystkich państw świata. I to mimo gigantycznego stygmatu, jakim była dla Niemców II wojna światowa.

Dzisiaj niemiecka młodzież słucha tureckiego rapu. Społeczeństwo Niemiec zostało wymieszane z różnymi falami emigracji i po dynamizmie lat osiemdziesiątych pozostał już tylko cień. Niemiecka gospodarka, napędzana kiedyś przez świetnie funkcjonujący Deutsche Bank i najlepszą walutę świata – prawdziwą niemiecką Wunderwaffe – markę, dzisiaj powoli stacza się w mroki recesji. Helmut Kohl zapytany kiedyś, jak namówi Niemców do głosowania w referendum akcesyjnym do wejścia do strefy euro, żeby porzucili swoja ukochana markę, odpowiedział: „To proste, Nie zrobię referendum”. I w ten sposób Niemcy są jedynym krajem UE, w którym nie odbyło się referendum akcesyjne do strefy euro.

Drugą niepokojącą, wzrastającą gospodarką była Japonia. Znakomicie zorganizowana w strukturę rodzinnych karteli finansowo-gospodarczych zwanych zaibatsu, rozwijała się niezwykle dynamicznie. Japończyków zgubiła pewność siebie. FED przeprowadziła na nich dobrze zorganizowany atak za pomocą derywatów, opcji giełdowych, za pomocą których można obstawiać przyrosty lub spadki spółek, czy całych państw. Upraszczając wszystkie niuanse, FED założył się z Japończykami o to jak dynamicznie będzie się rozwijała Japonia.  Oczywiście, przygotowując wcześniej kłodę, którą rzuci się pod nogi Japończyków, by spowolnić jej rozwój. Kłoda nie była wielka, ale spowodowała przegranie zakładu. A sumy, o jakie się założono, były gigantyczne. Japończycy mówią, że straty poniesione w wyniku tej pułapki były większe niż te, które Japonia poniosła w wyniku II wojny światowej. Osobiście uważam, że to przesada. Faktem jest, że od tamtej pory Japonia ma gigantyczną kulę u nogi w postaci zadłużenia w wysokości 250% PKB. To zadłużenie jest głównie wewnętrzne, co wynika ze struktury gospodarki zbudowanej z zaibatsu. Ale to wcale nie polepsza sytuacji.

Chiny na horyzoncie

Przetrącanie kręgosłupów Niemiec i Japonii odbywało się w czasie, w którym Chiny pod wodzą Deng Xiaopinga nabierały pomału rozpędu. Lee Kuan Yew, wybitny polityk, ojciec –założyciel Singapuru był mentorem Denga. Być może to jemu Chiny zawdzięczają taktykę, jaką przyjął chiński przywódca, by wchodząc na drogę rozwoju nie podzielić losu Niemiec i Japonii. Testamentem politycznym Denga była doktryna 24 znaków: obserwujcie chłodno i spokojnie, zabezpieczajcie pozycje, zdobywajcie zaufanie, ukrywajcie własne możliwości, czekajcie na swój czas, nie wychodząc przed szereg; nie podnoście głowy, żądając przywództwa. Chiny w kamuflażu komunistycznego molocha epatującego ideologią weszły na drogę dynamicznej modernizacji, której efekty widzimy dzisiaj w całej okazałości. Ani Niemcom, ani Japonii, nie udało się urosnąć na tyle, żeby rzucić rękawicę Wall Street i spróbować zawalczyć o zdjęcie niewolniczych kajdan ze Światowej Wyspy. Chinom sztuka ta się udała.

