FelietonyDopiero teraz nastąpiła weryfikacja

Redakcja21 minut temu
Wspomoz Fundacje

No i koniec pięknego snu. Znów nadmuchaliśmy bańkę o „ćwierćfinałach europejskich pucharów”, zapominając, że dopiero tam zaczęło się poważne granie i dostarczyło nam to poważnego materiału porównawczego, który ten nasz „postęp” mógł istotnie zmierzyć.

Cóż, można było zrozumieć, że głodni jesteśmy sukcesu w Europie. Głód ten spowodował obniżenie poprzeczki w naszych umysłach. Z pomocą przyszła zresztą UEFA, uznająca że warto rozgrywki przeorganizować tak, by w zasadzie każdy kraj miał kogoś w fazie grupowej. Dzisiaj jednak nie o tym czy to dobrze czy źle, a raczej o tym, że… również dlatego mieliśmy ten poziom dla polskich zespołów.

Zapominamy bowiem, że Jagiellonia Białystok jako mistrz Polski grała w eliminacjach do Ligi Mistrzów. W związku z tym, że ich nie przeszła, miała szanse na Ligę Europy, a w związku z tym że odpadła i z niej – znalazła się w Lidze Konferencji. Czyli dwa razy w systemie pucharowym i tak poległa i to już w przedbiegach, ale że UEFA „daje szansę”, to zagrała tam gdzie zagrała. Liga Mistrzów od lat jest dla nas poza zasięgiem. Legia Warszawa weszła do niej… współczynnikiem, który pozwolił jej wylosować w ostatniej rundzie eliminacji (jeszcze przed obecną reformą) irlandzki Dundalk. Jagiellonia w tym roku poległa z norweskim Bodo / Glimt. W Lidze Europy zaś z osłabionym, ale jednak Ajaxem Amsterdam, czyli poważną europejska drużyną. I tyle by było z rzeczywiście wymagających rywali, aż do Betisu Sewilla. W Lidze Mistrzów zagrał zaś Slovan Bratysława, który przebijać się musiał do niej przez jeszcze jeden szczebel więcej niż Jaga. I to chyba coś znaczy?

To może chociaż Legia? Na drodze do Ligi Konferencji stanęło jej Broendby Kopenhaga, ale to też trudno nazwać dziś poważnym zespołem. W grupie zaś z takich Legia zmierzyła się tylko ze… wspomnianym Betisem Sewilla. I wygrała. Odnotujmy. Tyle tylko, że to też było wszystko jak chodzi o poważne granie. Aż do ćwierćfinału z Chelsea.

Przyznam szczerze, że ten tekst w zamiarach miał być dużo ostrzejszy dla polskich drużyn i ich wygłodniałych sukcesu akolitów. Ale nie jest, bo obie jednak walczyły. Legia w rewanżu na Stamford Bridge zwyciężyła, co prawda nawet nie zbliżając się do realnej możliwości wyeliminowania The Blues, ale sam fakt to uderzenie w prestiż Chelsea. Brawo. Jagiellonia zaś naprawdę walczyła z tym Betisem i jakby było trochę więcej szczęścia, to kto wie. Niemniej jednak, ze starć z naprawdę sensownymi europejskimi zespołami, polskie drużyny wyszły w tym sezonie zwycięsko tylko jeden raz. Właśnie ten legijny mecz z Betisem w grupie Lidze Konferencji. To chyba trochę za mało by urządzać parady zwycięstwa.

I jeszcze coś: Liga Konferencji jest właśnie teraz słabsza niż rok temu. Bo w Lidze Mistrzów i Lidze Europy gra łącznie o osiem zespołów więcej, a do Ligi Konferencji doszły kolejne cztery. To jest już pewna różnica na minus. Zresztą zobaczmy na skład fazy grupowej Ligi Konferencji w poszukiwaniu solidnych zespołów z silnych europejskich lig. Poza Chelsea i Betisem to już tylko włoska Fiorentina. Ze średniaków wymienilibyśmy Rapid Wiedeń, stambułski Basaksehir, Panathinaikos, FC Kopenhagę, może Molde FK. Ale cała reszta to dżemik. My tymczasem odpalamy narrację o sukcesie, bo ograliśmy ogórków z Kosowa czy Słowenii „w fazie grupowej”, tak jakby miało chodzić o Ligę Mistrzów. A nie chodzi. W ćwierćfinałach wszystkich trzech rozgrywek europejskich znalazły się drużyny nie tylko z Anglii, Hiszpanii, Włoch i Francji, ale także ze Szwecji, Austrii, Szkocji i Norwegii (te dwie ostatnie nawet w Lidze Europy!) i to też jest kolejną miarą sukcesu polskich zespołów.

Tak, za dwa lata będziemy mieli mistrza i wicemistrza Polski w eliminacjach Ligi Mistrzów. Jedną drużynę więcej w Europie w ogóle. To miłe. Tylko miejmy świadomość, że to w niewielkim stopniu jest efekt naszej wspaniałej gry, a raczej dobrania nam rywali na zasadzie „niech każdy ma swoją fazę grupową”. I owszem, gratulacje należą się piłkarzom Jagi i Wojskowych, ale na pewno nie laury i zachwyty. Bo naprawdę nie stało się nic przełomowego.

Tomasz Jankowski

Myśl Polska, nr 17-18 (27.04-4.05.2025)

Redakcja