PolitykaŚwiatPo której stronie walczyła Ukraina podczas II wojny światowej?

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Do niedawna jeszcze zadawanie takiego pytania wydawało się bezprzedmiotowe, gdyż wiadomo było, że  w czasie wojny Ukraińska SRR, wchodząca w skład ZSRR, była uznawana przez członków koalicji antyniemieckiej za jedyną legalną formą ukraińskiej państwowości.

Polska uznała taki stan rzeczy już w roku 1921 zawierając Traktat Ryski. Na dodatek, w roku 1945 USRR stała się członkiem ONZ i tym samym przedmiotem prawa międzynarodowego. Logiczną konsekwencją tego wszystkiego był uznanie,  że Ukraina walczyła przeciwko III Rzeszy, od 22 czerwca 1941 roku. Teraz jednak także koła rządzące na Ukrainie zaczynają wysyłać sygnały pozwalające wątpić w taką interpretację.

Niedawno obchodzono 80. rocznicę rozpoczęcia przez Niemcy wojny ze Związkiem Radzieckim. Zaczęły się wówczas epickie zmagania, których stawką była nie tylko polityczna przyszłość Europy, ale też przetrwanie wielu narodów słowiańskich. W planach Hitlera było zdobycie przestrzeni życiowej (Lebensraum) i całkowita przebudowa Wschodniej Europy oraz germanizacja olbrzymich jej przestrzeni. Są mocne podstawy by sądzić, że Niemcy były rzeczywiście w stanie tego dokonać, gdyż już siedem wieków wcześniej zagarnęli, zamieszkałe głównie przez Słowian, ziemie między Hamburgiem a Rygą i prawie całkowicie zgermanizowali lub eksterminowali żyjących tam wówczas ludzi. Po niedługim czasie prawie nic nie pozostało po zamieszkujących te tereny plemionach, a ich języki zanikły.

Takie efekty niemieckich podbojów i kolonizacji były  i wtedy ewenementem na skalę europejską, gdyż, może poza Anglikami, inni w Europie nie stosowali podobnych działań, których efektem byłoby przesuwanie granic etnicznych o setki kilometrów. III Rzesza miała tym razem jeszcze bardziej ambitne plany i to co zamierzał zrobić Hitler w  Europie Środkowej i Wschodniej można by było też porównać z kolonizacją Dzikiego Zachodu w Ameryce, której efektem była eliminacja zamieszkującej te tereny Indian. Tak też to widział sam Adolf Hitler, miłośnik książek Karola Maya o Dzikim Zachodzie.

Oczywiście, mieszkańców Europy Wschodniej było ze sto razy więcej niż Indian na Dzikim Zachodzie, przeto skala zastosowanej przez Niemców przemocy także była nieporównanie większa i wprowadzono metody masowej eksterminacji, których efektem, jak obliczają różni autorzy, była śmierć co najmniej 14 milionów cywilnej ludności. Niemieckie plany obejmowały zabicie więcej ludzi, a na początek miano zagłodzić 30 milionów.

Po przegranej wojnie, działania III Rzeszy zostały nazwane ludobójstwem, zaś uczestniczące w tym organizacje (SS, SD, NSDAP, Gestapo) zostały uznane za zbrodnicze przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze. Był to ewenement, gdyż do tej pory takiego podejścia nigdy nie zastosowano, a ten Trybunał nie tylko potępił moralnie sprawców zbrodni, ale stworzył ramy prawne, do ich ścigania i sądzenia.

I tu należy wrócić do tytułowego pytania o rolę Ukrainy w tych zmaganiach, gdyż obecne działania i oświadczenia samych władz ukraińskich są mocno dwuznaczne i politycznie obciążone, zaś istota sprawy zaczyna się zmazywać, do czego przyczynia się obecny konflikt ukraińsko-rosyjski. Ukraińskie usiłowania, aby całkowicie odrzucić rosyjską narrację dotyczącą walki z III Rzeszą prowadzą do działań propagandowych, które, przenoszą obecny konflikt także na czasy drugiej wojny światowej, a efekt tego może być odbierany jako ustawianie Ukrainy po stronie III Rzeszy.

