PolskaGorlicka: Dziadowski pobór

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Pisałam w poprzednim swoim artykule o zjawisku ucieczki polskich mężczyzn w wieku poborowym z kraju. Uznałam, że ich zachowanie jest wręcz rozsądne, gdyż nie chcą oni ginąć nie tyle za Polskę, co za rząd, który za wszelką cenę prze do wojny z Rosją. Zjawisko to jest już wręcz oczywiste nawet dla osób, które nie należą do środowiska endeckiego. Nawet te, które dotychczas korzystały ze środków masowego przekazu, gdzie informacje reglamentowane są przez elity władzy w Polsce, a informacje z Rosji są niedostępne bez użycia VPN, zorientowały się w czym rzecz.

Niezauważana różnica epok

Okazuje się jednak, że problem jest znacznie bardziej złożony choćby z wyżej wymienionego powodu. Otóż powołuje się do szkolenia wojskowego i kwalifikuje za pośrednictwem jednostek WKU osoby powyżej 50 roku życia. Wprawdzie nie otrzymuję informacji, że tacy ludzie będą angażowani do jednostek zbrojnych sensu stricto, ale np. do pułku łączności. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak wyglądał sprzęt i jakiego typu używali nasi żołnierze w czasie, kiedy powoływane osoby podlegały zasadniczej służbie wojskowej. Mój dziadek bowiem był pułkownikiem jednostki łączności, wiem doskonale, jaki rodzaj sprzętu był wówczas używany. Osoby, które zatem służyły w wojsku około 30-40 lat temu miały do czynienia przede wszystkim ze Starami-66, gdzie montowany był sprzęt analogowy (współcześnie żyjemy w świecie cyfrowym). Nie mam zastrzeżeń do owych urządzeń, ale należy sobie uświadomić, że współcześnie raczej wojsko polskie powinno dysponować znacznie bardziej zaawansowanym systemem uzbrojenia.

Pytanie, jakie należy sobie w tym miejscu zadać, to czy osoby, które mają (jak mój rozmówca) lat 54, będą pracowały na sprzęcie, który liczy sobie, zaokrąglając, pół wieku, czy nie interesuje komisji siedzących w jednostkach WKU, jak będą radzić sobie powołani do armii z obsługą owych supernowoczesnych urządzeń? Mniemam, że raczej dysponujemy przestarzałym sprzętem natomiast komisji nie interesuje, jak będzie sobie radziła dana osoba powołana na (w przypadku mojego rozmówcy) kierownicze stanowisko w jednostce łączności z ową aparaturą, nawet jeśli będzie pochodziła z dawnej epoki – wszak przez wiele lat nasz kandydat mógł zapomnieć jak obsługiwać tego typu urządzenia. Komisja nie interesuje się ponadto stanem zdrowia swoich „wybrańców”.

Schorowani i niepełnosprawni

Z relacji czy raczej rewelacji, jakie doszły do moich uszu, komisja WKU nawet w sferze ubioru nie wskazuje rozmówcy na to, z kim w istocie ma on do czynienia. Kobieta, która „obsługiwała” całą akcję, nie miała na sobie munduru, ubrana była po cywilnemu, zatem być może była to osoba niekompetentna w dziedzinie, w jakiej przyszło jej pracować. Rozmowa z WKU trwa dosyć krótko, bowiem dosłownie 2-3 minuty, i prosi się następnego „kandydata”, po wręczeniu karty powołania w razie zaistnienia konfliktu. Sam zainteresowany zapytał w jaki sposób będzie w ogóle poinformowany, że musi się stawić w pułku łączności. Odpowiedź brzmiała: „pan niech ogląda regularnie telewizję publiczną, tam będzie stosowny komunikat”.

