Pomimo, że dzień 17 września 1939 główne media maistreamowe okrzyknęły, jako rocznicę tzw. „agresji sowieckiej na Polskę” i „wbicia noża w plecy” walczącej bohatersko armii polskiej – to wydaje się, że bardziej właściwą do przypominania obecnie jest 84 rocznica ucieczki rządu sanacyjnego z Polski, którą obchodzimy tego samego dnia.
Przypomnijmy suche fakty:
Po rozbiciu przez hitlerowskie Niemcy wojsk polskich w kampanii wrześniowej– już 17 września 1939 roku Prezydent RP Ignacy Mościcki, Naczelny Wódz Edward Śmigły-Rydz i premier RP Felicjan Sławoj Składkowski wraz z rządem uciekli wraz z majątkiem i rodzinami do Rumunii zostawiając cały kraj bez organów władzy i administracji.
Ucieczka oznaczała de facto rozpad struktur państwa i ostateczną klęskę armii. Tak odebrano to w ZSRR, jak i w Niemczech i państwach zachodnich.
Nie jest prawdą jak podają piewcy sanacji, że decyzję podjęto pod wpływem wkroczenia wojsk radzieckich. Marszałek Rydz Śmigły już przed wybuchem wojny nie wierzył w polskie zwycięstwo i kazał wywozić swoje meble i antyki do Nowego Sącza a potem w pierwszych dniach września skierował je do Rumunii.
Dyrektywa o opuszczeniu kraju zapadła już w dniach 9-10 września w gronie najwyższych prominentów RP, a więc tydzień przed wejściem oddziałów radzieckich. Nie wiadomo, czy znano już ustalenia z posiedzenia francusko-brytyjskiej Najwyższej Rady Wojennej z Abbeville. Decyzja podjęta 12 września 1939 przez Anglików i Francuzów o niepodejmowaniu generalnej ofensywy lądowej na froncie zachodnim i działań powietrznych RAF nad Niemcami była jawnym złamaniem zobowiązań wynikających z umów sojuszniczych z Polską. Uchwałę aliantów już 13 września 1939 roku poznał wywiad radziecki. Decydenci w ZSRR zrozumieli, że losy Polski są przesądzone, gdyż zachodni sojusznicy jej już nie pomogą. Widząc, zatem nieuchronność upadku polskiego państwa, a nie chcąc dopuścić hitlerowców dalej niż do linii Bugu 17 września 1939 Armia Czerwona zajęła ziemie „byłego państwa polskiego” zamieszkane głównie przez Białorusinów, Ukraińców i Żydów. Była to realizacja postanowień umowy o nieagresji z 23 sierpnia 1939 pomiędzy Niemcami i ZSRR, w którym ZSRR zastrzegł sobie prawo do ochrony zbrojnej ludności „niepolskiej” zamieszkującej na obszarze byłej Rzeczypospolitej.
O godzinie 3: 00 w nocy 17 września zastępca komisarza ludowego spraw zagranicznych Potiomkin wręczył ambasadorowi Grzybowskiemu notę dyplomatyczną. Zamieszczono tam oświadczenie o rozpadzie państwa polskiego, ucieczce rządu polskiego, konieczności ochrony mienia i życia zamieszkujących wschodnie tereny polskie Ukraińców i Białorusinów oraz uwalnianiu ludu polskiego od wojny. W konsekwencji ZSRR uznał wszystkie układy zawarte uprzednio z Polską (w tym traktat ryski z 1921 roku i pakt o nieagresji z 1932 roku) za nieobowiązujące – zawarte z nieistniejącym już państwem.
Możemy oczywiście oskarżać ZSRR o wykorzystanie słabości Polski i podstępne zajęcie jej ziem -rzecz etycznie niedopuszczalną. Jednak poruszając się w kanonach polityki realnej, pragmatycznej zastanówmy się czy ZSRR mógł zrobić coś innego? Wiedząc już o ataku niemieckim na Polskę ZSRR zapewnił sobie „ograniczenie” ewentualnych niemieckich zdobyczy w Polsce do linii Bugu układem Ribbentrop – Mołotow z 23 sierpnia1939. Rozpoznając po dwóch tygodniach faktyczną klęskę polskiej armii i wiedząc już, że zachodni alianci spisali swojego sojusznika – Polskę – na straty – natychmiast zabezpieczył swoją strefę wpływów – wysyłając wojska, które uniemożliwiały armii niemieckiej uzyskanie dalszych zdobyczy w Polsce. Tylko, bowiem realna siła jest gwarantem dotrzymania zobowiązań pomiędzy państwami. Gdyby ZSRR nie wkroczył to ziemie ukraińskie i białoruskie zostałyby one zajęte przez wojska niemieckie, które ty, samych uzyskałyby doskonałą pozycję wypadową do ataku na ZSRR. Poważne państwo nie dopuszcza do takich zagrożeń. Wiec ZSRR de facto nie miał wyjścia. Miałby oddać Hitlerowi połowę Białorusi i Ukrainy?