Przeanalizujmy pewien ciąg takich działań. Już od kilku lat władze ukraińskie, tak regionalne, jak i niestety państwowe, zdają się nie przyjmować wyroków Trybunału Norymberskiego i coraz bardziej jawnie zaczynają publicznie czcić pamięć członków zbrodniczej SS. Konkretnie, sformowanej z ukraińskich ochotników Dywizji SS Galizien. Początkowo w uroczystościach ku czci SS Galizien brali udział politycy z radykalnych partii nacjonalistycznych i różne organizacje pozarządowe, wśród których wyróżniała się „Rezerwa Dywizji Hałyczyna” ze swoim szefem, którym jest Wołodymyr Prawosudow, znany pod pseudonimem „Szturm” i występujący zazwyczaj, podczas takich imprez, w mundurze Sturmscharführera SS. Wcześniej uzyskał on w Polsce tytuł Człowieka Roku 2014 od  tygodnika „Gazeta Polska”.

Już samo występowanie jakichś ludzi w mundurach SS podczas takich „uroczystości” jest skandalem, ale na Ukrainie posunięto się o wiele dalej. Z czasem, tego rodzaju imprezy ku czci ukraińskich esesmanów zyskały także oprawę państwową i kościelną, i to na coraz wyższym szczeblu. W roku 2016, po raz pierwszy, w uroczystości ponownego pochówku ekshumowanych szczątków esesmanów na cmentarzu pod mauzoleum na górze Żbyr wziął udział minister kijowskiego rządu Światosław Szeremeta (szef Państwowej Komisji ds. Uczczenia Pamięci Uczestników Operacji Antyterrorystycznej, Ofiar Wojen i Represji Politycznych).

W roku 2019 podobny pochówek miał już oficjalną oprawę wojskową, zapewnioną przez jednostkę z lwowskiego garnizonu. Taka wojskowa asysta, wskazująca, że dokonywany jest pochówek osób szczególnie zasłużonych dla Ukrainy, wywołała wówczas skandal i na wniosek Maksima Bużanskiego, nowo wybranego deputowanego prezydenckiej partii Sługa Naroda, ministerstwo obrony Ukrainy wszczęło śledztwo w sprawie tego otwartego i prowokacyjnego czczenia formacji SS na Ukrainie.

Jednak nie zatrzymało to dalszego nakręcania się heroizacji SS Galizien, a wprost przeciwnie, to dalej szybko postępowało.  W kwietniu 2021 roku, po raz pierwszy w stolicy Ukrainy, w Kijowie, odbył się  marsz ku czci 78. rocznicy powstania dywizji Waffen-SS Galizien, prowadzony także przez wspomniane wcześniej „Rezerwy Dywizji Hałyczyna”. Wydarzenie także wywołało skandal, tym razem nawet międzynarodowy, gdyż zaprotestowały ambasady Izraela i Niemiec. Wyrazem jakiejś schizofrenii politycznej był komunikat ukraińskiego MSZ, stwierdzający, że „Ministerstwo spraw zagranicznych Ukrainy zdecydowanie potępia wszelkie przejawy gloryfikacji wojsk Waffen-SS”.

Ponieważ odezwało się MSZ, zatem chyba chodzi o takie przejawy występujące w innych krajach, tylko nie na Ukrainie, gdzie jest ich najwięcej.  Mogłoby  to jednak wskazywać, że tym razem nastąpi otrzeźwienie i odwrót od gloryfikacji nazistowskiej formacji, zaś rząd oraz prezydent Ukrainy podejmą działania by temu położyć kres. Nic takiego się nie stało, a wprost przeciwnie, nastąpiło wydarzenie, które kładzie już kres wszelkim wątpliwościom co do tego, po której stronie są najwyższe władze w Kijowie.

13 czerwca tego roku miał miejsce uroczysty pogrzeb byłego członka formacji SS-Galizien, a później  także działacza banderowskich organizacji, Oresta Waskuła. Na tej imprezie można było też zauważyć wspomnianego Wołodymyra Prawosudowa. Tym razem nie był w uniformie SS, a ubrany był w komplet w barwach kamuflażu i tylko czarna czapka, noszona przez członków UPA, oraz naszywki wskazywały mocno na jego skrajne sympatie i identyfikacje. Co najważniejsze, ten pogrzeb odbył się z asystą wojskową przysłaną przez Pułk Prezydencki. Symbolicznie to odpowiadało sytuacji jakby sam prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski,  oddał hołd zmarłemu esesmanowi.

