FelietonyWysadzone rurociągi, czyli eskalacja

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

26 września, w poniedziałek o drugiej nad ranem wybuchł pierwszy ładunek (a może torpeda, dron czy pocisk), a o 16.00 po południu – kolejny. Namierzył je nasłuch sejsmiczny Danii, Szwecji, Niemiec i nie było wątpliwości – pierwsze szacunki, przedstawione przez Duńczyków na posiedzeniu NATO, mówiły o dwóch ładunkach o mocy 500 kilogramów trotylu każdy.

Najpierw na rurociągu Nord Stream 2 gwałtownie  spadło ciśnienie (ze 105 do 7 barów). Po chwili służby morskie zauważyły wyciek gazu w duńskich wodach na południowy-wschód od wyspy Bornholm. Ustanowiono strefę ochronną o promieni pięć mil morskich, dla przepływających statków wydostający się metan jest poważnym zagrożeniem – może wybuchnąć. Początkowo mówiono o uszkodzeniach na trzech nitkach. Potem doszedł czwarty, a nawet piąty wyciek. Rurociągi to potężne zbiorniki gazu, więc wycieki mogą trwać nawet tydzień.

Metan na powierzchni morza tworzył wielkie obszary (największe miało prawie kilometr średnicy) bulgocącej, wzburzonej, jakby gotującej się wody. Te mniejsze to „jedynie” 200 metrów średnicy wybuchowego metanu bijącego z dna Bałtyku.

Zniszczono dwa największe rurociągi, dostarczające gaz Europie, więc trwają spekulacje, kto dokonał tego aktu terroryzmu gospodarczego, strony konfliktu przerzucają się oskarżeniami. Spróbujmy jednak zająć się tym, co w tym wydarzeniu jest najważniejsze: jego konsekwencjami. Szczególnie tymi niebezpiecznymi.

Po pierwsze i najważniejsze – to eskalacja konfliktu – wojny gospodarczej, jaką wypowiedział Zachód Rosji. Wysadzenie rosyjskich rurociągów to wejście na wyższy poziom starcia mocarstw. Mamy bowiem dzisiaj dwie wojny. Jedna to ta krwawa, brutalna tuż u naszych granic. Druga to wojna gospodarcza Zachodu przeciwko Rosji. I w tej drugiej właśnie podniesiono stawki, używając broni przeciwko Rosji poza granicami Ukrainy. Użyto brutalnej siły, której w konflikcie o charakterze gospodarczym, handlowym czy finansowym – do tej pory nie stosowano.

I musimy pamiętać, że konflikt toczy się między mocarstwami nuklearnymi, które chcą uniknąć tego ostatecznego poziomu – wzajemnej wymiany ciosów głowicami uzbrojonymi w ładunki atomowe. Gwarantowanej śmierci setek nawet milionów i cofnięcie się przez ludzkość do epoki kamienia łupanego. Ale wszystkie narzędzia poniżej poziomu konfliktu nuklearnego są cynicznie wykorzystywane, więc możemy spodziewać się wszystkiego.

To przede wszystkim niebezpieczne dla Polski. Czas ataku ma swoją symbolikę – w przeddzień uroczystego otwarcia rurociągu gazowego z Norwegii (a raczej Danii) do Polski. Baltic Pipe był projektem, wymierzonym w dostawy z Rosji, jednak tak wielkiego „halo” w dniu jego otwarcia trudno było się spodziewać. Dlatego naturalnie można się obawiać, że odwet obejmie także Baltic Pipe, już choćby ze względu na tę symboliczną koincydencję.

Ale nie tylko. Ryzyka, że Polska znajdzie się w „strefie zgniotu” konfliktu gospodarczego, w którym używana jest przemoc, sabotaż, terroryzm – rośnie znacząco przez nieodpowiedzialne, pełne bufonady działania polskiego polityka, który umieścił twita ze zdjęciem wycieku gazu i napisał: „Dziękujemy, USA!”. Sikorski jest przewodniczącym unijnego komitetu ds. kontaktów z USA, byłym ministrem spraw zagranicznych. I zdaje sobie sprawę, że zyskujemy na tym wydarzeniu, napisał bowiem: „Jeśli [Putin] będzie chciał wznowić dostawy gazu do Europy będzie musiał rozmawiać … z Ukrainą i Polską”. Ale gdy twit ten został pokazany na forum ONZ przez rosyjskiego ambasadora, to z Radka zeszło powietrze i usunął wpis.

Czyn przede wszystkim głupi, ale sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że sprawca tego wybuchu chce oczywiście rozszerzenia i przedłużenia wojny ukraińskiej. Nieważne, kto nim jest – Rosja czy Ameryka. Wszyscy teraz zakładamy, że ta druga, uderzona boleśnie strona, musi zareagować. Więc gdy pewnego dnia, mroźnej zimy, nagle wybuchnie Baltic Pipe, dla wszystkich będzie oczywiste, czyja to robota. Niezależnie od tego, kto wysadził oba te rurociągi. Dzięki twitowi Radka to jest „oczywista oczywistość”. Casus belli pierwszej klasy, więc polskie wojska wkraczają na Ukrainę i kierują się na front wschodni. Nietrudno sobie taki scenariusz wyobrazić, można więc go przeprowadzić. Byłoby to wielkie zwycięstwo prowokacji.

Żyjemy w czasach bardzo niebezpiecznych, jedyne co jest pewne, że ryzyko groźnych wydarzeń jest ogromne. I będą się zdarzać takie rzeczy, których wcześniej nie podejrzewaliśmy. A bufoniaści politycy, bawiący się jedynie w zdobywanie popularności w mediach społecznościowych, chyba w ogóle nie rozumieją, w jakiej sytuacji się znajduje Polska. Że po prostu jesteśmy bezpośrednio zagrożeni wojną. Oni naprawdę zasługują, żeby zadedykować im niecenzuralną wypowiedź ministra Ławrowa o dziennikarzach: „Debile, k…”.

Andrzej Szczęśniak

Myśl Polska, nr 41-42 (9-16.10.2022)

 

Redakcja