Przemiła pani w sklepie, składając mi życzenia, uświadomiła mi, że dziś są moje urodziny. Nieuchronnie zbliżam się do wieku emerytalnego i ze względu na spodziewaną wysokość emerytury ten fakt mnie przygnębia.
Trudno, co robić? Z przyjemnością walnąłbym koniaczka, ale przypętało się jakieś choróbsko, lekarze wielu rzeczy zakazali, nakazali zaś łykać antybiotyki, zatem koniaczka nie będzie. Na szczęście lekarze to interniści, a nie psychiatrzy, więc nie zakazali pisać o polityce.
Z powodu rzeczonego choróbska więcej przyglądam się polskiej polityce takiej, jaką przedstawiają różne telewizje. W związku z tym nasuwa mi się w ogóle nie odkrywczy wniosek, że w ogromnej większości uwagę mediów, a co za tym idzie opinii publicznej, przyciągają wydarzenia skandaliczno-sensacyjne, a nie te na prawdę istotne. Tak jest na przykład z Grzegorza Brauna użyciem gaśnicy do zgaszenia żydowskiej menory. Tak na marginesie, to znam posła Brauna, również ze wspólnych działań politycznych i nie rozumiem dlaczego wywołał ten skandal właśnie teraz. Przecież ta menora od lat stoi w Sejmie w okresie żydowskiego święta. Jakoś wcześniej nie budziła agresji posła Brauna. O co chodzi?
Za to, co w polskiej polityce najważniejsze uważam przede wszystkim sprawy dotyczące polskiego interesu narodowego. I obecnie mają miejsce wydarzenia ogromnie ważne dla polskich interesów narodowych. Niestety zarówno były rząd i opozycja, jak i obecny rząd i opozycja nie dostrzegają ich albo nie rozumieją. Dotyczy to również polityków na szczeblu wojewódzkim.
Na ostatniej sesji Sejmiku Województwa Podkarpackiego domagałem się, żeby Sejmik wydał oświadczenie, w którym stanowczo poprze protesty polskich transportowców i rolników na granicy polsko-ukraińskiej. Te protesty, to doskonały przykład tego na czym polegają polskie interesy narodowe i jak są tragicznie zaniedbywane. Oto Unia Europejska wprowadziła regulacje, które uprzywilejowują ukraińskie firmy transportowe, jednocześnie dyskryminując polskie. Zagrożone są interesy ważnego sektora polskiej gospodarki, tysiące miejsc pracy i miliony złotych w postaci podatków i wynagrodzeń. Nie ulega wątpliwości, że protestujący transportowcy bronią polskich interesów narodowych. Owszem, Sejmik wydał „Oświadczenie grupy radnych Województwa Podkarpackiego ws. protestu przewoźników na granicy polsko-ukraińskiej”. Jednak mimo tego, że domagałem się takiego oświadczenia, to jestem jedynym radnym Sejmiku, który go nie podpisał. Były tego dwa główne powody.
Po pierwsze w „Oświadczeniu” nie ma zdecydowanego poparcia protestu polskich transportowców i rolników. Jak traktować stwierdzenie, że „jako Radni Województwa Podkarpackiego apelujemy do wszystkich kompetentnych i zaangażowanych w sytuację instytucji o podjęcie natychmiastowych działań, które zakończą protest i przyniosą korzystne dla wszystkich rozwiązania”. Przecież tu nie ma możliwości, żeby „wszyscy” byli zadowoleni. Albo wygrywa polski interes narodowy, albo ukraiński. Jeśli ukraińscy przewoźnicy musieliby spełnić wymagania, które muszą spełnić polscy, to przegrają i dobrze o tym wiedzą. Na utrzymaniu uprzywilejowanej pozycji, którą gwarantuje im Unia Europejska, zasadza się w tym konflikcie ich interes narodowy. Ukraińskie władze centralne i lokalne nie mają z tym problemu i z całą siłą popierają ukraińskie firmy nawet w tak bezczelnej formie, jak zrobił to mer Lwowa. Polscy przewoźnicy takiego wsparcia nie mają, a metoda „i rubla zarobić, i cnoty nie stracić”, zastosowana w cytowanym „Oświadczeniu”, nie sprawdza się w walce w obronie interesów narodowych.
Drugi powód dla którego odmówiłem podpisania „Oświadczenia”, to nadmierna ostrożność jeśli nie tchórzostwo wynikające z treści „Oświadczenia”. Tak traktuję apel do wypowiadających się o tym problemie, „o dokładną analizę sytuacji i wstrzemięźliwość w wypowiedziach, które w tej trudnej sytuacji międzynarodowej mogą wywołać niepotrzebne reakcje”. I znowu Ukraińcy ani trochę nie przejmują się, że ich działania „wywołają niepotrzebne reakcje”. Mają gdzieś, że ta nieuczciwa konkurencja zarzyna kolejną gałąź polskiej gospodarki.
Ponownie trzeba przywołać bezczelne wypowiedzi mera Lwowa, które nota bene nie spotkały się z żadną reakcją władz samorządowych województwa. Nikt z polskiej strony stanowczo nie żąda od Ukraińców zrobienia porządku na swoich przejściach granicznych, gdzie króluje korupcja i inne przestępcze interesy. Ukraińcy nie mają skrupułów i z tupetem domagają się respektowania swoich interesów i to osiągają. Na tym tle przekrzykiwanie się w Sejmie Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, kto lepiej dba o suwerenność i niepodległość Polski wygląda na żałosny teatrzyk. Jeśli już, to ta niepodległość i suwerenność, a w zasadzie ich nędzne resztki, są tracone właśnie teraz na ukraińsko-polskiej granicy. Szkoda, że nie dociera to ani do Kaczyńskiego, ani do Tuska, ani do Sejmiku Województwa Podkarpackiego.
Andrzej Szlęzak