KulturaPół wieku poezji później, czyli Polak potrafi!

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Jakiś czas temu pisałem na łamach „Myśli Polskiej” o tym, co współczesne platformy streamingowe wyczyniają z moim ukochanym gatunkiem literackim czyli fantasy.

Szczególny nacisk kładłem na polskiego „Wiedźmina”, czyli uniwersum, które doczekało się nie tylko ekranizacji, ale również popularnych na całym świecie gier komputerowych tworzonych przez Polaków.

Pozwolę sobie jeszcze raz wrócić do tematu, jednocześnie obiecując, że na dłuższy czas zaniecham  fantastyki. Tym razem będzie nieco inaczej. Jako, że zostawiłem Czytelników z dość pesymistyczną oceną oraz wizją tego, co dzieje się obecnie z gatunkiem, teraz napiszę o czymś z mojego punktu widzenia absolutnie rewelacyjnym.

Pół wieku poezji później to film stworzony w całości z tzw. crowdfundingu. Co to takiego? Finansowanie społecznościowe – forma finansowania różnego rodzaju projektów przez społeczność, która jest, lub zostanie wokół tych projektów zorganizowana. Przedsięwzięcie jest w takim przypadku finansowane poprzez dużą liczbę drobnych, jednorazowych wpłat dokonywanych przez osoby zainteresowane projektem. W napisach zamieszczonych przed filmem znajdujemy informacje: „Film stworzony wyłącznie dla międzynarodowej społeczności FANÓW uniwersum WIEDŹMINA oraz w hołdzie twórczości Andrzeja Sapkowskiego”. To jedno zdanie właściwie mogłoby wystarczyć za recenzję całości, ponieważ literalnie wyczerpuje klimat obrazu, ale nie od tego zostałem publicystą, by zostawiać Państwa z takim skrótem.

Pieniądze to nie wszystko!

Przy polskiej produkcji zadziałał podobny mechanizm, jaki sprawia, że od już osiemdziesięciu lat działa nieprzerwanie „Myśl Polska” – szczera pasja i zaangażowanie ludzi, którzy absolutnie wierzą w to, co robią. To pozwala  przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu i mimo skromnego budżetu osiągnąć efekt, który dosłownie zapiera dech w piersi.

Prace nad Pół wieku poezji później trwały aż cztery lata. Najciekawszy jest jednak budżet – całość filmu zrealizowano za 100 000 zł! Jako że interesuję się branżą filmową od lat, a swego czasu otarłem się nawet o pracę w niej, przeczytawszy tę informację, naprawdę przetarłem oczy z niedowierzania i musiałem sprawdzić drugi raz. Reżyser i pomysłodawca przedsięwzięcia dokonał rzeczy niemożliwej: stworzył pełnometrażowy, fanowski film za budżet równowartości 1/6 jednego odcinka serialu Ojciec Mateusz!

Nad produkcją przez te cztery lata pracowało kilkadziesiąt osób, absolutnie non profit! Dzięki zaangażowaniu profesjonalnych aktorów, scenarzystów, oświetleniowców, producentów, operatorów, dźwiękowców, specjalistów od scenografii, kostiumów, makijażu oraz fechtunku mogło powstać absolutnie wyjątkowe widowisko osadzone w świecie wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego. Wszystkich pracujących przy filmie oraz wpłacających na realizację łączyło jedno – są fanami Wiedźmina! To widać w każdym kadrze i każdej scenie, od otwarcia, po napisy końcowe. Jeśli ci ludzie dostaliby budżet choćby jednego odcinka „netflixowego tworu wiedźminopodobnego”, to wyobrażam sobie, że fani na całym świecie dosłownie oszaleliby z radości! Niestety, takimi pieniędzmi twórcy nie dysponowali, ale mimo to podeszli do tematu odważnie i bardzo ambitnie.