Strategia wstrzymania wojen i konfliktów na kontynencie eurazjatyckim, jak napisałem, jest fundamentalną sprawą dla utrzymania amerykańskiej hegemonii. Zbigniew Brzeziński pisał, że kiedy dojdzie do sojuszu Chin, Rosji i Iranu, to będzie to koniec hegemonii USA. Dzisiaj dodatkowo chińska dyplomacja doprowadziła do nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Arabią Saudyjską, jeszcze niedawno głównym sojusznikiem USA, a Iranem, państwem dotychczas uznawanym na ważny punkt tzw. osi zła. Procesy jednoczące Światową Wyspę są zdecydowanie silniejsze niż próby podpalenia jej, które cały czas podejmowane są przez Wall Street. Dyplomacja Pekinu od ponad roku intensywnie lobbuje na rzecz rozwiązania kwestii palestyńskiej. Przy czym sympatie chińskie są zdecydowanie po stronie Palestyńczyków. Inspirowana przez Państwo Środka ONZ w ubiegłym roku, który był rokiem wojny na Ukrainie, najwięcej rezolucji potępiających wystosowała właśnie przeciwko Izraelowi i jego polityce antypalestyńskiej.

Nie przez przypadek zacząłem ten tekst od wskazania, iż głównym narzędziem do utrzymywania hegemonii USA jest dolar. Należy się spodziewać, że główną bitwą wojny o hegemonię będzie właśnie bitwa o pieniądz. Powstała w roku 2011 grupa BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, Afryka Południowa) od samego początku stawiała sobie jako najważniejsze zadanie podważenie systemu monetarnego zbudowanego na dolarze. Tłem konstytuowania się BRICS była tzw. arabska wiosna, w wyniku której miedzy innymi zamordowano Muammara Kadafiego, który próbował samodzielnie podważyć status dolara jako waluty rozliczeniowej w handlu ropą. USA jeszcze dekadę temu takich rebeliantów karały z bezwzględną surowością. Dzisiaj postępowanie Arabii Saudyjskiej, która ostentacyjnie gra Amerykanom na nosie, uchodzi płazem.

Upadający hegemon

Zadajmy teraz fundamentalnie pytanie: jaką strategię przyjął obecnie upadający hegemon? Globalizacja rozumiana jako wolny przepływ towarów i usług miała początkowo utorować drogę do światowego rządu. Skoro świat stał się jedną wielką wioską, to trzeba nim zarządzać centralnie dla dobra wspólnego. Tak, by zabezpieczyć planetę przed ewentualnymi ekstremizmami, które mogłyby tą sielankę zburzyć. Oczywiście globalizacyjna agenda jest wilkiem o owczej skórze, czego nie musze Państwu mówić. Wolny przepływ towarów i usług jest wartością, ale już demoliberalny porządek, który de facto oznacza demoliberalny terror i brak tolerancji dla kogokolwiek, kto by miał inny pomysł, na urządzenie życia zbiorowego, niczym dobrym nie jest. Dobrze opisał to zjawisko John Mearsheimer w książce Wielkie złudzenie. Demoliberalizm nie bierze jeńców, nie negocjuje. Żąda bezwzględnego podporządkowania. Jest bowiem niczym więcej, jak tylko podglebiem pod światowy rząd i światowy zamordyzm. Zwieńczenie idei drukarzy pustego pieniądza. Światem bez wyjścia, bez ucieczki. Zmonopolizowanym, sterowanym przez wyjętą spod prawa elitę „półbogów”. Gdyby jeszcze tej elicie udało się stworzyć eliksir nieśmiertelności, czy chociaż długowieczności, to otrzymalibyśmy obraz antyutopii, która chyba ma niewiele wspólnego z tym, jak świat wyobrażał sobie Bóg.

Ku przerażeniu (jak sądzę) bankierów globalizacja zaczęła służyć wzrostowi Chin – głównej fabryce świata. Chinom generalnie udało się ominąć zastawione na nie sidła i dodatkowo, stosując różnego typu kamuflaże, wzmocnić na tyle, że stały się realnym zagrożeniem. Powiem więcej: stały się tak potężne, że utrzymanie hegemonii USA jest już obecnie praktycznie nierealne. Wariant nuklearnej zagłady planety trudno bowiem traktować, jako zwycięstwo w wojnie o utrzymanie hegemonii.