Trzeba mieć na uwadze pochodzenie i historię rodziny Zełenskiego, by uświadomić sobie absurdalność tej sytuacji. Dziadek Zełenskiego był Żydem i walczył w Armii Czerwonej, także przy wyzwalaniu Ukrainy. Aż czerech członków tej rodziny zostało zamordowanych w Holokauście jako Żydzi. I teraz on, jako prezydent Ukrainy, wysyła honorową asystę na pogrzeb ukraińskiego esesmana. To jakaś wyjątkowo ponura groteska i do wytłumaczenia tego nie może służyć fakt, że Zełenski był komikiem. Dziadek Zełenskiego walczył na Ukrainie  z Niemcami i ich ukraińskimi kolaborantami, ale to nie była jakaś rycerska walka, gdzie jej uczestnicy mogliby po latach podać sobie ręce i wspólnie wspominać te czasy. Gdyby ten dziadek dostał się w ręce Waffen SS, czy też innej niemieckiej lub kolaboranckiej formacji,  to oni nie potraktowaliby go jak żołnierza, ale jak insekta, którego należy unicestwić.

Słyszałem kiedyś opowieść człowieka, który w 1943 roku trafił na wschodnim froncie do niemieckiej niewoli. Od razu dokonano selekcji jeńców. Żydów oddzielono i kazano zdjąć im mundury, gdyż Niemcy nie uważali ich za żołnierzy, a następnie zagnano ich do wykopanego dołu, do którego potem wrzucono odbezpieczone granaty. I taki los, albo jeszcze gorszy, czekałby dziadka prezydenta Zełenskiego, gdyby dostał się on w ręce kompanów grzebanego teraz, z państwowymi honorami, „bohatera”.

Czy ktoś to zachowanie obecnych ukraińskich elit, w tym prezydenta, potrafi zrozumieć i wyjaśnić? Co oznacza to robienie oficjalnych bohaterów z esesmanów? Dla kogo to jest przesłanie i co ma spowodować? Być może, w rozumieniu tych ukraińskich elit, ma to służyć jako argument dla przyjęcia Ukrainy do NATO? Może myślą, że Niemcom to się spodoba? Mocno się mylą, gdyż takie Niemcy skończyły się w roku 1945. Pora by wreszcie to zauważyli.

To błędne przekonanie,  że można w ten sposób skłonić Niemcy do popierania Ukrainy pokutuje jednak od dawna i jednym z bardzo wielu jego przejawów  może być znana wypowiedź premiera Jaceniuka w Niemczech w 2015 roku, gdy w wywiadzie dla telewizji ARD  stwierdził:  „Doskonale pamiętamy napaść ZSRR na Niemcy i na Ukrainę”. Nie sprecyzował jednak kiedy taka napaść miała miejsce. Nie było to w żadnym konkretnym czasie historycznym, a tylko w nierealnej  imaginacji tego ukraińskiego polityka. Kilka lat temu jeden z najważniejszych polskich polityków stwierdził, że „Ukraina z Banderą do Europy nie wejdzie”. Być może ci co rządzą dziś na Ukrainie chcą mu udowodnić, że wejdą do Europy nie tylko z Bandera, ale i z SS Galizien. Na razie jednak, słabo im to udowadnianie idzie.

Po której zatem stronie walczyła Ukraina w II wojnie światowej? A może bardziej właściwym pytaniem jest takie: po której stronie chcieliby wtedy walczyć ci, co dziś sprawują w Kijowie władzę?  Ich postępowanie wskazuje, że i dziś są im bliscy ci co kolaborowali z III Rzeszą i składali przysięgę dla Adolfa Hitlera. Na ich pogrzeby wysyłają państwową asystę. Czy oni nie uświadamiają sobie, co by to znaczyło dla ich przodków, gdyby III Rzesza wygrała tę wojnę?

Jaka konkluzja z tego wszystkiego może wynikać dla Polski? Tylko taka, że od rządzących dziś na  Ukrainie lepiej trzymać się na dystans, gdyż oni nie są zdolni do racjonalnego działania i zadawanie się z nimi może i na nas samych sprowadzić poważne problemy. Oni wydają się podobni do takiego bankruta, który sam będąc w rozpaczliwym położeniu, nie zważa już wcale na przyzwoitość i zasady, a jest gotów utopić także swoich wierzycieli, patronów, dobroczyńców, czy adwokatów.

Stanisław Lewicki

Redakcja