Omawiany kandydat, podobnie jak jego nieszczęśni towarzysze w podobnym wieku, nie usłyszał żadnych pytań na temat swojego stanu zdrowia. Sam nasz pięćdziesięcioczteroletni bohater cierpi na szereg chorób z powodu wypadku, któremu uległ, przez co ma niedowład wszystkich kończyn. Reszta kandydatów cierpiała np. na zaawansowaną formę cukrzycy, ogółem mówiąc – sami niepełnosprawni. Najwyraźniej w niczemu i nikomu to nie przeszkadza. Nie wspominając już o fakcie, iż mają oni swoją pracę, dzieci i żony. Nie powinni zatem być powoływani w pierwszym rzędzie, zaś ich wiek i stan zdrowia, ani nie został zweryfikowany, ani nikt z komisji nie chciał zadać pytania o niego, choć jest to podstawa w tego typu sytuacjach.

Wojskowa Komenda Uchybień

Można uznać oczywiście, że jaką sztuką dla niepełnosprawnego może być „wciskanie dwóch guzików”. Odnoszę jednakże wrażenie, że w tym układzie należałoby zapytać zainteresowanego czy w ogóle chce zajmować kierownicze stanowisko w pułku łączności, bo jako osoba niepełnosprawna nie nadaje się np. do piechoty czy jako czołgista, ale państwo może zaoferować mu przeszkolenie w obsłudze sprzętu, przy którym na wszelki wypadek będzie obowiązany pełnić swą służbę. Niestety WKU najwyraźniej nie jest tym zainteresowane, a do obrony państwa planuje wykorzystywać osoby, które nie są w stanie nawet obronić się w zwykłym życiu, a w wojsku były bardzo dawno temu. Mogę jedynie żywić nadzieję, że obsługa nowego (zakładając, że jest nowy) sprzętu jest na tyle prosta, że przeszkolenie może odbyć się nawet „na gorąco”.

Nie zmienia to jednakże faktu, że osoby powoływane są traktowane w sposób co najmniej zaskakujący, nawet dla nich samych. Czują strach wymieszany z lekką dozą politowania dla komisji kwalifikacyjnej, szczególnie że pamiętają jak cała procedura zwykle wygląda. Ponadto mamy do czynienia z problemem, gdyż młodzi mężczyźni, sprawni, faktycznie mogący chwycić za broń i skutecznie posługiwać się nią po prostu uciekli, zatem rząd sięga po osoby w średnim wieku, niekiedy ciężko schorowane. Jeśli uzmysłowimy sobie owe fakty i połączymy z tymi, z mojego poprzedniego artykułu, dojdziemy do wniosku, że nasz potencjał militarny jest w stanie opłakanym. Nawet zakupiony od Amerykanów sprzęt musi być używany wyłącznie za ich pozwoleniem.

Mity o Rosji

Widać jak na dłoni, że Polska nie stanowi żadnego znaczącego, a nawet jakiegokolwiek samodzielnego podmiotu politycznego, lecz jest jednym wielkim poligonem doświadczalnym i ewentualnym polem walki w celu odpychania Rosji jak najdalej na Wschód, co spójnym jest również z koncepcjami niemieckimi. Jesteśmy obszarem Wisły, ludność – mięsem armatnim, własność prywatna jest z każdym rokiem coraz bardziej zagrożona. Można jedynie zapłakać nad tym, że wciąż oddawane są całe masy głosów na owe partie wojny, które wepchną nas w konflikt o niewyobrażalnej skali. Odnoszę bowiem wrażenie, że moi Rodacy sądzą, iż Rosja to tylko ten kawałek ciągnący się do Uralu, przy którym nasz kraj wygląda całkiem nieźle na mapie.

