PublicystykaŚwiatWojna w obronie EuroMajdanu

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Analizując niemal codziennie informacje o ataku Rosji na Ukrainę z 24 lutego 2024 roku, nasuwają się paralele historyczno-geopolityczne do takich konfliktów jak Wojna Zimowa (Finlandia 1939-1940) czy też Wojna Sierpniowa (Gruzja 2008). Idąc dalej wspomnianym tokiem myślenia, współczesna Ukraina jako oligarchia przypomina do pewnego stopnia I Rzeczpospolitą w przededniu swego upadku.

Ta ostatnia, wyemancypowawszy się spod protektoratu carskiej Rosji, uchwaliła sławetną konstytucję 3 Maja, rozpoczęła rozbudowę armii oraz zawarła taktyczny sojusz z Prusami. Niestety, gdy tylko koniunktura polityczna uległa zmianie i dawny protektor odzyskał pole manewru rozpoczęła się wojna, która zakończyła się II rozbiorem Polski. A później było już tylko gorzej. Z tej perspektywy można – posługując się analogiami dziejowymi – zaryzykować hipotezę, iż poradziecka Rosja prowadzi wobec Ukrainy politykę analogiczną do tej jaką carat prowadził wobec I RP pod koniec XVIII wieku. I, co jest ważniejsze, władze w Kijowie zdają się nie dostrzegać faktu, iż od czasu zakończenia EuroMajdanu uprawiają niemal taką samą maksymalistyczną politykę odwołującą się do wartości i prawa do samostanowienia, która stała się źródłem i zarazem przyczyną rozbiorów Polski. Aneksję Krymu oraz separatyzm prorosyjski w Donbasie możemy zinterpretować jako I rozbiór, zaś obecny konflikt zbrojny może zakończyć się dalszą dezintegracją terytorialną państwa.

Nie trzeba być przy tym prorokiem, żeby stwierdzić, iż obecna wojna – możemy ją określić jako II Wojnę Donbaską (podobnie jak wydarzenia z lat 2014-2015 – I Wojną Donbaską lub Wojną Noworosyjską) – wybuchła po tym, jak porozumienia mińskie dla obu stron stały się przysłowiowym „świstkiem papieru”. Układ sił nie zadawalał zarówno Rosji, która chciała wzmocnić swoją pozycję międzynarodową w ramach, lansowanej przez siebie, Unii Eurazjatyckiej, jak i Ukrainy, która w rezultacie zwycięstwa EuroMajdanu złamała wewnątrz-krajowy konsensus geopolityczny i podjęła próbę głębokiej modernizacji kraju w oparciu o USA i UE. Wzbudziło to określony niepokój w Moskwie, która postrzegała przestrzeń poradziecką, jako swoją strefę wpływów oraz kalkulowała w kategoriach III Rzymu (ujęcie historiozoficzne) oraz bezpieczeństwa (syndrom 22 czerwca 1941 roku).

Ponadto na niekorzyść Ukrainy przemawiała logika rewolucji, gdyż wydarzenia z lat 2013-2014 zostały zinterpretowane jako antykonstytucyjny zamach stanu, który obalił legalnego prezydenta Wiktora Janukowycza. Dlatego też wydarzenia nad Dnieprem potraktowano jako stan anarchii i upadek kraju, co w konsekwencji doprowadziło do wspomnianej aneksji Krymu i Ruskiej Wiosny, która następnie przekształciła się w nieliniowy konflikt zbrojny, trwający z przerwami aż do 24 lutego 2022 roku. Oczywiście, w latach 2015-2022 wspomniany kryzys od czasu do czasu eskalował i pojawiały się, powtarzane niemal jak mantra, informacje medialne o możliwym pełnoskalowym ataku Rosji na Ukrainę. W pewnym momencie czara się jednak przelała i prezydent Władimir Putin, jak hazardzista postawił wysoką stawkę w pokerowej grze z Zachodem.

