PublicystykaAndrzej Drawicz – rzecznik zbliżenia dwu państw i narodów (2)

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Andrzeja Drawicza martwiło nieustanne  przywoływanie nieszczęsnego położenia geopolitycznego Polski,  które prowadziło do katastrof rozbiorowych i wojennych. Tymczasem geopolityka – jego zdaniem – rzuca bardzo niewiele światła na wytłumaczenie zależności historycznych, szczególne  Polski od Rosji.

Geopolityczne realia i literacko-historyczne reminiscencje mogą wszak stanowić niezłe tło dla obecnych dyskusji i przewartościowań, zachodzących tak w Rosji, jak i w Polsce.  „W świadomości Rosjan przez wiele stuleci byliśmy silnym konkurentem i przeciwnikiem, którego udało się pokonać. Raz myśmy byli górą, zdobywając Kreml, potem w owej konkurencji historycznej oni wyszli na czoło”.  Trudno gdybać, co by było, gdyby zwycięstwo należało do Polaków. „Z jaką żółcią i jadem pod naszym adresem emigrant polityczny Puszkin opisywałby, dajmy na to, bal u Senatora Poniatowskiego na Kremlu. Nie wiadomo, czy bylibyśmy bardziej kulturalni w metodach wobec Rosjan niż oni byli wobec nas. Być może robilibyśmy to nieco inaczej. W każdym razie do Rosjan należało zwycięstwo w historycznej konkurencji”.

Uczył nas odpowiedniej perspektywy oglądania i oceniania sytuacji na Wschodzie. W wielu tekstach publicystycznych na łamach gazet i tygodników, od „Tygodnika Powszechnego” począwszy, poprzez „Wiadomości Kulturalne”  a na „Trybunie” kończąc, w radio i na ekranie telewizyjnym nieustannie apelował o powściągliwość ocen. Wzywał do samokontroli wszystkich odpowiedzialnych i reprezentujących władzę osób, a także przedstawicieli mediów, aby manifestując swoje emocjonalne odreagowywanie przeszłości, nie obrażali innych narodów. Dla zrozumienia względnej powolności odchodzenia od sowieckości ważne było nie tylko uświadomienie sobie sytuacji wyjściowej, ale także unikanie arbitralnego porównywania  Rosji do normalnych krajów o dawno utwierdzonej demokracji. „Przy takim widzeniu dostrzega się jedynie niedostatki; osiągnięcia pozostają niezauważalne”.

Andrzej Drawicz tłumaczył cierpliwie, iż „demontaż świadomości sowiecko-imperialnej musi być rozciągnięty w czasie, gdyż jest procederem trudnym, obfitującym w konflikty i koszty własne, wykładającym się w zjawiskach typu przejściowego.

Nie jest rozsądne oczekiwanie – pisał – iż stanowiąca do niedawna historycznie ukształtowane centrum imperialne Rosja może z dnia na dzień posiąść świadomość Belgii czy Holandii. Zwłaszcza niemądrze jest oczekiwać tego od kręgów wojskowych; armia musi dopiero odnajdywać rację swojego istnienia w nowych warunkach. Wypada nie tyle dziwić się istniejącym recydywom świadomości imperialnej, ile temu, że są stosunkowo nieliczne i mało groźne, zwłaszcza w warunkach obecności wielomilionowej masy Rosjan poza granicami Rosji”.

Podkreślając przy wielu  okazjach, że Polska i Rosja różnią się nie tylko swoim wymiarem, ale także mają bardzo odmienne wizje czasu, profesor Drawicz pytał, czy w tak krótkim okresie, jaki upłynął od początku reform gorbaczowowskich można było osiągnąć znacznie więcej.  Na tle wyobrażeń, jak mogłaby wyglądać niepokojowa  wizja rozpadu ZSRR dowodził, że to co się naprawdę  stało na Wschodzie miało dla nas wszystkich nader korzystny charakter. Wszystkie bowiem scenariusze  „niemal bez wyjątku rysowały – odległy, sytuowany gdzieś w przyszłym stuleciu – koniec imperium jako cykl katastrofalnych wyładowań, masowych rzezi, długotrwałych wojen plemiennych i przelewów krwi”. Stało się na szczęście inaczej. I czas najwyższy, aby sens tego, co zaszło na Wschodzie dotarł do najszerszych umysłów i został właściwie doceniony. Hołd należny jest zwłaszcza Gorbaczowowi  za porwanie się w swoim czasie na ryzykowną i arcytrudną operację – „demontaż gigantycznej struktury o wykształconych mechanizmach samoobronnych, śmiertelnie niebezpiecznej dla otoczenia”.

