PolskaPublicystykaŚwiatRaźny: Kto nas obroni?

Redakcja4 godziny temu
Wspomoz Fundacje

Pytanie kto nas obroni – wbrew nasilającej się propagandzie o naszym „natowskim  bezpieczeństwie” i amerykańskim „sojuszniczym” parasolu – stało się od rozpoczęcia wojny Zachodu z Rosją na Ukrainie pytaniem fundamentalnym dla przyszłości  Polski.

Ostatnio nabrało nowego znaczenia w związku z prowokacjami dronowymi i innymi, jakim zostało poddane nasze państwo. To samo pytanie nabrało znaczenia międzynarodowego, w związku z zamknięciem przez Warszawę granicy z Białorusią czyli blokadą nowego jedwabnego szlaku czy wreszcie z „wtargnięciem samolotów rosyjskich w przestrzeń powietrzną NATO”. Te prowokacje jedynie upewniły większość Polaków w przekonaniu, iż mają do czynienia z zagrożeniem  płynącym nie tylko z frontu ukraińsko-rosyjskiego, ale również z prowojennych działań NATO oraz związanych z nimi coraz bardziej prowojennych działań polskich władz i establishmentu politycznego, od którego odcina się jedynie Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna. Ona też jako jedyne ugrupowanie nie poddaje się prowojennemu amokowi tej przytłaczającej masy politycznej i  niezmiennie głosi konieczność sprowadzenia Polski z wojennej drogi i szybkiego podjęcia działań pokojowych. Wojny nie chcą również sami Polacy. W wojnę wciągają Polskę rządzący nią politycy – w nadziei, że poprze ich cały naród.

Polacy za pokojem

Okazuje się jednak, że mimo wszechpotężnej prowojennej propagandy – opartej na swoistym dogmacie wiary w USA i NATO – większość Polaków nie ma zamiaru stawić się do „prometejskiej” armii, która miałaby walczyć na naszym terenie w obronie cudzych interesów. Im bardziej cyniczny język agitatorów wojennych, tym większy przeciwko nim odpór. Wymownym tego świadectwem są wyniki sondaży przeprowadzone po wrześniowej serii prowokacji wojennych,  dokonanych na wschodniej flance NATO. Po dronowej akcji Instytut Badań Pollster opublikował 11 września wyniki odpowiedzi na skierowane do naszych rodaków pytanie, czy będą bronić Polski, gdy wojna rozleje się na jej teren. 57 proc. ankietowanych odpowiedziało negatywnie. Jedynie 27 proc. zadeklarowało wolę  obrony ojczyzny, 17 proc. nie miało zdania na ten temat. Z kolei sondaż  IBRiS z 22 września – po rzekomym wtargnięciu rosyjskich MiG-ów w przestrzeń powietrzną  Estonii – potwierdził dominującą wśród Polaków postawę „antyobrony” – 4,1 proc. ankietowanych nie stanęłoby do walki z wrogiem, gdybyśmy zostali wciągnięci do bezpośredniej wojny.  Wolę walki zadeklarowało  44,8 proc. Tych, którzy nie chcą walczyć jest aż 69 proc. w najmłodszej grupie wiekowej, liczącej 18-29 lat.  Z oficjalnych wyników sondaży płynie jedna konkluzja: polska partia wojny opiera się w swoich działaniach na zdecydowanej mniejszości naszego społeczeństwa.

Kim są ich antywojenni przeciwnicy? Czy ta większość, która nie chce bronić Polski, to cyniczne wyrzutki społeczne, zdrajcy, osoby z zaburzeniami świadomości narodowej i patriotycznej, niezdolni do poświęceń egoiści? Śmiem twierdzić, że to ludzie nade wszystko świadomi faktu, iż wojna na Ukrainie nie jest naszą wojną, dlatego sygnalizują, żeby nie włączać do niej Polski, bo wtedy nie będą jej bronić. Nie chcą ginąć w imię nie naszych interesów, gdyż pierwszym najważniejszym polskim interesem jest pokój – nie tylko w naszej ojczyźnie i u naszych wszystkich sąsiadów, ale również w całym świecie ze strefą Gazy na czele. Trudno bowiem wykluczyć z całą odpowiedzialnością moralną pogląd – nieodosobniony – że proizraelskie lobby pragnie odwrócić uwagę świata od ludobójstwa dokonywanego przez Tel-Awiw na Palestyńczykach  poprzez wzbogacenie wojennego spektrum w Europie i włączenie do niego jeszcze jednego chętnego uczestnika, jakim jest Polska.

