AktualnościSmutne widowisko

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

„Jesteśmy na swojej ziemi. Niczego ani nikogo się nie boimy. Niczego nie jesteśmy nikomu winni. I niczego nikomu nie oddamy​” (W. Zełeński)

W sumie to bardzo smutne patrzeć na tę postać i jej wypowiedzi. Pręży muskuły, których nie posiada. O ile w 2014 można było powiedzieć, że ukraińskie siły zbrojne były pełne ludzi, którym nie zależało na obronie Ukrainy, o tyle dzisiaj, po ośmiu latach ostrych zapowiedzi, tych trumien i grobów dla Rosjan, buńczucznych stwierdzeń kacyków banderowskich batalionów, ale przede wszystkim czasu, jaki miała armia ukraińska, żeby się przygotować, Ukraina znów pokazała, że to tylko słowa. I w sumie bardzo dobrze z punktu widzenia tych, który mogliby zginąć!

Zełeński zawierzył anglosaskim podpalaczom świata, tymczasem oni nie będą przelewać krwi za Ukrainę, a Zełeński trafi do galerii „country bumpkins”(wsiowych głupków) Anglosasów, jako kolejny niewyobrażalny frajer. Cokolwiek można by było powiedzieć o formacie mińskim, gdyby Ukraina podeszła do niego poważnie, prawdopodobnie wszystko skończyłoby się autonomią republik. Podejrzewam, że Zełeński pluje sobie w brodę, że nie pozostał przy kabarecie. Teraz gra główną rolę w mało śmiesznym kabarecie prawdziwego życia.

Tymczasem Linda Thomas-Greenfield, ambasador USA przy ONZ opowiada bajki. Putin rości sobie podobno prawa do terytoriów byłego imperium rosyjskiego, w tym części Polski. USA przeszły zatem na jeszcze wyszły poziom abstrakcji. Oto, już nie odbudowa ZSRR jest celem Putina, ale odbudowa imperium carów. Zagrożone mają być przez Rosję też cała Finlandia oraz część Turcji! Dobrze, że p. ambasador zapewniła nas, że chodzi o jedynie część Polski. Co prawda Austro-Węgier już nie ma i zagrożony zabór austriacki wydaje się być stracony, ale pozostała część Polski, czyli zabór pruski plus Ziemie Odzyskane, mogą czuć się bezpiecznie. No, nie wiem, zapewne niemieccy zdrajcy Ukrainy będą mieli wobec tego problemu uczucia ambiwalentne. Ale może jednak zdecydują się wziąć tę część Polski pod opiekę? Wraz z Amerykanami zapewniającymi nam opiekę zza oceanu.

Ukraiński ambasador przy ONZ Serhij Kysłyca  – powtórzywszy wyżej wspomniane słowa Zełeńskiego – zrzucił oczywiście całą winę na Putina i Rosję, twierdząc, że Narody Zjednoczone są chore na skutek wirusa rozsiewanego przez Rosję i zauważył, że obecny dekret Putina jest powtórzeniem tego z 2008 o uznaniu Osetii Płd. i Abchazji. Jest to dość ciekawe ujęcie, bo sugerujące, że w istocie Rosja sama siebie zaatakowała w 2008, a to nie Gruzja zaatakowała Osetię oraz, co jeszcze bardziej istotne, to gra agentury rosyjskiej w NATO doprowadziła do ogłoszenia przez USA i sojuszników drogi do przystąpienia do paktu dla Ukrainy w tymże 2008, aby przygotować sobie pole do przejęcia republik Donieckiej i Ługańskiej dzisiaj. No, ale na to nie ma dowodów. Fakty mówią co innego – to Stany Zjednoczone stoją za tym pomysłem wyrastającym z ich nieposkromionych ambicji imperialnych.

Kysłyca dodał też, że Ukraina chce pokoju i politycznego rozwiązania kryzysu. Niestety, to tylko słowa. Ukraina dała wielokrotnie dowody na to, że takiego rozwiązania nie chce. Jeżeli straciła Krym i traci teraz republiki, to są to konsekwencje przeliczenia się z własnymi siłami, ale głównie ślepej wiary w Zachód.

Ambasador USA natomiast dodała, że Putin chce, by świat wrócił do czasów przed Narodami Zjednoczonymi, do czasów, kiedy imperia rządziły światem. Zatem w optyce amerykańskiej w okresie od założenia ONZ w 1945 imperia nie rządziły światem! Cóż, rzeczywiście różnica jest i to poważna, ale dotyczy okresu po 1989. Oto, jedno mocarstwo, pijane zwycięstwem w Zimnej Wojnie (chociaż początkowo miało być tak ładnie i miano Rosję za przyjaciela, jednak szybko postanowiono uczynić zeń frajera) uznało się za wyjątkowe i w związku z tym stwierdziło arbitralnie, że jest hegemonem światowym, a wszyscy inni mają milczeć i potulnie wykonywać polecenia. Tak jednak nie jest. Życie jest bardziej skomplikowane. Nieodpowiedzialne i obliczone na rozbicie i podbicie Rosji wchodzenie w jej miękkie podbrzusze w postaci rozszerzania NATO na wschód, budowanie baz wokół granic Rosji, musiało wywołać reakcję tej ostatniej. Żadne napuszone reakcje pełne najgłębszego oburzenia i patosu nic tu nie pomogą. Tylko skończony naiwniak mógł sądzić, że Rosja się podda. A dodatkowo wyrosło drugie mocarstwo – Chiny – o jeszcze większym potencjale. Stany Zjednoczone zostały tym wszystkim dotknięte do żywego, ucierpiała ich bujająca w górnych partiach nieba duma. Stoją przed wyborem – albo zaostrzanie sytuacji i sprowadzenie świata na skraj wojny atomowej, której nikt nie wygra albo pogodzenie się ze statusem jednego z mocarstw i hegemona „tylko” tzw. świata zachodniego. Moim zdaniem nie znajdzie się szaleniec, który naciśnie atomowy guzik. To nie tylko zdanie, ale i nadzieja. Za to będziemy mieć wieloletnią operację propagandowego ostrzeliwania rzekomych wrogów USA w postaci Rosji i Chin, aby złagodzić ból niedoszłego hegemona światowego i ugłaskać jego  fochy.

Bardzo ciekawe jest jak zachowa się stara Europa. Ma niepowtarzalną okazję, aby uwolnić się od amerykańskiej hegemonii i rozpocząć własną grę. Nie będzie to łatwe. Ośrodki wpływu amerykańskiego, kompleksy i otumanione społeczeństwa, robią swoje.

Właśnie. Polska w tym wszystkim będzie pionkiem idącym za figurą swego pana. Nic się nie zmieni. Musiałoby odejść zgrane do granic możliwości pokolenie postsolidarnościowe, a kartka wyborcza musiałaby wybrać następców tego pokolenia – ludzi rozsądnych, a nie idiotów. Taki rozwój wypadków w Polsce można niestety rozpatrywać tylko w kategoriach cudu.

Adam Śmiech

Redakcja