ŚwiatNatura i znaczenie konfliktu ukraińskiego

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Do końca nie wierzyłem w agresję rosyjską na Ukrainę. Stanowi ona w dużym stopniu zaprzeczenie, a na pewno przekreślenie osiągnięć dotychczasowej, raczej prozachodniej i kunktatorskiej polityki Władimira Putina. Nie sądziłem że Putin zdecyduje się na krok, rujnujący znaczą część dotychczasowego dorobku jego rządów.

Gra o wszystko

Putin na taki krok się jednak zdecydował. Wedle mojej oceny, postawił wszystko na jedną kartę dla reintegracji Ukrainy w imperium rosyjskim, co być może jednak było osiągalne również metodami pokojowymi. Osobiście, wyobrażałem sobie rozłożony na co najmniej półtorej dekady scenariusz, w którym Rosja stopniowo izoluje i destabilizuje Ukrainę, by ostatecznie pozostawić ją wobec nieuchronności pozostania na Wschodzie. Byłaby to strategia na pewno bardziej wymagająca i czasochłonna – jej realizacji dopełnić musiałby już zapewne następca Putina.

Atak militarny stwarza perspektywę sukcesu bardziej jednoznacznego, wyrazistego, bezdyskusyjnego. Jeśli Rosja zwycięży w obecnym konflikcie, odbudowane zostanie imperium rosyjskie a Rosja stanie się niewątpliwym mocarstwem. Ryzyko też jest jednak olbrzymie, bowiem klęska oznaczałaby zarówno koniec rządów Władimira Putina jak i koniec mocarstwowości rosyjskiej oraz przekreślenie imperialnej przyszłości Rosji. Można zatem powiedzieć, że jesteśmy świadkami zwrotu w historii Rosji i że w najbliższych dniach rozstrzygnie się dziejowa przyszłość tego państwa. Putin podjął decyzję tak odważną, że balansującą na granicy szaleństwa – tak jednak właśnie tworzy się historię.

Moralny tragizm władzy

Moralnie agresja na Ukrainę jest zbrodnią. Na tej płaszczyźnie nic Rosji nie usprawiedliwia, bowiem jesteśmy świadkami napaści na inne państwo. Tak jednak właśnie budowane były imperia – na krwi i cierpieniu innych. Podbojem nakreślono granice imperium Karola Wielkiego, amerykańskiego imperium Hiszpanii, nie wspominając już o różnorodnych imperiach pojawiających się na przeciągu tysięcy lat na dzisiejszym Bliskim Wschodzie i w szerzej pojętej Azji. Twórcy tych imperiów, mierzeni poziomem dzisiejszej świadomości moralnej, byli zbrodniarzami, rozszerzającymi swe panowanie poprzez napaści i kosztem sprowadzania cierpień na całe społeczeństwa i populacje. Jeśli jednak wygrywali, dziś pamięta się o nich nie jako o zbrodniarzach, lecz jako o budowniczych państw i imperiów.

Rosja podniosła dziś nóż na Matkę-Ukrainę. Myślę, że moralny ciężar tej decyzji odczuwają również Rosjanie i sam Władimir Putin: co raczej wyjątkowe wśród światowych przywódców, swoje kluczowe decyzje uzasadniający w erudycyjnych esejach i przemówieniach, świadczących o towarzyszącej takim decyzjom głębokiej refleksji. Agresja na Ukrainę moralnie splami Putina najpewniej do końca życia. Co oczywiste – na Zachodzie, gdzie będzie przyrównywany do Hitlera. Co ważniejsze jednak – także w ujęciu ruskim, słowiańskim i prawosławnym, gdzie pozostanie autorem bratobójczej wojny. Może taki jest właśnie jego los – zapłacić moralną cenę za odbudowę imperium rosyjskiego. Może to jest właśnie życiowy „krzyż” Putina, który będzie musiał on unieść – ciężar bycia zbrodniarzem, który odzyska dla Rosji imperium.

