PolitykaŚwiatŚmierć Die Linke

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

W Niemczech już po wyborach i można powiedzieć, że mogło być gorzej. Zgodnie z oczekiwaniami, największą frakcję uzyskali socjaldemokraci (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, SPD).

Na szczęście jednak nie spełni się najgorszy scenariusz, czyli ich koalicja z Zielonymi i Lewicą (Die Linke), z uwagi na słaby wynik tej ostatniej.

Największym zaskoczeniem był chyba właśnie wynik tej lewicowej partii. Zdobyła o połowę mniej głosów, uzyskując mniej niż 5%, w miejsce poprzednich ok. 9%. Przy takim wyniku powinna właściwie wypaść z parlamentu, nie przekraczając 5-procentowego progu wyborczego. Jedynie dzięki stosowaniu zasady premiującej ugrupowania, które zdobyły mandaty w okręgach jednomandatowych, udało jej się uratować choć trochę miejsc w Bundestagu.

Cóż takiego się stało?

W ostatnich latach Die Linke stawała się coraz bardziej liberalna, koncentrując się na kwestiach takich, jak gender, LGBTIQ i innych indywidualistycznych, niezwiązanych ze sprawami pracowniczymi postulatach. Było to jeszcze przed wyborami przedmiotem ostrej krytyki ze strony byłej przewodniczącej partii Sahry Wagenknecht, której propracownicze stanowisko sprawia, że jest ona popularna nawet wśród wyborców prawicowej Alternatywy dla Niemiec (niem. Alternative für Deutschland, AfD). Opublikowała ona książkę, w której skrytykowała ciążenie partii w kierunku liberalizmu. Według niej, „polityka tożsamościowa prowadzi do zwracania uwagi na coraz mniej liczne i bardziej dziwaczne mniejszości, z których każda próbuje wskazywać na jakieś zwichrowania odróżniające ją od większości społeczeństwa, z czego wyprowadza tytuł do określania się mianem ofiar”. To właśnie taka polityka tożsamościowa i liberalizm stały się w ostatnich latach rdzeniem polityki Die Linke.

W przeszłości partia cieszyła się dużym poparciem przede wszystkim w Niemczech Wschodnich. Straciła tam swoich wyborców w czasach kryzysu migracyjnego, gdy popierała przyjmowanie uchodźców. W efekcie pacjent Die Linke, śmiertelnie chory jeszcze przed kryzysem koronawirusowym, zmarł w końcu na koronawirusa. Większość lewicowców w Niemczech czuła się zdradzona, gdy słyszała, że ich ugrupowanie popiera wprowadzanie lockdownu, postulując wręcz zakaz wykonywania jakiejkolwiek pracy w ramach polityki „zero Covid”. A zatem pacjent Die Linke oficjalnie już nie żyje. Jednak dla wyborców Lewicy na Zachodzie głosowanie na występującą przeciwko lockdownom AfD też nie było alternatywą. Niektórzy z nich oddali swe głosy na nową, występującą przeciwko zamykaniu gospodarki i budowaną w oparciu o oddolne struktury, demokratyczną partię Die Basis (Oddolni).

Lewicowa alternatywa?

Oddolnym nie udało się wejść do parlamentu. Choć w Niemczech nadal jest około 16 milionów uprawnionych do głosowania obywateli, którzy odmawiają zaszczepienia się, ugrupowanie zdobyło zaledwie około 600 tys. głosów. To zaledwie 1,5%, zbyt mało, by uzyskać reprezentację parlamentarną. Fakt, że na AfD padło około 5 mln głosów, też nie wyjaśnia, dlaczego ponad 10 mln obywateli odmawiających zaszczepienia się i sprzeciwiających się wprowadzaniu ograniczeń z powodu koronawirusa, nie zdecydowało się poprzeć tej partii.

