Nowe wydanie powieści „W polu” w ramach edycji dzieł zebranych Stanisława Rembeka, której podjął się Państwowy Instytut Wydawniczy jest znakomitą okazją do przypomnienia i zarekomendowania postaci tego wybitnego, ale zapomnianego pisarza.
Nazwisko może niekoniecznie kojarzone przez współczesnych, ale jak przypomnimy „Wyrok na Franciszka Kłosa” w reżyserii Andrzeja Wajdy czy film Juliusza Machulskiego „Szwadron” na podstawie zbioru opowiadań „Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz dwie gawędy styczniowe”, to wówczas zobaczymy trwałe ślady zostawione przez prozę Rembeka w polskiej kinematografii. (Na marginesie: pamiętajmy, że Machulski – król polskiej komedii, ma na swoim koncie także film historyczny, który moim zdaniem należy ocenić bardzo wysoko). „Ballada…” ukazała się po raz pierwszy w roku „odwilży” – 1956 i została opatrzona wymowną dedykacją dla prezesa Stowarzyszenia PAX Bolesława Piaseckiego: „Bolesławowi Piaseckiemu jako ubogi dowód pamięci o wytrwałej pomocy okazanej w najcięższej epoce życia poświęcam”.
Piasecki pomógł Rembekowi w trudnych dla niego latach powojennych, umożliwiając wydanie wspomnianego zbioru opowiadań, który został w PRL-u wznowiony jeszcze w czasach gierkowskich (1971, 1977). Więcej szczęścia miał „Wyrok na Franciszka Kłosa”, który ukazał się po raz pierwszy, w całości, w roku 1947 roku (rok wcześniej publikowano go w odcinkach na łamach „Dziś i Jutro). Był potem dwukrotnie wznawiany. Władze PRL nie dopuściły jednak do wydania uważanej za najważniejszą w dorobku Rembeka powieści „W polu” na temat wojny polsko-bolszewickiej. Przymiarki były, ale za każdym razem rzecz rozbijała się o wrogość decydentów. Nie wydano też w PRL-u pierwszej powieści Rembeka „Nagan”.
Urodzony w Łodzi w roku 1901 Stanisław Rembek był uczestnikiem wojny roku 1920. Wcześniej wstąpił do POW i uczestniczył w rozbrajaniu Niemców w roku 1918. Ważne miejsce na kulturalnej mapie II Rzeczpospolitej dała mu wspominana powieść „W polu” zbierając wiele pozytywnych recenzji i ciekawych porównań, na przykład z Erichem Remarquem. W międzywojennej Polsce był urzędnikiem, nauczycielem, pisarzem i autorem artykułów oraz opowiadań pisanych głównie dla „Robotnika”, „Kuriera Porannego”, „Polityki” czy „Prosto z Mostu”. Podczas II wojny światowej zaangażował się w tajne nauczanie oraz konspirację zostając członkiem AK. Pomagał prześladowanym Żydom. Jeśli chodzi o profil ideowy, to najlepiej pasuje do niego określenie socjalista niepodległościowy.
Ciężkie były dla niego lata 1945-1956, gdy borykał się z problemami materialnymi i depresją. Paradoksalnie jeszcze w roku 1945 dostał nagrodę Ministra Kultury i Sztuki za niewydaną przecież w Polsce Ludowej powieść „W polu”. Stało się to w dosyć osobliwym czasie, gdy pod władzą komunistów niektóre swobody kulturalne łączyły się z terrorem wobec podziemia niepodległościowego. Sam Rembek był zresztą przez pewien okres zatrudniony w Ministerstwie Kultury, ale zrezygnował z tej pracy ze względu na własne przekonania. Pomocną dłoń i wsparcie materialne w tym trudnym okresie zawdzięczał, jak wspomnieliśmy, Bolesławowi Piaseckiemu.
W roku 1956 Stanisław Rembek wstąpił do PAX-u, w którym był zaangażowany w prace wydawnicze oraz pisał artykuły do paxowskiej prasy. Jednocześnie nawiązał współpracę z Instytutem Literackim w Paryżu i Jerzym Giedroyciem, co skutkowało emigracyjnym wydaniem w roku 1958 powieści „W polu”. Ze Stowarzyszenia PAX wystąpił po wprowadzeniu stanu wojennego. Zmarł w 1985 roku w Warszawie.