W poradzieckiej  Rosji Drawicz dostrzegał wiele szans na zbudowanie nowego ładu, który nie tyle nawiązywałby do przedrewolucyjnej przeszłości – o której poza nielicznymi historykami i tak mało kto wie – ile łączyłby to, co najlepsze z każdej z epok, nie pozbawiając Rosjan ich głębokiego poczucia dumy mocarstwowej. Andrzej Drawicz odrzucał wszelkie demonizowanie rosyjskich ambicji dotyczących restauracji potęgi. Uważał, że rosyjski ekspansjonizm nie ma przede wszystkim odpowiedniej bazy materialnej i cywilizacyjnej. Do świadomości milionów Rosjan dotarło, że posiadanie imperium zawsze bardzo ich osłabiało. Wierzył, że zaistniała historyczna szansa na racjonalizację rosyjskiego myślenia o miejscu  i  roli tego państwa  w świecie. Jest to oczywiście ciągle szansa – podkreślał – a nie już spełniona nadzieja.

W swoich radach dla rządu polskiego postulował Andrzej pilne i racjonalne rozwiązywanie problemów konkretnych, bez niepotrzebnych ideologizacji. Wiedział przecież dobrze, że główny antagonizm rosyjsko-polski wokół NATO zostanie rozwiązany  bez naszego udziału. Nie sądził, aby przyjęcie Polski, Czech i Węgier do sojuszu atlantyckiego stworzyło jakieś  zagrożenie dla ewolucji Rosji w kierunku demokracji. Przeciwnie, myślenie Andrzeja wpisywało się jak najbardziej w nurt rozważań realistycznych. Ich  istotą był sprzeciw wobec tradycyjnej rosyjskiej argumentacji o istnieniu w Europie Środkowej i Wschodniej strefy szczególnego zainteresowania Moskwy, skazującej państwa tego regionu na wieczne ubezwłasnowolnienie. Nie sądził więc, aby sprawa poszerzenia NATO mogła na dłuższą metę zdeterminować stosunki polsko-rosyjskie.

Andrzej Drawicz był jednym z wielkich orędowników tezy o zrównoważonej geopolitycznie polskiej polityce zagranicznej. Dobre stosunki z Zachodem nie oznaczały dla niego  przekreślenia szansy równie dobrego ich ułożenia z Rosją. Był przekonany, że „tym skuteczniej i łatwiej przesuniemy się ku Zachodowi, im lepszą zyskamy pozycję na Wschodzie, a przede wszystkim w Rosji”. Zdaniem Andrzeja, „żaden z dwu głównych, niegdyś groźnych sąsiadów nie posiada agresywnej doktryny politycznej, skierowanej w naszym kierunku”. Zróżnicowana asymetryczność między Polską a jej największymi sąsiadami na Wschodzie i na Zachodzie wymaga z naszej strony wyrafinowanych umiejętności harmonizowania i uzgadniania indywidualnych interesów z interesami uczestników bliższego i dalszego środowiska zewnętrznego. Gotowość do przetargowych ustępstw i kompromisowych rozwiązań warunkuje przecież powodzenie wszelkich działań w obronie własnej racji stanu.

Niezależnie od czasowej słabości Rosji Andrzej Drawicz stale przypominał, że w skali zasięgu interesów międzynarodowych nijak nie możemy porównywać się z Rosją.  „Polska nie jest przecież i w dziesiątej części być nie może tej skali problemem dla Rosji, co ona dla nas. Jesteśmy – uważał – kwestią dwudziestorzędnej wagi”. Z racji swego położenia geopolitycznego Rosjanie muszą myśleć o problemach kraju w zupełnie innych wymiarach niż Polacy. Dla współczesnych Rosjan  Polska nie ma „żadnej specjalnej taryfy”.