Sondaże przeprowadzane przed wyborami na reprezentatywnych grupach wskazywały, że może ona liczyć na około 8%. Być może wpływ na faktyczny wynik miało to, że w trakcie kampanii wyborczej temat koronawirusa nie grał żadnej roli w mediach. Nie zadawano na ten temat żadnych pytań kandydatom na kanclerza wystawianym przez poszczególne partie. Była też jeszcze jedna formacja, która mogła zyskać na swoim rzekomym sprzeciwie wobec lockdownu: liberałowie (Wolna Partia Demokratyczna, FDP).

Liberałowie lepsi od zielonych?

Wynik 11,5% dla FDP był zaskoczeniem. Najprawdopodobniej wejdą oni wraz z partią Zielonych do przyszłego rządu. Mogą się z tego cieszyć nawet ci, którzy dalecy są od liberalizmu, bo ich liberalni politycy mogą jakoś przeciwstawiać się radykalnym postulatom politycznym i gospodarczym niemieckich Zielonych. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że Zieloni postulują, by nasza gospodarka funkcjonowała w oparciu o dostawy towarów rowerami bagażowymi, odetchniemy chyba z ulgą, mając świadomość, że w rządzie będzie ugrupowanie klasy średniej, które powstrzyma najgorsze postulaty gospodarczej transformacji.

Według badań, na FDP głosowali szczególnie ludzie młodzi, którym podobały się opinie głoszone przez partię na temat lockdownu i jej postulaty ekonomiczne.  Partia będzie jednak musiała w przyszłości udowodnić, że naprawdę sprzeciwia się zamykaniu gospodarki, co będzie dość trudne, gdy zasiądzie w ławach rządowych. FDP może się więc okazać zbyt oportunistyczna. W czasie koronakryzysu ugrupowanie zajmowało zwykle stanowisko przychylne wobec przedsiębiorców, jednak jego opozycyjność wobec lockdownu nie była zbyt konsekwentna. Mimo to, FDP postrzegana była jako formacja zdolna do sprawowania władzy, której media nie oczerniały tak, jak AfD. Prawdopodobnie dzięki temu padło na nią tyle głosów.

Alternatywa tylko dla Niemiec Wschodnich?

AfD uzyskała około 10% poparcia, tracąc 2% w porównaniu z poprzednimi wyborami. Mimo tego spadku, wystąpiła też korzystna tendencja. Wiąże się ona z tym, że partia stała się najsilniejszym ugrupowaniem w Niemczech Wschodnich, zdobywając poparcie na poziomie około 25% w Turyngii i Saksonii. To więcej niż pozostałe partie w tych landach. Stygmatyzacja medialna okazuje się we wschodniej części kraju nieskuteczna. AfD wciąż jednak brak strategii dla Niemiec Zachodnich, by uzyskać tam większą akceptację.

Odmienna mentalność ludzi na Wschodzie kraju już teraz zaczyna prowadzić do tendencji separatystycznych w Saksonii, gdzie miejscowi nacjonaliści i krytycy działań antykoronawirusowych stworzyli partię Wolna Saksonia (niem. Freie Sachsen). Organizacja ta organizuje ostatnio protesty przeciwko ograniczeniom pandemicznym i starej klasie politycznej, pokazując swą siłę na ulicach. Separatyzm saksoński może być w przyszłości koncepcją odnoszącą sukcesy.  SPD i CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna) wciąż pozostają na scenie i mają ok. 25% głosów każda. Mają znowu możliwość utworzenia wielkiej koalicji, jak było to za czasów Angeli Merkel. Nie jest to jednak coś, czego chcieliby ich politycy. Często wskazują oni, że w takiej właśnie koalicji ich partie zmuszone były do porzucenia swych postulatów i tożsamości.

Jaki rząd powstanie w Niemczech?

