OpiniePublicystykaDugina Manifest Wielkiego Przebudzenia czy Uśpienia?

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

W okresie hegemonii reprodukcja procesów międzynarodowych oznacza, że system jest zdeterminowany; inaczej dzieje się w momencie bifurkacji, wtedy zwiększa się rola wolnej woli, a tym samym nowych koncepcji w kształtowaniu przyszłości.

I właśnie w tym drugim kontekście społeczno–historycznym pojawia się „Manifest Wielkiego Przebudzenia” napisany przez rosyjskiego geopolityka i filozofa, Aleksandra Dugina, wciąż mylnie określanego w Polsce jako doradca prezydenta Władimira Putina.

Opublikowany na stronie Klubu Izborskiego, jest kolejnym głosem w ramach poszukiwania legitymizacji dla nowej, misyjnej roli Rosji w kształtującym się porządku międzynarodowym. Czy manifest budzi, czy usypia? Oto jest pytanie! Twierdzę, że budzi, ale nie chce przebudzić.

Moment jego pojawienia jest nieprzypadkowy, oto transnarodowa klasa korporacyjna, tzw. klasa z Davos (określenie Susan George) dąży do „Wielkiego Resetu”. Może jest to nawet „bój jej ostatni”, gdyż kryzys cywilizacyjny wygenerowany przez nią samą za pomocą neoliberalizmu próbuje  „przeskoczyć”, jakby ignorując narastający opór. Dugin trafnie ukazał zarówno cele ideologiczne, jak i geopolitykę „Wielkiego Resetu”.  Jednak reaktywny charakter manifestu Wielkiego Przebudzenia w istocie przenika cały tekst.

Aby zrozumieć źródła obecnego kryzysu, rosyjski geopolityk odsłania filozoficzne podstawy geokultury Zachodu. O nominalizmie, jako jej wyróżniku, pisałem już dekadę temu w książce pt. Rosja. Państwo imperialne?, a więc z zadowoleniem odnotowałem zbieżność w argumentacji Dugina. Bez zrozumienia nominalizmu właściwie trudno jest dostrzec ontologiczne podstawy sprzeczności geopolitycznych. Przejawiał się on bowiem w filozofii oraz ideologiach ekonomicznych i politycznych, które zdominowały Zachód. Racjonalizm i empiryzm, materializm i wypływający z niego ekonomizm, behawioryzm, deizm religijny, teorie Johna Locke’a, Thomasa Hobbesa i Charlesa Darwina są naznaczone jego wpływem. Nominalizm, wraz z fenomenalizmem, minimalizmem aksjologicznym oraz regułą jedności metody i wiedzy, stał się fundamentem pozytywizmu. Nietrudno więc dostrzec także jego udziału w ukształtowaniu zachodnich teorii stosunków międzynarodowych legitymizujących geopolitykę.

Tymczasem Rosja nie poddała się nominalizmowi, a więc dyktatowi formy ujawniającemu się również w oddzieleniu etyki od myślenia społecznego, politycznego i ekonomicznego. Dlatego stała się obcą, „zagadką sfinksa”, „tajemniczą duszą”, a lęk przed „innym i potężnym” Zachód stara się ukoić plejadą stereotypów, np. cywilizacji turańskiej, mongolskiej, bolszewickiej. Rosyjski filozof przejrzyście udowodnił w jaki sposób Zachód wyzbywał się wspólnotowości, dostrzegając w polityce gender, a teraz już w posthumanizmie zwieńczenie zasady indywidualizmu.

Istotnym brakiem manifestu jest jednak ograniczanie się do kwestii ideologicznych i politycznych, bez uwzględniania zasadniczej roli procesów ekonomicznych. Max Horkheimer i Theodor Adorno w swojej słynnej Dialektyce oświecenia nazwali nominalizm po prostu prototypem myślenia burżuazyjnego. Globalistom nie chodzi głównie o nominalizm, liberalizm, wyzwolenie jednostki i społeczeństwo obywatelskie, ale o obronę prywatnej własności środków produkcji, a więc tego, co jest esencją kapitalizmu we wszystkich jego etapach: kupieckim, przemysłowym i korporacyjnym (Richard Robbins). Tak więc, obok etapów przemian świadomościowych, opartych na wyzwalaniu się jednostkowości, zabrakło w manifeście odniesienia do przekształceń ekonomicznych. To skutkuje brakiem propozycji właściwych rozwiązań.

