FelietonyGospodarkaPierwszy energetyczny cios: węgiel

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Gdy na froncie ukraińskim przegrupowanie sił i walki pozycyjne, w wojnie handlowej Zachodu przeciwko Rosji – kolejne natarcie. Tak jak i na Donbasie, ta wojna także toczy się rękami sojuszników. Koszty poniesie Europa. A najwyższe w niej – Polska.

Wojna, a nawet dwie. Na wschodzie militarna „spec-operacja”, a u nas handlowa i finansowa wojna Zachodu z Rosją. Europa, popychana zza oceanu, przystępuje do kolejnego etapu odcinania się od Rosji. Teraz już w energii, kluczowej sferze relacji, której ruszać jeszcze miesiąc temu Europa nie chciała. Ale łagodna perswazja działa znakomicie, więc w czwartek 7 kwietnia (45. dzień wojny) w piątym już pakiecie sankcji Unia zabroniła od sierpnia zakupów, importu, transportu, a nawet wypełniania zawartych z Rosją kontraktów (a gdzie „świętość umów”?).

Oczywiście to musi kosztować. I to obie strony. Rosja z pewnością odczuje to uderzenie – Europa to 22% rosyjskiego eksportu węgla, 8 miliardów euro przychodów, 49 milionów ton w 2021 r. (prawie tyle, ile polskie wydobycie – 55 mln). Tak samo europejskie firmy, szukające na gwałt węgla po całym świecie, będą musiały płacić ekstra premie za tę przymusową sytuację. Obie strony tracą ogromne pieniądze.

Oprócz blokady importu węgla, Bruksela zadała europejskim firmom znacznie bardziej bolesny cios – odebrała możliwość eksportu wartości około 10 miliardów dolarów. Dla tych, które zdobyły udziały w rosyjskim rynku, oznacza to utratę obrotów (a więc i miejsc pracy i zysków). I to w najbardziej nowoczesnych i dochodowych sektorach gospodarki, jak półprzewodniki, komputery kwantowe, katalizatory czy chemia przemysłowa.

Embargo najmocniej uderzy w Polskę i Niemcy. Leżymy najbliżej Rosji, łączą nas bezpośrednie szlaki kolejowe, zniknie także tranzyt węgla. Rosyjski węgiel to około 70% importu. A jednak walczy o jak najboleśniejsze sankcje, sami nawet wprowadziliśmy ustawowe embargo na węgiel, by spełnić te obietnice, którymi kolejne władze oszukiwały wiele lat społeczeństwo, obiecując zablokowanie importu z Rosji. Niemcy się opierają i opóźniają (zapowiedzieli 120 dni na całą operację), co mogłoby dziwić, gdyż z Rosji sprowadzają „zaledwie” 45% importowanego węgla,

Dla Polski to kosztowny i pełen zagrożeń scenariusz. Wcześniej Bruksela przekonała polskie elity polityczne, że lepiej brać pieniądze z Unii, niż bronić węgla. Zamykamy więc kopalnie i elektrownie, teraz zaś odcinamy się od najbliższego i najbardziej konkurencyjnego źródła importu. I to bez perspektyw na odrodzenie własnego wydobycia, bo realne decyzje zarezerwowane są wyłącznie dla Unii.

Ceny już poszły w górę. To idealna sytuacja dla spekulacji „papierowym węglem” czy wszelkiego typu instrumentami finansowymi, udającymi surowce, ale decydującymi o poziomie cen realnych produktów i wysokości naszych rachunków za energię, ciepło czy paliwa. Ceny węgla natychmiast, po pierwszych przeciekach o unijnym embargu, poszybowały w górę. Z dość wysokiego przecież poziomu około 150 USD/t (pamiętajmy do połowy 2021 r. ceny były w okolicach 80 USD), spekulacja napędzana perspektywą zerwania dostaw wywindowała notowania pod sufit – do 450 USD – pięciokrotnie wyżej, niż przed rokiem. Potem apetyty spekulantów osłabły, to znaczy zainkasowali zyski, i ceny węgla ustabilizowały się na poziomie ponad 300 dolarów. To dla użytkowników węgla szokowe wręcz podwyżki. Jak wcześniej w gazie ziemnym.

Europa szuka węgla w Australii, Indonezji czy Południowej Afryce, jednak odzew jest dość chłodny (ograniczone moce produkcyjne, lokalny popyt, kontrakty na rozwijających się rynkach Azji). Co oznacza, że trzeba zapłacić więcej, wtedy może coś się znajdzie. Cena czyni cuda. Z dochodową pomocą pospieszy z pewnością też i Ameryka. Wielki sojusznik, który przycisnął kolanem swego młodszego partnera, by ten poświęcił swoje interesy i konkurencyjność gospodarki dla „zwiększenia integracji NATO”, jest przecież potężnym producentem węgla, o niewykorzystanych mocach. Już niedługo za oceanem będą strzelały korki od szampana z powodu odebrania Rosji jeszcze jednego kawałka europejskiego rynku.

Andrzej Szczęśniak

Myśl Polska, nr 17-18 (24.04-1.05.2022)

 

Redakcja