Tymczasem to największe powierzchniowo państwo świata, posługuje się przestarzałym sprzętem z przyczyn czysto praktycznych, wszak najlepsze i najnowocześniejsze uzbrojenie i środki stosuje się na wypadek poważniejszego zagrożenia dla państwa. Rosji nawet nie da się okupować (podobnie jak wielu innych krajów) i należy się z tym liczyć czy raczej uzmysłowić sobie. Nie będziemy ścierać się z jakimiś bosymi chłopami, uzbrojonymi w kije czy widły, ani nie ochronimy państwa kawalerią. Cenzura i naśmiewanie się z Rosji w polskich mediach głównego nurtu wielce zaszkodziło Polakom nawet pod względem uświadomienia sobie skali niebezpieczeństwa, bowiem odnoszą oni na podstawie otrzymanych informacji wrażenie, że armia rosyjska ma stary sprzęt i nie może poradzić sobie nawet z rozsypującą się Ukrainą. Tymczasem celem Rosji nie było i nie jest unicestwienie milionów Ukraińców czy taktyka spalonej ziemi. Wobec Polski strategia może być jednakże zdecydowanie odmienna, gdyż nie dość, że nie jesteśmy tzw. Ruskimi, to jeszcze należymy do wrogiego Rosji sojuszu militarnego, który niejednokrotnie wykazywał się ogromnym cynizmem i wykorzystywał swoje teoretycznie bezsensowne trwanie w świetle likwidacji Układu Warszawskiego np. przeciwko Serbii.

Droga do autodestrukcji

Możemy mieć jedynie nadzieję, że nie zostaniemy wplątani w żaden konflikt, a rakiety rosyjskie nie będą sięgały naszych miast i jednostek wojskowych. Niemniej musimy przygotować się psychicznie na najgorsze, gdyż w sposób jednoznaczny elity polityczne i władze RP po prostu pragną dokonać aktu autodestrukcji w formie wkroczenia Polaków do konfliktu. Oni mają jednakże gdzie uciec, z pewnością posiadłości w Szwajcarii i wielu innych odległych krajach nie zostały zakupione dla „hecy”. Czy przeciętny Polak, wierzący, że podoła samodzielnie, może nawet gołymi rękoma czterem Rosjanom, albo ekipie zbrojnej kadrowców, ma dokąd uciec albo odesłać swoją rodzinę i bliskich? Czy wyjałowiony finansowo, niewyedukowany, niechętnie czytający cokolwiek poza książką kucharską obywatel jest gotów do stawienia czoła choćby faktowi, że jego Ojczyzna jest w stanie wojny z największym powierzchniowo państwem świata? Nawet jeśli Rosja ma niezbyt dobry sprzęt, ma zasoby ludzkie i zasoby surowcowe, którymi może posłużyć się w każdej chwili.

Tak właśnie Rzymianie zdobywali kolejne terytoria. Byli wyjątkowo żałosnymi wojownikami, lecz ich liczebność sprawiała, że przeciwnicy nie dawali sobie rady nawet najbardziej wymyślnymi środkami obronić się przed ich ekspansywnymi planami. To nie tak, że Polska ma być częścią terytorium rosyjskiego (po co Rosji kula u nogi?), wówczas nie byłoby mowy o ataku totalnym. My dla Kremla jesteśmy, podobnie jak dla Waszyngtonu, jedynie terenem walki. Dla Rosji jesteśmy po prostu nikim, zaś gromadzenie na naszym terytorium uzbrojenia czy struktur militarnych NATO jedynie stanowi zachętę do ataku.

Mamy wbrew pozorom szczęście, że przywódcą państwa rosyjskiego jest właśnie Władimir Putin. Znamy go doskonale i wiemy na co go stać, a na co nie. Nawet jeśli nieco nas czymś zaskoczy, nie stanowi to większego problemu. Jednakże jeśli – jak to Polacy usilnie pragną wymodlić – dokonałaby się radykalna zmiana władzy w Moskwie, nie będziemy mieli żadnych gwarancji, że owe rakiety faktycznie nie spadną na nasze terytorium. Jeśli do władzy dojdzie ktoś o „wrażliwości” np. Aleksieja Nawalnego, możemy być wręcz pewni, że konflikt z ograniczonej wręcz proxy war na Ukrainie rozszerzy się na nasze państwo. Państwo, którego będą zmuszeni bronić często okaleczeni i niezdolni do samoobrony mężczyźni w wieku przedemerytalnym.

Sylwia Gorlicka

Redakcja