Odwrót USA z Afganistanu, uzależnienie UE od rosyjskich surowców energetycznych oraz nieprzejednanie antyrosyjska postawa Ukrainy sprawiły, iż wspomniane fakty z jednej strony zostały odczytane jako niepowtarzalna szansa na reintegrację przestrzeni poradzieckiej (nie zapominajmy, iż Moskwa zdołała w latach 2020-2022 wzmocnić swoją pozycję na Białorusi, Kaukazie oraz Kazachstanie, i to dość małym kosztem), a z drugiej – wszystkie propozycje redefinicji zbiorowego bezpieczeństwa europejskiego zostały przez Zachód odrzucone jako ahistoryczne. W przypadku Ukrainy Kreml domagał się ścisłego przestrzegania postanowień mińskich z 2015 roku oraz trwałej „finlandyzacji” państwa. Warto odnotować, iż ten ostatni postulat pojawił się pierwotnie w środowiskach amerykańskich „sów” (w odróżnieniu od „gołębi” czy też „jastrzębi”), które nie chciały antagonizować Rosji w obliczu ekspansji NATO na wschód Europy.

Odwołując się zatem do „polityki wartości” oraz szkoły liberalnej w stosunkach międzynarodowych, zupełnie zlekceważono fakt, iż politycy rosyjscy rozumują przede wszystkim w kategoriach Realpolityk oraz geopolityki Wielkich Przestrzeni. Zignorowano przy tym dwa podstawowe fakty:

Primo: na Ukrainie, podobnie jak u schyłku I Rzeczpospolitej, zapomniano, że polityka jest określoną realnością i sztuką prowadzącą do osiągania tego, co możliwe do uchwycenia w danym momencie historycznym. Źle odczytany lub zinterpretowany może doprowadzić do upadku państwa.

Secundo: logika imperialna, znana już starożytnym, pokazuje, iż wielkie mocarstwa mają tendencje to tworzenia na swych zewnętrznych rubieżach (limes) określonych stref bezpieczeństwa w postaci państw buforowych, klienckich – relatywnie słabych i rywalizujących między sobą o względy swego protektora. Ta uwaga dotyczy także Rosji, która stoi na stanowisku, iż byłe republiki radzieckie powinny znajdować się w jej wyłącznej strefie wpływów lub stanowić „szarą” (neutralną) zonę bezpieczeństwa.

Na Ukrainie zignorowano lekcję I Rzeczpospolitej, choć po wojnie z lat 2014-2015, korzystając z niezdecydowania Rosji oraz werbalnego i materiałowego wsparcia Zachodu, wzmocniła ona swoją pozycję gospodarczą oraz gruntownie zmodernizowała siły zbrojne. Ciągłe podnoszenie kwestii krymskiej, kult Stepana Bandery (interpretowany jako propagowanie nazizmu), zakwestionowanie porozumień mińskich, wyrugowanie z przestrzeni publicznej języka rosyjskiego oraz zwalczanie orientacji prorosyjskiej, wreszcie zapisy konstytucyjne o dążeniu do struktur UE i NATO sprawiły, iż wspomniane posunięcia interpretowano na Kremlu jako zagrożenie bezpieczeństwa Rosji oraz prześladowanie ludności rusofońskiej, choć ogłoszona po wojnie gruzińskiej Doktryna Putina dość wyraźnie dawała do zrozumienia, iż Moskwa zastrzega sobie prawo obrony lokalnych społeczności rosyjskojęzycznych poza granicami swego kraju.

