PolskaPublicystykaŚwiatProf. Jadwiga Staniszkis – rys teoretyczny i jego echa praktyczne

Redakcja2 tygodnie temu
Wspomoz Fundacje

Niedawno zmarła Jadwiga Staniszkis była polską socjolog, profesor nauk humanistycznych, pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego, a także laureatką Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

Ze względu na kontekst geopolityczny jej twórczości należy odnotować także, że uzyskała  stypendium w Wilson Center w Waszyngtonie. Poruszała się w dyscyplinach związanych z socjologią: polityki, ekonomii i organizacji, a de facto również filozofii polityki. W tych ramach prowadziła badania transformacji politycznej, gospodarczej i społecznej w Polsce oraz Europie Środkowej i Wschodniej, zajmując się także teorią realnego socjalizmu, postkomunizmu i globalizacji.

W języku polskim ukazało się szereg prac „Ontologia socjalizmu” (1988), „Postkomunizm” (2000), „Władza globalizacji” (2003), „Zwierzę niepolityczne. Zbiór artykułów naukowych, publicystycznych oraz felietonów z lat 1970–2001”, r (2003), „O władzy i bezsilności” (2006), „Antropologia władzy. Między Traktatem Lizbońskim a kryzysem” (2009); „Zawładnąć! Zarys procesualnej teorii władzy” (2012), a w 2016 wydała jako współautorka książkę: „Sekularyzacja myślenia politycznego w Rosji. Przejście od religijnej idei „właściwego istnienia” do koncepcji imperium i geopolityki”.

Spotkałem prof. Staniszkis tylko raz, ale w dosyć szczególnych okolicznościach. Oto w burzliwym okresie przed referendum w sprawie wejścia do Unii Europejskiej zorganizowano na plebanii słynnego kościoła św. Brygidy w Gdańsku – za zgodą prałata Henryka Jankowskiego – spotkanie dotyczące szans i zagrożeń związanych z tym przełomowym procesem. Pytanie które zadałem dotyczyło prawnych podstaw prywatyzacji, której patologię opisywała socjolog. Mianowicie czy prywatyzacja środków produkcji rozpoczęta wraz z terapią  szokową Balcerowicza-Sachsa nie złamała konstytucji i to jeszcze tej z PRL-u, uchwalonej w 1952 roku. Chodziło konkretnie o artykuł 77 dotyczący obowiązku ochrony własności społecznej jako podstawy  rozwoju państwa i siły Ojczyzny, w którym zaznaczono, że będą surowo karane osoby dopuszczające się sabotażu, dywersji, szkodnictwa lub zamachu na ten typ własności. Wskazałem bowiem, że Mała Konstytucja uchwalona w 1992 roku zmieniała tylko cześć elementów ustrojowych bez uwzględniania kwestii własności. Tak więc do uchwalenia nowej w 1997, która uznała tylko własność prywatną, wszelkie zmiany wydawały się nielegalne. Profesor odpowiedziała, że dokonano ich na podstawie ustaw i to wystarczyło. Do dzisiaj zastanawiam się czy rzeczywiście…

Wśród licznych prac polskiej badaczki na uwagę zasługują zwłaszcza dwie: „Postkomunizm” i „Władza Globalizacji”, dotyczące  de iure dwóch dyscyplin nauki: politologii i stosunków międzynarodowych.

W pierwszej ukazano w jaki sposób zmiany po 1989 roku pozwoliły stworzyć system, którego podstawą jest kapitalizm polityczny, a więc wykorzystanie więzi i kontaktów z poprzedniego ustroju do kreacji grupy nowych, polskich kapitalistów zwłaszcza w bankowości, mediach, na styku z urzędnikami. Z jednej strony ilość przedstawionych danych nie pozostawiała wątpliwości, że ważny komponent nowego ustroju został wprowadzony przez byłych tzw. komunistów, tym samym zmniejszając odpowiedzialność „Solidarności” za jej patologie. Z drugiej strony wydaje się, że ta publikacja wraz wydaną później „Demokracją peryferii” Zdzisława Krasnodębskiego pełniły funkcję instrumentalną służącą elitom posolidarnościowym do przejęcia „rządu dusz”, a potem i realnej władzy w XXI wieku. Co ciekawe w obu książkach wykorzystano aparat pojęciowy charakterystyczny dla lewicującej teorii zależności i krytycznej analizy systemu-świata Wallersteina.

