OpinieWśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Pomysł przekazania polskich MIG-ów Ukrainie via amerykańska baza w Ramstein, to niecodzienne zagranie dyplomatyczne. W sumie cwane.

W niedzielę sekretarz stanu USA Antony Blinken wypuścił Polskę mówiąc, że Stany Zjednoczone rozważają wysłanie samolotów do Polski, jeżeli Warszawa zdecyduje się przekazać myśliwce Ukrainie. Warszawa usiadła, pomyślała i wymyśliła oświadczenie. „Władze Rzeczypospolitej Polskiej, po konsultacjach Prezydenta i Rządu RP, gotowe są niezwłocznie i nieodpłatnie przemieścić wszystkie swoje samoloty MiG-29 do bazy w Ramstein i przekazać je do dyspozycji Rządu Stanów Zjednoczonych Ameryki.”

Oświadczenie to, oprócz faktu, że jest typowym dupochronem (chcemy przekazać, ale boimy się zrobić to wprost, więc niech to na klatę bierze silniejszy) jest o tyle ciekawe, że jego adresatem nie jest NATO, a Stany Zjednoczone. Co oczywiste, zostało ono przyjęte przez Amerykanów z irytacją, bo oznacza nic innego, jak publiczne powiedzenie przez Polskę: sprawdzam. Reakcja była natychmiastowa.

– Ogłoszenie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w sprawie przekazania MiG-ów 29 USA nie było „prekonsultowane” z administracją, wygląda to na zaskakujący ruch Polaków – oświadczyła we wtorek podsekretarz stanu USA ds. politycznych Victoria Nuland. Krótko potem głos zabrał rzecznik Pentagonu John F. Kirby.
– Perspektywa „myśliwców w dyspozycji Stanów Zjednoczonych”, które startują z bazy USA/NATO w Niemczech, by wlecieć w przestrzeń powietrzną nad Ukrainą, stwarza poważne obawy dla całego NATO. Nie jest dla nas jasne, że stoi za tym merytoryczne uzasadnienie. Żeby obciach był mniejszy, dodał konstruktywnie: – Będziemy nadal konsultować się z Polską i innymi naszymi sojusznikami z NATO na temat tej kwestii i związanych z nią trudnych wyzwań logistycznych, ale nie uważamy, aby propozycja Polski była możliwa do utrzymania.

Aby mieć szerszy ogląd w tej sprawie, warto zwrócić uwagę na równoległe słowa brytyjskiego ministra obrony Bena Wallace’a: „Wielka Brytania poprze Polskę, jeśli ta zdecyduje się dostarczyć Ukrainie myśliwce”. Słowa te Wallace szybko sprecyzował, ale już w pierwszej osobie: „Poprę Polaków, niezależnie od tego, jakiego wyboru dokonają. Kraje, które graniczą z Rosją i Ukrainą, staną w obliczu bezpośrednich konsekwencji. Będziemy chronić Polskę, pomożemy im we wszystkim, czego będą potrzebować.”

Póki co Polska oparła się ciśnieniu wywieranemu przez Ukrainę, USA i Anglię. Zrobiła to najskuteczniej jak potrafiła, czyli „na aferę”, robiąc dyplomatyczny rumor. Widocznie nie było innego wyjścia. Rząd i prezydent w porę dostrzegli, że start polskich MIG-ów na Ukrainę z polskich lotnisk, byłby dla Putina oczekiwanym przez niego casusem belli.
Od początku tej wojny mam nieodparte wrażenie, że są siły, także u nas, które chcą nas w tę wojnę uwikłać militarnie. Jeśli tak się stanie, znajdziemy się w sytuacji dramatycznej. Zmagając się z półtoramilionową, wciąż rosnącą falą migracyjną, najzwyczajniej w świecie tego nie wytrzymamy.

Co zrobi wówczas NATO? Dobre pytanie. Być może usłyszymy słowa brzmiące dziwnie znajomo: „Będziemy nadal konsultować z Polską i innymi naszymi sojusznikami z NATO tę sytuację i związaną z nią kwestię trudnych wyzwań logistycznych.” A swoją drogą, czyż Ukraina nie przypomina coraz bardziej owego zajączka, o którym mistrz Ignacy Krasicki pisał onegdaj w jakże życiowej bajce „Przyjaciele”?

„Jak ja ciebie mam wziąć na się,
Kiedy starsi nie wzięli” – cielę na to rzekło
I uciekło.
Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,
Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły.”

Maciej Eckardt

Redakcja