WywiadyWitold Modzelewski: „Tu nie chodzi o pieniądze”

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Jeśli Bruksela podejmie decyzję o nie wypłaceniu środków z europejskiego Funduszu odnowy – to czy uderzy to w Polską gospodarkę całościowo – czy może tylko w poszczególne ambitne programy rządu PiS?

– Wstrzymywanie wypłat dla Polski z Funduszu Odbudowy jest częścią szerszego planu „dyscyplinowania” niepokornych państw członkowskich UE, które usiłują kierować się interesami narodowymi. Adresatem tego rodzaju działań były w przeszłości również państwa „Starej Europy”, w tym zwłaszcza Włochy i Grecja. Po raz pierwszy buntuje się przeciwko narzucanym interesom, a nawet językowej poprawności największe państwo „nowej Europy”, któremu prawo do sprzeciwu tu nie przysługuje: wcześniej do grona niepokornych wprosili się Węgrzy, ale – z całym szacunkiem – dla Berlina i Brukseli są dużo mniej ważni. Działania te mają dość banalny cel: zmusić do uległości („zagłodzić”) również poprzez zmiany w rządzie – a nawet nowy rząd. Tu idzie o strategię wymuszenia uległości, a nie o pieniądze. Dla polskiej gospodarki brak tych wypłat w krótkim okresie nie ma istotnego znaczenia; prędzej czy później zostaną wypłacone, bo w tym sporze mamy szanse obronić swoją podmiotowość.

Jak Pan Profesor ocenia generalnie znaczenie grantów unijnych dla Polski? Czy nasz kraj może się bez nich obejść?

– Oczywiście, że nasza gospodarka może się bez owych „grantów” obejść, bo przecież przez ostatnie trzydzieści lat duży, często większościowy udział we wszelkich środkach pomocowych przyznawanych nie tylko przez Unię Europejską i nie tylko Polsce mieli „inwestorzy” zewnętrzni: ten, kto daje lub pożycza pieniądze wskazuje tych, którzy mają dzięki temu zarobić. Nihil novi sub sole. Ale również w Unii Europejskiej, czyli w Berlinie mamy tzw. kryzys przywództwa, co daje nam szanse w tym sporze: prędzej czy później akty wrogie wobec Polski będą słabnąć, bo biurokratyczne struktury rządzenia (podobnie jak w tzw. międzynarodowych korporacjach) nie są zdolne do podjęcia wysokiego ryzyka, a tu idzie o przyszłość tzw. Mitteleuropy.

Przedstawiciele PiS głoszą, że Polska może w zastępstwie środków z UE znaleźć „tani pieniądz” poza Unią. Czy Pan się z tym zgadza?

– Oczywiście, to zachowanie tzw. rynków finansowych nie musi być (i nie będzie) lojalne, a zwłaszcza przyjazne wobec władz Unii Europejskiej: wbrew obowiązującej w liberalnych mediach poprawności kryzys wewnętrzny tej organizacji w związku ze sporem z niepokornymi członkami ma wielu cichych sympatyków, zwłaszcza tych, którzy chcą zarobić na osłabieniu strefy euro. Największą katastrofą każdej dużej organizacji jest to, że nie będzie ona uznana na co dzień za absolutnie niezbędną dla swoich członków. Istotą sporu polsko-brukselskiego jest to, czy mamy prawo do własnej oceny polskich interesów. Do tej pory mówiono nam co jest dla nas dobre, a my mieliśmy się z tym bezrefleksyjnie zgodzić. Więcej: musieliśmy chwalić tych, którzy przyczynili się do tych wielkich grabieży naszych aktywów w ostatnim trzydziestoleciu. Chcemy mieć prawo do własnych ocen i prognoz.

Czy obecny konflikt Warszawy z Brukselą podpowiada nam, że powinniśmy kardynalnie zmienić nasz model gospodarki? Na przykład w dziedzinie podatków…

– Bezsporne jest to, że ponad pięćdziesiąt lat harmonizacji podatków najpierw w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej – a potem w Unii Europejskiej – skończyło się największą katastrofą fiskalną wielu (większości?) państw członkowskich. Akcyza i VAT w wersji wspólnotowej charakteryzuję się dużo niższą efektywnością fiskalną niż w wersjach samodzielnych: najlepiej porównać nasz VAT sprzed i po wstąpieniu do UE: patologie nowej wersji podatku ujawnione w latach 2004-2020 kosztowały nas kilkaset miliardów utraconych dochodów, czyli o tyle staliśmy się biedniejsi. W akcyzie wspólnotowej jest to grubo ponad 100 milionów złotych. Obserwujemy zmierzch obecnej wizji harmonizacji podatków w Unii Europejskiej: państwa członkowskie prowadzić muszą bardziej samodzielną politykę podatkową chroniąc swoje interesy, o które nie dba prawodawca wspólnotowy.

Czym – zdaniem Pana Profesora – zakończy się starcie PiS-u z instytucjami UE? Czy jest   możliwy kompromis? Jakie rozwiązanie byłoby najlepsze?

– Nie jest to „starcie PiSu”, lecz państwa polskiego, którym rządzi legitymizowana i demokratycznie wybrana większość. Istotą sprawnej demokracji jest to, że opozycja nie zajmuje się destrukcją władzy i uznaje wolę wyborców. Z tym nasi „totaliści” (od „totalnej opozycji”) mają kłopoty. Na wszelkie akty wrogości wobec Polski każdy rząd musi umieć zareagować. Sądzę, że nie damy się zastraszyć. Wyborcy nie oczekują kapitulacji z naszej strony i sądzę, że ona nie nastąpi. Dla obywateli ważniejsze jest zahamowanie wzrostu cen oraz obrona naszego majątku przed kolejnymi grabieżami. Mamy nadzieję, że się nam to uda, choć z szacunku dla przeciwnika, nasz sukces trzeba będzie nazwać kompromisem.

Rozmawiał: Mariusz Świder   

Myśl Polska, nr 3-4 (16.-23.01.2022)

Redakcja