GospodarkaPublicystykaJeszcze większy reset

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

W wiekach ciemnych, przed Oświeceniem, we wczesnym okresie rozwoju gospodarki kapitalistycznej, w Europie obowiązywały zasady produkcji i handlu osadzone głęboko w tradycji i etyce chrześcijańskiej. Współczesnemu człowiekowi, przyzwyczajonemu do bezwzględnej konkurencji na rynku, trudno uwierzyć w realność takich stosunków gospodarczych.

Kupiec i producent oferował rzetelny produkt i miał prawo do godziwego zysku pozwalającego na wyżywienie i pokrycie zobowiązań. Jakiekolwiek działania, które mogły zaszkodzić innym kupcom lub producentom były czynami niegodnymi. Niechrześcijańskie, niemoralne było „łapanie klientów”, odstręczanie ich sąsiadowi słowem czy pismem. Za rzecz niestosowną uchodziło wystawne urządzanie sklepu by przyciągnąć klientów. Po pożarze miasta przedsiębiorstwa nie podawały swego nowego adresu. Byłoby to bowiem uznane za nieetyczne pozyskiwanie klientów. Poważni kupcy uważali za rzecz podłą i niestosowną zwracanie się do klientów za pośrednictwem ogłoszeń. Za nieprzyzwoite uznano by obniżenie ceny towaru lub usługi w celu odebrania klientów innemu kupcowi, rzemieślnikowi.  Nieskrępowane dążenie do zysków uważano  za niedozwolone, „niechrześcijańskie”. Nakazy religijne i obyczajowe były najwyższym prawem.

Te szokujące współczesnych zasady gospodarki wczesnokapitalistycznej badał i opisał w 1911 roku Werner Sombard („Żydzi i narodziny kapitalizmu”, Wydawnictwo Wektory, Wrocław, 2020). Na straży zasad stało państwo, używając etatyzmu chrześcijańskiego do dyscyplinowania przedsiębiorców systemem przepisów, zakazów, postanowień sejmowych, zarządzeń policyjnych ponieważ, jak twierdzi Sombard: mimo surowych zasad obowiązujących chrześcijan, oszukiwali wszyscy i wszędzie. Nie bezzasadnie pośród  grzechów głównych w chrześcijaństwie, na czołowym, drugim miejscu piętnowana jest chciwość. Wczesny kapitalista chrześcijański był kiełznany przez prawo świeckie, ale jako przeważnie zdeklarowany człowiek wiary, doświadczał oczyszczenia i redukcji naturalnych skłonności dzięki instytucji spowiedzi i sakramentowi pokuty.  Na ten względnie uładzony, transparentny, niemal idylliczny świat przypuścili szturm Żydzi. Nie obowiązywała ich etyka chrześcijańska, nie stosowali chrześcijańskich zabezpieczeń, byli w mniejszości i sukces mogli odnieść tylko naruszając w każdy możliwy sposób ustalony porządek gospodarczy. Żydzi nie uznawali postępowania sprzecznego z zasadami i obyczajem za niemoralne czy niedozwolone. Przeciwnie uważali, że to oni reprezentują prawdziwą handlową moralność, przeciwną  głupim prawom i moralności gojów. I sukces odnosili – wszyscy kupują u Żydów – skarżyli się kupcy chrześcijańscy. Odbierają nam możność „wyżywienia”.

Ład naturalnej, chrześcijańskiej gospodarki, której centrum stanowi człowiek, został poddany presji nowoczesnego kapitalizmu, który jako główny cel działalności ustanowił zysk. Ten wynalazek Żydów umożliwił  pokonanie starego porządku. Najszybciej zaadoptowali  kapitalizm protestanci, ale pozbawiona wyboru reszta świata podążyła ich śladem. W rezultacie  mamy to, co mamy.  Kryterium zysku odpowiada ludzkim instynktom, sprawdziło się jako siła napędowa postępu, zachwyca skutecznością w tworzeniu innowacji i poprawy warunków życia ludzi. Zysk to podstawa gospodarki wolnorynkowej, wydaje się, że dotychczas nie ma alternatywy. Wolny rynek, kapitalizm  polega na tym, że wszelka działalność musi przynosić zysk. Osiąga się to w tylko teoretycznie prosty sposób: dzięki właściwej ocenie popytu i podaży.