Jest syndromem złożonym „z kawałka pamięci historycznej o Polakach na Kremlu, z refleksu Dostojewskiego i Puszkina, z Pomniat psy-atamany, pomniat polskije pany…, ze wspomnień o jakimś polskim przodku czy krewniaku, ze słowa „solidarność”, w lepszym przypadku z odległego echa Katynia, z dobrej pamięci ojców, którzy czytali polskie pisma i oglądali filmy w czasach odwilży chruszczowowskiej – i z gorszej zbitki słownej kowarnyj Liach, czyli Lach zdradziecki. Nic z tego specjalnego nie wynika, gdyż jest to historyczna i pseudohistoryczna magma świadomościowa, od której należy się dopiero odbijać ku teraźniejszości, od tej zaś – ku przyszłości”. Potrzeba wielu lat, by wzajemne wizerunki obu państw i narodów znormalniały.  Ze swojej strony „unikniemy rozczarowań nie oczekując od Rosjan poświęcania nam zbyt wiele uwagi”, zaś „po jakimś czasie Rosja stanie się dla nas tym, czym dzisiaj jest Szwecja czy Turcja, i czym pewnie znacznie wcześniej zostaną Niemcy: historycznym świadectwem przemijalności negatywnych emocji”.

Drawiczowe myślenie o Rosji nigdy nie było myśleniem naiwnym.  Zdawał sobie sprawę, że o powodzeniu wielu przedsięwzięć w polityce decyduje zawsze wola partnera. Za niepowodzenia w polityce wschodniej III RP nie winił wyłącznie polskiej strony. Wyostrzając odpowiedzialność Polski za stan stosunków z Rosją chciał wszak unaocznić elitom politycznym obu państw, że miast postępu, harmonijnie współpracowały ze sobą przez długi czas na rzecz pogarszania stosunków wzajemnych, świadcząc sobie usługi w dostarczaniu kolejnych do takiego pogarszania pretekstów.

Stosunki między państwami trudno rozpatrywać w kategoriach winy którejkolwiek ze stron. Są one zawsze wynikiem splotu obiektywnych czynników i subiektywnych uwarunkowań. Z pewnością  nie są one niezależne od woli oraz intencji twórców polsko-rosyjskiego dialogu po obu stronach granicy.  Tych jednak było w ostatnich latach całkiem niewiele. Otwarcie elit politycznych obu państw na siebie okazało się z wielu względów niemożliwe do spełnienia. Podstawową barierą okazał się stosunek do historii, zwłaszcza okresu komunistycznego, która dla Rosjan – inaczej niż dla większości Polaków – pozostaje godną szacunku, niezależnie od ich politycznej proweniencji – demokratycznej i liberalnej, czy też nacjonalistycznej i neobolszewickiej. „Traumatyczne doświadczenie związane z rozpadem ZSRR i wycofaniem się z Europy Środkowej w połączeniu z szokiem, jakim stałoby się całkowite przewartościowanie historii narodu i jednostkowych osiągnięć, mogłoby rzeczywiście stać się przyczyną gwałtownego kryzysu i rozpadu państwa”.

Troska o przyszłość stosunków polsko-rosyjskich

Andrzej Drawicz umarł w czasie, kiedy ważyły się stosunki między Polską a Rosją na wiele lat naprzód. Nie było mu dane wpływać na ich poprawę. Miałby  przecież wiele do powiedzenia. Ubolewał, że przemiany ustrojowe lat dziewięćdziesiątych, choć postawiły Polskę i Rosję w zbliżonej sytuacji transformacyjnej, to jednak zróżnicowały nas wzajemnie, „zbliżając – oddaliły”. „Swoboda sprzyja oddalaniu się, (…) kumulacji złych, historycznych wspomnień, obciążeń i urazów, a także wyrażaniu obaw związanych z teraźniejszością i ich podsycaniu przez środki masowego przekazu. Swobodnie może się teraz kształtować poczucie obcości, wyższości i zagrożenia”.

Przestrzegał przed zadufaniem i arogancją, wynikającą z poczucia wyższości.