„Postkomunizm” opisywał strukturę posiadającą zdolność do reprodukcji podkreślając polską specyfikę odrębną od abstrakcyjnych modeli kapitalizmu. Jednocześnie ukrywał typowe dla tego systemu problemy, które Polska zaczynała dzielić z innymi częściami kapitalistycznego świata. Ta funkcja pozwalała więc odrzucić lewicowy, krytyczny wobec kapitalizmu wydźwięk twórców tych koncepcji, a w zamian mobilizować wyborców w Polsce  do walki przeciwko tzw. postkomunistom, którzy stali się głównym kozłem ofiarnym na ołtarzu postępującego podporządkowania logice transnarodowej. W tym samym czasie rozpoczęła się też skuteczna anihilacja lewicy, która tracąc ochotę na używanie pojęć krytycznych przejmowanych właśnie przez prawicę, do dzisiaj zbiera zatrute owoce tamtej kapitulacji.

O praktycznym rezonansie narracji postkomunizmu i demokracji peryferii świadczy, że znalazły swoją polityczną konkretyzację w idei „Polski Solidarnej”, którą powstałe w tym samym okresie Prawo i Sprawiedliwość wysunęło na sztandary swojego pochodu po władzę w 2005 roku. Jak się wydaje  za ostatnie echo tej koncepcji można chyba uznać zawołanie w 2017 roku ówczesnego wicepremiera Morawieckiego, że „jesteśmy „krajem posiadanym przez kogoś z zagranicy”, co uzupełnił stwierdzeniem, ze tego procesu odwrócić się już nie da. Z perspektywy czasu konserwująca i legitymizująca funkcja owych narracji stała się nader widoczna.

Za najważniejsze dzieło Prof. Staniszkis można uznać „Władzę globalizacji”, która stanowiła wtedy dobrą odtrutkę na teorie modernizacji uzasadniające masom, że warto ponosić tzw. koszty transformacji, gdyż wszystko idzie dobrze. Publikacja na podstawie trafnych diagnoz nie zawsze prowadziła jednak do właściwych rozwiązań. Ukazano słusznie, że państwo hierarchiczne przekształciło się w państwo sieciowe, którego istotę stanowi sieć pajęczyn oplatających cały glob. Tworzą ją krzyżujące się „racjonalności”: sfery administracyjnej i komercyjnej; poziomów makro i mikro; kapitału finansowego i produkcyjnego; kapitału globalnego i postkomunistycznego. Stąd globalizacja wytworzyła nową formę władzy, czyli zespołu instytucji, idei, warunków, który potrafi kontrolować sam siebie poprzez przyczynowość strukturalną, formowanie kontekstu, ustalanie reguł gry, czy sterowanie rozmyte. Staniszkis broniła jednak istoty zmian twierdząc, że w Polsce nie udało się dokończyć rewolucji kapitalistycznej, gdyż asymetria racjonalności zmusiła do przyjęcia standardów uniemożliwiających lokalnym biznesmenom przejęciu majątku narodowego. Tymczasem pod kategorią „deterytorializacja zasobów” ukrywało się przejmowanie własności narodowej Polaków przez zagranicznych kapitalistów; a pod walką „czasu globalizacji” z „czasem historycznym” poszczególnych państw ekspansja wielkiego kapitału prowadzoną nie w imię „praw człowieka”, lecz raczej „praw do wszechstronnego wyzysku człowieka”. Na dodatek autorka przekonywała, iż nie mamy się co smucić, ponieważ gorszym od „bycia wyzyskiwanym”, jest „nie bycie wyzyskiwanym i marginalizacja”. W konsekwencji jako ratunek dla Polski wskazywała  rozpłynięcie się w Unii Europejskiej jako kraju peryferyjnego, dzięki czemu nastąpi „przywrócenie sensu kosztem bolesnej zmiany tożsamości”. W ten sposób partykularny interes klasy panującej został zaprezentowany jako interes całego społeczeństwa.