Od XVI do XX wieku gospodarka miała na celu zaspokojenie potrzeb ludzi. Podaż potrzebnych dóbr miała zaspokajać popyt. Komu udało się to zrealizować najmniejszym kosztem, zyskiwał najwięcej. W latach 70. ubiegłego wieku gospodarka uzyskała zdolność całkowitego zaspokojenia popytu. Dla utrzymania koniecznego poziomu zysku niezbędne było znalezienie sposobu generowania popytu, gdy podstawowe potrzeby ludzi zostały zaspokojone i podaż zaczęła dominować nad popytem. (Edwin Bendyk, „W Polsce czyli wszędzie, Rzecz o upadku i przyszłości świata”). Na szczęście (przypadkiem?) wybuchła studencka rewolta  1968 roku pod hasłem „make love, not war” rozumianego w praktyce raczej jako  „make sex”, a o resztę się nie martw! Żeby utrzymać wysoki status społeczny, trzeba było kupować gadżety  rewolucjonisty  wyzwolonego, który zgodnie z duchem czasu nabywa w zasadzie zbędne wyposażenie, na które popyt napędzała  prezentacja  dóbr przez skąpo ubrane,  seksowne hostessy w usłużnych, bo dobrze opłacanych, mediach. To było pierwsze wygenerowane  remedium na pomnażanie zysków w stanie nasycenia rynku dobrami podstawowymi.

Wiadomo było od początku, że „dzieci kwiaty” zwiędną bardzo szybko, przestaną uprawiać seks i metoda erotycznej stymulacji popytu przestanie być efektywna. A przecież pogoń za zyskiem nie zna granic. Następny pomysł, zapewniający stały wzrost zysków, podpowiedział kapitalistom swego rodzaju wypadek przy pracy. W latach 70/80 XX wieku wyprodukowano samochód mercedes W 123, który niemal bez napraw mógł przejechać milion i więcej kilometrów. Pan Adam Słodowy w TV pokazał pół wieku temu żarówkę od swego volkswagen-garbusa, która przepaliła się po 40 latach. Stało się oczywistym, że jeśli człowiek kupi 2 żarówki, jeden samochód i pozostałe sprzęty raz na całe życie, to jak na tym można zarobić? Dlatego żarówki przepalały się po pół roku, samochody trzeba wymieniać co trzy lata ze względu na konieczność posiadania wersji nowoczesnej, uwzględniającej najnowsze trendy dizajnu, technologii i rozwiązań technicznych. Te oczywiste metody generowania zysku są w ciągłym użyciu.

Pierwszy sposób oglądamy na okrągło od lat w reklamie firmy Media Ekspert, drugi widać na przykładach wielu sprzętów i narzędzi, które  kiedyś służyły latami, a obecnie przestają działać po okresie gwarancji. Produkty niższej od możliwej jakości, zapewniają inne źródło pokaźnych dochodów – recykling. Nakładem pracy, energii i zużycia surowców produkuje się dobra niskiej jakości dzięki czemu bardzo szybko nakładem pracy, energii odzyskuje się surowce. Krążenie materii, energii takiego antropocenu jest szybsze, nakłady pracy większe, im gorsza jest jakość produktów. Ludzie muszą brać udział w coraz brutalniejszym wyścigu szczurów. Ale zyski rosną. Dodatkowo zwiększa je brutalna, a więc skuteczna reklama – zjawisko zupełnie zbędne z punktu widzenia życiowych potrzeb ludzi, ale nieodzowne i skuteczne z punktu widzenia efektów finansowych. Zjawisko generujące koszty, wymagające oczywiście zużycia energii, surowców i pracy tylko po to, by ktoś zarobił więcej niż mniej.

