OpinieViktor znaczy zwycięzca

Wspomoz Fundacje

„Odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Tak wielkie, że widać je nawet z księżyca, a już na pewno z Brukseli” – oznajmił premier Węgier, Viktor Orban. Lider Fideszu w istocie ma powody do satysfakcji. Zaledwie przed kilkoma miesiącami przedwyborcze sondaże wskazywały, że zjednoczona opozycja depcze mu po piętach. Tymczasem wynik wyborów potwierdził supremację Orbana. Fidesz wygrał czwartą kadencję, odnosząc miażdżące zwycięstwo nad połączoną sześciopartyjną opozycją. Kreowany na jej lidera Márki-Zay nie był w stanie wygrać rywalizacji nawet we własnym okręgu wyborczym. Według jeszcze niepełnych danych Fidesz może liczyć na 135 mandatów w 199-osobowym parlamencie, a opozycyjna koalicja zaledwie na 35 miejsc.

Zwycięstwo Fideszu to dobra wiadomość dla Polski. Oznacza, że Węgry będą kontynuować obrany kurs polityczny, nie raz kolizyjny z kursem Berlina i Brukseli. To z kolei oznacza, że Polska nie pozostanie w Unii osamotniona. Póki co Madziarzy pozostaną dla nas jednak zaledwie potencjalnym sojusznikiem. Władze w Warszawie nie mogą zrozumieć, ze ich koledzy z Budapesztu w pierwszej kolejności realizują interes Węgier. Nie Stanów Zjednoczonych czy Ukrainy. Nie przyjmują też do wiadomości, że nawet z kluczowymi partnerami nie musimy zgadzać się we wszystkich kwestiach. Zamiast zatem pozostawić sprawy sporne poza wspólną agendą, emocjonują się i dąsają, w sposób przystający nie tyle poważnym politykom ile egzaltowanym nastolatkom.

Zresztą pomimo pozornych podobieństw, pogłębianych dodatkowo przez analogiczny model zarządzania państwem Viktor Orban różni się od swoich polskich odpowiedników w sposób zasadniczy. Podczas gdy tamci realizując swe prometejskie wizje lekceważą bieżący interes własnego kraju, premier Węgier jest skrajnym realistą. Jego polityka, do bólu pragmatyczna, sprowadza na niego oskarżenia o cynizm. Niesłusznie. Orban po prostu realizuje interes Węgier, taki, jakim go postrzega. Nic dziwnego, że w relacjach z Polską to mniejsze i pozornie słabsze Węgry częściej osiągają własne cele i zamierzenia…

Z Budapesztu dotarły do nas jednak jeszcze inne dobre wieści. Nieoczekiwanie dla niektórych (choć nie dla nas) do parlamentu dostała się także narodowa, głęboko osadzona w bliskich nam wartościach, partia Nasza Ojczyzna (Mi Hazánk). Wszystko wskazuje na to, że obejmie ona siedem mandatów, co należy uznać za spory sukces. Co prawda to zaledwie mocny pierwszy krok, na długiej drodze, lecz w końcu każda wielka podróż rozpoczyna się od pierwszego kroku. Będziemy w niej kibicować Mi Hazánk, licząc, że nowa formacja nie popełni błędów Jobbiku.

To żywe zainteresowanie, nie jest bynajmniej przejawem czysto akademickiego pędu do wiedzy. Bowiem nieco nieoczekiwanie, a z historycznej perspektywy wręcz zaskakująco, Węgry stały się dla Polski, także z naszej, endeckiej perspektywy, kluczowym partnerem.

Przemysław Piasta

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.