Taka redukcja powoduje mylne wnioski dotyczące trumpizmu, a szerzej populizmu. Donald Trump, Viktor Orbán, niemiecka AfD, a może i polski PiS symulowały opór wobec neoliberalnej globalizacji właśnie dlatego, że nie chciały zidentyfikować źródła problemu w alienacji własności prywatnej. Ruchy te wydają się być zatem narzędziem – odbojnią przed narastaniem oporu ze strony grup ubezwłasnościawianych (Adam Karpiński) przez ekspansję korporacji. Dlatego trudno się zgodzić na zawołanie Dugina, że „ocalenie Ameryki od globalistów oznaczające wsparcie tego, by znów stała się ona wielką, jest naszym wspólnym zadaniem”, wszak „dążenie do osobistego bogactwa jest najsilniejszym impulsem społecznym w Ameryce oraz podstawą amerykańskiego mitu” (Zbigniew Brzeziński), niezależnie, ilu sympatycznych i uczciwych ludzi tworzyło tą cywilizację. Rosyjski geopolityk sam przyznaje, że  „populizm” jest w istocie ahistoryczny, gdyż stoi na stanowisku obrony kapitalizmu i liberalnej demokracji przed nową fazą ich rozwoju, a więc nie jest to alternatywna ideologia, lecz jedynie desperacki sprzeciw kapitału przemysłowego i klas średnich uzasadniany narracją „wolnościową”.

Czyż nie ma bowiem większego koszmaru dla dzisiejszego „globalczyka” niż promowane w programie telewizyjnym z udziałem Trumpa hasło: jesteś zwolniony?! Niechęć do ukazania ekonomicznych korzeni współczesnych sprzeczności powoduje, ze Dugin wychwala byłego pracownika Goldman Sachs, Steve’a Bannona, który – jak dzisiaj wiadomo – nie wypromował tylko Trumpa, ale również Narendrę Modiego w Indiach i brazylijskiego prezydenta Jaira Bolsonaro, w ten sposób dezintegrując kontrhegemoniczny blok BRICS.

Sednem manifestu jest jednak mobilizacja zróżnicowanych sił społecznych do uznania przewodnictwa imperialnej Rosji, która powinna stanąć w awangardzie nowej „międzynarodówki ludów” w walce z liberalizmem – dżumą XXI wieku. Novum tej misji polegać ma na rezygnacji z narzucania woli innym narodom, kulturom i cywilizacjom, na rzecz pomocy w ich odrodzeniu, wzmocnieniu i obronie zagrożonej tożsamości. Rosja ma być „katechonem” powstrzymującym i tamującym nadejście ostatecznego zła. Trzeba przyznać, że ten potencjał wkładania „kija w szprychy” globalizmu udowodniła już zresztą choćby obroną Syrii. Gdy odrzuci się platoński dualizm obecny w duginowskim myśleniu na rzecz arystotelesowskiej empirii, to jego oczekiwania są uzasadnione. O ile dotąd podporządkowanie świata kolektywnemu Zachodowi miało wymiar polityczny, ideologiczny oraz ekonomiczny, to projekt „Wielkiego Resetu” i posthumanizmu – jak się wydaje – stanowi  rzeczywiście manifestację esencji Zła – nie tego zza światów, ale skumulowanego wolą, interesami i świadomością niewielkiej grupy „nadludzi”. Ich charakterystyka nasuwa skojarzenia z przesłaniem powieści Medaliony Zofii Nałkowskiej opisującej jak podczas II wojny światowej „ludzie ludziom zgotowali ten los” .

Aby Rosja spełniła rolę opisaną przez Dugina, musi stać się globalnym imperium i tutaj geopolityka „Wielkiego Przebudzenia” ujawnia cechy myślenia życzeniowego. Przyjrzyjmy się pokrótce potencjalnym sojusznikom. Po pierwsze, ma być nim populizm w USA i Europie, a przecież o jego istocie stanowi obrona klasy średniej zagrożonej deklasacją i stratą możliwości konsumpcyjnych. Po drugie, wskazuje Chiny, które sojusz z Rosją już przecież realizują; Dugin właściwie podkreśla ich kolektywną specyfikę cywilizacyjną, ale pomija, że Pekin realizuje już własne propozycje dla siebie i świata: ideologię socjalizmu ze specyfiką chińską i wielki projekt „Pasa i Szlaku”. Nie można zapominać, że to atrakcyjność gospodarcza sprawia, że Chiny tak bardzo oddziałują na globalną gospodarkę; w tym tkwi także wciąż siła Unii Europejskiej, która – pomimo kryzysu – jest jednak atrakcyjna cywilizacyjnie także dla wielu obywateli państw poradzieckich, Rosjan nie wyłączając. Trzeba jasno powiedzieć, że bez zmiany struktur ekonomicznych same idee wyzwolenia od „zła” nie wszystko załatwią. Życzeniowość dotyczy także państw islamu. Nie wystarczy rzucić wezwanie ideowe i szeroką siecią przygarnąć państwa tej cywilizacji; przecież nietrudno zauważyć, że Egipt jest sojusznikiem USA i Izraela, a turecka projekcja siły zagraża także Rosji.