Pisząc o życiorysie Rembeka warto odnotować fakt, że „Wyrok na Franciszka Kłosa” mógł się doczekać ekranizacji zagranicznej w Niemczech Zachodnich. Pewnie wiązałyby się z tym jakieś tantiemy finansowe nie mówiąc już o dowartościowaniu pisarza, w dodatku na arenie międzynarodowej. Rembek jednak kategorycznie odmówił, widząc w tym niebezpieczeństwo rozmycia jasnego obrazu niemieckiej winy. Film mógł być wykorzystany do zrelatywizowania obrazu wojny, co przy niewiedzy zachodniego odbiorcy czym była okupacja na ziemiach polskich było prawdopodobne (dziś nazywamy to niemiecką polityką historyczną). Z powodu tej decyzji należy się pisarzowi jeszcze większy szacunek.
Wydana w roku 2021 przez PIW powieść „W polu”, bo jej trzeba poświęcić więcej uwagi, opisuje losy walczącej z bolszewikami kompanii piechoty ze szczególną uwagą skupioną na poruczniku Paprosińskim – alter ego Rembeka. Kampania wchodzi w skład dywizji generała Żeligowskiego i prowadzi ciężkie walki powstrzymujące ofensywę ze wschodu. Rembek ukazał w niej obraz wojny prawdziwej, bez osłonek i patosu. Twarda rzeczywistość, wspaniałe sceny batalistyczne, prości żołnierze, w większości chłopscy synowie z Łódzkiego, niepoprawny politycznie (według współczesnych kryteriów) wizerunek Ukraińca w polskich szeregach oraz przemyślenia (niejako wewnętrzny głos) Paprosińskiego – to główne cechy książki.
Ostatni wątek, czyli opis refleksji jakie prowadzi główny bohater był i może być współcześnie oceniany krytycznie. Niejeden czytelnik może sięgać po „W polu” jako po wojenny beletrystyczny reportaż nie oczekując opisów stanów psychologicznych. Ja uznaję ten element za zaletę, która zarazem ukazuje nam intelektualną głębię autora. Sporo w tych refleksjach metafizyki, religii oraz dążenia do pogodzenia się z Bogiem w obliczu śmierci, co może być zaskakujące biorąc po uwagę to, że Stanisław Rembek był socjalistą. Stojąc na gruncie konserwatyzmu można by nawet powiedzieć: oby wszyscy socjaliści byli jak Rembek. Nie zapominajmy też, że łączenie realistycznego obrazu wojny z zagłębianiem się w psychikę żołnierzy, było stosowane w literaturze wiele lat po pierwszym wydaniu książki polskiego pisarza, w dodatku z wielkimi sukcesami. Za najwybitniejsze dzieło z tego nurtu uznać trzeba „Cienką czerwoną linię” Jamesa Jonesa, zekranizowaną w roku 1998 przez Terrence’a Malicka (film dostał siedem nominacji do Oscara i został nagrodzony Złotymi Lwami na festiwalu w Berlinie).
Powieść może być oceniana jako odbrązawiająca wojnę czy nawet pacyfistyczna (stąd porównania do „Na zachodzie bez zmian” Remarque’a), jednak byłoby to krzywdzące uproszczenie. Przede wszystkim jest to powieść realistyczna, mimo nieco „ezoterycznego” wątku związanego z „klątwą sierżanta Derenia”. Nie możemy go jednak mylnie postrzegać jako fatum, ale bardziej w kategoriach wpływu wojny, chorób dotykających żołnierzy i w ogóle wpływu jaki wojna wywiera na psychikę stawiając człowieka w sytuacjach ekstremalnych.
Osobiście na powieść „W polu” patrzę przede wszystkim jako na hołd dla polskich żołnierzy, którzy w maju, czerwcu i lipcu 1920 roku przeżyli piekło walk w odwrocie pod naporem armii Tuchaczewskiego. Powieść Rembeka przedstawia to pasmo ataków, kontrataków i ciągłego wycofywania. Przypomina ważny aspekt wojny, schodzący na dalszy plan, bo dziś na konflikt z roku 1920 patrzymy głównie z perspektywy obrony na przedpolach stolicy i późniejszej zwycięskiej kontrofensywy.