„Uniesienie” tego „krzyża” oznacza dziś osiągnięcie założonych celów ataku i doprowadzenie wojny do zwycięskiego końca. Wszystko, co można było stracić, już zostało stracone. Wszystkie mosty na Zachód które mogły spłonąć, zostały już spalone. Przelano bratnią krew. Szacunek dla niej wymaga, by nie została przelana nadaremnie. Putin musi odegrać swoją tragiczną rolę do końca. Ukraina musi zostać zmuszona do kapitulacji. Jej rządząca oligarchia pozbawiona władzy. Wpływy zachodnie muszą zostać z Ukrainy całkowicie wyeliminowane a kraj ten być w pełni chroniony przed zachodnią penetracją. Wyrwany z korzeniami musi zostać ukraiński neonazizm. Podmiotowość i prawo do samookreślenia muszą zyskać ukraińskie regiony. Jeśli Putin odstąpi od realizacji tych celów i pójdzie na kompromis, wtedy śmierć wszystkich ginących dziś na froncie ukraińskich i rosyjskich chłopców będzie nadaremna.

Agresja rosyjska na Ukrainę była dla mnie szokiem. Rosja uderzyła na swoją słowiańską siostrę. Początek wojny unaocznia co prawda starania Rosji, by minimalizować niepotrzebne cierpienia Ukraińców. Jest to jednak wojna, a na wojnie przelew krwi jest nieuchronny. Najprawdopodobniej w którymś momencie pojawią się ofiary cywilne. Zginie jakaś liczba niewinnych ludzi. Taka jest cena każdej wojny. Każdy agresor musi być gotów ją zapłacić – Rosja wydaje się zresztą lepiej do tego przygotowana, niż zatrute demoliberalizmem państwa zachodnie. W każdym razie, gdy już wyciągnęło się nóż i nim zaatakowało, trzeba zadawać kolejne pchnięcia i cięcia aż do unieszkodliwienia przeciwnika. Choćby każdy taki cios krajał nam równocześnie serce. Nawet jeśli przeciwnikiem jest ktoś najbardziej ukochany.

W tradycyjnej ontologii siły porządku i chaosu, miłości i śmierci, nie pozostają wobec siebie w stosunku wykluczającym się, lecz nawzajem się dopełniają i są dla siebie nawzajem konieczne do istnienia w stanie kosmicznej równowagi. Widzimy to na znanym obrazie „Śmierć i kobieta” Hansa Baldunga. Szeroko pisze o tym Denis de Rougemont w swoich „Mitach o miłości”. Widzimy to nawet w niektórych dziełach współczesnej kinematografii – by wymienić choćby „Yukoku” (1966) Yukio Mishimy, „Imperium zmysłów” (1976) Nagisy Oshimy, „Szamankę”(1996) Andrzeja Żuławskiego. Śmierć i chaos są koniecznymi elementami kosmicznej równowagi i integralnymi elementami kondycji ludzkiej. Nie należy ich zatem wypierać, lecz je zintegrować.

Katharsis

Przywołanie przez Putina sił śmierci i chaosu pociągnie za sobą dla Rosji również koszty materialne. Jak wspomniałem wyżej, wysiłki Putina dla uzyskania dla Rosji szacunku i ustalonego miejsca w zachodnim klubie zostały obecnie przekreślone. Rosja zostanie odcięta od zachodnich rynków, instytucji i systemów finansowych, straci prawa w zachodnich organizacjach międzynarodowych i gremiach dyplomatycznych. Rosyjscy plutokraci i rosyjska klasa średnia również stracą dostęp do Zachodu; trudniej im będzie kupować tam majątki, kształcić dzieci, lokować oszczędności, uprawiać konsumpcję. Nasili się też zapewne nienawiść do Rosjan jako do narodu, który będzie szkalowany w zachodniej popkulturze i piśmiennictwie – od analiz naukowych i eksperckich, aż po codzienną publicystykę i religijne kaznodziejstwo. Jak w niektórych krajach z syndromem postkolonialnym (np. w Polsce, w republikach bałtyckich), nienawiść może objąć nawet język rosyjski i wysoką rosyjską kulturę.