Nie można oskarżać ZSRR o to, że realizował swoje interesy państwowe, ani że potrafił to skutecznie zrobić. Nie możemy mieć ciągle pretensji do wszystkich sąsiadów, o to, że my – Polacy nie potrafiliśmy się „ogarnąć” i w porę zareagować na zmieniające się realia geopolityczne. Wydaje się, że kluczowym błędem naszej polityki było przecenianie siły własnej i bagatelizowanie mocarstwowej pozycji ZSRR w latach 30-tych i związany z tym brak jakichkolwiek prób nawiązania bliższych relacji i wypracowania wspólnego stanowiska z innymi sąsiadami wobec wzrastającej siły hitlerowskich Niemiec. Polska wielokrotnie odrzucała z pobudek ideologicznych propozycje ZSRR zbudowania jakiegoś systemu sojuszy w Europie Środkowo Wschodniej licząc na mit własnej potęgi i pomoc Francji. Zupełnie nie zwracała uwagi na faktyczny potencjał militarny sąsiadów. ZSRR już 1935 roku posiadał około 5 tys. samolotów i 5 tys. czołgów i miał najnowocześniejszą armię w Europie. W ślad za ZSRR zbroiły się na potęgę Niemcy. Było oczywiste, że zacofana i słaba Polska nie jest w stanie sprostać żadnemu z tych mocarstw militarnie i że bezpieczeństwo Polski można zapewnić jednie skuteczną dyplomacją i systemem sojuszy.
Hitler nie krył wcale, że sojusz z Rzeczpospolitą jest mu potrzeby, aby uderzyć w przyszłości na swojego głównego przeciwnika ideologicznego – ZSRR i dlatego próbował za wszelką cenę już od 1933 włączyć Polskę w orbitę swoich wpływów. Jednak, jak wiemy, fundamentalnie sprzecznie interesy geopolityczne nie pozwolą Polakom nigdy zaakceptować Niemców, jako faktycznych sojuszników. Doświadczenie historyczne uczy nas, bowiem, że od tysiąca lat Niemcy rozwijają się terytorialnie wyłącznie kosztem Słowiańszczyzny i Polaków. Również i „Lebensraum” Hitlera było tak naprawdę nowym uzasadnieniem wielowiekowej niemieckiej polityki „Drang nach Osten” skierowanej przeciwko Polakom. Każdy sojusz z Niemcami w długiej perspektywie kończył się wieszaniem sobie sznura na szyi. Również w 1939 Polska i Niemcy miały zupełnie sprzeczne interesy geopolityczne – silne Niemcy po zajęciu Czech upominały się o polskie Pomorze z Gdańskiem i o Śląsk. Było oczywiste, Polacy nie zgodzą się na umniejszenie swojej roli na tamtych ziemiach. Musząc odmówić Niemcom jakichkolwiek koncesji a to oznaczało konflikt. Jednocześnie Polska dyplomacja nie zadbała o pozyskanie lub nawet życzliwą naturalność ZSRR – tym samych dopuszczając możliwość nakłonienia tego wielkiego mocarstwa do współdziałania przez Niemcy. Był to niewybaczalny faux pas. Powtórzenie starych błędów z XVIII, które doprowadziły do rozbiorów.
Polski wywiad poznał treść traktatu Ribbentrop – Mołotow już 24 sierpnia 1939. Grupa „Lecomte”, kierowana przez Michała Balińskiego, podporządkowana Referatowi „Zachód” II Oddziału Sztabu Generalnego, przesłała wiadomość do Warszawy o treści: „Źródło pewne, dobre: Intensywne rokowania niemiecko-sowieckie. Rozpoczęcie akcji zbrojnej przeciw Polsce dn. 26–28 VIII 39. Na dzień 4 IX 39 przewidziane osiągnięcie dawnej granicy niemiecko-rosyjskiej”. Ani Beck, ani nikt inny jednak nie zareagował. Szef polskiego MSZ wolał wierzyć w sporządzony przez ambasadora Grzybowskiego 29 sierpnia raport oznajmiający, że pakt niemiecko-sowiecki nie ma znaczenia, a „Ribbentrop, stwierdziwszy w Moskwie możliwość jedynie nader ograniczonych konsekwencji politycznych zamierzonego paktu, miał do wyboru pomiędzy dwoma smutnymi alternatywami: podpisanie układu o nieistotnej wartości politycznej dla Niemiec, albo skandal w postaci wyjazdu bez podpisania”. Beck zamiast poczynienia próby natychmiastowego rozbicia porozumienia ZSRR z Niemcami– czyniąc np. poważne koncesje wobec ZSRR, zaufał po raz kolejny angielskim zapewnieniom o gwarancjach, nie przeprowadzając prostej kalkulacji, że Niemcy i Rosja mają sprzęt i żołnierzy a Anglia nie ma. Dobrze również znał nastawienie pacyfistyczne elit zachodnich i ich niechęć do poświęcania się za swoich wschodnich sojuszników, aby nie wiedzieć, na kogo Polska może faktycznie liczyć.
W 1939 roku polska dyplomacja niepomna tragicznych doświadczeń z XVIII wielu po raz kolejny została „rozegrana” przez Niemcy, które znowu porozumiały się nad polską głową z ZSRR, tak jak w XVIII w zrobiły to Prusy z Rosją. Zgodne współdziałanie Rosji i Niemiec zawsze oznacza zagładę Polski. Dlatego też 17 września 1939 powinien być dla nas, co roku przypomnieniem, co grozi nawie państwa kierowanej przez nieudolnych polityków, którzy pozwalają sobie „wbić nóż w plecy”.
Piotr Panasiuk