PublicystykaModzelewskiego myśli o Rosji i Polsce (1)

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Jesienią bieżącego roku ukazała się kolejna książka profesora Witolda Modzelewskiego z serii „Polska-Rosja”. Tym razem jej podtytuł brzmi: „Reset na stulecie pokoju ryskiego”.  To ósma już część jego rozważań na temat relacji polsko-rosyjskich, ich historii, stanu obecnego – i perspektyw.

Autor skupia się tym razem na okresie od początku XX wieku – po dziś dzień, choć mamy wiele odniesień do czasów wcześniejszych, średniowiecza nawet. Ciekawe są rozważania na temat wielowiekowego konfliktu o Kresy – nazywanego przez Moskwę „jednoczeniem ziem ruskich”, polonizacji czy rusyfikacji tych ziem, tworzenia się tzw. partii pruskich w państwie polskim, gwałtownego rozwoju gospodarczego Królestwa Polskiego przy jednoczesnym ograniczaniu wolności politycznych.

Do wojny światowej carska Rosja przystąpiła jako członek Ententy – a więc koalicji, która wojnę wygrała. Ale Rosja wojnę przegrała… I stało się to w wyniku knowań oficjalnie „przegranych” Niemców, którzy w ciągu paru lat na terytoriach przez siebie zajętych utworzyli zalążki państw bałtyckich, Białorusi, Ukrainy – a i o naszej Radzie Regencyjnej nie zapominajmy (i tzw. „polskim Wehrmachcie”), która według oficjalnej wersji  „przekazała” władzę polskim organom niepodległym.  Jak można przekazać coś, czego się nie ma?

Lenin i Piłsudski powrócili do swych krajów niemieckimi pociągami specjalnymi. Polska niepodległość odzyskała, tymczasem Rosja ją praktycznie straciła, pokonana przez bolszewików. Bo czy państwo bolszewickie było państwem rosyjskim? Sojusz czy nawet ściślejsza współpraca polsko-rosyjska jest tym, czego Zachód się bardzo obawia. Zarówno ten „waszyngtoński” – bo NATO nie sięgałoby tak daleko na wschód – jak i „berliński” – bo zaburzyłoby to ideę niemieckiej Mitteleuropy, kontrolowanie przez Niemcy gospodarek środkowo- i wschodnioeuropejskich, poza tym pozbawiłoby Niemcy spijania śmietanki z ich współpracy z Rosją. Przecież lepiej samemu bezpośrednio importować gaz i samemu z zyskiem sprzedawać jego nadwyżki z dużym zyskiem  krajom europejskim – w tym Polsce – niż kupować go od Polski lub pokrywając koszty tranzytu przez nasz kraj. . Polska i Rosja nie mają wobec siebie żadnych roszczeń (terytorialnych ani finansowych), nasze gospodarki idealnie się uzupełniają, my moglibyśmy wysyłać tam ogromne ilości artykułów spożywczych i przemysłowych, jak to było w przeszłości – nabywając bezpośrednio i z bliskiej  surowce…

Polska ma być rynkiem zbytu niemieckiego przemysłu maszynowego, źródłem taniej siły roboczej. Inne cele sponsorowania rusofobii w Polsce mają Stany Zjednoczone: im zależy na sprzedaży uzbrojenia do Polski, jak największych ilości samolotów, czołgów, rakiet itp. – bo na uzbrojeniu zarabia się najwięcej. A po to, by Polacy nabywali ogromne ilości broni w USA – muszą być zastraszani „rosyjskim agresorem i zagrożeniem z jego strony”.

Autor wiele uwagi poświęca roli oligarchii międzynarodowych zwanych korporacjami, ich szantażowi i lobbingowi. Szczególne miejsce zajmują tu urojone roszczenia amerykańskich organizacji żydowskich w stosunku do polskiego tzw. „mienia bezspadkowego”.

Książkę tę należy przeczytać. Składa się z ponad sześćdziesięciu felietonów. Jest  pełna „złotych myśli”, bardzo celnych sformułowań, wniosków. Zebrałem je w całość, pogrupowałem – i zamiast opisywać – pozwolę sobie te cytaty zamieścić poniżej. Wybrałem je subiektywnie z różnych części książki, zupełnie nie kierując się kolejnością ich „wystąpienia”. I jestem przekonany, że po zapoznaniu się z tymi perełkami sięgniecie Państwo zarówno po tę pozycję, jak i poprzednie oraz kolejne z serii „Polska-Rosja” profesora Witolda Modzelewskiego.