Upadek prometejskiego mitu

Z kulturowo-cywilizacyjnego punktu widzenia przedstawione postawy Polaków wobec toczącej się wojny  świadczą o dezaktualizacji uświęconej od wieków idei poświęcenia w obronie niepodległości Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Dezaktualizacja obejmuje również towarzyszące tej idei od epoki romantyzmu przesłanie solidarności z innymi narodami w walce o szlachetne cele, zawarte w haśle „za wolność naszą i waszą”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w pierwotnej wersji – zaproponowanej przez Joachima Lelewela – hasło wskazywało na Boga jako gwaranta sensu walki jednoczącej narody: W imię Boga za naszą i waszą wolność. Zostało przedstawione na sztandarze niesionym na polskiej manifestacji zorganizowanej 25 stycznia 1831 r. w Warszawie dla uczczenia pamięci o uczestnikach powstania dekabrystów przeciwko carskiej władzy, rozpoczętego 26 grudnia 1825 roku na Placu Senackim w Petersburgu. Hasło było wyrazem polskiej solidarności z prześladowanymi po stłumieniu powstania jego uczestnikami, reprezentującymi wolnościowy ruch szlacheckich elit rosyjskich.  Religijny wymiar poświęcenia Polaków w imię naszej wolności narodowej oraz wolności innych uciśnionych narodów najpełniej ujął w Dziadach Adam Mickiewicz, prezentując mesjanistyczną wizję Polski w formule „Polska Chrystusem narodów”.

Hasło Za wolność naszą i waszą było widoczne w języku polskim i rosyjskim na sztandarach uczestników Powstania Styczniowego obok znaku czerwonego krzyża na białym tle. Ten znak miał być symbolicznym przekazem dla Rosjan, iż powstańcy nie występują przeciw nim, lecz przeciw władzy carskiej, opresyjnej dla obu narodów. To samo hasło – pisane w języku polskim i węgierskim – było mottem polskiego legionu walczącego w 1848 roku – razem z siedmiogrodzką armią – pod wodzą gen. Józefa Bema – w powstaniu Węgier przeciwko rządom Austrii. To motto towarzyszyło również Polakom występującym na barykadach Komuny Paryskiej czy w pierwszej rewolucji w Rosji 1905 roku. Ono także było natchnieniem dla Polaków walczących na wszystkich frontach II wojny światowej.

Cynizm antypolskich dogmatów politycznych

Po raz pierwszy od kończącego tę wojnę spotkania „wielkiej trójki” w Jałcie i podjętych na nim postanowień w sprawie nowego podziału Europy wzniosłe hasło wymyślone w XIX wieku przez Lelewela pojawiło się w polskim obiegu na nowo po wkroczeniu  24 lutego 2022 roku wojsk rosyjskich na Ukrainę w ramach Specjalnej Operacji Wojskowej. Spontaniczna reakcja Polaków na to wydarzenia miała formę proukraińskiej euforii, skutkującej wszechstronną – militarną, humanitarną, finansową, gospodarczą, kulturową – pomocą dla Ukrainy. Pomoc ta miała charakter bezwarunkowy, dlatego wykluczono z jej programu wszelkie historyczne problemy istotne dla obecnych relacji polsko-ukraińskich. Taka jej forma stała się dogmatem polskiej polityki, poddanym powierzchownej refleksji dopiero teraz, w czwartym roku trwającej wojny.  A przecież od początku nasza wszechstronna i bezwarunkowa pomoc dla Ukrainy oznaczała ogromny wkład Polski w toczoną na jej obszarze wojnę.

Aby tej służebnej – a jednocześnie prowojennej, proamerykańskiej i pronatowskiej  postawie Warszawy wobec Kijowa, Waszyngtonu i Brukseli (z siedzibą NATO) nadać charakter nie tylko uzasadnionego, ale również uświęconego obowiązku nasi rodzimi propagandyści powiązali go z  absolutnymi i obiektywnymi chrześcijańskimi wartościami moralnymi oraz patriotycznymi ideałami wyrażanymi w dewizach: Bóg, Honor, Ojczyzna oraz Za wolność naszą i waszą. Ten pośredni, a następnie bezpośredni udział w wojnie jako nasz święty obowiązek stał się drugim dogmatem politycznym w polskiej przestrzeni publicznej. Przed niebezpieczeństwem, jakie płynęło dla Polski z tej proukraińskiej  i prowojennej euforii nie ostrzegał Polaków nikt ze środowisk politycznych i opiniotwórczych. Nawet Kościół uległ tym dogmatom i nie ukazał niebezpieczeństwa, jakie kryje wciąganie Polski do wojny. Co więcej, jawnie się włączył w jej propagandę poprzez ataki niektórych hierarchów nie tylko na prezydenta Putina, ale również patriarchę Wszechrusi Cyryla czy heroizację walczącej w Mariupolu neobanderowskiej formacji militarnej Azow, której media toruńskie nadały status obrońców Miasta Maryi.

Znaczące przy tym jest trwające do dziś milczenie Kościoła w Polsce na temat zakazu działania na Ukrainie Patriarchatu Moskiewskiego i towarzyszącemu temu zakazowi represjonowaniu jego duchowieństwa i wiernych. Milczenie to jest tym bardziej szokujące, że towarzyszy mu aprobata dla cerkwi grekokatolickiej jawnie popierającej ideologię banderyzmu nie tyko w czasie rzezi wołyńskiej, ale również  aktywnie uczestniczącej w jej odrodzeniu w XXI wieku. Goszczenie w polskich kościołach oprócz katolickich również grekokatolickich ukraińskich duchownych – współorganizatorów neobanderowskich manifestacji odbywających się bez żadnych przeszkód również w czasie trwającej wojny – stało się obowiązującą normą skoncentrowaną nie tylko na pomocy materialnej dla nich, ale również na wsparciu moralnym.