Ta cena może okazać się jednak dla Rosji ceną uzdrowienia. Agresja na Ukrainę – jeśli zwieńczona zostanie powodzeniem – będzie końcem rosyjskiego okcydentalizmu, zatem również końcem rosyjskiego liberalizmu. To, co zarzucali dotychczas Putinowi eurazjaci – cywilizacyjne i ekonomiczne uzależnienie Rosji od Zachodu, straci rację bytu. Na zachodnich granicach Rosji, Białorusi, a w wypadku powodzenia interwencji na Ukrainie również tego kraju, wyrośnie nowa, trudno przenikalna „żelazna kurtyna”. Rewersem będzie to, co wielu widzi jako zagrożenie, ja postrzegam jednak jako pozytyw – gospodarczy i cywilizacyjny zwrot Rosji ku Chinom, pogłębiona osmoza z tym krajem, podmiotowa odrębność tak uformowanego bloku eurazjatyckiego od demoliberalnej strefy atlantyckiej. Biorąc pod uwagę narastające w ostatnich miesiącach tendencje do moralnej sanacji infosfery w Chinach oraz cenzurę Facebooka przez Rosję po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, daje to nadzieję na oczyszczenie przestrzeni eurazjatyckiej z zachodnich toksyn również na płaszczyźnie kulturowej.

Wojna z Ukrainą, jeśli zakończy się powodzeniem, może być dla Rosji historycznym i cywilizacyjnym katharsis. Może być to jeden z najważniejszych w historii Rosji zwrotów dziejowych, porównywalny chyba tylko z doświadczeniem chrztu, doświadczeniem mongolskim i doświadczeniem bolszewickim. Randze reintegracji Ukrainy w rosyjskiej przestrzeni imperialnej odpowiadałaby ranga reintegracji Tajwanu w chińskiej przestrzeni imperialnej – ze zbrojnym atakiem na Tajwan Chiny muszą jednak poczekać do czasu osiągnięcia w swoim regionie podobnej hegemonii strategicznej, jaką Rosja cieszy się w Europie Wschodniej.

Klejnot w koronie imperium

Tymczasem trudno wręcz przecenić znaczenie Ukrainy dla mocarstwowości rosyjskiej. W wymiarze negatywnym, Ukraina jest „miękkim podbrzuszem” Rosji, co wiadomo już od wojny krymskiej. W wymiarze pozytywnym, Ukraina to 659 tys. km² przestrzeni i 39 mln. ludności. To miejscowe prawosławie, swym znaczeniem równoważące niemal to rosyjskie. To cudowny słowiański folklor i bogata „pogańska” duchowość, bujniej rozrośnięte a z pewnością solidniej wrosłe w duszę Ukraińców niż analogiczne zjawiska w Rosji.

To oczywiście bogate złoża surowców, żyzne ziemie i najważniejsza dla wschodniej Słowiańszczyzny rzeka Dniepr. To również zachowana jeszcze w dużej części poradziecka baza przemysłowa i relikty radzieckiej technologii, na bazie których rozwinąć można gospodarczą potęgę. To wreszcie zapewnienie sobie przez Moskwę całkowitej kontroli nad Morzem Azowskim, zdecydowanej dominacji nad Morzem Czarnym, geopolitycznego wyjścia na Nizinę Węgierską, ku delcie Dunaju, oraz wydłużenie granicy z Polską.

Reintegracja Ukrainy w rosyjskiej przestrzeni imperialnej byłaby równoznaczna odbudowie imperium rosyjskiego. Putin uwieńczyłby nim swoje rządy, rozpoczęte od reintegracji Czeczenii, w ostatnim czasie obejmujące zaś reintegrację Białorusi i utrzymanie w orbicie wpływów rosyjskich Kazachstanu. Odrodziłby się zatem „trójjedyny lud ruski”. Odrodziłby się trapiony dziś rozłamem rosyjski Kościół prawosławny. Putin zapisałby się w historii zaraz obok Katarzyny Wielkiej. Po kilku dekadach nikt nie pamiętał by już ani o kunktatorstwie i oportunizmie wypełniających większość jego rządów, ani nawet o zbrodniczym charakterze agresji na Ukrainę.

