FelietonyRugowanie języka polskiego

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Zamiera piękno polszczyzny w skrótowych przekazach esemesów. Pojawiają się rozmaite skróty w rodzaju „nara”. Ich używani nadaje wypowiadającemu, status człowieka nowoczesnego. Zamiera piękno języka polskiego, jeżeli jest przeplatany – i to z reguły zbędnie – angielskimi słowami. Czy to wyraz naszych kompleksów narodowych? Czyżby nie było słowa nienawiść, skoro słyszymy w ustach dziennikarzy o hejcie?

Piękno polszczyzny zamiera także, bo językoznawcy przyzwalają na błędy w rodzaju: „kup mi loda” – zamiast lody, czy na stwierdzenie „wyrwano mi zęba” – zamiast ząb. Nie słychać też protestów wobec nadawania pojęciom treści odległej od prawidłowego znaczenia utrwalonego w Polsce Niepodległej, czyli międzywojennej. Służy to manipulacji świadomością.

Polski język jest bogaty. Poprawna polszczyzna wymaga nieraz używania większej liczby słów niż kultywowany obecnie język angielski. Dodam, że na przykład w wielu angielskich tekstach filozoficznych pojawia się niemiecki termin Weltanschaung, bowiem nie ma słowa światopogląd w tym kultywowanym obecnie języku.

Głęboki niepokój Reja powinien nabrać wymiaru powszechnego. Aktualne jest jego pouczenie, że Polacy nie gęsi, lecz swój język mają. Język wzmaga świadomość narodową. Wzniosłe ideały braterstwa nie wymagają zaniku języków narodowych. Język wpływa na sposób myślenia. I odwrotnie. Sposób myślenia znajduje wyraz w języku.

Wyrazem troski o język miała być uchwalona  7.X.1999 roku – nieznaczną liczbą głosów – Ustawa o Języku Polskim, ale pozostaje martwa. Nadal idąc ulicami miasta widzimy anglojęzyczne reklamy i nazwy sklepów. Uczeni, w tytułach swoich prac używają obcych terminów chociaż mamy własne. Naruszanie ustawy jest nagminne i niestety bezkarne. Wprowadzona przez Gowina reforma edukacji nie tylko spowodowała głębszy upadek nauczania akademickiego, ale nakazuje przeliczać osiągnięcia naukowe na tzw. punkty. Najwięcej punktów otrzymuje ten pracownik naukowy, który publikuje w Polsce po angielsku lub w tym języku we wskazanych amerykańskich wydawnictwach. W rezultacie część polskich uniwersytetów zaczęła publikować swoje pisma po angielsku.

Galerie przestały być obecnie miejscem spotkań ze sztuką, lecz z rozmaitymi przedmiotami do kupienia. Niedbałość o język sprawiła, że przestaje się odróżniać może od powinien, trudno od ciężko, znaczy od oznaczać, postrzeganie od pojmowania. Niezmiernie rzadko bywa używany czas zaprzeszły. Funkcjonują bezsensowne określenia w rodzaju: kariera kryminalna. Istnieje słowo przywódca – więc po co używa się słowa: lider? A w dziedzinie sportu słowo: trener bywa wypierane przez selekcjoner. Słyszę wciąż zamiast zwrotu „w społeczeństwie” – w przestrzeni społecznej. Słyszy się opcje zamiast możliwości. Tożsamość i wyzwania stały się terminami nadużywanymi.

Niezmiernie bogata i piękna polszczyzna XX wieku powinna być wzorem do naśladowania. Sprzyja ona rozbudowaniu świata doznań i uczuć, a jest to istotne, bowiem nie nazwane mijają niezauważalnie. Warto zastanowić się nad tym, że nieskazitelna polszczyzna zespoliła ze sobą Polaków po dziesiątkach lat zaborów.

Słowa pełnią rozliczne funkcje. Poszerzają horyzonty myślowe, oznajmiają stany psychiczne, stają się inspiracją, wyzwalają emocje, tworzą nastrój. Słowa powinny zobowiązywać. Nasi przodkowie byli wychowywani w poczuciu odpowiedzialności za nie. Niejeden pojedynek był wywoływany obrazą lub naruszeniem honoru przez wypowiedziane przez kogoś niestosowne słowa.

Słowa mogą wyzwalać w nas nieznane nam wcześniej możliwości. Potęga słów bywa tak wielka, że wzmaga wiarę w skuteczność podjętych dążeń. Szczególną moc mają słowa wypowiadane przez osobę mającą siły charyzmatyczne.

Brak odpowiedzialności za słowa prowadzi niejednokrotnie do głębokich rozczarowań, a nawet tragedii. Nazywanie wojen misjami pokojowymi mąci świadomość. Coraz częściej mamy do czynienia z politykami nazywającymi świadomie fakty w sposób wprowadzający w błąd. Narasta niepokój i poczucie głębokiej niepewności jeżeli nie możemy zaufać słowom osób zarówno znanym, jak i nieznanym osobiście.

Nieprecyzyjny język sprawia, że przymiotnik „dobry” funkcjonuje często obecnie zamiast określeń: sprawiedliwy, piękny, przyzwoity, bądź na przykład miły czy przyjemny. Ponadto w epoce neoliberalizmu dobro pojmowane jest przez wielu jako to, co służy interesom indywidualnego człowieka.

Prawodawcy są, moim zdaniem nie dość odpowiedzialni wobec społeczeństwa,  ponieważ język przepisów prawnych jest niejasny, trudno zrozumiały dla przeciętnego człowieka. Jest to poważny problem, bo jak wiadomo, niezrozumienie przepisu prawnego, podobnie jak jego nieznajomość, nie zwalnia od kary.

Prof. Maria Szyszkowska

Myśl Polska, nr 15-16 (11-18.04.2021)

Redakcja