„Udokumentowaliśmy sytuacje, w których ukraińskie siły zbrojne narażają na ryzyko cywilów, naruszając podczas działań prowadzonych na terenach zamieszkałych prawo wojenne” – powiedziała Agnès Callamard, sekretarz generalna Amnesty International (AI). AI to międzynarodowa organizacja pozarządowa, będąca jednym z największych autorytetów w dziedzinie praw człowieka dla świata zachodniego. Publikacja przez nią jednoznacznej krytyki działań armii ukraińskiej wywołała histerię w Kijowie i burzę w mediach tzw. Zachodu. Zastanówmy się czy słusznie.
Wojna zawsze jest niehumanitarna
Wbrew twierdzeniom tzw. Zachodu formułowanym przy okazji kolejnych operacji pod dowództwem amerykańskim w różnych krajach na całym globie, nie ma humanitarnych operacji zbrojnych. Niezależnie od poziomu zaawansowania technicznego armii i precyzyjności stosowanej broni, wojna uruchamia reakcje łańcuchowe, które muszą doprowadzić do strat ludzkich i materialnych wśród ludności cywilnej. Tak jest również w przypadku konfliktu toczącego się obecnie na Ukrainie.
Owszem, istnieją standardy ustanowione w prawie międzynarodowym, które straty wśród osób nie będących wojskowymi mają redukować. Jednak, nawet przy ich literalnym i skrupulatnym stosowaniu, nie da się indywidualnych ludzkich tragedii całkowicie wyeliminować. Możemy jednak starać się je minimalizować, zabiegać o przestrzeganie pewnych racjonalnych i logicznych norm prowadzenia działań wojennych.
Pewnych rzeczy nie da się usprawiedliwić
„Prowadzenie działań obronnych nie zwalnia wojsk ukraińskich z obowiązku przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego” – stwierdziła wspomniana już wcześniej szefowa Amnesty International. I jest to niepodważalny, logiczny fakt. Prawo obowiązuje wszystkie strony konfliktu, niezależnie od tego czy mamy do czynienia ze stroną atakującą, czy broniącą się.
Kolejne informacje przekazywane do tej pory głównie przez stronę rosyjską (tym samym, pozbawione waloru bezstronności) pokazywały, że Kijów poczuł się, w imię poczucia moralnej i politycznej wyższości, multiplikowanego przez medialny przekaz generowany w ramach przedsięwzięć dezinformacyjnych i psychologicznych, całkowicie z odpowiedzialności za życie, zdrowie i mienie ludności cywilnej zwolniony. To zresztą nie jest sytuacja nowa; podobnie było, gdy siły ukraińskie w ciągu ostatnich ośmiu lat konsekwentnie dokonywały śmiercionośnych ostrzałów obiektów cywilnych na Donbasie. Tym samym, reżim kijowski jednoznacznie pokazuje swój stosunek do wartości życia obywateli własnego państwa. Składa je konsekwentnie i na wielką skalę w ofierze interesom własnym i życzeniom swoich anglosaskich protektorów.
„Pewnego razu znajomy Ukrainiec powiedział mojemu teściowi, że UPA zamierza zamordować jego rodzinę. Zdążyła ona uciec do Krzemieńca. Ktoś usłyszał tą rozmowę młodego Ukraińca z ojcem mojej żony. Powiesili go pośrodku wsi i przymocowali mu do piersi tabliczkę z napisem ‘to się stanie ze wszystkimi zdrajcami’. Wiszącego ciała nie pozwalali przez następne kilka dni zdjąć z szubienicy” – pisał na emigracji w Kanadzie wybitny ukraiński uczony, nieżyjący już prof. Wiktor Poliszczuk, o banderowcach. Narzucona dziś odgórnie Ukraińcom tożsamość historyczna nigdy specjalnie nie liczyła z ludzkim życiem. Także swoim, ukraińskim.
A jednak nie propaganda
Od kilku miesięcy trwania konfliktu na Ukrainie strona rosyjska (w tym Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej) przytacza konkretne miejsca, daty i fakty pokazujące praktykę dyslokacji wojsk i artylerii ukraińskich sił zbrojnych na terenie lub w pobliżu obiektów cywilnych. Z oczywistych względów można było odnosić się z rezerwą wobec tego rodzaju twierdzeń, wszak formułowała je jedna ze stron toczącego się konfliktu. Zastanawiało jednak to, że w mediach społecznościowych pojawiały się zdjęcia i nagrania ukraińskich stanowisk artyleryjskich oraz żołnierzy stacjonujących wśród blokowisk czy w obiektach cywilnej infrastruktury publicznej, takich jak szpitale czy szkoły.
Raport Amnesty International korzystał z różnych źródeł. Wśród nich wymieniono wizyty w miejscach dyslokacji sił ukraińskich zniszczonych przez ostrzał rosyjski, wywiady ze świadkami i okolicznymi mieszkańcami, teledetekcję oraz analizę użytej broni. „W wyniku przeprowadzonego śledztwa eksperci dowiedli, że siły ukraińskie prowadziły ostrzał z zaludnionych terenów mieszkalnych, a także rozlokowały się w budynkach cywilnych w 19 miastach i wsiach w badanych regionach. Działające w ramach organizacji Laboratorium Dowodów Sytuacji Kryzysowych (Crisis Evidence Lab) przeanalizowało zdjęcia satelitarne potwierdzające poszczególne przypadki” – twierdzi AI. Wcześniejsze doniesienia na ten temat zostały zatem potwierdzone. Trudno doszukiwać się tu jakiejkolwiek manipulacji.