A zatem jaka taktyka mogłaby chociaż kupić Amerykanom trochę czasu? Kiedy parę lat temu spekulowałem na moim kanale na temat możliwych scenariuszy wojny o hegemonię, scenariusz nowej zimnej wojny przyszedł mi do głowy bardzo naturalnie. Jeśli chcemy zatrzymać ekspansje gospodarczą Chin i ich satelitów, musimy się od nich fizycznie odgrodzić, żeby to zrobić potrzebujemy strachu. Co wywołuje strach? Wojna. Bo wojna niesie ze sobą dehumanizację. A zatem kilka konfliktów na granicach pomiędzy światem Zachodu i Wschodu. Najlepiej, żeby to były konflikty, których okrucieństwo przekażą media. A potem ich zamrożenie i przejście do etapu zbrojeń, nienawiści, a przede wszystkim zerwania łańcuchów dostaw.

Parę lat temu przyszło im do głowy, że podobny efekt można było osiągnąć za pomocą światowej pandemii. Ale ten wariant nie wypalił. Nie zadziałał. Chińczycy nie dali się wsadzić na minę. W pierwszym akcie grali zgodnie ze scenariuszem, ale potem wywinęli Zachodowi przykry numer. Trudno, nie zawsze wszystko się udaje. Dla nas z tego płynie taka nauka, że nie wszystkie scenariusze toczą się zgodnie z planami. Życie jest pełne nieprzewidywalnych zmiennych i takie wpadki to norma. Trzeba umieć improwizować. A ta umiejętność chyba nie jest atutem globalistów, Wall Street, czy jak ich tam zwał. A zatem wojna. Tylko gdzie? Ukraina, Bliski wschód, Tajwan, czy Korea? A może Azja Centralna i Afganistan?

Oczywiście, najlepiej wszędzie naraz. Na początku wojny na Ukrainie pełno było domysłów, że otwarty sezon na wojny otworzy puszkę Pandory. Chiny skorzystają z okazji, rzucą się na Tajwan, Izrael na Iran, a Koreańczycy skoczą sobie do gardeł. Na szczęście, nic takiego się nie stało. Konflikt na Ukrainie nie osiągnął tego stopnia eskalacji, który mógłby doprowadzić do takiego poziomu nienawiści, który z kolei usprawiedliwiałby wejście w fazę zimnej wojny. Bliski Wschód został niedawno rozbrojony przez chińską dyplomacje, która doprowadziła do wznowienia stosunków dyplomatycznych pomiędzy Saudami i Iranem. Na Tajwanie w wyborach lokalnych wygrał Kuomintang, będący partią znaczniej mniej proamerykańską niż rządząca ekipa, co pokazuje nastroje społeczne, a sami Chińczycy absolutnie się nie kwapią, by pomagać Amerykanom podpalać świat. W Korei również nie udaje się doprowadzić do wybuchu konfliktu.

Oczywiście banksterzy notują kilka drobnych sukcesów. W Pakistanie Amerykanie doprowadzili do odsunięcia od władzy demokratycznie wybranego prezydenta Imrana Khana, zastępując go proamerykańską juntą wojskową… Ach, ci miłujący demokrację Amerykanie. W Czechach wybory prezydenckie wygrał proamerykański wojskowy… ale nawet on nie pali się do wojny. Natomiast ofensywa dyplomatyczna Chin bardzo konsekwentne przejmuje kolejne miejsca na mapie świata. Chińczycy wygrywają na polu gospodarczym. Są w ciągłej ofensywie w wojnie o pieniądz.

Prawie cała Azja deklaruje  chęć odejścia od dolara w handlu zagranicznym. A co najważniejsze, zaczęła się przebijać chińska doktryna utworzenia nowej architektury bezpieczeństwa na świecie. Nosi ona nazwę Inicjatywa Globalnego Bezpieczeństwa. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ideologia jest najpotężniejszym instrumentem imperiów. Zresztą wystarczy popatrzeć na Wall Street, które zaczynało mając na sztandarach prawo do samostanowienia narodów, demokrację i prawa człowieka. Ale do niszczenia i dezorganizacji przeciwników używano z kolei ideologii lewicowych.