Ta proukraińska postawa byłaby godna pochwały, gdyby nie fakt, że Kościół w Polsce nie domagał się nigdy osądzenia ludobójczej ideologii ukraińskiej, nigdy nie ostrzegał też przed zagrożeniami, jakie niesie dla nas jej obecne odrodzenie. Tym bardziej trudno chwalić proukraińskie nastawienie polskiego Kościoła, że towarzyszy mu wysokiego stopnia rusofobia, granicząca z nienawiścią do Rosji i Rosjan. Że towarzyszy mu całkowite milczenie w sprawie ludobójstwa dokonywanego przez izraelską armię na mieszkańcach Strefy Gazy oraz  milczenie na temat rugowania chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie w ramach toczonych na jego obszarze wojen Izraela.

Mimo dominującego w sferze publicznej proukraińskiego nastawienia i prowojennej propagandy Polacy nie chcą brać udziału w wojnie z Rosją ani na Ukrainie, ani – tym bardziej – na terenie Polski. Należy przy tym podkreślać, że tę antywojenną postawę zawdzięczają samym sobie – swej dociekliwości, relacjom w mediach społecznościowych, śledzeniu niszowych portali, antywojennych wypowiedzi na  You Tubie pojedynczych polityków, ekspertów, publicystów. Ta wola samokształcenia, poszukiwania prawdy a nade wszystko  rzetelnych informacji o przebiegu trwającej wojny zmieniła nastawienie Polaków wobec prób wciągnięcia ich do bezpośredniej walki, do której zachęcają ich rodzimi propagandyści pod patriotycznym hasłem obrony ojczyzny.  Antywojenna większość Polaków odrzuca kłamstwa propagandy i fałsz poukraińskiego amoku. Uwierzyła, że uznanie prawdy jest nie tylko obroną przed prowojennym zniewoleniem, ale również  fundamentem naszego narodowego przetrwania i dalszego istnienia. Dewiza Veritas vos liberabit wyprowadzona ze słów Chrystusa w ewangelii wg św. Jana, 8: 31 – prawda was wyzwoli – stała się dla nas drogowskazem w trwającej walce o polską duszę.

Prowadzący tę walkę są bezwzględnie cyniczni i nie cofają się przed żadnym sposobem okłamywania nas, wprowadzania w błąd, propagowania iluzji zwycięstwa w wojnie z Rosją. Apogeum cynizmu determinującego walkę o polską duszę jest narzucana nam iluzja bezpieczeństwa Polski, którego gwarantem są jakoby USA i NATO. Twórcy tej iluzji byli i są przekonani, że Polacy są nie tylko łatwowierni, ale również nie potrafią liczyć – dodawać i odejmować konkretnych liczb. Są przekonani, że nie wiemy, iż w Polsce stacjonuje ok. 10 tysięcy amerykańskich żołnierzy i ponad 10 tysięcy natowskich. W połączeniu z 205. tysiącami żołnierzy Wojska Polskiego to stanowczo śmieszna ilość w porównaniu z armią rosyjską, która na ukraińskim froncie utrzymuje ponad 760 tysięcy żołnierzy i następujące w wyniku walk pomniejszenie tej liczby jest natychmiast wyrównywane przez wysyłane na wojnę rezerwy tworzonych z corocznych poborów do wojska. Gdyby został otwarty nowy front wojny – np. w Polsce – Rosja jest w stanie w ramach nadzwyczajnej mobilizacji utworzyć drugą armię przewyższającą połączone siły polsko-amerykańsko-natowskie. To wiedza, którą może zdobyć Polak nawet średnio zainteresowany tematyką obecnej wojny. Natomiast niezależnie od stopnia zainteresowania każdy z nas wie, że jesteśmy wciągani w wojnę z atomowym mocarstwem, dysponującym obecnie 4309.  tysiącami głowic jądrowych, a ponadto nowego typu pociskami balistycznymi Oriesznik, które nie mają żadnych odpowiedników w uzbrojeniu polsko-amerykańsko-natowskich sił.

Konkluzja jest jedna: ta cyniczna iluzja bezpieczeństwa Polski towarzysząca wciąganiu jej do bezpośredniej wojny z Rosją jest formą poniżenia polskiego narodu i bezwzględną próbą wykorzystania naszych wzniosłych ideałów w walce o cudze podłe interesy.

Najbardziej skuteczną obroną Polski jest jak najsilniejszy nasz opór przeciwko wciąganiu jej do wojny. Nikt bowiem oprócz samych Polaków nie jest gwarantem naszego bezpieczeństwa.

Prof. Anna Raźny

fot. wikipedia

Myśl Polska, nr 41-42 (12-19.10.2025)

Redakcja