Autor niniejszego tekstu do niedawna pracował w stacji telewizyjnej należącej do jednego z byłych ukraińskich urzędników. Człowiek ten zajmował różne stanowiska w prokuraturze, w tym kierownicze. Był też deputowanym, a nawet zastępcą szefa administracji prezydenckiej. Po 15 latach niepodległości Ukrainy i 15 latach sprawowania stanowisk kierowniczych magazyn „Forbes” podliczył jego majątek i wyszło, że jest on wart ponad miliard dolarów. Po pewnym czasie człowiek ten domagał się na drodze sądowej od swojego byłego wspólnika takiej właśnie kwoty; sprawę przegrał, jednak daje ona wyobrażenie stanu jego posiadania.
Powtórzę: przez całe życie zajmował on stanowiska w administracji państwowej i nigdy nie zajmował się biznesem.
Wszyscy wiedzą i widzą
Znany ukraiński dziennikarz Wiaczesław Czecziło pisze: „Korupcja nie jest problemem ukraińskim. Występuje ona wszędzie, nawet w tych krajach, które uczą nas, jak z nią walczyć. Problemem Ukrainy jest to, co określam mianem ’nieuniknionej bezkarności’”.
Istota tego zjawiska jest dość czytelna: w całym kraju wszyscy o wszystkim tym wiedzą. O tym kto i gdzie kradnie pieniądze. Największe fortuny powstają wyłącznie w okolicach budżetu państwa. Wszyscy mniejsi i średni przedsiębiorcy rozumieją, że wręczenie łapówki za korzystne rozstrzygnięcie publicznego przetargu to najlepszy sposób na szybkie wzbogacenie się, uzyskanie gwarantowanego źródła dochodów bez konieczności uczestnictwa w konkurencji. Wszyscy merowie miast i ministrowie albo dostają albo sami dają łapówki. Zasada jest prosta: nacjonalizacja strat i prywatyzacja zysków. Wartość majątku wspomnianego urzędnika gwałtownie spadła, gdy tylko stracił on dostęp do władzy i tak dzieje się ze wszystkimi ukraińskimi przedsiębiorcami, którzy stracą swoje dojścia do klasy rządzącej.
Korupcja to fundament wielkich majątków w kraju. Bez wpływu na władzę takich majątków nie sposób zgromadzić. Dlatego trudno nie zgodzić się z Czecziłą, który zauważa, że „Na Ukrainie korupcja ma charakter publiczny; są strony internetowe poświęcone mechanizmom oligarchicznym, złodziejstwu na przetargach, itd. Stawki procentowe łapówek na ‘wielkich placach budów’ i skład członków ‘karteli’ są powszechnie dostępną informacją. Nawet tak chwalone deklaracje majątkowe publikowane w Internecie to w zasadzie po prostu witryny korupcji, w których czytamy o wygranych loteryjnych, bitcoinie i prezentach od teściowej”.
Korupcja to ukraińska ropa naftowa
Po 2014 roku najhojniejszym sponsorem Ukrainy stała się Unia Europejska. W ciągu siedmiu lat kraj otrzymał z niej ponad 16 mld dolarów pod postacią bezzwrotnych dotacji i preferencyjnych kredytów. Całkiem niedawno Kijów otrzymał kolejną transzę pomocy makrofinansowej w kwocie 600 mln euro. To druga część z ogólnej kwoty 1,2 mld euro, którą wyasygnowano w ciągu 9-10 miesięcy. Kredyt preferencyjny trzeba będzie zwrócić dopiero po 15 latach. Ponadto, w październiku UE zatwierdziła jeszcze jeden plan pomocy finansowej dla Kijowa, tym razem opiewający na kwotę 6,5 mld euro. W ten sposób UE wzmocni swoją pozycję największego sponsora i inwestora na Ukrainie od wielu lat. Do niedawna miejsce to zajmowały całkiem inne kraje.
Tymczasem po wybuchu skandalu z rajami podatkowymi, z których korzystał prezydent Wołodymyr Zełeński. Na świecie ukazują się jedna po drugiej kolejne publikacje medialne nie pozostawiające suchej nitki na panującym w kraju klimacie inwestycyjnym, ostro piętnujące korupcję, która nie tylko nie została pokonana, lecz panoszy się coraz bardziej. W dniach, w których UE podejmowała decyzję o przyznaniu kolejnego, 600-milionowego wsparcia Ukrainie, magazyn „Forbes” w dużym artykule nazwał ją Arabią Saudyjską, w której rolę „ropy naftowej pełni korupcja”.
Po kolejnych dwóch dniach wpływowa chińska gazeta „Huánqiú Shíbào”, którą trudno podejrzewać o współczucie dla Amerykanów czy Europejczyków, napisała o dezindustrializacji kraju, który z najpotężniejszej gospodarki uprzemysłowionej Związku Radzieckiego przekształcił się w najbiedniejsze państwo Europy.
