FelietonyGospodarkaGaz pokonuje Arktykę

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Rosjanie oswajają Arktykę, wydzierając bogactwa ziemi – ropę i gaz z otchłani wiecznej zmarzliny. Przeogromne zasoby gazu są dostarczane rurociągami do Europy. Jednak na gaz czeka także Azja. Dlatego coraz więcej eksportuje się go statkami, w postaci skroplonego gazu LNG.

W końcu 2017 r. na pierwszym arktycznym rosyjskim terminalu skraplania gazu Jamał LNG, zbudowanym przez rosyjska firmę Novatek, załadowano pierwszy statek klasy Arc7 (najwyższa klasa to 9) o długości prawie 300 metrów (bez jednego) i szerokości 50 m, może przewieźć 170 tys. m3 LNG, czyli 230 milionów m3 gazu ziemnego. Tyle wystarczy na potrzeby półmilionowego miasta na rok. To pierwszy w świecie arktyczny gazowiec klasy Yamalma o wiele mówiącej nazwie:  „Christophe de Margerie”.

Został tak nazwany na cześć francuskiego szefa koncernu naftowego Total. Dla upamiętnienia człowieka, który pomimo wielu nacisków współpracował z Rosją. Był przeciwny europejskim sankcjom, przyjechał nawet  w 2014 r. na forum gospodarcze w Petersburgu, choć było ono na zachodzie bojkotowane. O Krymie mówił, że „dla Rosji jest tym samym, czym Alzacja i Lotaryngia dla Francji”. Zginął tragicznie 21 października 2014 r. w katastrofie na moskiewskim lotnisku.

Gazowce początkowo dokonywały rejsów tylko latem, gdy pływa się wśród lodów, jednak większość trasy jest od niego wolna. I tylko w zachodnim kierunku z miejscowości Sabetta na półwyspie Jamalskim, gdzie pracuje instalacja Jamał LNG, docierając nawet do Chin i Korei Południowej.

W styczniu tego roku spróbowano po raz pierwszy płynąć do Azji nie przez Europę, ale po Północnej Drodze Morskiej. Zwykle sezon żeglugowy na niej trwa od czerwca do listopada, a tu styczeń. „Christophe de Margerie” i płynący jego śladem „Mikołaj Jewgienow” ruszyły z Sabetty na wschód i przeszły Północną Drogą Morską przez Ocean Arktyczny. I było to przejście samodzielnie, bez wsparcia lodołamacza, gdy warunki w tych arktycznych rejonach są najsurowsze. Do tej pory uważano, że mogą tego dokonać jedynie atomowe lodołamacze. A te dwa gazowce dokonały przełomu, otwierając nową stronicę w pokonywaniu surowej surowych warunków arktycznych, w przecieraniu nowych dróg morskich.

W arktycznej podróży „Christophe de Margerie” może przebijać się samodzielnie przez lody grubości dwóch metrów, przy czym może robić to i przodem i tyłem dzięki elastycznemu, obrotowemu napędowi produkcji ABB, który może odwracać śrubę o 180 stopni. Tyłem jest nawet łatwiej przełamywać grubszy lód, gdyż pomagają pracujące turbiny i kształt rufy, jednak płynie się wolniej.

Warunki takiej podróży są doprawdy ekstremalne. Morze Karskie, fragment Oceanu Arktycznego  w tym czasie skuwa mróz do minus 40 stopni. Jak opowiada kapitan statku Siergiej Gień, „noc tak ciemna, że nie widać wyciągniętej przed siebie ręki, dookoła tylko burze śnieżne i lód”. Tankowiec wygląda w tych ciemnościach, z reflektorami przeszukującymi przestrzeń przed statkiem i rzęsistym oświetleniem pokładów, jak statek kosmiczny.

Na tej trasie można spotkać jedynie niedźwiedzie polarne. I te właśnie białe niedźwiedzie zrobiły marynarzom niespodziankę. Rutynowa, ciężka i monotonna praca, została przerwana przez stado 19 niedźwiedzi, które polując na foki między Wyspą Wrangla a Czukotką, znalazły się na kursie arktycznego gazowca. Gdy ten lekko zboczył z trasy, by je ominąć, dwa niedźwiedzie skierowały się statkowi, trzymając się na wprost niego, i obserwując uważnie, jakby chciały się mu przyjrzeć i pobawić. Trzeba było więc zatrzymać statek, bo białe niedźwiedzie to gatunek podlegający ścisłej ochronie. W końcu po pół godziny sobie poszły, jednak statek utracił siłę pędu, i trzeba było dać całą moc z silników, by wyrwać się z lodowych okowów.

Drugi statek, tankowiec LNG „Mikołaj Jewgienow” został tak poobcierany przez lody, że główny układ napędowy (jeden z trzech) odmówił posłuszeństwa, więc szybkość podróżna w lodach spadała do 3 węzłów, ale i tak przedzierano się na wschód. 27 stycznia statek dotarł do koreańskiego portu, spóźniając się zaledwie 8 godzin.

Przejście zimowe Morzem Arktycznym oszczędza czasu i kosztów dostaw. Jednak nie to wydaje się w tej historii najważniejsze. Pionierski duch odkrywców, zdobywających nowe terytoria, przecierających nowe szlaki jest w Rosji wciąż żywy. Teraz gaz ziemny jest tą siłą, która dodaje mu skrzydeł.

Andrzej Szczęśniak

Myśl Polska, nr 17-18 (25.04-2.05.2021)

 

Redakcja