 Zapraszam zatem do lektury, a poniżej zebrane przeze mnie „złote myśli” Autora:

Konflikt Polski z Rosją „uniemożliwia najgroźniejszy dla wszystkich ważnych potęg europejskich sojusz polsko-rosyjski, którego obiektywnie boją się nie tylko Niemcy, ale i wszystkie państwa Europy.

Zimna wojna między Chinami a USA, a zwłaszcza słabnący protektorat amerykański nie tylko w tej części świata, jest i będzie w perspektywie najbliższych dziesięcioleci najważniejszym wyzwaniem dla polskiej klasy politycznej. Obowiązująca w naszym kraju rusofobia jest przysłowiową kulą u nogi, utrudniającą prowadzenie skutecznej polityki chroniącej polskie interesy.  (…) Rosja jest „wykluczona”, co oznacza programową wrogość wobec tego państwa (Rosja jest „wrogiem” albo „agresorem”). Pokazuje to stan świadomości politycznej części polskiej klasy politycznej oraz innych małych państw „mitteleuropejskich”.

Wykluczenie polega m.in. na próbach wspólnego blokowania rosyjskich inwestycji, które – zdaniem ich przeciwników – czemuś tam „zagrażają”. Najlepszym tego przykładem jest NORD STREAM DWA, a przecież dostawcy gazu na początku tej „rury” są tak samo zakładnikami ich odbiorców (i odwrotnie);  w końcu szantażować zakręceniem kurka mogą również odbiorcy.  (…)  Tymczasem „nasza niezależność energetyczna będzie polegać na tym, że będziemy kupować od Niemców rosyjski gaz”.  (…) Ale może dobrze się stało, że rurociąg ten będzie ukończony. Będziemy mogli wreszcie osiągnąć pełną i bezpośrednią dywersyfikację dostaw: rosyjski gaz będziemy mogli kupić albo (taniej) od Rosji, albo (drożej) od Niemiec. Przecież napychanie kieszeni Zachodowi (z reguły pod niemieckim szyldem) było najważniejszym celem naszej polityki ostatniego trzydziestolecia i jest gwarancją „zachowania naszej niepodległości”. (…)

A przecież „Stany Zjednoczone nie są w stanie wygrać wojny nie tylko z afgańskimi plemionami, lecz również z własnym społeczeństwem, które jest w stanie wrzenia, a powszechna cenzura nałożona na relacje z dziejącej się w tym kraju rewolucji („wolne media”) nie zmieni tego faktu. Władza obecnego prezydenta jest zapewne najsłabsza od czasów wojny secesyjnej, a główny rywal ekonomiczny tego państwa – Chińska Republika Ludowa – wypowiedział Stanom Zjednoczonym zimną wojnę.  Chiny postanowiły  wyrugować z Azji Południowo-Wschodniej amerykańską obecność wojskową i prędzej czy później to zrobią.

Mimo serii porażek w relacjach z naszymi sojusznikami (nadzorcami lub protektorami), w tym zwłaszcza z organami Unii Europejskiej, nasila się w tzw. liberalnych mediach kampania antyrosyjska, a władze popełniają kolejne „błędy”, eliminując nasz kraj z kontaktów tej organizacji z Rosją. Skoro zablokowaliśmy rozpoczęcie rozmów między Brukselą a Moskwą, to tym samym utworzyliśmy drogę dla kontaktów bilateralnych, czyli bez nas. Tracimy na tym nie tylko politycznie, ale przede wszystkim biznesowo (wzrastające ceny nośników energii). (…)  Oczywiście nikt się nie odważy podliczyć, ile kosztuje polską gospodarkę polityka antyrosyjska, ile stracili producenci jabłek, mięsa i innych towarów, których już nie eksportujemy w wyniku obłędu, który kieruje politycznym światkiem. Gdyby – podobnie jak w tzw. państwach wysokorozwiniętych – rządził w Polsce lobbing dużych, ale polskich firm, to przemówiłby do rozsądku szafarzom polskiej polityki zagranicznej, aby nie była dla nas tak szkodliwa. Skoro jednak polityką wschodnią rządzą u nas amerykańskie koncerny i ambasada naszego protektora oraz grupka opętanych (autentycznych) rusofobów, wszyscy płacimy i będziemy płacić za ich nadaktywność. (…)