Nowatorskim i trafnym wnioskiem badaczki było podkreślenie, że globalizacja w istocie aktualizuje treści feudalizmu prowadząc do destrukcji polityki, którą „traktuje się jedynie jako rytuał wyborczy reprodukujący polityczny kartel, czyli klasę polityczną”, poprzez uprawianie „polityki tożsamości tworzącą sztuczne, symboliczne osie konfliktów, a by zatrzymać elektorat”. W ten sposób udowodniła już na początku XXI wieku, że  demokracja jest zasadniczo wiarą, mitem, której rytuał – wybory odprawiają kapłani kapitału – politycy i specjaliści od zarządzania umysłami. Zauważyła także, że wraz z realną pauperyzacją Polaków mogą się pojawić nowe ruchy społeczno-polityczne kontestujących peryferializację, a wtedy „irrelewantna demokracja”, czyli rytuał reprodukujący i legitymizujący panujący porządek może przestać działać. Warto przypomnieć, że siła „Samoobrony” była już wtedy wyraźna. I tu socjolog jak gdyby podpowiadała architektom nowego porządku społecznego, że w razie wzrastania niepokojów społecznych potrzebny będzie „demokratyczny cezaryzm”. Oto w demokratycznych wyborach dojdzie do władzy pozornie silna jednostka, która dając nadzieję na zmiany osłabi walkę o rzeczywiste. Nieprzypadkowo w tym czasie w zakamarkach polskiej infosfery zaczął się rozwijać mit silnego ministra sprawiedliwości, Lecha Kaczyńskiego, który z prezydenta Warszawy przesiądzie się później na fotel głowy państwa.

W wymiarze stosunków międzynarodowych niewątpliwym atutem publikacji była głęboka wiwisekcja umacniającego się neoimperium USA. Staniszkis pokazała, w jaki sposób „wielkie przebudzenie” – 11 września 2001 dzięki pojawieniu się idei kryzysowej – „wojny z terroryzmem”, pozwoliło przekształcić się prezydentowi w „przywódcę”; obywatelom stanąć na baczność; i przywrócić władzę centrum. Dzięki nim moralnie usprawiedliwieni Amerykanie mogli ruszyć na światową misję szerzenia demokracji.  Imperium to już nie jest hegemonia; nie można go utożsamiać z państwem USA. Przypomina raczej huragan, raz rozpętany wir, który nie może się zatrzymać dopóki nie połknie wszystkiego.

Powstrzymanie się od akcji oznaczałoby podważanie jego tożsamości. Dlatego nowy sens suwerenności oznaczał bycie „chętnym i godnym” („willing and able”) do bycia uznanym przez społeczność międzynarodową, czyli … USA. Świat stał się wtedy czarno/biały. Nie jesteś „chętny” to znaczy jesteś „zły”. A skoro zły to i nie suwerenny. Terytorium twojego narodu  jest więc „otwarte”, czyli „do zajęcia”, bo przecież leży na „osi zła”. Być może to właśnie ta diagnoza rozpoczęła proces zespawania polskiego interesu z amerykańskim, czego symbolicznym potwierdzeniem były przechadzki po plaży prezydenta Kaczyńskiego i G.W. Busha. Niestety widoczne od kilku lat zastąpienie Staniszkis „ekspertami – plagiatorami” od geopolityki powoduje, że polska klasa politycznej trzyma się dogmatycznie diagnoz sprzed dwóch dekad  nie dostrzegając obserwowanego zmierzchu imperium i wyłaniania się wielobiegunowego układu sił.