Negocjacje koalicyjne dopiero się zaczęły i istnieje wiele możliwości. Może powstać kolejna wielka koalicja SPD i CDU, może równie dobrze powstać koalicyjny rząd SPD lub CDU z Zielonymi i liberałami (FDP). Najbardziej prawdopodobne są dwie ostatnie z wymienionych opcji. Na szczęście w żadnym z tych scenariuszy Zieloni nie obsadzą urzędu kanclerza, lecz zrobi to CDU lub SPD jako większy partner koalicyjny. Niemniej jednak, globaliści osiągnęli swój cel: partia zielonych będzie najprawdopodobniej współrządzić Niemcami, choć jej radykalizm może nieco powstrzymywać FDP. Pamiętajmy, że, gdy ostatni raz, w latach 1990., brała udział w rządach, wsparła dokonanie interwencji zbrojnej w Jugosławii.

Perspektywa nominowania nowego ministra spraw zagranicznych Niemiec przez Zielonych budzi więc niepokój w Rosji i Chinach. Efektem będzie radykalne pogorszenie stosunków niemiecko-rosyjskich. Konsekwencje tego odczuje też Polska, piętnowana za swoje próby życia odmiennego od tzw. wartości europejskich (w rozumieniu Zielonych), przejawiających się w gejowskich paradach. Może w tej sytuacji polskie władze w końcu dokonają wyraźnego wyboru pomiędzy europejską „różnorodnością” a wartościami polskiej kultury?

Berlin głosował również w innych sprawach

Jednocześnie z wyborami parlamentarnymi odbyły się również wybory różnych szczebli w Berlinie. Stolica Niemiec wybierała miejski senat, rady dzielnicowe, a także przeprowadziła referendum w sprawie „ekspropriacji” firm deweloperskich. Do referendum doprowadził kryzys mieszkaniowy w Niemczech, który zmobilizował lewicę do postulatu wywłaszczenia, choć zabrakło tu jakiejś spójnej koncepcji. Czy to krok w dobrym kierunku? Raczej nie, bo nie powstanie dzięki temu w mieście, w którym nieruchomości są coraz droższe, ani jedno nowe mieszkanie. Na dodatek nie będzie to właściwie wywłaszczenie, lecz raczej przejęcie działek za rekompensatą finansową, z której zadowolone będą firmy deweloperskie.

Niedzielne wybory w Berlinie pokazały z kolei, jaka może być najbliższa przyszłość Niemiec. W wyjątkowo chaotycznie przeprowadzonym głosowaniu liberalny i stale znajdujący się na krawędzi bankructwa Berlin, który funkcjonuje wyłącznie dzięki potężnemu wsparciu finansowemu z innych regionów kraju, wybrał czerwono-czerwono-zielony (SPD, Die Linke, Zieloni) senat. Wszystko to odbyło się przy zaginionych lub nieprawidłowych kartach do głosowania, zbyt małej liczbie członków komisji wyborczych i kolejkach przed lokalami wyborczymi. Pojawiły się nawet głosy o konieczności powtórzenia wyborów do senatu, bo wielu ludzi nie zdążyło wejść do lokali wyborczych przed ich zamknięciem. Czterech (!) obserwatorów OBWE, którzy obserwowali wybory w Niemczech, odnotowało sceny chaosu w Berlinie, lecz odmówili ich skomentowania.

Po zakończonych wyborach ludzi w Niemczech nikt prawdopodobnie nie będzie pytał o ich opinie aż do 2025 roku. Niemieckie media przestały mówić o elekcji i znów wzięły się za emitowanie materiałów straszących koronawirusem. Wydaje się, że niezależnie od tego, kto dojdzie do władzy, jego rola będzie wciąż coraz mniejsza, a jednych kompletnie pozbawionych charyzmy polityków Zachodu nietrudno zastąpić innymi. Globalny program musi być realizowany dalej, a partie i wybory to tylko środek do jego legitymizacji. Jednak ośrodki oporu powstają na Wschodzie!

Tobias Nase

Na zdjęciu – liderki partii Die Linke Janine Wissler i Susanne Hennig-Wellsow (Wikipedia Commons)

Myśl Polska, nr 41-42 (10-17.10.2021)

Redakcja