W tej sytuacji 24 lutego 2022 roku Rosja – jako mocarstwo broniące „swego stanu posiadania” – postanowiła odpowiednio zareagować i doszło do wybuchu pełnowymiarowego konfliktu zbrojnego. Oficjalnie ogłosiła ona „specjalną operację wojskową” mającą na celu (1) obronę praw ludności rosyjskojęzycznej, (2) przywrócenie prawowitej władzy w Kijowie obalonej w wyniku EuroMajdanu oraz (3) demilitaryzację, rozumianą głównie jako przywrócenie umów charkowskich z 2010 roku. Używając nieco dosadnego języka, można zaryzykować, iż – z jej perspektywy – jest to zarówno ekspedycja karna / policyjna, jak i wojna prewencyjna, która ma na celu zapobieżenie budowy infrastruktury NATO w tym kraju. Propaganda (pro)rosyjska nie ukrywa faktu, iż – w tej materii – inspirowała się ona poczynaniami hegemonicznymi USA w takich krajach jak Irak, Afganistan, Libia czy też Syria. Według prawa międzynarodowego jest ona agresorem, tym bardziej, że Ukraińcy nie dali się sprowokować w Donbasie, jak swego czasu w 2008 roku Gruzja w Osetii Południowej. Lekcja nie poszła na marne, zaś Ukraina nie zamierzała popełniać w tym przypadku geopolitycznego samobójstwa. Z drugiej strony trzeba postawić sobie w tym przypadku jeszcze retoryczne pytanie: czy i ewentualnie dlaczego Moskwa potrzebowała „małej zwycięskiej wojenki”?

Niestety, niezależnie od ostatecznych wyników tej II wojny zimowej, ofiarą układu pokojowego i tak ostatecznie będzie Ukraina, gdyż wcześniej czy później Rosja, USA, Francja i Niemcy ostatecznie same ustalą los tego państwa: odwołując się do analogii historycznych można tu rozpatrywać zarówno wariant „Monachium 1938 roku” w przypadku klęski militarnej władz państwowych w Kijowie, lub też rozpatrywać model fiński, w scenariuszu skutecznego oporu, zbudowany po 1945 roku w myśl zasady: cesja terytorialna i pewne uzależnienie w polityce zagranicznej w zamian za zachowanie niepodległości. Nie można także wykluczyć próby restauracji władzy prezydenta Wiktora Janukowycz i premiera Mykoły Azarowa, tym bardziej, iż w Moskwie po EuroMajdanie powołano do życia Komitet Ratowania Ukrainy (czyli taki swoisty Związek Patriotów Polskich) ani też reanimacji, zawieszonego w maju 2015 roku, projektu Noworosja – takiej swoistej ruskiej Ukrainy, podziału na wzór Niemiec lub Korei.

Nieudana próba ogłoszenia 4 marca Chersońskiej Republiki Ludowej czy też anonimowy manifest Federacyjnej Republiki Ukrainy pokazują, iż Kreml przygotowany jest to wielowariantowego rozwoju wypadków. Należy jednocześnie wykluczyć scenariusz afgański i długotrwałe uwikłanie w konflikt zbrojny, gdyż w tym ostatnim scenariuszu może się to zakończyć nawet implozją samej Rosji. Wszystko ostatecznie zależy od kalkulacji politycznych, reakcji Zachodu, determinacji do walki samej Ukrainy i nieprzejednania Rosji. Rozgrywka pokerowa o dużą stawkę już się rozpoczęła, pewne karty zostały już wyłożone na stół a czas pokaże, który rozgrywający ma ostatniego asa w rękawie.

Niestety wspomniana wojna odbije się „czkawką” także samej Rosji. Po pierwsze – eskalacja 24 lutego 2022 roku konfliktu dowodzi, iż straciła ona w końcu „geopolityczną cierpliwość”, co oznacza fiasko strategii politycznej Kremla wobec Ukrainy po 2013 roku, realizowanej przy pomocy środków niemilitarnych. Po drugie – rozlew krwi, determinacja wojenna samych Ukraińców, a wcześniej legenda „niebiańskiej sotni” wzmacniają jedynie separację narodową nad Dnieprem. W konsekwencji może okazać się, że pod względem „historiozoficznym” Ukraina okaże się nie do odzyskania dla Rosji.

dr Robert Potocki

Autor jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Zielonogórskiego

Fot. Wikipedia Commons

Myśl Polska, nr 13-14 (27.03-3.04.2022)

Redakcja