Felix culpa

Nas oczywiście nie powinno to prowadzić do solidaryzowania się z Rosją w jej obecnej wojnie. Bo jest to po prostu wojna moralnie niesłuszna. Jej słuszność jest słusznością geopolityczną. Nie po raz pierwszy w historii słuszność polityczna i słuszność moralna są ze sobą sprzeczne. Zderzają się racje jednostki i racje państwa, racje „Kreona” i racje „Antygony”, przypominając o ponadczasowej prawdziwości uchwyconego przez antycznego greckiego autora konfliktu traficznego.

Rosja znajduje się w sytuacji tragicznej, musząc wybierać między imperatywem geopolitycznym a imperatywem moralnym, między racją stanu a sumieniem. My mamy komfort braku konieczności takiego wyboru. Możemy więc z szacunkiem odnosić się do racji żołnierzy ukraińskich, broniących dziś swojej ojczyzny. Ich sytuację można w pewnym sensie przyrównać do sytuacji „żołnierzy niezłomnych”, za którymi przemawiała racja moralna, przeciw którym mieliły jednak młyny historii. Ukraińcy, w przypadku zwycięstwa Rosji, mogą stać się takimi właśnie ofiarami historii. Trudno nie odczuwać smutku z powodu ich dramatu.

Rosja, Ukraina i kwestia polska

Za utrzymaniem zdrowego dystansu wobec dramatu Ukrainy przemawia jeszcze jedno. Rosyjska agresja na Ukrainę jest końcem orientacji prorosyjskiej w Polsce. Jak wspomniałem, moralnie i wizerunkowo działania Rosji są nie do obrony. Ich praktycznym skutkiem będzie przegrodzenie naszej wspólnej europejskiej ojczyzny żelazną kurtyną rozciągającą się od Murmańska na północy po Odessę na południu. Na zachód od tej bariery nienawiści przez długie lata nie do pomyślenia będzie jakakolwiek normalizacja z Rosją i Putinem, którzy w zachodniej wyobraźni politycznej zajmą miejsce zaraz obok III Rzeszy i Hitlera. My zaś obraliśmy sobie miejsce w bloku zachodnim., jako jego wschodnie przedmurze, tendencje konfrontacyjne ulegną u nas zatem szczególnemu nasileniu.

Niedorzecznością byłoby rzecz jasna oczekiwać, że Putin w swojej historycznej misji brał będzie pod uwagę interesy garstki będących w swoim kraju zupełnym marginesem prorosyjskich publicystów i działaczy; w swojej polityce ukraińskiej na szali położył nieporównanie większej wagi wartości – z jednej strony dotychczasowej europejskiej i zachodniej strategii Rosji, z drugiej zaś odbudowy rosyjskiego imperium.

My jednak, naszej mikroskopijnej w porównaniu do tej „gigantomachii” wagi wartości powinniśmy oczywiście brać pod uwagę. Dla nas zaś rosyjska agresja na Ukrainę jest klęską – również klęską sfalsyfikowanych prognoz dotyczących tego, że obecna wojna nie wybuchnie oraz sfalsyfikowanych diagnoz Rosji jako „państwa nieagresywnego”. Argumentacja uwolnienia naszego kraju od dominacji USA i członkostwa w NATO tym że „Rosja wcale nie jest groźna” na zawsze już chyba straciła wiarygodność.

Za naszą wschodnią granicą dokonuje się właśnie zwrot historyczny – być może też przełom historyczny. Dzieją się rzeczy straszne, z których wykuje się wielkość, lub po których pozostaną jedynie ruiny. Decyduje się układ sił co najmniej na dekady.

Niech Opatrzność ma w tym wszystkim w opiece umęczoną Ukrainę – z pewnością zasługuje ona na większą niż dotychczas łaskę.

Ronald Lasecki

Redakcja