Najpierw były to socjalizmy, komunizmy, a obecnie LGBT, walka z globalnym ociepleniem i tym podobne ideologie. Zwróćmy uwagę, że to nie czołgi, nie lotniskowce a właśnie ideologie są skuteczniejsze od militarnych arsenałów. Jeśli siły zbrojne mają na celu zabić przeciwnika, to wszystkie te fałszywe ideologie, doprowadziły do sytuacji, w której przestaliśmy się rozmnażać. I strzelanie do nas jest stratą energii. Wystarczy usiąść i obserwować, jak kolejne pokolenia pławią się w hedonizmie i unikają zakładania rodzin. Jeśli ktoś chciał nas eksterminować, nas – białych Europejczyków, czy szerzej – ludzi cywilizowanych, to zrobił to za pomocą ideologii. Najpierw zniszczył naszą starą, dobrą ideologię zbudowaną na fundamencie chrześcijaństwa, a następnie w miejsce starej implementował swoją fałszywkę, doprowadzając do katastrofy demograficznej. Ale nie tylko demograficznej. Wyzuto nas z duchowości.

Chiny wchodzą do gry w roli mędrca ze Wschodu, mandaryna z gałązką oliwną oferującego nową architekturę bezpieczeństwa. Opiera się ona na kilku zasadach. Na przestrzeganiu Karty Narodów Zjednoczonych, szanowaniu integralności terytorialnej państw,  rozwiązywaniu konfliktów na drodze dyplomacji, nieingerowaniu w wewnętrzne sprawy państw i przestrzeganiu zasady, że w sporach siła państwa nie ma znaczenia. Słowem, równość podmiotów państwowych wobec prawa międzynarodowego.

Nie brzmi to spektakularnie. Mam wrażenie, że Chińczycy pominęli dział PR i reklamy, gdy formułowali powyższe zasady, ale mniejsza o to. Świat proponowany przez Chiny z pewnością będzie miał znacznie więcej szans być światem pokoju i prosperity niż ten zbudowany przez Wall Street. Poza tym, zasada nieingerencji w wewnętrzne sprawy państw, da szansę na uwolnienie się od tych wszystkich szkodliwych i w swojej istocie głęboko antyludzkich ideologii, jakie destruują nasz zachodni świat. Zachodnie media, co prawda, starają się przedstawić Pax Sinica jako totalne zniewolenie, a ostatnio w naszej, polskiej bańce informacyjnej całą szeroką i bardzo interesującą propozycję chińską sprowadza się do pojęcia ruskiego miru, by można nią było straszyć dzieci.

W wojnie informacyjnej Zachód jest sprawny. Tyle że opisywana przez zachodnie, a zwłaszcza polskie, tuby propagandowe rzeczywistość ewidentnie przestaje pasować do tego, co już gołym okiem widać, kiedy się wyjrzy przez przysłowiowe okno. Nie ma wątpliwości, że świat jest na zakręcie. Nie ma wątpliwości, że za 10 lat, świat będzie inny. Ja osobiście nie mam wątpliwości, że będzie po prostu lepszy. Nie mam wątpliwości, że porządki tworzone przez szeroko rozumiany paternalizm będą lepsze od porządków tworzonych przez złodziei i bandytów, za jakich uważam właścicieli międzynarodowych banków i korporacji.

Z naszej perspektywy najważniejsze jest, by Polska wykorzystała jak najwięcej szans, które obecnie przed nią się pojawiają; by nie przegrała wszystkiego, co można przegrać. Mamy historyczną szansę na zbudowanie państwa, które wykorzysta nasz spory potencjał gospodarczy, cywilizacyjny i intelektualny. Mimo, że jesteśmy ponoć ludźmi całkiem fajnymi, pracowitymi i kreatywnymi, to niestety rządzą nami amoralni łajdacy. I chyba od zmiany tego faktu powinniśmy zacząć nasze porządki na progu nowej epoki, w którą wkracza ludzkość.

Sebastian Pitoń

fot. public domain

Myśl Polska, nr 15-16 (9-16.04.2023)

 

 

Redakcja