Te tradycyjne metody lewarowania zysków mają swoje naturalne, nieprzekraczalne granice i zostały one w zasadzie osiągnięte w końcu XX wieku. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia.  Zapotrzebowanie na ciągły wzrost zysków wymusza poszukiwania nowych metod. W końcu XX wieku zaprzęgnięto do tego zadania ekologię. Klasycznym tego przykładem jest wygrana walka z naturalnymi futrami i skórą. Obecnie nie ma już wielu ludzi, którzy opowiedzieli by się za używaniem naturalnych skór i futer. Zmasowana presja polityczna, korporacyjna i medialna, wspomagana pożytecznymi idiotami świata celebrytów, przekonała ludzi, że wytwarzanie sztucznych materiałów jest ekologiczne.

Obecnie powszechne w użyciu wyroby koncernów chemicznych wymagają kolosalnych nakładów na budowę fabryk, a do produkcji: masy paliwa i  surowców. Dają w efekcie produkt szkodliwy dla zdrowia, zaśmiecający ziemię przez 300 lat. Co za paradoks – przestrzega przed zaśmiecaniem plastikiem telewizyjna reklama Nowego Zielonego Ładu, który jest właśnie za ten stan odpowiedzialny! Zniszczono całe gałęzie naturalnej gospodarki rodzinnej rolników, górali, pasterzy na całym świecie. Wyeliminowano zdrowe materiały, które przyroda przetwarza w naturalne składniki odżywcze w ciągu roku. Świat został zasypany miliardami ton plastiku w ramach walki o zysk, kosztem materiałów naturalnych. Teraz rozpocznie się bardzo zyskowna walka o oczyszczenie środowiska z wszechobecnego plastiku, epatowana widokami  ogromnych wysp plastikowych  śmieci gromadzących się na ocenach i morzach, oraz niebotycznych wysypisk śmieci.

Równie spektakularne możliwości wzrostu zysków utworzono przy pomocy idei walki o klimat. Zaprzęgnięto te same siły nacisku jak w przypadku metody „na ekologię”. Zastosowano też taką samą, wypróbowaną taktykę: generujemy problem, by następnie podjąć bohaterską walkę o ocalenie. Drastycznie zredukowano transport kolejowy i  rzeczny wypuszczając na drogi miliardy samochodów. Nie trzeba analiz think tanków, by wyobrazić sobie ile na tym dało się zarobić. Teraz trwa pozorowana walka z emisją CO2 pod hasłem: tropimy i zwalczymy „ślad węglowy”. Wykreowane przez klimatycznie wrażliwych określenie wskazuje, że na celowniku jest przede wszystkim węgiel, co ma sugerować, że ropa naftowa i gaz ziemny mogą być spalane cudownie bez emisji CO2. Wprawdzie najwięcej CO2 emituje właśnie „nowoczesny” transport, ale walka trwa z „kopciuchami”, jak każde szanujące się media określają piece grzewcze na węgiel lub drewno i oczywiście – z elektrowniami węglowymi.

Walka o klimat rozumiana bezrefleksyjnie jako redukcja emisji CO2 jest całkowicie bezsensowna. Dwutlenek węgla ma znikome znaczenie dla intensywności efektu cieplarnianego w porównaniu z parą wodną i innymi gazami cieplarnianymi. O zmianach klimatu decyduje w znacznym stopniu emisja słoneczna i absorpcja promieniowania przez system ziemia-atmosfera. Kiedy temperatura w dolnej warstwie atmosfery rośnie, wzrasta ilość pary wodnej, a więc i zachmurzenie. Dlatego ilość promieniowania słonecznego docierającego do górnej atmosfery maleje, gdyż odbija się ono od zwiększonej powierzchni chmur. Wskutek tego temperatura przy ziemi spada. Ten cykl obserwowano wielokrotnie, także w czasach historycznych. W stygmatyzacji węgla chodzi o to, by zyski były udziałem tych, którzy dysponują ropą i gazem kosztem posiadaczy zasobów węgla. Następny krok to eliminacja wszystkich paliw kopalnych.  Handel emisjami CO2 zapewnia zyski bez żadnych inwestycji w energetykę.