Mówiąc o nowym wydaniu powieści Rembeka nie można też pominąć ciekawych dodatków jakie dołączył wydawca. Niezwykle interesujący jest zwłaszcza niedokończony wstęp Rembeka do planowanego i niezrealizowanego w PRL-u wydania książki. Niepozorny tekst jest ważnym świadectwem historycznym i cennym przypisem do historii Polski w czasie I wojny światowej. Rembek opisał w niej stosunek ludności polskiej (głównie w Łódzkim) do wojsk niemieckich, austriackich i rosyjskich oraz postępowanie żołnierzy i administracji wobec Polaków. Warto przytoczyć ciekawy i wymowny cytat z tego tekstu:
„Początkowo z nienawiści do caratu pokładano pewne nadzieje w Austrii, gdzie Galicja cieszyła się autonomią i gdzie tworzyły się od paru lat polskie oddziały Strzelca i Drużyny Bartoszowe. Niedługo jednak opinia szerokich mas zmieniła się, opowiadając się po stronie Rosji. Spowodowały to okrucieństwa wojsk cesarza Wilhelma, które wyglądały tak samo jak w czasie II wojny światowej okrucieństwa hitlerowców. Różnica była tylko ilościowa, a nie jakościowa – stosowano tradycyjną w Niemczech od czasów margrabiów brandenburskich zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Po zajęciu jakiegoś osiedla rozstrzeliwano po kilku i kilkunastu Polaków, nie wyłączając częstokroć małych chłopców, za rzekome strzelanie do wojska. Poza tym brano zakładników, których prawie zawsze również tracono publicznie pod byle jakim pozorem. Czasami urządzano formalne rzezie, jak w Częstochowie i Kaliszu, który zbombardowano na dalekich tyłach podczas zupełnego spokoju. (…) Austriacy naśladowali Niemców we wszystkim z tą różnicą, że zamiast rozstrzeliwać, wieszali publicznie na głównych placach. Czynili to również za rzekome strzelanie do wojska. W Kongresówce zdarzało się to co prawda rzadko, za to we wschodniej Galicji prześcigali niemal w okrucieństwie samych Niemców. (…) Z drugiej strony Rosjanie, a nawet Kozacy dońscy, zachowywali się wobec nas niezwykle przyjaźnie. Było wśród nich bardzo wielu polskich rezerwistów, zwłaszcza oficerów (…) W tych warunkach wkroczenie legionów Piłsudskiego nie spotkało się z entuzjazmem. Legionistów traktowano jako młodzież otumanioną przez agentów austriackich. Zapalczywsi nazywali ich po prostu „pruskimi pachołkami”. Jedynie młodzież nie mogła się oprzeć urokowi rogatywek, czak ułańskich, barw narodowych, a zwłaszcza orzełków na czapkach, chociaż te były „oskalpowane”, czyli pozbawione koron. (…) ruch legionowy nigdy nie zdobył sobie szerokiego zasięgu. Stronili odeń chłopi, ziemianie i mieszczanie, gdzie od czasu ostatniej rewolucji zapanował nacjonalizm i to we wszystkich zaborach. Zwłaszcza Polacy z zaboru pruskiego, z których żaden podobno do Legionów nie wstąpił. Do szeregów tych wstępowała więc wyłącznie „inteligencja” miejska oraz nieco robotników, co dało się doskonale wytłumaczyć bezrobociem. Okupanci bowiem rozpoczęli u nas rabunek na niespotykaną skalę. Przede wszystkim wywożąc maszyny, urządzenia, a nawet pasy transmisyjne. Również rekwirowali pod grozą surowych kar wszelkie metale kolorowe w postaci rondli, samowarów, klamek, zwłaszcza zaś dzwonów. Dniem i nocą szły do Prus pociągi wywożące żywność i lasy wyrąbywane w całości. Zapanował głód, którego dziś niepodobna sobie wyobrazić”.
To świadectwo historyczne dodane do najnowszego wydania powieści Rembeka rzuca światło na realia I wojny światowej, w tym na stosunek do legionów. Może więc, mając to na uwadze, łatwiej zrozumieć fakt, że ówcześni Polacy nie witali legionistów z wielkim entuzjazmem? To jednak już inny temat… Przede wszystkim czytajmy Rembeka, bo zasługuje na to by współczesna Polska odkryła go na nowo.
Tomasz Szymański, Drozdowo
Myśl Polska, nr 45-46 (7-14.11.2021)