Jak powszechnie wiadomo, w Polsce istnieją dwie „partie” rusofobów. Jedna, ta otwarta, eksponująca nienawiść do rosyjskości, której najpełniejszym obecnie wyrazicielem jest PiS; i druga, ta kochająca rosyjski balet tak bardzo, że gotowa jest wybierać Rosjanom prezydenta, a której intelektualne centrum stanowi „Gazeta Wyborcza”.
Wydaje się, że część narodowej prawicy próbuje od czasu do czasu konkurować z tą drugą. I tak, przy okazji rocznicy powołania / rozpadu ZSRR, co i rusz uruchamiają się głosy dziwacznego współczucia okazywanego Rosjanom z powodu radzieckiej historii ich ojczyzny. Podnosi się oczywiście ofiary samej rewolucji, stalinizmu i mniej lub bardziej mądre analizy składu narodowościowego bolszewików, mające być świadectwem (przyczyną?) ich nieprawości. Pogrążają się też niektórzy w antykomunistycznym zacietrzewieniu, przez co przestają postrzegać ZSRR jako twór państwowy, jedną z wielu emanacji rosyjskości, a widzą w nim tylko ramię marksizmu.
Jednocześnie mało który z tych „przyjaciół” Rosji próbuje zrozumieć, dlaczego oni sami nie przeżywają okresu radzieckiego jako tragedii, a wręcz przeciwnie – rośnie tylko ich liczba deklarująca chęć restytucji ZSRR. Tak oto rodzi się dość kuriozalna sytuacja, w której polscy rusofile ronią łzy nad losem rodziny carskiej, przy obojętności i niezrozumieniu swoich rosyjskich znajomych. Ci drudzy bowiem, nawet jeśli nie są (bo nie są) entuzjastami mordu Mikołaja II i jego najbliższych, to jednak kojarzą okres Związku Radzieckiego z zupełnie innymi przeżyciami czy wyznacznikami, odróżniającymi go od Federacji Rosyjskiej.
Szczepionka przeciwko kolonizacji
Po pierwsze – co Rosjanie podają jako najważniejsze – ZSRR to okres dużo mniejszych niż obecnie nierówności społecznych. W ogóle obywatele FR tak właśnie rozumieją lewicowość, o czym mowa będzie jeszcze dalej – jako sprawiedliwość społeczną, a więc podział dóbr, według pracy czy wkładu we wspólnotę, a nie kolesiostwa i korupcji, czego po rozpadzie ZSRR akurat w największym kraju świata nie brakuje.
Po drugie, Josif Stalin to zwycięzca największej w dziejach wojny Zachodu z Rosją, bo tak to nasi sąsiedzi postrzegają. Wielka Wojna Ojczyźniana, a wcześniej rewolucja październikowa to ostateczne zwycięstwo Rosji w walce przeciw jej skolonizowaniu. Żadna inna idea nie była w stanie ochronić zwartej przestrzeni przed imperializmem, i to w skali świata. Gdzie jest dziś np. wielki japoński nacjonalizm i jego cesarz o boskim statusie? Czy nie czasem w strefie wpływów USA? A gdzie są hiszpańska i portugalska autarkia? Gdzie greccy „czarni pułkownicy”? Tak się składa, że wszystkie te reżimy, które od czasu do czasu narodowa prawica podaje jako przykłady realizacji idei samowystarczalności, długofalowo i tak doprowadziły do zależności ich narodów od anglosaskiego jądra imperializmu. Nie tyczy się to jednak tych państw, które przeżyły własne socjalistyczne rewolucje, jak Chiny czy Rosja, ale też maleńka Kuba, walczący Wietnam czy boliwariańska Wenezuela. Marksizm-leninizm w swoich różnych wariantach, okazywał się skuteczną narodową szczepionką przeciw kolonizacji ze strony mocarstw zachodniego świata.
Brak etnocentryzmu
No właśnie, narodową. Błędem powielanym przez samozwańczych „demaskatorów bolszewizmu” jest postrzeganie rosyjskości jako tożsamości etnicznej. W tym ujęciu właśnie powstają takie publicystyczne potworki jak „Żyd Lenin”, „Gruzin Stalin” (choć już nie „Polak Dzierżyński”), ale i tak nie brakuje w tym złej woli piszących. W końcu na ile rosyjski etnicznie był dwór, który rewolucja obaliła? Czy nie roiło się tam czasem od niemiecko brzmiących „vonów”? Nic to, trzeba sobie po prostu przyswoić fakt, że „Rosjanie” to raczej wspólnota języka, terytoriów i dziejów, a nie krwi. Jakiekolwiek poszukiwania w tym kierunku prowadzić będą nieuchronnie na manowce. Wystarczy choćby spojrzeć na skalę spustoszenia, jakie na ziemiach ruskich poczyniły mongolskie najazdy i łatwo zrozumieć, że znalezienie „czystej krwi Ruskich” będzie niewykonalne.