Walka o klimat ma inny, ogromny potencjał wzrostu zysków – z produkcji i eksploatacji OZE. Są bardzo kosztowne, z zainwestowanego dolara w OZE uzyskuje się kilkakrotnie mniej energii niż z inwestycji w elektrownie spalinowe. Produkcja farm wiatrowych i fotowoltaicznych jest kosztowna, wymaga nakładów energii i zużywa surowce. Utylizacja zużytych urządzeń OZE jeszcze nie doczekała się jakiegokolwiek rozwiązania technologicznego. Po prostu śmieci OZE są gromadzone, jak odpady nuklearne, może na setki lat. To samo dotyczy elektro-mobilności. Kosztowna, energo i materiałochłonna produkcja, szkodliwe dla środowiska wytwarzanie akumulatorów i trudny, drogi recykling. Wszystko dlatego, że jak głosi dziecko-prorok nowej ery: Ziemia płonie! Natomiast kwoty zwrotu z inwestycji i opłaty za energię elektryczną są, dzięki nowym wynalazkom,  na szczęście coraz wyższe.

Monstrualne zyski zapewnia przemysł farmaceutyczny. Coraz częściej słychać głosy, zwykle zaliczane do teorii spiskowych, że kryterium finansowe powoduje, że opłaca się tyko leczyć chorych. Natomiast szybkie, tanie wyleczenie nie gwarantuje dostatecznej stopy dochodu w warunkach wolnego rynku. Coś może być na rzeczy, skoro Unia Europejska zakazała sprzedaży 800 ziół w sklepach zielarskich, które od bardzo dawna skutecznie pomagały w wielu dolegliwościach. W leczeniu infekcji Covid 19 postawiono na zaszczepienie niemal całej populacji słabo zbadanymi preparatami bez gwarancji zabezpieczenia przed infekcją wirusem, zamiast pracować nad lekiem, który pomagałby tylko chorym. Patrz casus amantadyny, której skuteczność potwierdza praktyka i publikacje w renomowanych pismach medycznych. Nie ma wątpliwości, że pogoń za zyskiem to never ending story. Ostatnio Bill Gates ogłosił apel o produkcję sztucznego mięsa w bogatych krajach. Biedne nie mają pieniędzy na fabryki, wystarczających zasobów energii i surowców  do takiej produkcji. Dlaczego na żywności ma zarabiać hodowca, a nie fabryka Billa Gatesa? Na dodatek w ramach walki o ocalenie kolebki ludzkości? Jest oczywiście niebezpieczeństwo, że mięso z ropy naftowej będzie powodowało raka, ale na taką okoliczność Bill Gates jest przygotowany i już zapewne obmyśla plany badań i produkcji skutecznych szczepionek na taką, wielce prawdopodobną okoliczność.

W związku z ogłoszeniem pandemii wywołanej wirusem Sars Cov 2,  możni, władcy i politycy coraz częściej deklarują, że nie będzie powrotu do stanu rzeczy sprzed pandemii. Czymkolwiek jest ta pandemia, to już przeorała i wywróciła dotychczasowy porządek, wyznaczyła nowe standardy wolności obywateli i rozszerzyła zakres kontroli społeczeństw. Ale to tylko początek zmian zapowiadanych przez proroków i ich heroldów.  W mediach znajdziemy zróżnicowane wersje, podobno czekającego nas nieuchronnie, Wielkiego Resetu. Modyfikacje stosunków własności, czyli kto zarobi, a kto straci, są jednak wspólne dla każdej opcji tej kolejnej już globalnej transformacji. Nie jest wielkim odkryciem, że każda dobrze przygotowana transformacja, ma zawsze ten sam cel strategiczny, tj. wprowadzić takie, nawet radykalne, modyfikacje, by wszystko zostało po staremu. W tym przypadku: by bogaci stawali się bogatsi, a biedni zrozumieli, że ubożenie to dla nich nieuchronna kolej losu lub dopust Boży.

