OpiniePiątkowy Winnicki

Wspomoz Fundacje

Nie lubię polemik. Przede wszystkim dlatego, że mało kto je czyta. W końcu piszemy dla czytelników, nie dla samych siebie. Najmniejszą estymą darzę zaś polemiki piątkowe. Bo jak tutaj na poważnie odnieść się do weekendowych argumentów? A nuż adwersarz przewietrzy się nieco i rzuciwszy świeżym okiem na tekst, który jeszcze wczoraj wydawał mu się inteligentny i zabawny, spłonie ze wstydu niczym dziewica. Tymczasem wypowiedziane słowa pozostaną na wieki, ciężkie jak kamienie…

Nie lubię też publicznie oceniać kolegów „po mieczyku”. Nie dlatego, że na takie oceny nie zasługują, ale dlatego, że przynajmniej część z nich rokuje nadzieje na resocjalizację. W końcu sam kiedyś należałem do generacji, która jak wszystkie przed nią i wszystkie po niej uważała się za jedyną, wyjątkową i namaszczoną przez samą Opatrzność. Z pewnych rzeczy zwyczajnie się wyrasta. Zazwyczaj.

Od czasu do czasu zdarza się jednak moment, kiedy trzeba przełamać wewnętrzny niesmak i w polemikę się wdać. Choćby po to, by banialuki naplecione przez adwersarza w przestrzeni publicznej nie zaczęły żyć własnym życiem. W ten oto pokrętny sposób dochodzimy do tematu niniejszego tekstu. Jest nim rzecz jasna piątkowy wpis Roberta Winnickiego na temat „Myśli Polskiej”.

Streszczając, Winnickiemu nie podoba się to, że nie zgadzamy się z nim w zakresie oceny ostatnich wydarzeń na Białorusi. Rzecz jasna ma on prawo do takiej oceny, natomiast my mamy prawo mieć tą ocenę w głębokim poważaniu. W końcu nie jesteśmy tutaj po to by wszyscy nas lubili, ale po to by przekonywać do własnych racji. Osób przeświadczonych o własnej nieomylności rzecz jasna nie przekonamy, nawet nie próbujemy. Gdyby na wyrażeniu opinii, jak to bardzo w ocenie Winnickiego się mylimy zakończyło się, w ogóle nie byłoby przesłanek do wdawania się w dyskusję. Jedak przy okazji poseł chadecko-libertariańskiej Konfederacji postanowił zdyskredytować nasze pismo w oczach swoich fanów, używając do tego argumentów tak kuriozalnych, że aż zabawnych. By zatem zachować wzajemność w stosunkach bilateralnych postaram się odpowiedzieć posłowi Winnickiemu na wybranym przez niego (zatem zapewne dla niego zrozumiałym) poziomie.

Pierwszy zarzut Winnickiego dotyczy tego, że Myśl Polska opublikowała wywiad Mateusza Piskorskiego z Olegiem Gajdukiewiczem, wiceprzewodniczącym komisji spraw zagranicznych białoruskiego parlamentu. Czyli powiedzmy sobie otwarcie z nie byle kim. Jak to w wywiadach bywa Gajdukiewicz przedstawił swój pogląd na inkryminowaną kwestię. Tak zresztą zwykle wyglądają wywiady. Gdybyśmy uznali na przykład, że Robert Winnicki ma coś ciekawego do powiedzenia w interesującym nas temacie, zaprosilibyśmy go do udzielenia nam wywiadu. Następnie po uzyskaniu autoryzacji opublikowalibyśmy taki tekst, rzecz jasna nie ingerując w wypowiedzi naszego rozmówcy. To dziennikarski elementarz, z pewnością znany każdemu absolwentowi dowolnego kierunku nauk społecznych. Nie wiem czy Robert Winnicki w czasie nieukończonych studiów politologicznych na Uniwersytecie Wrocławskim uważał na zajęciach, jednak już sam staż polityczny obliguje go do posiadania tej elementarnej wiedzy.