Oczywiste normy
Międzynarodowe prawo humanitarne wyraźnie stanowi, że niedopuszczalne jest narażanie w ramach działań wojennych ludności i obiektów cywilnych. Okazuje się jednak, że na Ukrainie dochodzi do czegoś jeszcze gorszego. Oddajmy głos ekspertom AI: „Większość terenów mieszkalnych, w których rozlokowali się żołnierze, znajdowała się wiele kilometrów od linii frontu. Istniały w pobliżu liczne lokalizacje alternatywne, które nie powodowałyby zagrożenia dla cywilów, takie jak bazy wojskowe czy obszary gęsto zalesione. W udokumentowanych przez Amnesty International przypadkach nie stwierdzono, by ukraińskie siły zbrojne, które zajmowały cywilną infrastrukturę na terenach mieszkalnych ostrzegały ich mieszkańców i pomagały w ewakuacji pobliskich budynków, co stanowi dowód braku stosowania wszelkich możliwych środków mających na celu ochronę ludności cywilnej”.
Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której świadomie narażano życie i zdrowie okolicznej ludności. Najprawdopodobniej (twierdzenie to wymaga dodatkowych badań i dokumentacji) określona liczba niewojskowych ofiar śmiertelnych obecnej wojny to wynik świadomej (trudno założyć brak nieumiejętność przewidzenia konsekwencji) taktyki armii ukraińskiej.
Szpitale i szkoły jako tarcze
„W pięciu przypadkach badacze Amnesty International stwierdzili wykorzystywanie szpitali w charakterze de facto baz wojskowych. W dwóch miastach dziesiątki żołnierzy odpoczywało, chodziło i spożywało posiłki w szpitalach. W jednym mieście żołnierze prowadzili ostrzał spod budynku szpitalnego” – czytamy dalej w raporcie. Nadmieńmy, że chodzi o cywilne placówki służby zdrowia, często te ratujące życie miejscowym mieszkańcom. Można więc założyć, że – poza ofiarami ostrzałów rosyjskich likwidujących punkty ogniowe – śmierć mogli ponieść również Ukraińcy pozbawieni możliwości otrzymania pomocy w przekształconych w koszary szpitalach.
„W 22 spośród 29 wizytowanych budynków szkolnych badacze Amnesty International spotkali żołnierzy rozlokowanych na ich terenie lub dowody prowadzenia z nich działań zbrojnych, w tym mundury wojskowe, łuski, racje żywnościowe i pojazdy wojskowe” – twierdzą autorzy raportu. Międzynarodowe prawo humanitarne zezwala na korzystanie przez siły zbrojne z budynków szkolnych jedynie w ostateczności, w sytuacji braku innego wyjścia. Tymczasem, sądząc po statystyce, na Ukrainie jest to obecnie regułą.
Waga polityczna
Amnesty International otrzymywała w minionych latach finansowanie nie tylko od czołowych fundacji świata korporacyjnego (m.in. Fundacji Rockefellera i Fundacji Forda), lecz również z Departamentu Stanu i brytyjskiego resortu spraw zagranicznych. Niektórzy obrońcy praw człowieka uznawali, że w związku z tym może ona w sposób wybiórczy, subiektywny, korzystny dla swoich darczyńców przedstawiać sytuację humanitarną w poszczególnych krajach.
W tym kontekście publikacja raportu oznaczać może, że niektóre kręgi polityczne świata anglosaskiego podjęły decyzję o stopniowym wycofywaniu bezwarunkowego poparcia dla reżimu Wołodymyra Zełeńskiego. Świadczyć może o tym histeryczna reakcja po ukazaniu się materiału AI ze strony Biura Prezydenta Ukrainy (Michaił Podoliak) i MSZ (Dmytro Kuleba). Podobną retorykę można było zauważyć w mediach brytyjskich i polskich. Warto jednocześnie odnotować, że mniej tego rodzaju głosów pojawiało się w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach europejskich.
Symptomatyczne jest również zachowanie oddziałów Amnesty International w poszczególnych krajach. Szefowa ukraińskiego biura tej organizacji Oksana Pokalczuk odeszła ze stanowiska. Polski oddział AI opublikował tekst, w którym potępia jednoznacznie działania rosyjskie na Ukrainie, nie odnosząc się w żaden sposób do zarzutów wobec strony ukraińskiej. Stanowiska w tej sprawie odzwierciedlają w zasadzie narracje polityczne w różnych krajach. W Polsce dodatkowo współgrają z retoryką klasy politycznej, która bez żadnych wątpliwości etycznych ślepo popiera stronę ukraińską, nawet w obliczu oskarżeń takiego kalibru.
Tymczasem skala łamania międzynarodowego prawa humanitarnego przez wojska ukraińskie powoduje, że cała sprawa powinna mieć konsekwencje polityczne, a być może również prawne. Otwartym pozostaje pytanie, kto odpowiada za śmierć cywilów i ostrzał infrastruktury mieszkalnej oraz publicznej. Można przyjąć cztery wersje: 1) taktyka prowadzenia działań wojennych zaakceptowana na najwyższym poziomie władz politycznych, być może ze względów propagandowych (zniszczone obiekty i ciała ofiar pokazywane są we wszystkich światowych mediach); 2) decyzje dowództwa armii – Sztabu Generalnego; 3) decyzje i wytyczne miejscowych sztabów dowodzenia; 4) ogólny chaos i brak organizacji panujący w poszczególnych regionach. Do ustalenia takiej odpowiedzialności trzeba by przeprowadzić szeroko zakrojone, niezależne śledztwo, a z tym będzie trudno.
Mateusz Piskorski