W wersji soft, Wielki Reset ma polegać na zmianie kapitalizmu ekskluzywnego na inkluzywny. W teorii chodzi o włączenie ludzi żyjących z pracy do udziału w wielkim torcie spekulacji kapitałem i kreacji pieniądza fiducjarnego, które to procedery głównie kreują niewyobrażalne fortuny elity finansowej świata. Nowe państwo dobrobytu poza wynagrodzeniem za pracę, zapewni pracownikom akcje, co w założeniu włączy ich, oczywiście w odpowiedniej skali, do świata posiadaczy. Zarządzanie i kontrola akcji pracowników musi pozostać w kompetentnych rękach starszych i w biznesie mądrzejszych, znanych pod pseudonimem: rynki finansowe. W ten sposób utrzymane zostanie status quo, a protesty lub bunt przeciw nierówności, zostanie spacyfikowany ofertą: masz akcje, zarządzaj mądrze i zdobywaj fortunę.

Droga od korposzczura do miliardera stoi dla każdego otworem. Wielki Reset opcja hard, to totalitaryzm NWO – nowego wspaniałego świata. Docelowo ludzie nie mają żadnej własności. Pracę, całe spektrum ludzkiego bytu organizują korporacje, państwo i media. Pełną kontrolę finansową zapewnia likwidacja obrotu gotówkowego. Skuteczność kontroli zachowań w zgodzie z kanonem poprawności społeczno-politycznej gwarantuje cyfryzacja 5G i już wprowadzana 6G. Można by tę apokaliptyczna wizję zaliczyć do teorii spiskowych, gdyby nie kłujące w oczy fakty z życia. W wyniku kolejnych lockdownów następuje, na razie redukcja i osłabienie, a w dalszej perspektywie likwidacja i/lub przejęcie  wybranych sektorów gospodarki i życia społecznego: gastronomia, hotele, turystyka, sport, rozrywka, transport. To są branże zdominowane lub obsługiwane przez małe i średnie przedsiębiorstwa, własność względnie niezależna od korporacji  i  państwa.

Wbrew tym proroctwom i deklaracjom wielkich tego świata ludzie mają nadzieję, że czarne scenariusze się nie sprawdzą. Wystarczy się zaszczepić, a powoli wrócą stare, dobre czasy. Jest przedwcześnie by twierdzić jak będzie. Na razie wiadomo, że już jest zupełnie inaczej. W makroskali państwa w ciągu roku zwiększyły deficyt budżetowy na walkę z pandemią i jej skutkami często o wielkość swoich rocznych wydatków. Zdalne nauczanie, zdalna praca, izolacja, lockdown generują zjawiska socjalne i społeczne dotychczas nieznane, których skutki są wielką niewiadomą, ale optymizmem nie napawają. Wszystkie prezentowane tu informacje, mimo coraz bardziej agresywnej cenzury mediów, stają się wiedzą powszechną i nie pozostaną bez wpływu na społeczne reakcje, których drastyczne przykłady widać w Ameryce i Francji.

W tych zachowaniach szokujący jest brak sensownego celu. Protestujemy, bo jesteśmy niezadowoleni:  z rządu, jak we Francji, czy stosunku do kolorowych mniejszości, jak w USA. Takie hasła są miarą braku pomysłu i są na rękę władzy, gdyż umierają śmiercią zupełnie naturalną. Ludzie raczej nie mogą zrozumieć i sprecyzować powodów swojego niezadowolenia i pogłębiającej się frustracji. Nic dziwnego, prorocy, analitycy i inni wróżbici poza wieszczeniem rychłej zagłady, nie mają żadnych konstruktywnych, zrozumiałych propozycji zmian. Współczesny ład społeczno-gospodarczo-polityczny opiera się na zysku, przewodniej sile napędowej nowoczesności i postępu. Nie ma sensownej odpowiedzi na pytanie: jeśli nie zysk, to co?