Z punktu widzenia obecnej rywalizacji mocarstwowej nieco zwodniczo brzmi konstatacja rosyjskiego filozofa, że „Wielkie Przebudzenie” dopiero się zaczyna. Skoro „Wielki Reset” jest ostatnim akordem globalizmu, to przecież jego wcześniejsze odsłony napotykały już na opór: ruch antyglobalistyczny powstał wraz z protestami w Seattle w 1999 roku, kilka lat później wenezuelski prezydent Hugo Chavez rozpoczął budowę socjalizmu XXI wieku, wciąż z elementów socjalizmu nie zrezygnowała także Białoruś. Dlaczego Dugin stroni więc od oddającej istotę sprawy kategorii „walki klas”? Dlaczego twierdzi, że wszystkie stare ideologie pozostają w ideologicznej niewoli kapitału? Władza globalistów nie opiera się tylko na iluzjach, symulakrach i fałszywych wyobrażeniach w ludzkiej świadomości – jak chce tego Dugin – ale przede wszystkim materialnych przesłankach, korzyściach z przynależności do transnarodowej klasy, którą kontrolują wielcy właściciele skupieni w Wielkiej Czwórce korporacji inwestycyjnych (Black Rock, Vanguard, Fidelity, State Street), a globalistyczni staruszkowie – jak ich określa – Joe Biden, George Soros i Klaus Schwab są tylko jej politycznymi przedstawicielami, zresztą w każdej chwili możliwymi do zastąpienia przez młodsze pokolenie SorosJugend. Przecież w istocie obietnice posthumanizmu kierowane są do tych właścicieli kapitału, którzy, obawiając się wzrostu świadomości ludzi i groźby zmiany społecznej, chcą wykorzystać sztuczną inteligencję, aby kontrolować siłę roboczą oraz opanować „buńczuczny” umysł ludzkich mas.

Dlatego, o ile część diagnostyczna opisująca ideologiczne i geopolityczne oblicze „Wielkiego Resetu” jest trafna, to cały manifest wydaje się być zbytnio reakcyjny, brakuje w nim nowych idei. Wszak manifest komunistyczny napisany w 1848 roku nie tylko krytykował, ale formułował spójne propozycje dla ludów całego świata, o których realizację walka jeszcze się nie zakończyła. Przecież Karl Marx, tworząc naukę o bycie społecznym, nie był nominalistą; jego celem było, aby klasa robotnicza po wyzwoleniu stała się właśnie „realnie” narodem, a nie bydłem. W końcu w Polsce także długo walczono o to, żeby chłop stał się częścią narodu! Ten realistyczny wymiar marksizmu sprzyjał także zwycięstwu kolektywnego komunizmu właśnie na gruncie cywilizacji prawosławnej. Czyżby rosyjski myśliciel chciał, aby ludzkość znalazła się na początku XIX wieku?!

Tymczasem rosyjska duchowość skierowana ku lepszej przyszłości posiada zasoby duchowe, które odrzucają błędny nominalizm, np. soborowość, czy socjalizm metafizyczny, których konkretyzacją jest np. rozwijany obecnie socjalizm oparty na planowaniu cybernetycznym (Jelena Wieduta). No i w kontekście legitymizacji nowej misji Rosji dziwi pominięcie przez Dugina, wygłoszonej prosto w wirtualne oblicze promotorów „Wielkiego Resetu”, antyglobalistycznej przemowy Putina w Davos. Czyż ideologicznego waloru mobilizacyjnego nie ujawniają przedstawione tam priorytety rozwoju społecznego: aby każdy posiadał komfortowe warunki życia, w tym mieszkania; niedrogą infrastrukturę transportową, energetyczną i użyteczności publicznej; dobrobyt środowiska; pewność, że będzie miał pracę, która zapewni trwały wzrost dochodów; przyzwoity standard życia; dostęp do efektywnego systemu kształcenia ustawicznego; godną emeryturę i świadczenia socjalne; skuteczną opiekę medyczną wysokiej jakości; państwowy system opieki zdrowotnej gwarantujący dostęp do nowoczesnych usług medycznych; możliwość uzyskania godnej edukacji i realizacji swojego potencjału przez każde dziecko na planecie Ziemia?!

Czyżby duginowskie „Wielkie Przebudzenie” miało także uśpić uwagę rosyjskich decydentów na zasadniczą wagę zniesienia alienacji prywatnej własności środków produkcji? O tym przekonamy się podczas, przeniesionego niespodziewanie na kwiecień, przemówienia rosyjskiego prezydenta do Zgromadzenia Parlamentarnego. Nie ma jednak wątpliwości, że dopiero implementacja powyższych zasad rozwoju społecznego w samej Rosji zwiększyłaby wiarygodność oferowanego przewodnictwa, a do tego jeszcze daleko. Aleksandr Dugin na koniec manifestu formułuje jednak tezę, która ma szansę połączyć różne ośrodki oporu: „kiedyś przed obliczem sprawiedliwego sądu staną ci, którzy postawili sobie za cel zniszczenie ludzkości, najpierw duchowe, a później też fizyczne”; wszak nie byłoby uniwersalizmu ONZ, bez uniwersalizmu Norymbergi.

prof. Gracjan Cimek

fot.kremlin.ru

Myśl Polska, nr 15-16 (11-18.04.2021)

Redakcja