FelietonyGospodarkaSzczęśniak: Gazowy zwycięzca ukraińskiej wojny

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

W Europie ciepła zima, Generał Mróz nie przybył na pomoc Rosji, magazyny gazu rekordowo pełne. Warto przyjrzeć się wynikom wojny gazowej, jaką wypowiedział Zachód Rosji w odpowiedzi na atak na Ukrainę.

Gdy w tekście dla Myśli Polskiej „Kto dowodzi a kto płaci za sankcje?” (MP nr 23-24/2022) pokazywałem, że Ameryka nie żadnych kosztów dowodząc w wojnie gospodarczej z Rosją, nie doceniłem imperialnej techniki globalnego zarządzania młodszymi sojusznikami, czy może bardziej „zakładnikami”… Otóż po prawie roku wojny, można powiedzieć jedno: Amerykanie prawie całkowicie odcięli Europę od Rosji w najważniejszym sprawie: energii. To ogromny sukces, o którym wydawało się jeszcze rok temu, że mowy być nie może, tak mocno Europa się broniła przed podobnym scenariuszem.

A została odcięta od rosyjskiego gazu nie poprzez formalne embargo, jak w ropie czy węglu, ale politycznymi naciskami, które owocowały „zobowiązaniami” państw czy koncernów do ograniczenia czy zaprzestania importu z Rosji. A na koniec dobitnym aktem dywersji „nieznanych sprawców”, którzy wysadzili rurociągi Nord Stream, fizycznie niszcząc największe na świecie połączenie gazowe. Czynnikiem sprawczym wszystkich tych działań są Stany Zjednoczone, to one naginają wiernych i bojaźliwych sojuszników, by odżegnały się od swoich interesów, poświęcając je na rzecz globalnego porządku. Także, jeśli wierzyć byłemu ministrowi spraw zagranicznych czy obrony narodowej (więc chyba wie, co mówi), w przypadku największego aktu państwowego terroryzmu międzynarodowego.

Popadanie Europy w energetyczną zależność od Ameryki to wieloletni proces. Od wielu lat była przymuszana, by nie kupować rosyjskiego gazu. Wykorzystywano wszelkie okazje i narzędzia nacisku, by nie dopuścić do kolejnych kontraktów, budowy wspólnej infrastruktury. Te działania trwały jeszcze zanim Ameryka stała się globalnym liderem eksportu LNG (a dokonała tego zaledwie w 7 lat, będąc wcześniej importerem). Ale gdy własny eksport LNG ruszył w 2016 r.,  priorytetem stało się zdobycie rynku europejskiego, dla amerykańskiego gazu łupkowego, eksportowanego jako LNG.

Waszyngton latami ustawiał nowe reguły gry energetycznej w Europie, już bez Rosji. Ale crescendo tych zabiegów nastąpiło wraz z wojną na Ukrainie. Dzięki niej główna lina – surowce energetyczne, została przecięta jak siekierą. A nawet mocniej – środkami wybuchowymi.

Ale to puste miejsce po Rosji (40% potrzeb), trzeba było czymś zastąpić. Zmobilizowanie dostawców takich jak Norwegia czy Algieria niewiele dało. Gaz z Rosji, który nie został dostarczony – 80 miliardów m3, został w ogromnej części zastąpiony przez LNG. Jego dostawy wzrosły o 60%. W tym wzroście miała nawet swój udział Rosja (o 12%). Niewiele więcej zwiększył dostawy Katar – 23%. Ale prawdziwym przebojem były dostawy z USA, te podskoczyły aż 2,5-krotnie. U prawie wszystkich europejskich odbiorców LNG (oprócz Belgii i Włoch) – dominują już amerykańscy dostawcy.

Na koniec roku okazało się, że import amerykańskiego LNG do Europy był większy niż resztki dostaw rosyjskiego gazu rurociągami. To pierwszy raz w historii, podobnie jak to, że terminale regazyfikacyjne EU pracowały w pewnych chwilach pełną parą – prawie na 100 procent mocy (w świnoujskim terminalu w grudniu 7 dostaw, zregazyfikowano 583 mln m3, czyli wykorzystano 97 % mocy). Biorąc pod uwagę, że europejskie terminale mogą przyjąć rocznie 220 miliardów m3, praktycznie mogą zastąpić cały rosyjski gaz w Europie.

Globalny rynek gazowy, którego żandarmem są Stany (podobnie jak w ropie naftowej), to kolejne narzędzie kontroli. I tutaj także amerykańskie korporacje usadowiły się w centrum światowego obrotu towarami masowymi, przekształcając go w spekulację instrumentami pochodnymi. Tak jak kiedyś powstały naftowe „paper barrels” (papierowa ropa), tak teraz zadebiutował „papierowy gaz”, zastępując obrót realnym towarem przy wyznaczaniu jego ceny. Obroty nimi rosną, a rynek zdominowały amerykańskie giełdy, takie jak CME, mające swoje oddziały także w Azji i Europie. Na nich każdego dnia obraca się instrumentami o wartości 130 miliardów dolarów (to ? rocznego PKB Polski), gdy wartość sprzedawanej codziennie ropy (prawie 100 mln b/d) wynosi „zaledwie” 7 miliardów USD.

Europa straciła przy tym jeszcze jeden atut. Rosyjski gaz był kupowany głównie za Euro, gdy LNG jest kwotowany w dolarach. Kolejna porażka w próbach usamodzielnienia się od dolara. A przecież w 2018 r. Komisja Europejska wypowiedziała wojnę dolaryzacji jej obrotów handlowych. Dolar miał ustąpić miejsca Euro. Nie udało się, ogromny rynek europejskiego gazu wrócił do dolara.

Andrzej Szczęśniak

fot. wikipedia commons

Myśl Polska, nr 5-6 (29.01-5.02.2023)

 

 

Redakcja