Aktów oskarżenia brak
Pomoc UE jest oczywiście istotna i stawia przed sobą ważne cele, lecz również ona jest rozkradana, nie tylko pośrednio, ale również w wyniku braku przestrzegania zasad konkurencji przy przetargach czy łapownictwa. Czasem jest też wprost defraudowana. I, co najważniejsze, nawet, jeśli stworzone za europejskie pieniądze instytucje antykorupcyjne w rodzaju Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NBAU) czy Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej wszczynają śledztwa, i tak w przeważającej liczbie przypadków nie dochodzi do ich etapu sądowego.
Tak właśnie wygląda ukraińska „nieunikniona bezkarność”.
Modernizacja przejść granicznych? Lepiej ukraść
Przytoczę zaledwie kilka przykładów. W 2017 roku UE wstrzymała finansowanie przebudowy punktów kontroli celnej na granicy Ukrainy z Węgrami, Rumunią, Słowacją i Polską. 30% przekazywanych środków przeznaczonych na budowę i remont 19 przejść po prostu przepadło bez śladu. Punkty odpraw celnych nigdy nie zostały zmodernizowane, a pieniądze zniknęły.
Do tej pory nikt nie poniósł odpowiedzialności za kradzież europejskich środków, choć mowa tu o setkach tysięcy euro.
Termomodernizacja szpitala? Lepiej ukraść
W tym samym 2017 roku odeska gazeta „Dumskaja” informowała o tym, że Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) prowadzi śledztwo w sprawie defraudacji środków pochodzących z grantu Unii Europejskiej w powiecie bieliajewskim obwodu odesskiego.
Środki te w wysokości prawie 225,8 tys. euro przyznano miejscowym władzom na realizację bardzo szczytnego i ważnego społecznie zadania – projektu „Termomodernizacja Bieliajewskiego Szpitala Powiatowego”. Miały zostać przeznaczone na remont generalny budynku szpitalnego opieki całodobowej i oddziału dziecięcego, żeby nie marzły w nim chore dzieci. Prace prowadziła wyłoniona w przetargu firma Alternatywne Systemy Energetyczne. Przetargi tego rodzaju często polegają na rozstrzygnięciu, czy ich zwycięzcą ma być spółka kuzyna mera, czy może ciotecznego brata jego żony, czyli na decyzji bezalternatywnej. Firma rozpoczęła ocieplanie budynku, ale znaczną część przyznanej kwoty, jak twierdzili stróże prawa, po prostu ukradła. Zdaniem SBU, część skradzionej kwoty otrzymali członkowie zarządu powiatu.
Z analizy akt sądowych wynika, że SBU umorzyła postępowanie wkrótce po jego wszczęciu; nie zapadły żadne rozstrzygnięcia sądowe. Mijają już cztery lata i trudno się spodziewać, by sprawa trafiła do sądu.
Ośrodek dla uchodźców? Lepiej ukraść
Pod koniec 2018 roku NBAU (agencja powołana ze środków europejskich i dotacji międzynarodowych przeznaczonych na walkę z korupcją) oznajmiło, że trafiło na ślad kradzieży przez jednego z kijowskich urzędników 1,8 mln euro, które UE wyasygnowała na zakwaterowanie osób uciekających przed wojną na Donbasie. Wydał je w banalny sposób: odremontował sobie prywatny budynek.
Głośno trąbiono o ujawnieniu tej defraudacji i od tamtej pory ślad po niej zaginął – nie zapadły żadne wyroki sądowe.
Badanie Dunaju? Lepiej ukraść
Podobnie wyglądała sprawa przywłaszczenia środków z grantów przeznaczonych na badania ujścia Dunaju w obwodzie odesskim. Pewna spółka wygrała tam przetarg na przeprowadzenie badań stanu środowiska naturalnego w delcie tej rzeki, finansowane z europejskich pieniędzy. Dunaj to przecież jedna z najważniejszych rzek Europy. Zapewne nie zapominali o tym właściciele wyłonionej w przetargu firmy, którzy dziesięciokrotnie zawyżyli koszty planowanych analiz.
Premia za wartość kradzieży
Cała Ukraina wie, kto, gdzie i ile pieniędzy bezkarnie przywłaszczył. I to właśnie fakt tej powszechnej świadomości, poczucia totalnego braku sprawiedliwości, a nie korupcja jako taka, niszczy państwowość, pogrąża kraj w atmosferze nieufności i apatii, pozbawiając go jakiejkolwiek przyszłości. System zbudowany jest na zasadzie mówiącej, że, jeśli ukradniesz sąsiadowi wiertarkę, to trafisz do więzienia; ale jeśli ukradniesz państwu fabrykę wiertarek – to zapewne wybiorą cię do parlamentu.
Wasilij Murawicki
(korespondencja z Ukrainy)