Może trzeba posłuchać głosu Ewy Bińczyk, która w książce „Epoka człowieka. Retoryka i marazm antropocenu” konkluduje: „potrzebujemy alternatywnych do ukształtowanych w nowoczesności wizji przyszłości, nowych utopii, które mogłyby wyrwać ludzkość z marazmu”. Prosi i ma – kobiecie się nie odmawia. Najwyższy czas na jeszcze większy reset. Dlatego, że ekonomia zysku nosi coraz wyraźniejsze znamiona paranoi prowadzącej do zagłady; dlatego, że niezadowolenie społeczne nie znajduje racjonalnego ujścia – ludzie muszą wiedzieć czego chcą. Dlatego, że wielcy tego świata wypełniający media swoją dobrą wolą ocalenia świata, muszą dostać propozycje nie do odrzucenia w zamian za projekty budzące same wątpliwości. W końcu także dlatego, że żałosne utopijki typu „ograniczenie konsumpcji”, czy hasła: „nie kupuję”,  nie są w stanie przeciwstawić się potędze zmasowanego parcia do uzyskania maksymalnych zysków.

Człowiek względnie normalny, za którego nieskromnie się uważam, proponujący ratunek dla świata, obawia się mniej, że nie ma racji, niż tego, że będzie wyśmiany. Odwagi dodaje mi jednak to, co już jest dostępne na rynku zbawiania świata: kapitalizmy inkluzywny i totalitarny, znane pod pseudonimem Wielki Reset, a w skali lokalnej: Nowy Polski Ład. Jak już wspomniałem, to nie jest żaden reset, tylko wielkie oszustwo, nieudolność i niekompetencja utrwalające panujący niemiłościwie system, konsekwentnie pogłębiający rozwarstwienie, eksploatację i ucisk mas ludzkich, oraz narastanie degradacji środowiska. Prawdziwie wielki reset musi polegać na zamianie ekonomii zysku na ekonomię jakości i trwałości. Jak to zrobić muszą zdecydować starsi, mądrzejsi i mający coś do powiedzenia w kształtowaniu globalnego ładu, jak np. Światowe Forum Gospodarcze, Bank Światowy i Europejski Bank Centralny, przywódcy wielkich mocarstw we współpracy z tymi dziesięcioma tysiącami posiadaczy 99% dóbr materialnych tego świata.

Społeczeństwa muszą tylko pokazać, że wiedzą czego chcą i są zdeterminowane manifestować do skutku swoje poparcie, razem z klimatycznie wrażliwą młodzieżą szkolną na czele z Gretą Thunberg. Tytułem wstępu do dyskusji, z wielką nieśmiałością proponuję poszukać sposobu, by ograniczyć produkcję, przede wszystkim wszelkich dóbr powszechnego użytku o 75%. Rozumiem przez to produkcję pralek, lodówek, telefonów i lokówek, rowerów, samochodów itp. itd. w jakości zapewniającej użytkowanie przez większość życia nabywcy i to w ograniczonym asortymencie typów, modeli w standardowych, zautomatyzowanych fabrykach, jednakowych dla całego świata. Już widzę to zbiorowe „wow!” na forach i wszędzie indziej. Utopijność tego pomysłu polega nie na tym, że to nie jest możliwe technicznie i technologicznie. Może trudniejsze organizacyjnie. Ale prawdziwy kłopot w tym, że strony uznają taki pomysł  za sprzeczny z ich interesem. Pracownicy i handlowcy będą sądzić, że stracą pracę i zostaną skazani na nędzę. Pracodawcy nie widząc motywacji w produkcji takich wyrobów zapytają: i co? po takim akcie samobójczym mamy zamknąć fabrykę? To po co w ogóle ją budować? Wolnościowcy od JKM zaprotestują przeciw neokomunistycznej urawniłowce i kasacie zbawczej ręki wolnego rynku. Dla wielkich i bogatych zmaleją możliwości kumulacji większości dóbr w niewielkiej mikrospołeczności najbogatszych właścicieli tego świata. Tak, ten naprawdę wielki reset wygląda na najprawdziwszą utopię.