Starając się obiektywnie przedstawić cele i przedmiot polityki zagranicznej prowadzonej przez polskie rządy w ciągu ostatnich kilkunastu lat, można dostrzec tu tylko cztery obszary zainteresowania. Są to:

– bezwarunkowe podporządkowanie się interesom amerykańskim (przede wszystkim zakup drogiego uzbrojenia od tego państwa),

– ciągłe oprotestowywanie zakończenia niemiecko-rosyjskiej inwestycji gazowej na dnie Bałtyku (Nord Stream 2),

– ciągłe akcentowanie słowne wrogości w stosunku do Rosji, która jest „agresorem”, „rządzona jest przez Putinowski reżim” i jest „zagrożeniem”,

– propagowanie w sposób ogólny koncepcji tzw. Trójmorza.

Wcześniej, gdy u władzy byli liberałowie, jedynym obszarem owej polityki były adresy wierności i uwielbienia kierowane do Berlina i osobiście do Angeli Merkel (…)

Dziś widzimy kompletne fiasko polityki związanej z drugim z powyższych obszarów. Nord Stream 2 został ukończony, a nasze protesty okazały się nieważne dla wszystkich, a przede wszystkim całkowicie bezskuteczne. Ponieśliśmy klęskę prestiżową, zresztą na własne życzenie. Nie wiadomo po co angażowaliśmy autorytet naszego kraju w tę sprawę, bo przecież obiektywnie nie mamy tu jakichkolwiek interesów, a przede wszystkim nie liczymy się jako strona, bo nią nie jesteśmy.

Wreszcie Rosja jest wykluczona kulturowo, a nawet zakazane jest jakiekolwiek niewrogie słowo pod jej adresem. Każdy, kto nie podporządkuje się rusofobicznemu jazgotowi, poddany jest wrogiemu hejtowi – tu nie ma wyjątków. (…) Tymczasem „szansa wypracowania doktryny politycznej w relacjach z innym dużym państwem, a następnie podjęcie próby jej praktycznego wdrożenia jest, po pierwsze, przywilejem silnych państw suwerennych oraz, po drugie, podstawowym atrybutem elit posiadających określone ambicje o charakterze politycznym. Państwom Nowej Europy, podobnie jak w porządku wersalskim (lata 1919–1939), niekiedy odmawia się pełnoprawnej podmiotowości w relacjach międzynarodowych. (…)  Od prawie trzydziestu lat w tej części świata realizowana jest również zmodyfikowana wizja niemieckiej Mitteleuropy, czyli podporządkowanie ekonomiczne tych państw gospodarczym interesom Berlina. W tej koncepcji, której pierwowzorem są wciąż lata 1916–1918, Polska musi być na wskroś antyrosyjska, będąc jednym z wielu „państw niepodległych” (czyli uległych wobec Berlina), które oddzielają Niemcy od Rosji. Jesteśmy przede wszystkim w sferze wpływów niemieckich. Koncepcja uniezależnienia się od tej kurateli poprzez „partnerstwo strategiczne” ze Stanami Zjednoczonymi jest chyba przeszłością ze względu na kryzys tego mocarstwa oraz jego niechętny stosunek do obecnych władz w Warszawie i poparcie dla pseudoroszczeń z tytułu „mienia bezspadkowego”.

Gdyby jednak owo uniezależnienie zostało częściowo zrealizowane, to w obu wariantach nasze pole manewrowe w relacjach z Rosją i Chinami jest obecnie niewielkie. Nie mamy bowiem żadnego niezależnego ośrodka myśli politycznej, który mógłby wypracować samoistną doktrynę polityczną będącą odstępstwem od nakazu uległości wobec tzw. Zachodu.  (…) Głoszona wrogość do któregokolwiek państwa czy narodu, w tym Rosji i Rosjan, jest czymś zupełnie niepotrzebnym, ale nie przeceniałbym znaczenia owej „narracji”. Dużo większy wpływ na powszechną świadomość obywateli państw zaliczających się do Zachodu („liberalnej demokracji”) mają przecież interesy zagranicznych oligarchów (zwanych „międzynarodowymi koncernami”), którzy mają w tym ustroju najwięcej do powiedzenia.  (…) I właśnie dlatego buduje się u nas „strach przed wojną. Jak dowiedzieliśmy się od medialnych ekspertów, zgodnie również z narracją części (większości?) klasy politycznej oraz lobbystów przebranych za ekspertów, na naszą niepodległość czyha największy współczesny demon, czyli „Putinowska Rosja”. (…) Musimy się bać, a nasz strach ma nas zmusić do:

