GospodarkaPublicystykaIdą ciężkie czasy

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Jest taki brutalnie prawdziwy dowcip: Premier obiecał nam drogi i słowa dotrzymał. Mamy drogi prąd, drogi gaz i drogie paliwo…

Rzecz jasna wszystko inne też jest relatywnie drogie. To dlatego, że rząd wypuszczając na rynek puste pieniądze uruchomił spiralę inflacyjną. Ostrzegaliśmy, także na łamach Myśli Polskiej, czym skończy się niekontrolowane socjalne rozdawnictwo, niefrasobliwa polityka monetarna i najgorszy z możliwych sposobów na walkę z pandemią. Oczywiście zarówno zawodowi fani PiS-u jak i ich amatorscy koledzy wiedzieli wtedy lepiej. Wiceminister finansów, ten sam, który wygląda jakby do ministerstwa dostał się wprost z liceum, nawet chwalił zalety inflacji. „Podwyższona inflacja zawsze pojawia się tam, gdzie jest dość dynamiczny wzrost gospodarczy. A ponieważ mamy dynamiczny wzrost gospodarczy, to towarzyszy temu inflacja” – wywodził młody aparatczyk. Obecnie macie Państwo możliwość skonfrontować teorię z praktyką i przy okazji każdych zakupów przekonać się co oznacza inflacja na poziomie 5,9 %. Wkrótce natomiast przekonacie się Państwo o konsekwencjach inflacji dwucyfrowej.

To jednak nie koniec złych wieści. Młodszą siostrą inflacji jest gospodarcza stagnacja. Działa to w ten sposób, że nadmierna inflacja destabilizuje gospodarkę i doprowadza do zwiększenia kosztów pracy. To czyni pracę mniej konkurencyjną i prowadzi na dłuższą metę do ucieczki kapitału. Pojawia się bezrobocie, a zatem zmniejszają się dochody. Zmniejszają się dochody, więc zmniejsza się konsumpcja. Zmniejszona konsumpcja oznacza mniej sprzedaży towarów i usług, co z kolei doprowadza do zwiększenia bezrobocia. Zwiększone bezrobocie oznacza obniżoną konsumpcje… i tak dalej, i tak dalej. To w zasadzie najprostsza i sprawdzona recepta na solidną, wieloletnią recesję.

Czy można coś z tym zrobić? Na tym etapie tak i to stosunkowo łatwo. Należy ograniczyć czynniki napędzające inflację takie jak koszty paliw i energii oraz koszty pracy. Wszystkie te instrumenty leżą w rękach rządu, zatem jest to kwestia decyzji politycznej. Wie o tym świetnie Jarosław Kaczyński, który stosunkowo niedawno mówił: „Ponad połowa ceny benzyny to podatki. Rząd może je zmniejszyć. Ja obniżyłbym akcyzę, przez co spadłyby ceny benzyny, ale do tego trzeba odwagi i odpowiedzialności”. Jednak te słowa padły gdy Kaczyński i jego partia byli w opozycji. Jak to zwykle bywa punkt widzenia zmienił się natychmiast wraz ze zmianą punktu siedzenia.

Obecny pogląd prezesa PiS na te sprawy jest gruntownie odmienny. „Nie obniżałbym obecnie akcyzy, aby zmniejszyć ceny paliw, bo nie powinno się ograniczać dochodów państwa” – powiedział na antenie radia RMF FM Kaczyński. „Nie uważam, żeby akurat ta metoda w tym momencie była najlepsza. Po prostu dlatego, że dla dokonania w Polsce zmian, pozytywnych zmian dla ogromnej większości społeczeństwa, a w gruncie rzeczy dla całego społeczeństwa, wymaga to pieniędzy, więc ja bym dochodów państwa nie obniżał”.

Przekładając to na język funkcjonalny, rząd może uzdrowić sytuację ale tego nie zrobi. Dlatego, że z Waszych pieniędzy ma zamiar prowadzić dalej kosztowne rozdawnictwo socjalne, czyli de facto kupować głosy swoich wyborców. A to, że przy okazji ryzykujemy wdepnięcie w najpoważniejszy od 30 lat kryzys, jest dla naszych decydentów pozbawione znaczenia.

Zatem jest drogo a będzie drożej. Polecam to Państwu do przemyślenia, szczególnie tym, którzy z uporem godnym lepszej sprawy wybierając „mniejsze zło” wpędzili nas w cały ten ambaras. Tymczasem proponuję trzymać kciuki za to by nadchodząca zima była łagodna. Bo taniej już było. Teraz będzie drożej.

Przemysław Piasta

Myśl Polska, nr 43-44 (24-31.10.2021)

Redakcja