FelietonyKoniuszewski: Monopol na przemoc

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Monopol na przemoc kojarzy się nam z atrybutami państwowych organizacji. Tak postrzegamy ten zbiorowy byt pod wpływem nowożytnych (a nawet właściwie współczesnych) obserwacji i doktrynalnych opracowań, pochodzących od różnych myślicieli.

Takie wnioski narzucają się przez fakt, że władza publiczna, z upływem lat, stawała się coraz bardziej omnipotentna. Wszechmocna właściwie.  Wypływa to przede wszystkim i z tego, że techniczne oprzyrządowanie państwa jest coraz potężniejsze. Skoro są narzędzia, dlaczego po nie nie sięgać? W ślad za tak nakreślonym kierunkiem zmian idą obserwacje i ich teoretyczne uogólnienia. Dodajmy tu, że co jakiś czas zyskują jednak na znaczeniu różne teorie o rychłym śmiertelnym zejściu władzy politycznej.

Anarchiści, którzy w imieniu swoich przekonań ginęli, uznawali że państwo jest ze swojej najgłębszej istoty czymś godnym moralnego potępienia, a nawet zachodzi konieczność jego zwalczenia. Marksiści głosili, że organizacja ta zejdzie ze sceny dziejów pod wpływem społecznych procesów będących historyczną koniecznością. I to w sytuacji, że sami – tam gdzie byli przy władzy – budowali struktury władzy o szczególnie opresyjnym charakterze. Także i dzisiaj pojawiają się głosy, że przyszłość  w zglobalizowanym świecie należy do korporacji, a sama państwowa machina to zjawisko reliktowe.

Wydarzenia ostatnich kilku lat wskazują na to, że są to raczej urojenia i pobożne życzenia. Państwo, jako zorganizowana forma politycznego życia wciąż ma się dobrze! Nadal dominuje pogląd, że ten byt ma jedną szczególnie specyficzną właściwość: monopol na stosowanie przemocy. Wydaje się nawet, iż jest to sama istota tego organizmu. Tę konkluzję chętnie przenosi się w głęboką przeszłość, sugerując tym samym, że ta cecha państwowości należy do jej najgłębszej istoty. Analogia i tak zwane rzutowanie są bowiem kuszące. Tymczasem wydaje się, że owo uogólnienie można zasadnie zakwestionować i argument o prawie do przemocy, będącym kwintesencją państwowych struktur, z powodzeniem strącić z piedestału.

Dodajmy jeszcze, że przedstawiony, jako obecnie wiodący ogląd tych spraw i traktowanie istoty państwa jako organizmu o prawniczo – pozytywistycznej naturze. A tak przecież nie było i wciąż nie jest. Łatwo to wykazać. I współcześnie państwa, w praktyce, nie posiadają wyłączności na karanie, czyli prawa do stosowania usankcjonowanej przemocy. Owszem, dążą do tego, lecz praktycznie jest to nieosiągalne. Jest np. cała sfera spraw wyłączonych spod państwowej jurysdykcji, np. sankcje w prawie kanonicznym i normach szeregu innych wyznań.

Kary nakładane i egzekwowane w różnego rodzaju korporacjach zawodowych, w organizacjach o różnym charakterze. Egzekwowanie orzeczeń przez mafie i zorganizowane grupy o przestępczym charakterze. Jest więc wiele wyłączeń i ograniczeń, którym podlegają państwa. Mamy też prawo do obrony koniecznej, czy różne stany wyższej konieczności, w których stosowanie przymusu jest usankcjonowane.

Jeżeli zatem tak jest współcześnie – to staje się oczywiste, że we wcześniejszych czasach możliwości stosowania represji, przez ówczesny aparat władzy, były jeszcze bardziej skąpe. Państwa jako zorganizowany aparat władzy monarchy lub miejskiej republiki, były zatem mocno skrępowane. Jakie więc wypływają z tego teoretyczne wnioski. Pierwszy zasadniczy jest taki, iż by właściwie rozpoznać i zdefiniować istotę władzy publicznej należy odejść od jej prawniczego pojmowania i powrócić na grunt organicystycznych przekonań na temat państwa.

Antoni Koniuszewski

fot. public domain

Myśl Polska, nr 35-36 (27.08-3.09.2023)

Redakcja