Niestety, tak pewnie będzie postrzegany do czasu, kiedy nie tylko werbalnie, ale w realu ziemia zapłonie. Kiedy zostanie osiągnięta powszechna świadomość, że tylko redukcja produkcji przemysłowej o jakieś 75% daje szansę na ulżenie ludzkiej bezsensownej harówce, spowolni wyścig szczurów, znacząco zmniejszy zużycie energii i surowców, zredukuje produkcję śmieci, zanieczyszczeń wody, powietrza i ziemi, degradacji środowiska. Może zmniejszyć rosnące tempo rozwarstwienia społeczeństw. Zlikwidować spore pokłady ludzkiej nędzy. Jak pisze profesor Maria Szyszkowska, „źródłem przemian jest świadomość jednostek”. Bez wszechobecnej, uprawianej na wielu poziomach życia społecznego edukacji, nie uzyska się tej świadomości i zmiany pozostaną utopią.

Warunek podstawowy zaistnienia jeszcze większego resetu, to powszechna przekonanie o jego nieuchronności. Przyjęcie takiego założenia spowoduje usilne poszukiwania i znajdowanie rozwiązań dla problemów, które niechybnie wywoła. Spadek produkcji dóbr użytkowych o 75% gwarantuje, że ogromna liczba pracowników okaże się zbędna. Tak nie musi być, jeśli w tygodniu będą pracować 4 dni po 4 godziny dziennie. To jest antropologiczna norma, która powinna wystarczać na zapewnienie środków do życia w świecie, który zaspokoił potrzeby podstawowe już pół wieku temu. Przy okazji byłaby to realizacja utopii Karola Marksa o eliminacji nieuchronnego niewolnictwa ludzi pracy. Niezbędne jest uświadomienie, że jest życie poza pracą: rodzina, troska o edukację dzieci, uprawa rzeczywiście ekologicznej żywności, sztuka, nauka, rozrywka. Konieczny warunek – zmiana priorytetów, systemu wartości, przeoranie skostniałych standardów konsumpcyjnych. Rozważenie koncepcji płacy podstawowej dla każdego, ale z mechanizmami wyróżniania, doceniania, nagradzania osobowości i twórców ponadprzeciętnych. Jeszcze większy reset nie musi ograniczyć potężnego potencjału innowacyjnego niewidzialnej ręki wolnego rynku. Przedsiębiorstwo, które zaproponuje produkcję samochodów z gwarancją na 50 lat ma szansę zdobyć ogromny rynek, gdy pokona tych, których oferta będzie gorsza. Nie ma też powodów, by znikły drogie, dostępne dla nielicznych, dzieła ludzkiego geniuszu, także technicznego. Musi być zachowana możliwość ich tworzenia. Nie może być zgody na panowanie syndromu chińskiego mundurka. W tej nowej rzeczywistości elita finansowa świata, mogłaby poczuć się nieco zawstydzona, że wnosi do dziedzictwa ludzkości w zasadzie tylko rekordową ilość zer w szacunkach swojego majątku.

Zdaję sobie sprawę, że propozycja zostanie potraktowana jako „takie sobie bajeczki”. Trudno. Może ona, jak to często bajki, przekazuje jednak jakąś naukę. Na przykład, że bez czegoś podobnego do jeszcze większego resetu nic się nie wydarzy, czego by ludzkość nie doświadczyła wcześniej. Oraz, że taka zmiana może nastąpić tylko wskutek prawdziwej katastrofy globalnej. Znaki, szczególnie na ziemi, wskazują, że trudno o takiej możliwości nie myśleć poważnie.

Eugeniusz Moczydłowski

Wólka Przybojewska, 12 marca, 2021 r.

Myśl Polska, nr 15-16 (11-18.04.2021)

 

 

Redakcja