FelietonyTrup schowany w szafie

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Teraz wszystko może prezentować się pięknie, bo Polacy masowo pomagają ukraińskim uchodźcom uciekającym przed pożogą zgotowaną im przez Putina, mówi się o polsko-ukraińskim braterstwie, a wszystko to okraszone ładnymi przemowami i deklaracjami, ale to jest tylko do czasu.

Gdy wojna się skończy, a wszystko pomału powróci do normy, to temat Wołynia i UPA znów wyskoczy niczym trup schowany w szafie i znowu będzie zatruwał relacje pomiędzy naszymi narodami. Przez 31 lat, od kiedy istnieje niepodległa Ukraina, w ogóle nic nie zrobiono by dojść do porozumienia i raz na zawsze zakończyć rzeczy z tym związane. Polacy święci nie są, ale tu chodzi o coś innego – bezkrytyczne podejście do zbrodniarzy wojennych i budowanie na tym gruncie państwa oraz polityki historycznej.

Nie tak dawno, bo w 2019 roku, na Wołyniu powstał „szlak chwały bojowej UPA” i to w miejscach, gdzie w latach 40. odbyły się masowe zbrodnie polskiej ludności cywilnej. Zbiegło to się z petycją Obywateli RP, by z nazw ulic usunąć imiona „Rysia” i „Wiktora”, czyli dowódców polskich oddziałów partyzanckich na Lubelszczyźnie. Motywowano to tym, że dokonali oni zbrodni na ukraińskiej ludności cywilnej (co jednak jest faktem), a istnienie tych ulic godzi w polskich Ukraińców, jak i tych, którzy przyjeżdżają do nas z Ukrainy.

Jednak, dla Obywateli RP sprawa upamiętnień banderowskich ludobójców na Zachodniej Ukrainie już nie istnieje, a nawet tam się nikt nie przejmuje „polską wrażliwością”, no bo po co… Z kolei teraz, gdy trwa rosyjski najazd na Ukrainę, UIPN upamiętnił postać Romana Szuchewycza, pacyfikatora białoruskich wiosek i dowódcy UPA, który przecież robił to samo za co oni krytykują Putina. To co robi Putin jest ludobójstwem, ale działania Szuchewycza już nie. Cudowne, prawdaż?

Zatrzymując się przy Szuchewyczu, to człowiek ten w sierpniu 1943 roku zaakceptował ludobójcze czystki etniczne polskiej ludności na Wołyniu, a po tym fakcie odbyły się tak masowe mordy, jak w Ostrówkach, Woli Ostrowieckiej, czy Budach Ossowskich. Za rzeź w Galicji Wschodniej i przeniesienie jej na Chełmszczyznę ponosi z kolei całkowitą odpowiedzialność w pojedynkę. Ale i bez dowodzenia UPA byłby uznany za zbrodniarza wojennego, ponieważ dowodził 201. batalionem policji ochronnej na Białorusi, którzy zajmował się walką z partyzantami i pacyfikowaniem wsi.

Erich von dem Bach-Zelewski opublikował nawet dokument, który zawiera wyliczenia zamordowanych partyzantów, osób cywilnych i zniszczonych wsi. Nie chce mi się wierzyć, że Szuchewycz rzekomo nie dołożył do tego ręki, a miał tylko „ochraniać obiekty wojskowe”. Druga sprawa to udział 118. batalionu policji (złożony z melnykowców) w zbrodni w Chatyniu, która jest symbolem białoruskiej martyrologii. Zachodnia historiografia nie ma wątpliwości, że ukraińscy policjanci wzięli w tym udział, są podane nawet konkretne nazwiska uczestników ludobójstwa.

A jeśli idzie o „nazizm” na Ukrainie, to Ukraińcy sami się podkładają rosyjskiej propagandzie, ponieważ w ukraińskich batalionach ochotniczych, które walczą na wschodzie Ukrainy od 2014 roku istnieje symbolika, która wprost odwołuje się do neonazizmu. Słynny „Azow” ma bliźniacze oznaczenie do tego używanego przez 2. Dywizję Pancerną SS „Das Reich”, a w jego szeregach jest masa neonazistów, co nawet kilka lat temu opisała „Gazeta Wyborcza”. A jest jeszcze przecież batalion „Ajdar”, czy „Tornado”, gdzie ten drugi jest odpowiedzialny za zbrodnie wojenne i to orzekła przecież prokuratura Ukrainy. Pominę już naszywki z Dirlewangerem, które niejaki Marcin Rey nazwał fejkami, a okazały się prawdziwymi. No i jeszcze różne marsze na cześć dywizji SS „Galicja” oraz upamiętnienia ukraińskich esesmanów na Zachodniej Ukrainie.

Robert Milewski

Bystrzyca Kłodzka

Myśl Polska, nr 15-16 (10-17.04.2022)

Redakcja