Nowa opowieść o starym świecie

Jakub Nurzyński, reżyser, współautor scenariusza oraz producent wykonawczy filmu postanowił, zamiast tworzyć ekranizację jednego z opowiadań polskiego mistrza fantastyki, dać nam, w oparciu o dobrze znany świat, z udziałem częściowo znanych Czytelnikom postaci, zupełnie nową opowieść, która będzie swoistym sequelem czyli kontynuacją wydarzeń z kart sagi o Wiedźminie. Był to zabieg równocześnie ryzykowny i dający bardzo duże pole do popisu. Z jednej strony otwiera to zupełnie nowy wachlarz możliwości fabularnych – inne przygody, nowe perypetie, bohaterowie i antagoniści. Z drugiej zaś ogromne oczekiwania i świadomość tego, że jednak w podstawie musimy się odnieść do źródła. Okazało się, że twórcy nie mieli z tym żadnego problemu. Dlaczego? Jak to możliwe? Showrunnerzy z Netflix pewnie główkują nad tą wielka tajemnicą, ale ja ją zdradzę – ekipa Nurzyńskiego zwyczajnie czytała i doskonale zna wszystkie części sagi Sapkowskiego, są miłośnikami tej literatury, czują klimat opowieści i jako fani postanowili tenże klimat oddać w filmie – tylko tyle i aż tyle. To zupełnie inaczej niż twórcy amerykańskiej platformy, ale dość już złośliwości. Nie będę się rozpisywał o fabule, ponieważ zwyczajnie nie chcę psuć przyjemności tym z Państwa, którzy po przeczytaniu tekstu po raz pierwszy zasiądą do filmu.

Wspomnę tylko o tym, co najważniejsze, zaczynając przewrotnie od tego, czym film nie jest – nie jest opowieścią o wiedźminie Geraldzie z Rivii oraz jego podopiecznej Ciri, których przygody zna cały świat dzięki książkom Sapkowskiego, grom CD Projekt oraz nieszczęsnym ekranizacjom Netflixa. Jest to nowa opowieść o przygodach przyjaciela Geralda, najbardziej mrocznego wiedźmina znanego nam z sagi, czyli Lamberta. Ćwierć wieku po pogromie rivijskim (ostatnich wydarzeniach z sagi) zostaje zaatakowane Kaer Morhen, stare siedliszcze wiedźminów z cechu Wilka. Napaści przewodzi potężny wojownik Agaius. Parę lat później z Aretuzy, świeżo odbudowanej szkoły czarodziejek, ucieka Ornella, podejrzewana o odnalezienie legendarnej Księgi Alzura. W pościg za renegatką rusza Triss Merigold. Z pomocą ma jej przyjść stary bard Jaskier, jego bękarci syn, Julian oraz poszukujący zemsty Lambert, ostatni zabójca potworów – Lambert. Tu muszę się zatrzymać na chwilę.

Mariusz Drężak, polski aktor średniego pokolenia, artysta teatralny, filmowy i serialowy jako wiedźmin Lambert jest po prostu obłędny! Nie da się ukryć, że to właśnie on „skradł” cały film, ale też widać, że był to zabieg całkowicie świadomy – wszystko w filmie zostało stworzone tak, by aktor mógł być pełnoprawną, „wiedźmińską postacią pierwszoplanową”, co stanowi wielki kontrast do netflixowego „fikołka”, w którym z odcinka na odcinek, doskonale zagrana przez Cavila postać Geralda dosłownie zanika. Lambert od początku do końca filmu Nurzyńskiego jest motorem napędowym fabuły i postacią, która dosłownie hipnotyzuje. Jego mimika, głos, spojrzenie, ruchy, kostium i charakteryzacja to coś absolutnie spójnego i zjawiskowego. Kupiłem to od razu, ale nie tylko ja; komentarze internautów nie pozostawiają cienia wątpliwości, a można je zbiorczo oddać hasłem:

No i to jest Wiedźmin!