– zakupu za dziesiątki (może setki) miliardów złotych uzbrojenia od Stanów Zjednoczonych;

zaspokojenia roszczeń majątkowych, zgłoszonych przez Izrael i podległe mu państwa, do tzw. mienia bezspadkowego, bo przecież nie możemy się konfliktować z naszym sojusznikiem, który ma stanąć w „obronie naszej niepodległości” (Media uczestniczące w lobbingu tych interesariuszy – są „wolne”, bo sprzyjają wyciąganiu od nas pieniędzy – wymyśliły sobie więc „zagrożenie rosyjskie”, którym straszy się Polaków. Ich „logika” też nie jest zbyt skomplikowana: Rosja nam (jakoby) zagraża, obronić nas mogą tylko Stany Zjednoczone, a za obronę trzeba zapłacić, nie tylko kupując jakieś bardzo drogie samoloty, ale również płacąc ten haracz. Wiadomo – wolność i niepodległość nie mają ceny;

ostatecznego uporządkowania spraw własnościowych na jednej trzeciej naszego terytorium, gdyż Niemcy, mimo że uznali naszą granicę zachodnią, nie akceptują jednak zmian własnościowych na terenach należących do 1939 roku do Rzeszy (Reichu); w końcu musimy przestrzegać prawa europejskiego, a o jego treści decyduje Berlin. (…) Bo przecież zgodnie z natrętną propagandą wrogiem jest tylko Rosja i my ze strachu powinniśmy podporządkować się wrogości organów Unii Europejskiej i zrezygnować z części naszej suwerenności. Mamy więc zgodzić się na pełzające przekształcenie Unii w coś, co będzie przypominać federację. Ciekawe, gdzie będzie stolica owego tworu?

Przypadające w tym roku stulecie pokoju ryskiego powinno być inspiracją nie tylko dla analiz historycznych dotyczących powoli już zapomnianej przeszłości, lecz również dla rozważań jak najbardziej współczesnych.  W rzeczywistości był to jednak pierwszy istotny traktat międzynarodowy uznający dyplomatycznie państwo bolszewickie jako byt odrębny od tzw. byłego Imperium Rosyjskiego (takie pojęcie pojawiło się w treści traktatu podpisanego w Rydze).  (…) Uznanie dyplomatyczne przez państwo polskie, czyli państwo mające stosunki dyplomatyczne z państwami Ententy, było wielkim sukcesem bolszewików (…)

Obchodzimy także trzydzieści lat od samorozwiązania Związku Radzieckiego, który to akt przywrócił istnienie Rosji jako odrębnego państwa, co skutkowało odtworzeniem nowej wersji Mitteleuropy. Przez to całość środkowej Europy została objęta niemieckimi wpływami, co także otworzyło drogę do przekształcenia Unii Europejskiej w niemiecką strefę wpływów. (…)

Od ponad stu lat niemiecka polityka wobec Polski budowana jest na dwóch następujących założeniach:

– etnicznie ziemie naszego kraju (czyli była Kongresówka) mają być trwałym rezerwuarem taniej siły roboczej dla obiektywnie nieopłacalnego w warunkach rynkowych przemysłu niemieckiego (pierwszy podstawowy cel strategiczny);

– konieczności likwidacji każdej, nawet tylko potencjalnej konkurencji na polskim rynku ze strony miejscowego przemysłu; ziemie Kongresówki mają być, podobnie jak pozostałe państwa niemieckiej Mitteleuropy, niezagrożonym wewnętrzną konkurencją rynkiem dla niemieckich towarów (drugi podstawowy cel strategiczny).

