ŚwiatKto marzy o rozbiorze Rosji ten dąży do wojny atomowej

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Jestem niezwykle krytyczny wobec profesora Andrzeja Nowaka.

I jego wielotomowego dzieła, które opiera się na ideach, duchu i działaniach politycznych, a w dużej mierze pomijającego ekonomię i zakulisowe, obce wpływy, które zniszczyły nie tylko Rzeczpospolitą Obojga Narodów, ale i szereg innych państw. Wspominając chociażby o Węgrach Jagiellonów, carskiej Rosji, cesarstwie Austro-Węgierskim, czy byłej Jugosławii.

Dlatego jego wizja wskrzeszenia I Rzplitej i tego, że rzekomo dziś kończy się ona na Mariupolu kompletnie do mnie nie przemawia. I Rzeczypospolitej nie ma i już nigdy w (a przynajmniej w najbliższej, jakkolwiek przewidywalnej) przyszłości nie będzie. Równie chorą i nierealną jest wizja tak zwanego Międzymorza, czy Trójmorza, które może powstać, istnieć (i przetrwać) jedynie w warunkach, kiedy ciągle i nieustannie będzie wspierane przez Stany Zjednoczone. Przy jakimkolwiek wycofaniu się protektora nie zostanie z niego kamień na kamieniu, ponieważ byłoby problemem zarówno dla Rosji, jak i Niemiec. A nietrudno byłoby to zrobić, przy skali sprzeczności interesów państw, które w Międzymorze (i Trójmorze) miałyby wejść.

Rozbiór Rosji jest niemądrą sugestią. Pobudzimy jeszcze większy opór Rosjan…

Natomiast zdarzają się profesorowi rzadkie, bo rzadkie przebłyski zdrowego rozsądku. Tak, jak pomimo licznych, dość dziwnych wizji w programie na antenie Radia Wnet, gdzie wskazał, że „rozbiór Rosji jest niemądrą sugestią. Pobudzimy jeszcze większy opór Rosjan”. Kto chce może wysłuchać całej rozmowy:

Szczególnie warto zwrócić uwagę na to co mówi od 15 minuty 40 sekundy. Oczywiście poronione wizje rozbicia Rosji na szereg rozmaitych organizmów państwowych – słabych i kontrolowanych przez Zachód nie jest pomysłem nowym. Wręcz przeciwnie. Obecnie ten pomysł na Rosję lansują ośrodki brytyjskie i amerykańskie oraz oczywiście ukraińskie (a także wtórnie polskie). Konkretnie chodzi o sugestie Aleksandra Motyla amerykańskiego politologa ukraińskiego pochodzenia z amerykańskiego Rutgers University, że najlepszą i w zasadzie jedyną drogą dla Rosji jest jej rozbicie na dzielnice to pomysł poroniony. I całkowicie nierealny.

Zachód na przemian budował i niszczył Rosję

Ja nie piszę, że Rosja jest naszym przyjacielem i że potrzebujemy silnej Rosji do czegokolwiek. Osobiście uważam, że jest wręcz przeciwnie. Jednak słaba, rozbita Rosja to z wielu przyczyn takie samo zagrożenie dla nas. Pamiętajmy, że to dzięki Zachodowi Rosja wygrała z Rzplitą
(od pewnego momentu, ponieważ wcześniej walczyła z Litwą wspieraną przez Polskę) dwustuletnią walkę o prymat w Europie Środkowej i Wschodniej. To także dzięki Zachodowi doszła do swojej największej potęgi – po pokonaniu Napoleona i po Kongresie Wiedeńskim, a więc w latach dwudziestych i trzydziestych XIX wieku, gdy zagrażała światowemu przywództwu Wielkiej Brytanii. I żeby później archaiczną gospodarką, brakiem kapitału i stosunkami społecznymi przegrać wyścig przemysłowy i technologiczny. Przy podatności ówczesnego państwa rosyjskiego na działania obcych agentur zaczęło się powstaniem listopadowym (choć obcych inspiracji szczególnie brytyjskich jest sporo w powstaniu dekabrystów), grzebiącym szansę na osłabienie Prus i wyparcie Anglików z Azji Centralnej i Indii, a skończyło się przegraną wojną krymską definitywnie odcinającym carów od szans na zdobycie tureckich cieśnin i wyjścia na Morze Śródziemne. Potęga Rosji Sowieckiej to także zasługa Zachodu – amerykańskich banków i przemysłu w latach 20-tych i pomocy anglo-amerykańskiej w czasie II Wojny Światowej. W Jałcie Stalin też sam nie siedział. Było jeszcze dwóch przywódców mocarstw anglosaskich.

Rosja to odmienna cywilizacja

Dziś ten sam kolektywny Zachód (a konkretnie Anglosasi, ponieważ Niemcy, Francuzi i Włosi mają odmienne zdanie) liczy, że doprowadzi Rosję do takiego stanu, jak w roku 1856, 1905, 1917, czy 1991. Jednak Rosja to odmienna cywilizacja, niż Zachód. I tak Feliks Koneczny pisał o swoistym miksie turanizmu i bizantynizmu. Dodatkowo podejrzewam, że po tych wszystkich nauczkach historycznych Rosja wyciągnęła z historii odpowiednie wnioski. A to może oznaczać, że w przypadku kiedy ktoś wyciągnie rękę po Królewiec, Wyspy Kurylskie, czy nawet Krym skończy się to użyciem broni atomowej. Takie rozwiązanie zakłada rosyjska doktryna atomowa, a wielu dowódców i polityków rosyjskich ma świadomość, że nieużycie owej broni w sytuacji wjazdu obcych mocarstw na teren Federacji Rosyjskiej to pokazanie skrajnej słabości. To wzmocnienie sił odśrodkowych rozsadzających Federację Rosyjską oraz przyśpieszenie procesu rozkładu i rozpadu państwa. A jednej rzeczy Rosjanie nigdy nie wybaczają swojej władzy – słabości. A Rosja upadła może być dla nas równie niebezpieczna, jak Rosja imperialna. A pamiętajmy, że choć Rosja jest za słaba, żeby wygrać wojnę konwencjonalną z Zachodem, to ma potężny, atomowy straszak. Który w przypadku porażki musi użyć, jeśli chce przetrwania swojej państwowości!

Zdzisław Markowski

Redakcja