Tak właśnie, i tyczy się to nie tylko Lamberta granego przez Mariusza Drężaka. Generalnie całość filmu jest naprawdę smaczna, mimo, że (nie oszukujmy się) widać momentami braki budżetowe. Ewidentnie zostało to nakręcone mimo nakładów finansowych, a nie dzięki nim. Na uwagę zasługuje również rola drugoplanowa Magdaleny Różańskiej grającej Triss Merigold – jest absolutnie zjawiskowa. Pamiętajmy, że ciągle mówimy o „fanowskiej” produkcji. Porównuję to teraz z pierwszą ekranizacją Wiedźmina, która niefortunnie światło dzienne ujrzała w tym samym czasie, co mega-produkcja Petera Jacksona Władca Pierścieni. Ja rozumiem, że porównywanie filmów z tamtych lat (rodzimego i hollywoodzkiego) jest bardzo niesprawiedliwe, ale gdyby w to miejsce wstawić Pół wieku poezji później, to pomijając spektakularne efekty specjalne nasz, fanowski film nie przynosi wstydu. Co to się wydarzyło, że jednak można i to za relatywnie niewielkie pieniądze?

Pomysł i koordynacja całości –  Jakub Nurzyński – absolutnie „szapuję basami” dla reżysera. Koncepcja całości, jej spójność i trzymanie się tego to po prostu mistrzostwo. Montaż – Szymon Raczkiewicz, który zrobił tu rewelacyjną robotę. Scenariusz – Dariusz Gabrylewicz, Brunon Hawryluk, Jakub Nurzyński – od początku do końca czuć klimat Wiedźmina i wiadomo, że twórcy są zżyci ze światem. Muzyka – Liz Katrin i Marcin Cyronek – minimalistycznie, ale z klimatem. Zdjęcia: Michał Wiśniowski, doskonała praca, kadr za kadrem potwierdza klasę!

Teraz niezwykle ważna sprawa – choreografia walk. Oglądając produkcje Netflixa, czekam tylko na „kitowców” i inne debilne rozwiązania. Naprawdę się starałem podejść do tematu poważnie, ale nie da się… Film Pół wieku poezji później przychodzi nam w sukurs i zatrudnia specjalistę od choreografii walk! Alan Padziński wykonał tu mnóstwo, doskonałej roboty. Wszystkie walki, począwszy od pierwszych scen w Kaer Morhen, wyglądają doskonale. Czyli jednak warto zatrudnić specjalistę! Kto by pomyślał?

Robimy Wiedźmina!

Podsumowując, Pół wieku poezji później to absolutnie zjawiskowa produkcja fanowska! Naprawdę, mimo niewielkiego budżetu, po zapoznaniu się choćby z początkiem, zerkając na produkcję krytycznie powiedziałem: no i to jest Wiedźmin! Naprawdę tak niewiele potrzeba – znajomość źródła, fascynacja uniwersum i bycie fanem! Polska opowieść o Wiedźminie oddaje też postać Lamberta, niezwykle mrocznej postaci. Mariusz Drężak dosłownie wcielił się w Lamberta i, szczerze mówiąc, zrobił to tak dobrze, że nie wyobrażam sobie innego wizerunku rębajły odpowiedzialnego za uśmiercanie potworów!

Do tego wszystkiego dostajemy scenariusz, który absolutnie wpisuje się w brutalny świat wykreowany przez Sapkowskiego. Jako dopełnienie dodam tylko, że film można zobaczyć całkowicie za darmo na YouTube. Link publikujemy poniżej. Bardzo podoba mi się to, że ekipa Nurzyńskiego podeszła do sprawy bardzo dosłownie – robimy Wiedźmina. Bardzo życzyłbym sobie takiego stawiania sprawy zawsze, przy dziełach, których fanem jestem…

Bartosz Iwicki

fot. imdb.com

link do filmu: https://www.youtube.com/watch?v=5GLtk2cLRu4&t=57s

Myśl Polska, nr 17-18 (23-30.04.2023)

Redakcja