Aby osiągnąć te cele, muszą być stale prowadzone działania o charakterze taktycznym, do których należy zaliczyć przede wszystkim:

– wspieranie wszystkich możliwych ruchów opozycyjnych, zwłaszcza o charakterze rewolucyjnym, które będą destabilizować społeczeństwo, niszczyć od wewnątrz miejscowe przedsiębiorstwa,

– stałe wsparcie dla proniemieckich ruchów politycznych, które przez zawłaszczenie takich pojęć, jak „niepodległość” czy też „wolność”, będą wspierały interesy niemieckie wynikające z celów strategicznych;

– umacnianie powszechnego przekonania Polaków, że jedynym dla nich zagrożeniem jest Rosja, że jest ona „odwiecznym wrogiem”, a każdy Polak ma obowiązek przeciwstawiania się jej wpływom. Ma to być dowodem patriotyzmu, który może znaleźć wsparcie wyłącznie ze strony Niemiec, a one niosą na ten grunt „europejską cywilizację”, Rosja reprezentuje zaś oczywiście wyłącznie „azjatyckie barbarzyństwo”. (…)

Tezy, które uparcie głoszą owi szczególni „znawcy” Rosji, są powszechnie znane. Spotykamy je na co dzień – wystarczy przeczytać dowolnie wybrany tekst na ten temat, opublikowany w równie dowolnym medium, poczynając od wspomnianej już „Gazety Wyborczej”, kończąc na „Gazecie Polskiej”.

Oto najważniejsze tezy:

– współczesna Rosja jest od trzydziestu lat tym samym komunistycznym Związkiem Radzieckim, który tylko dla niepoznaki rozwiązał się w 1991 roku,

– mimo że Związek Radziecki w dalszym ciągu istnieje, to jednocześnie dąży do odbudowy Imperium (sowieckiego?), a owo dążenie jest przypadłością, której nie może się pozbyć,

– ów krypto-Związek Radziecki uprawia wyłącznie politykę agresji w stosunku do byłych państw związkowych i chce je wchłonąć (po co? nie wiadomo),

– państwo rosyjskie od trzydziestu lat nieuchronnie chyli się ku upadkowi, a gwoździem do jego trumny są sankcje, które wolny świat nakłada na „Putinowski reżim”,

– po wchłonięciu przez owo prawie upadłe państwo, którego już od dawna nie stać na utrzymywanie Imperium, byłych państw związkowych – to my będziemy przedmiotem jego agresji. (…)

Aby jej skutecznie się przeciwstawić, jesteśmy obowiązani podjąć następujące działania:

– musimy kupić po preferencyjnych (wysokich) cenach sprzęt wojskowy wyprodukowany przez koncerny z państwa będącego naszym „partnerem strategicznym”;

– możliwie największa część naszego kraju powinna być zajęta przez „wojska sojusznicze”. Aby uwzględnić interesy patronów liberalnej opozycji, obok wojsk amerykańskich powinny się pojawić na stałe oddziały Bundeswehry, które ze względów logistycznych powinny stacjonować na ziemiach, które „komuniści zagrabili kosztem prawowitych właścicieli”;

– musimy dobrowolnie wydać całość bezprawnie używanego przez nasz naród „mienia bezspadkowego” na ręce organizacji amerykańskich, które składają się wyłącznie z dawno wymarłych spadkobierców; zwrot ma dotyczyć przede wszystkim nieruchomości. Równowartość mienia zużytego należy wypłacić w gotówce. Ale tylko „damnum emergens”. Trzeba również zapłacić za siedemdziesiąt pięć lat „bezprawnego” używania tego mienia oraz pokryć utracone zyski – „lucrum cessans”. W tym celu powinien być wprowadzony nadzwyczajny podatek majątkowy, który będzie obowiązywać do czasu, gdy zwrócimy te długi.

– równolegle muszą być wreszcie usunięte wszystkie pozostałości „sowieckiej okupacji”, pod którą byliśmy w latach 1944–1992 (obce wojska stacjonujące obecnie na naszym terytorium nie mają charakteru okupacyjnego, lecz pilnują, abyśmy nie chcieli pozbyć się naszej wolności).

Wybrał: Mariusz Świder

Dokończenie w następnym numerze

Myśl Polska, nr 49-50 (5-12.12.2021)

Redakcja