Bo „my znajdujemy się już w stanie zaawansowanej rekonwalescencji”, a Rosja ma w tej dziedzinie jeszcze długą drogę. „Jeśli jej się uda, to – być może – złagodniejemy”. Napominał, żeby Rosjan nie wpędzać w dodatkowe kompleksy wszechświatowych petentów. Pyszałkowatość otoczenia może w efekcie potęgować hardość  rosyjskich elit i rosnącą ksenofobię w społeczeństwie. Rosji potrzeba czasu na „samowychowanie ku demokracji i pokojowemu współistnieniu ze światem”. Zamiast bać się  „na zapas i na wszelki wypadek”, lepiej pomyśleć o tym, jak my sami moglibyśmy jej w tym pomóc.

Polakom i Rosjanom – zdaniem Drawicza – pisana jest na bliższą i dalszą przyszłość pewna dwuznaczność uczuć. „Wielkiej i szczerej przyjaźni może nie być nigdy”, „w najlepszym razie wieczny chłodek naszych relacji będzie przypominał, powiedzmy, niezmienny dystans angielsko-francuski”.

Andrzej Drawicz nawoływał do odrzucenia tendencji rozliczeniowych i konfrontacyjnych w stosunkach z Rosją.

W niezwykłych okolicznościach zaistniałych po rozpadzie imperium radzieckiego czas zacząć naprawdę myśleć o przyszłości i na nią ukierunkowywać świadomość społeczeństw. Myślący Polacy, niezależnie od politycznej i ideowo-światopoglądowej proweniencji, muszą pogodzić się z faktem, że nikomu nie uda się zmienić przeszłości na inną. Natomiast można i powinno się – w interesie dzisiejszych i przyszłych pokoleń – tworzyć lepszą przyszłość. W jednym z ostatnich tekstów naukowych pisał: „Przyjmijmy, że o przeszłości  wiemy  wszyscy  prawie  wszystko i prawie to samo. Że ją doceniamy i czcimy. Gdybyśmy wszakże przez jej głównie pryzmat chcieli patrzeć na to, co nas może czekać, i ku niemu się szykować – stalibyśmy się skansenem dziwactwa na europejską i światową skalę. W Europie jest aż nadto tradycji wieloletnich, przechodzących w stulecia waśni, zależności, dominacji, krwawych, wielokrotnie odnawianych porachunków i odczuć wzajemnej wrogości”.

Rola badacza Wschodu polega często na stawianiu pytań i konstruowaniu nawet mało prawdopodobnych scenariuszy, wszystko dla przestrogi i osiągnięcia tego, co korzystne. Pytania Andrzeja Drawicza zmuszają do ciągłego zastanawiania się, jak długo trzeba pracować nad sobą, żeby pozbyć się „odwiecznych”  urazów historycznych, aby świadomość zbiorową wyzwolić od ciężaru trudnej historii. Ile trzeba społecznej mobilizacji dla „wychowania w normalności”?  Postęp w procesie pojednania polsko-niemieckiego, obciążonego przecież jeszcze głębszym syndromem wrogości daje wiele do myślenia. Dlaczego więc nie mogłoby dojść w jakiejś perspektywie do podobnego pojednania polsko-rosyjskiego?  W tej sprawie potrzeba woli i determinacji obu stron. Na moralne i materialne argumenty trzeba będzie jednak jeszcze długo poczekać.

Andrzej Drawicz odnotowywał skwapliwie ów „nieufny dystans” wobec Rosji, jaki podziela  znaczna część Polaków, czekając na profity, osiągnięte wszak bez naszego udziału. Nawoływał  do odrzucenia infantylnych rachub w polityce wschodniej, bliskim reprezentantom politycznej prawicy, którzy w przeciwstawianiu Rosji dwóch naszych sąsiadów – Ukrainy bądź Białorusi – upatrywali  na początku lat dziewięćdziesiątych sposobu na budowanie zrównoważonej pozycji międzynarodowej Polski między dawnym Wschodem a coraz bliższym Zachodem.

