W wieku 87 lat zmarł Ryszard Filipski. Moim zdaniem najzdolniejszy polski aktor. Niestety izolowany ze względu na swoje propolskie poglądy i przyzwoitą postawę.
Pan Marek Lubiński napisał w Klubie Myśli Polskiej: „Z ogromnym smutkiem pragnę zawiadomić, iż w piątek, 22 października 2021 roku zmarł po długiej chorobie Ryszard Filipski. Miał 87 lat. Skromny i cichy pogrzeb odbył się we wtorek, 26 października, zgodnie z ostatnią wolą Ryszarda, który chciał odejść z tego świata spokojnie i bez medialnego rozgłosu, jedynie w otoczeniu najbliższej rodziny- żony i dzieci. Dlatego też przekazuję tę smutną wiadomość dopiero dzisiaj. Niech odpoczywa w pokoju!”.
Dziękuję Ci Mistrzu za mądrą miłość do Polski, wielki talent i za to że nigdy nie zginałeś karku przed Przeciwnikiem.
Ryszard Filipski był lwowianinem. Był aktorem założonego przez siebie teatru eref-66. Pod koniec lat 70. XX wieku pełnił także funkcje administracyjne: najpierw jako dyrektor Teatru Ludowego w Nowej Hucie (1975–1979), następnie jako kierownik Zespołów Filmowych „Kraków” (1980–1981) i „Iluzjon” (1982–1987).
Na dorobek teatralny Ryszarda Filipskiego składają się przede wszystkim role z teatru eref-66. Teatr działał w latach 1966-1981, dając około 6 tysięcy przedstawień. Najsłynniejszym stał się monodram mówiący prawdę o okupacji niemieckiej „Ja i mój brat” Filipski debiutował w 1957 roku, rolą Valorina w „Ich głowach” Marcela Aymé w reżyserii Jerzego Antczaka.
Jako aktor filmowy najbardziej kojarzony z filmową rolą majora Henryka Dobrzańskiego w filmie Bohdana Poręby „Hubal” (1973). Także – posępnego wachmistrza Soroki, przybocznego Kmicica z „Potopu” (1974) w reżyserii Jerzego Hoffmana. Z powodu warunków fizycznych, przez pewien okres etatowy „twardziel” polskiego kina sensacyjnego przełomu lat 60. i 70. XX wieku: zawzięty kapitan MO w „Tylko umarły odpowie” (1969, reż. Sylwester Chęciński), agent kontrwywiadu z „Brylantów pani Zuzy” (1971, reż. Paweł Komorowski), czy zdemobilizowany weteran wojny w „polskim westernie” „Południk zero” (1970, reż. Waldemar Podgórski). Filmowym dziełem życia Ryszarda Filipskiego pozostaje monumentalny obraz „Zamach stanu” (1980), który wyreżyserował i w którym zagrał główną rolę, marszałka Józefa Piłsudskiego.
Ryszard Filipski był członkiem PZPR od początku lat 60-tych. Był w Partii, bo wierzył że tylko tak można wpływać na otaczającą nas rzeczywistość. Nie sprawował żadnych funkcji w ramach organizacji partyjnej. Był współautorem tzw. Listu 2000 – publicznej odezwy skierowanej do KC PZPR w 1976 r. Napisał go wraz z Ryszardem Gontarzem – domagali się w moralnej odnowy w szeregach PZPR, w których kryje się wielu wrogów ustroju. List demaskował KOR jako organizację antysocjalistyczną i antypolską.
„Od czasu proklamowania przez ośrodki imperialistyczne tzw. doktryny rozmiękczania socjalizmu, kultura stała się szczególnie ważną płaszczyzną konfrontacji ideologicznej. Stąd nasilenie otwarcie wrogiej działalności grup dysydenckich w rodzaju KSS KOR czy ROPCiO, stąd też intensyfikacja, szczególnie w ostatnich latach, działań ukrytych, wykorzystujących legalne możliwości rozsadzania socjalizmu od wewnątrz, m.in. poprzez ograniczanie, hamowanie, dezawuowanie socjalistycznego nurtu w kulturze narodowej”.
Wbrew powszechnie powtarzanej nieprawdzie nigdy nie był członkiem Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”. Przed wyborami parlamentarnymi w 1993 roku podjął współpracę z partią Andrzeja Leppera – Przymierze Samoobrona, wspólnie z Stanisławem Skalskim, Antonim Hedą, Bohdanem Porębą, Bożeną Krzywobłocką, Tadeuszem Bednarczykiem, Władysławem Wójcikiem, Rajmundem Moricem i Ryszardem Gontarzem.
Reżyser Sylwester Chęciński niezwykle ciekawie wspomina pracę z Ryszardem Filipskim podczas kręcenia filmu „Tylko umarły odpowie” w „Angorze” (22.12.2019): „Miałem szczęście, bo obsadziłem w głównej roli Ryszarda Filipskiego, który okazał się rewelacyjny, jedyny do tej roli. Bardzo ją wzbogacił, bardzo ją uwiarygodnił (…) On mi się stopił z sylwetką milicjanta. wyjątkowo. W tym filmie miałem wiele indywidualności aktorskich, wielu znakomitych wrocławskich aktorów tamtego czasu w nim zagrało, ale największą indywidualnością na planie i w tym filmie był Filipski właśnie. Zachwyciła mnie jego twarz. Jego ruchy. To jego niedomówienie w zachowaniu. Pasowało idealnie. Zauroczyło mnie to jego zero na twarzy: że nawet jak nie gra ciałem, to jego spojrzenie, oczy wiele mówią. Że on jest aktorem nieoczywistym, że nie zagra tej roli jak każdy inny aktor. Poza tym każda rozmowa z nim na planie, jego sprzeciwy interpretacyjne, propozycje, były dla mnie zaskakujące, ciekawe, bo nietypowe. On miał to wszystko co miał mieć jego bohater – kapitan Wójcik. Z każdym dniem wiedziałem, że dobrze wybrałem, że dobrze trafiłem. (…) Walczyłem z nim, żeby się w pewnym momencie choć raz uśmiechnął. Ba, żeby choć cień uśmiechu zrobił – nie dało rady. Bo Filipski sobie założył, i się tego trzymał, że jego bohater nie ma prawa się uśmiechać. Uśmiech wyrzucił ze swojego wyrazu. Mogło to grozić monotonią – na szczęście monotonne nie było. Był stale zaskakujący i interesujący dla widza. Bardzo fajnie, gdy aktor nie wywala wszystkiego kawa na ławę. Filipski w moim filmie nie gra ani złego, ani dobrego”.
Łukasz Marcin Jastrzębski
Fot. Kadr z filmu „Tylko umarły odpowie” (1969) – fototeka