Następnie Winnicki stosuje tak prosty, że wręcz prostacki chwyt retoryczny, przypisując opinie naszego rozmówcy całej redakcji. Nikt inteligentny nie da się na taki „numer” nabrać, widać jednak poseł uznał, że część czytelników jego wpisu postąpi inaczej. Przypomnę zatem dla porządku. W ostatnim numerze Myśli Polskiej w ramach bloku artykułów dotyczących spraw białoruskich poza wspomnianym wywiadem ukazały się cztery inne teksty, z czego dwa (red. Engelgarda i mój) można uznać za definiujące linię redakcji w tej kwestii. Rzecz jasna jest to linia całkiem odmienna od prezentowanej przez Winnickiego. W przeciwieństwie do niej logicznie spójna i podparta argumentacją. Reasumując, w prostych żołnierskich słowach wskazaliśmy, że Winnicki nie ma w tej sprawie racji. Wiemy to my, wiedzą to nasi czytelnicy, podejrzewam, że wie to i sam zainteresowany. Stąd ta niezbyt mądra, histeryczna reakcja.

W ramach obrzydzania Myśli Polskiej Winnicki pisze dalej, że nasze środowisko jest „okraszone byłymi współpracownikami komunistycznych służb specjalnych”. W tym zakresie będziemy żądać do Roberta Winnickiego sprostowania, i zapewne wkrótce po utracie immunitetu będzie musiał je wykonać. Nie będzie tutaj taryfy ulgowej ze względu na „mieczyk”. Bynajmniej nie dlatego, że uważam, by współpraca z służbami specjalnymi legalnego polskiego państwa była powodem do wstydu. Zwyczajnie nie mam zamiaru pozwalać na rozsiewanie kłamstw na temat tego zasłużonego tytułu, nawet, a może zwłaszcza osobom przedstawiającym się jako narodowcy. Na marginesie polecam panu Winnickiemu, tak dzielnie tropiącemu współpracowników służb PRL, rozejrzeć się w pierwszej kolejności po własnym podwórku.

Na koniec Robert Winnicki był uprzejmy napisać, że nasze pismo „nie miało i nie ma nic wspólnego z głównym nurtem polskiej idei narodowej i największymi organizacjami odwołującymi się do dziedzictwa Narodowej Demokracji.”. Nie chce mi się wierzyć, że bądź co bądź Poseł na Sejm RP, posunął się do tak ordynarnego kłamstwa, zrzucam więc tą wypowiedź na karb jego nieuctwa. No chyba, że uznamy, że Stronnictwo Narodowe, którego organem prasowym była początkowo Myśl Polska, znajdowało się poza głównym nurtem ruchu narodowego. Swoją drogą ciekawe kto zatem zdaniem Winnickiego znajdował się wówczas w głównym nurcie. Może „Bury”, może ktoś jeszcze inny?

Nawiasem mówiąc gdyby poseł Winnicki zamiast wygłaszać z radosną ignorancją swoje duby smalone poświęcił kilka minut na poszerzanie swojej wiedzy odkryłby, że Myśl Polska nie jest bynajmniej tytułem nowym. Ukazywała się na długo nim w głowie Winnickiego zaświtała myśl o przystąpieniu do Młodzieży Wszechpolskiej, a nawet na długo przed tym nim w głowie jego dziadka zrodził się koncept przystąpienia do PZPR-u (z czego bynajmniej nie czynię dziadkowi zarzutu). Morał z tego taki: jeśli już planujesz komuś dopiec, odrób najpierw zadanie domowe, lub choćby zleć to któremuś ze swoich asystentów.

Nie dziwie się, że Robert Winnicki broni usilnie własnej narracji. Zdecydowanie potrzebuje ona obrony, gdyż jest zwyczajnie niespójna. Natomiast przyjęta przez posła forma agresywnego, prostackiego ataku jest w kręgach ludzi kulturalnych absolutnie niedopuszczalna.

W swoim wywodzie pan Winnicki użył „błyskotliwego” żartu nazywając nasz tygodnik „Myślą Priwislańską”. Boki zrywać. Rozumiem, że miało to podkreślić antyrosyjskość samego Winnickiego. To bardzo dobra ścieżka, jeśli nawet nie prowadząca wprost na salony, to przynajmniej na przedpokoje. Zresztą wcześniej przetarli już ją inni byli prezesi Młodzieży Wszechpolskiej. Teraz pozostaje rozstawić pod ambasadą Białorusi namiotowe miasteczko, tak jak swego czasu uczynił znany obecnie mecenas. I czekać.

Przemysław Piasta

 

PS. Mateusza Piskorskiego tutaj nie bronię, gdyż już znakomicie uczynił to sam. Polecam Państwa uwadze jego tekst zmieszczony na portalu myslpolska.info

 

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.