Zamykając to krótkie odtwarzanie myśli Andrzeja Drawicza o Rosji, warto zacytować mądrą konstatację Romana Szporluka, ukraińskiego profesora Uniwersytetu Harwardzkiego, iż „Polska współczesna znalazła już swoje miejsce, swój kształt, swoją misję w regionie i Europie”. „W Rosji jest inaczej – Rosja dalej szuka swojej  tożsamości i nie jest pewna, czy ma przyjąć do wiadomości niepodległe istnienie swoich nowych sąsiadów”. Zestawienie tych dwóch dość oczywistych prawd skłania do podejmowania ciągłych wysiłków intelektualnych, aby wiedzieć o sobie jak najwięcej. Przed Polską zmierzającą do struktur zachodnich staje szczególne zadanie, którego Drawicz był nie tylko świadomym projektodawcą.

Był także mądrym realizatorem przybliżania Rosji i całego poradzieckiego Wschodu zarówno na potrzeby naszego kraju, jak i całej zjednoczonej Europy. Z rozmaitych inicjatyw na rzecz zbliżania dawnego Wschodu i Zachodu może zresztą skorzystać sama Rosja, dla której nowa Europa stanowi  niezwyczajne wyzwanie. Być może chcąc mu sprostać, Rosja naprawdę – i to szybciej, niż się tego spodziewamy – zweryfikuje swoje aspiracje geopolityczne i ambicje wielkomocarstwowe zgodnie z oczekiwaniami wspólnoty międzynarodowej.

Andrzej Drawicz od wczesnej młodości był nie tylko realistą, ale i niepoprawnym – jak mawiał o sobie – historycznym  optymistą. Takim zresztą pozostał do końca. W sierpniu 1988 roku wyznał, iż bardzo chciałby zdążyć „jeszcze trochę pożyć w wolnej Polsce”. Gdy ta „wolna Polska” rzeczywiście nastała, mamy bodaj prawo, a pewnie i obowiązek zastanowić się nad tym, czy żyjąc w warunkach nacisku stereotypów antysąsiedzkich, jesteśmy rzeczywiście w pełni wolni. I  czy  istnieje  szansa  pełniejszej   realizacji  naszej  wolności  w  dostrzegalnej przyszłości. Wolność – jak wiadomo – różne ma oblicza.

Dorobek Andrzeja długo będziemy badać i oceniać, długo będziemy z niego czerpać inspiracje w dalszych studiach rosyjskich i wschodnich. Już dziś można powiedzieć, że mimo nieprzychylnych mu niegdyś komentarzy i ostracyzmu kręgów towarzyskich, których był chlubą i ozdobą, każda z dziedzin jego twórczej aktywności – i kultura, i polityka – pozostaje doskonałym wzorem odniesienia nie tylko dla wtajemniczonych.

„Jakkolwiek ludzie dobrej woli, nazwiemy to w co wierzymy: czy Opatrznością, świadectwem Bożej troski o stworzony świat, czy też ludzką miarą rzeczy i sensem istnienia, przeciwstawionym pokusie samozagłady – winniśmy im wdzięczność za istnienie Tego Człowieka”. To słowa Andrzeja Drawicza, odnoszone niegdyś do jednego z wybitnych mężów rosyjskiej literatury. Dziś odnosimy je do samego ich Autora, i nie ma w tym taniej kokieterii, ani przesady.

Trudno wyobrazić sobie – mimo upływu ćwierćwiecza od śmierci Andrzeja Drawicza – że spoczywa na warszawskich Powązkach wśród cmentarnej ciszy i pożółkłych liści. Łatwiej pomyśleć, że raczej przepadł bez wieści, w ciągłym ruchu poszukiwania przyjaciół na Wschodzie. Niejednego z nich spotyka dziś po tamtej stronie smugi cienia… i  z pewnością mają o czym rozmawiać.

Prof. Stanisław Bieleń

Tekst w pierwotnej formie ukazał się w: „Polacy i Rosjanie. Czynniki zbliżenia”, pod red. Michała Dobroczyńskiego, Wydawnictwo Adam Marszałek, Warszawa-Toruń 1998, s. 9-36.

Myśl Polska, nr 17-18 (24.04-1.05.2022)

Redakcja