Byłaby zresztą niepotrzebna i kłopotliwa sama taka inicjatywa, skoro te słowa powstają w momencie, gdy awangardę rosyjskich sił zbrojnych stanowią bynajmniej niesłowiańscy i tym bardziej niechrześcijańscy Czeczeni.
Kontrrewolucja w imię Zachodu
To co przesądziło o narodowej legitymizacji rządów bolszewików, to fakt, iż pomimo internacjonalistycznego wymiaru ideologii komunistycznej, oni właśnie wprowadzili Rosjan w nową erę, stworzyli rosyjski przemysł, nauczyli ludzi pisać i czytać, ucząc ich być Rosjanami. Przy tym nie musieli tego robić kosztem innych narodów ZSRR, czego akurat Imperium Rosyjskie nie unikało. Zresztą nawet ukraińska wojna pośrednio ten spadek potwierdza, skoro na sztandarach popierających Specjalną Operację Wojskową Ukraińców widnieje raczej czerwony sztandar niż trójkolorowa flaga Federacji Rosyjskiej.
W oczach narodu rosyjskiego, rewolucję uprawomocniła zresztą najbardziej… kontrrewolucja. Czy to nie właśnie niektórzy monarchiści domagali się interwencji zbrojnej Zachodu? Kto wówczas był wrogiem niezależności Rosji, jeśli nie ci, którzy ściągali narodowi na głowy brytyjskie czy francuskie żołdactwo? A dlaczego to przychodziło im z taką ochoczą pomocą? Bo biali byli jedynymi gwarantami zachodniego kapitału, bez ich władzy politycznej nie było szans na dalszą spłatę lichwiarskich kredytów i odzyskanie znacjonalizowanego przez bolszewików przemysłu.
Uderzenie się w piersi Rosjan
Tak, Rosja carska, co uwielbiają podkreślać także dzisiejsi epigoni białej kontrrewolucji, rozwijała przemysł. Szkopuł w tym, że był to kapitał niemal całkowicie kompradorski. Rosyjski był w nim jedynie wyrobnik, którego bolszewicy faktycznie zagitowali do buntu. Mikołaj II i jego żałosny dwór, nic nie rozumieli z wyzwań, jakie przed Rosją stawiał rozwój światowego kapitalizmu. Pozwalali na penetrację imperium przez zachodnią finansjerę i wyzysk własnych rodaków, bo i tak byli przekonani, że władza zasadza się na garstce arystokracji i kościelnych demagogach.
Może właśnie dlatego ci ostatni nie zostali zapamiętani jako „ofiary bolszewizmu”, bo sami byli po uszy umoczeni we wszystkie grzechy caratu? Trudno tu za Rosjan odpowiadać, ale próba wzbudzenia u nich poczucia winy wobec prawosławnego kleru to nic innego jak gazetowyborczana idea dokonywania za nich wyborów, tylko może z wektorem zwróconym w inną stronę.
Awans społeczny
Wreszcie, trzeci powód dla którego Rosjanie ronią łzy za ZSRR, poniekąd wcześniej już zapowiedziany, to okres niespotykanego w dziejach awansu społecznego. Z dziada pradziada chłopskie rodziny doczekały się w domu inżynierów. Z pokolenia na pokolenia mieszkający pod strzechą krestianin, nagle wyprawia swoje dzieci do miasta, gdzie poznają oni cywilizację i nowoczesność. Poznają Rosję. To zresztą aspekt, który tyczy się również PRL, ale wypieramy go kuriozalnym sięganiem do szlacheckich korzeni polskości.
Czy to wszystko mogło mieć miejsce przy kontynuacji rządów obwieszonego złotem samodzierżawcy? Wątpliwe, ale to bez znaczenia, historii zmienić się nie da. Ta rosyjska jest trudna i wielowątkowa, ale dobrze by było gdybyśmy my, Polacy, skupili się na swojej, a nie bawili się w dobre rady dla przyjaciół Moskali.
Tomasz Jankowski