Na koniec należy też wspomnieć, że atutem „Władza globalizacji” było ukazanie chińskich uwarunkowań filozoficzno – światopoglądowych jako źródła sukcesu tego państwa w warunkach globalizacji. I to pomimo faktu, że socjolog skupiała się na taoizmie i filozofii zen pomniejszając rolę tak ważnego konfucjanizmu i przemilczając marksizm – leninizm, który nie zniknął przecież z chińskich sztandarów. O ile w kulturze europejskiej podmiot jest punktem wyjścia, to u Chińczyków punktem dojścia; w Europie chodzi o zdobycie pewności, a na Wschodzie utwierdzenie się w wątpieniu, co pozwala na ciągłe redefiniowanie sytuacji i lepsze rozeznanie w globalizacji; Europejczyk ogranicza się do racjonalności i logiki dwuwartościowej, podczas gdy Chińczyk myśli całościowo, wielowartościowo w czym pomaga stosowanie paradoksów i antynomii. Staniszkis przewidziała zbliżający się koniec europejskiego paradygmatu myślenia oraz słabnięcie siły Unii Europejskiej.

Wśród pozostałych publikacji warto też krótko zwrócić uwagę na „Antropologię władzy” poświęconej głównie filozofii politycznej Traktatu Lizbońskiego. Przypomnijmy, że ten przełomowy dokument został podpisany przez prezydenta Kaczyńskiego zgodnie z tradycyjną formułą elit posolidarnościowych: „nie chcem, ale muszem”. Socjolog przybliżyła metodę dyktatu formy jako alternatywie do dyktatu idei (np. bolszewizm) i dyktatu mocy (imperium USA). Udowodniła, że brak przejścia przez Polskę tzw. rewolucji nominalistycznej spowoduje, że pozostając epistemologicznie w ujęciach realizmu tomistycznego będzie miała trudności w rozpoznaniu autonomii formy i właściwej percepcji metaregulacji jako podstaw tworzenia prawa i instytucji związanych z tym traktatem. I ponownie praktyka następnych lat potwierdziła marginalizację Polski i korozję jej efektywnej suwerenności. Warto jednocześnie podkreślić, że Staniszkis często analizowała specyfikę prawosławia zwracając uwagę, że ten sam brak rewolucji nominalistycznej w Rosji w istocie zbliżał mentalnie dwa narody słowiańskie. Rozważania na temat procesów narzucania porządku zgodnego z przyjętą formułą władzy zwieńczyła książka „Zawładnąć. Zarys procesualnej teorii władzy”.

Podsumowując, prof. Jadwiga Staniszkis wprowadziła do polskiej refleksji krytyczne myślenie holistyczne, a więc zasadność dostrzegania powiązań analiz socjologicznych, ekonomicznych, prawnych i politologicznych z filozofią i kontekstem cywilizacyjnym.  Tym samym zanegowała urzędowo ślepą narrację modernizacyjną opartą na lirycznej wizji globalizacji „dobrej dla wszystkich”. Jej nietuzinkowy, miejscami ezoteryczny język wywodu dla wielu stał się barierą nie do pokonania, ale najważniejsze, że odnajdywał często potwierdzenie w rzeczywistości. Z drugiej strony polska socjolog dostarczała intelektualnego paliwa prawicy mniej – liberalnej, która – jak się okazało – była tylko fantomem symulującym powstrzymywanie procesów „rozpuszczania” państwa i narodu w logice regionalnej integracji i ponadnarodowego pochodu korporacji. Zaangażowanie publicystyczno-medialne Pani Profesor na rzecz tej strony sceny politycznej dopełnia obraz jej niejednoznaczności, która jednak nierzadko towarzyszy ludziom odpowiedzialnym i zaangażowanym w sprawy dobra wspólnego.

Prof. Gracjan Cimek

Myśl Polska, nr 19-20 (5-12.05.2024)

Redakcja