PolskaŚwiatEuropejska stolica rozsądku

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Pośród brzmiących od ponad roku w niemal całej Europie wojennych pomruków, niczym spokojna wyspa na morzu pełnym wzburzonych fal, tkwią Węgry.

W czasie gdy stary kontynent ogarnia wojenna, gorączka, gdy nawet na ogół rozsądni Finowie czy Czesi wysyłają na Ukrainę dostawy broni, w Budapeszt stawia sprawy jasno. „Węgry uznają prawo Ukrainy do samoobrony, do walki z agresją zewnętrzną, ale nie byłoby słuszne przedkładanie interesów Ukrainy nad interesy Węgier” – stwierdził premier Węgier Viktor Orban.

Takiej postawy życzylibyśmy sobie także od Polskiego rządu. Nie by zaniechać pomocy faktycznie potrzebującym. Ale by nad interesy i potrzeby obcych, przedkładać interesy i potrzeby Polski i Polaków. Tak postrzegamy rację stanu.

Nic dziwnego, że od kilkunastu miesięcy na naszych łamach Czytelnicy „Myśli Polskiej” znajdują coraz więcej informacji i komentarzy związanych z postawą i polityką Węgier. A także coraz więcej przedruków z węgierskiej prasy. Teraz uznaliśmy, że nadszedł moment by jeszcze bardziej zacieśnić współpracę z naszymi węgierskimi partnerami. Nic nie służy temu tak jak kontakt bezpośredni. W ten oto sposób powstał pomysł wyjazdu do Budapesztu.

Termin zagranicznej wizyty został przez nas dobrany nieprzypadkowo. 15 marca Węgrzy tradycyjnie celebrują Święto Narodowe Węgier (Nemzeti ünnep). Jest to upamiętnienie rewolucji węgierskiej z 1848 roku. To słodko-gorzkie wspomnienie ma też ważny wątek polski. Jednym z powstańczych dowódców, a przez pewien czas nawet naczelnym wodzem wojsk węgierskich, był  polski generał Józef Zachariasz Bem. Niewątpliwie wyjątkowo zdolny oficer, lecz przy tym niefortunny polityk. Budapesztański pomnik generała, górujący nad placem jego imienia, co roku o tej porze gromadzi węgierskie i polskie delegacje.

Jednak nie pojechaliśmy do Budapesztu po to by składać wieńce pod pomnikami (a w każdym razie nie wyłącznie po to). Wraz z kol. Adamem Śmiechem przeprowadziliśmy na miejscu dziesiątki rozmów. Efekt części z nich znajdziecie Państwo w najbliższym czasie na łamach naszego tygodnika (także w internecie) oraz na naszym kanale na YouTube. Już teraz zapraszam do zapoznania się z wywiadem, który w imponującym neogotyckim gmachu węgierskiego parlamentu, przeprowadziliśmy z László Toroczkaiem, liderem narodowej partii Mi Hazánk. Po przesunięciu się Jobbiku w kierunku demoliberalnej opozycji to Toroczkai i  Mi Hazánk jawią się jako przyszłość węgierskiego ruchu narodowego.

Interesująco przebiegła także rozmowa z Zsoltem Jeszenszkym.  Jeszenszky jest na Węgrzech doskonale rozpoznawalnym dziennikarzem, prezenterem i komentatorem. Niegdyś związany był z nieistniejącą już Pesti TV , a obecnie pracuje dla Hír TV, gdzie prowadzi program „Politikai hobbista”.

Bodaj najcenniejsze z poznawczego punktu widzenia były jednak nie oficjalne spotkania, ale prywatne rozmowy i towarzyszące im spostrzeżenia. Nasi interlokutorzy, niezależnie czy współpracujący z Fideszem, czy krytykujący go z pozycji prawicowych lub nacjonalistycznych, byli zgodni w jednym. Nie raz słyszeliśmy pytania w rodzaju: „Po co pchacie się w tę wojnę? „Po co pomagacie Ukraińcom? Nie pamiętacie co z Wami robili?”.

Węgrzy pamiętają. Choć ta rana jest całkiem innej skali niż Wołyń,  jest za to na świeżo rozdrapywana. W ostatnich miesiącach uciekło z Ukrainy na Węgry kilkadziesiąt tysięcy zakarpackich Węgrów. Nie chcą ginąć za Państwo, które od lat ich prześladuje. Tym bardziej, że zdaniem naszych rozmówców, administracja Zełeńskiego upatrzyła sobie za punkt honoru zrobienie mięsa armatniego właśnie z przedstawicieli miejscowych mniejszości.

Zatem nic dziwnego, że wśród Madziarów nie ma miłości dla Ukrainy. Nawet w „postępowym” Budapeszcie próżno na ulicach szukać ukraińskich flag. My w ciągu całego pobytu widzieliśmy łącznie dwie. Jedną w formie wstążki nosił starszy pan – uczestnik skromnego rocznicowego wiecu demoliberalnej opozycji. Druga przyozdabiała samochód na ukraińskich tablicach rejestracyjnych.

Tymczasem w samym centrum Budapesztu, kilka kroków od gmachu Parlamentu i Bazyliki św. Stefana pyszni się obelisk ku czci „sowieckich bohaterów oswobodzicieli” (w nieco zaskakującym towarzystwie prezydentów Ronalda Regana i George`a Busha). Jeden z naszych rozmówców zagadnięty o ten niecodzienny widok skonkludował z rozbrajającą szczerością: „Nie mamy wielu powodów by kochać Rosjan. Ale umiemy oddzielić przeszłość od teraźniejszości”.

Przemysław Piasta

Myśl Polska, nr 13-14 (26.03-2.04.2023)

 

Redakcja