Gdy dookoła dmą w wojenne trąby, a niektórzy przedstawiciele polskiej klasy politycznej i obsługującego ją personelu medialno-propagandowego nawołują do walki z Rosją do ostatniego Ukraińca, a później pewnie – gdy już Ukraińców zabraknie – Polaka, postarajmy się przez chwilę pomyśleć właśnie o Ukraińcach.
W pierwszej kolejności o tych zwykłych, szarych obywatelach sąsiedniego państwa upadłego. Wprawdzie jest ich coraz mniej; w chwili upadku Związku Radzieckiego Ukraina miała 52 mln mieszkańców, dziś – realnie ok. 39 mln, wliczając w to kilka milionów imigrantów zarobkowych żyjących również wśród nas.
Apel o zastanowienie się nad ich losem nie musi wcale wynikać z szlachetnego altruizmu i miłości, słowiańskiego przecież jednak, bliźniego. Mamy swoje rachunki krzywd i niekoniecznie musimy darzyć się jakąś ogromną sympatią. Powinien on wszakże stanowić pochodną realistycznego myślenia o własnym, naszym, polskim interesie narodowym. Ukraina stabilna ekonomicznie to nasz ważny partner handlowy, rynek dla polskich towarów i źródło importu niezbędne dla naszego wciąż jeszcze istniejącego przemysłu. To korytarz transportowy i jeden z wiodących do nas szlaków ze Wschodu na Zachód. Ukraińcy żyjący na określonym poziomie to nie tylko konsumenci naszego eksportu, ale również bezpieczni, przewidywalni sąsiedzi, którzy nie będą zmuszeni do pracy na czarno w Polsce, albo zajmowania się u nas działalnością przestępczą.
Ukraińcy nie uczestniczący w wojnach to ludzie z natury pokojowi, dalsi od złowrogiego cienia banderowskiego nacjonalizmu. Przywrócenie stabilności za naszą granicą południowo-wschodnią leży zatem w interesie naszym własnym – ekonomicznym, politycznym, w sferze bezpieczeństwa.
I nie ma przy tym najmniejszego znaczenia to czy Ukraina będzie państwem suwerennym, niepodległym, czy nawet kolejnym podmiotem Federacji Rosyjskiej. Ważne, by była terytorium zarządzanym w miarę sprawnie, wolnym od chaosu, przewidywalnym i zapewniającym własnym mieszkańcom akceptowalne warunki życia. Ukraina, w której policjant zarabia równowartość ok. 1800 zł miesięcznie (przy cenach podstawowych produktów i usług podobnych do polskich) nie może być Ukrainą bezpieczną i wolną od korupcji. Ukraina, w której 11 mln mieszkańców żyje poniżej poziomu minimum egzystencji, nie może być dla nas przewidywalnym, a tym bardziej strategicznym partnerem.
Nie ma dla Polski najmniejszego znaczenia, czy poziom życia podniesie się na Ukrainie dzięki jej wejściu do Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, czy po prostu odbudowie działającej całkiem nieźle polityki wielowektorowej. Ma dla nas natomiast znacznie to, czy potrafimy wyciągać wnioski, analizować obiektywnie skutki, które przyniósł przewrót roku 2014. Te najważniejsze, czyli społeczne i ekonomiczne. I tak niezbyt sprawne państwo ukraińskie zostało w jego wyniku doprowadzone do finansowej, gospodarczej, demograficznej i społecznej upadłości. Interwencja i kolonizacja jej terytorium, opanowanie struktur decyzyjnych oraz przejęcie aktywów jej gospodarki przez blok anglosaski powoduje dla nas jedynie straty. Sami nie jesteśmy w stanie objąć Ukrainy, nawet jej części, swoją strefą wpływów. Niech zatem dostanie się pod wpływy rosyjskie, jeśli ma to doprowadzić do próby jej odbudowania. Nic nam do tego. Bo bardziej powinno zależeć nam na losie Ukraińców niż idiotycznym „powstrzymywaniu” Rosji.
Wojenna histeria już zdążyła doprowadzić na Ukrainie do wielomiliardowych strat gospodarczych. I winni temu również są w jakiejś części przedstawiciele polskiej klasy politycznej, podgrzewający nastroje i rojący coś o wsparciu Kijowa w ewentualnej konfrontacji ukraińsko-rosyjskiej. Zamiast wywieszać sobie w mediach społecznościowych flagi ukraińskie i infantylne hasełka o gotowości do obrony reżimu w Kijowie, pomyślmy o Ukraińcach i o sobie. Nie będziemy umierać za Ukrainę. Nie będą za nią umierać nawet Ukraińcy, bo jej państwowość dużą część z nich po prostu zawiodła.
Wyciągnijmy wnioski z wywiadu, jakiego „Myśli Polskiej” udzielił jeden z ukraińskich oligarchów, deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy Wadim Nowiński. Ukraińcy nie chcą wojny, partyzantki i zbiorowego samobójstwa w romantycznym duchu polskich powstań. Chcą po prostu żyć w godnych warunkach. W tych trudnych dla nich chwilach Polacy powinni być z nimi, robiąc wszystko, by prowokacje Anglosasów prących do wojny za naszą południowo-wschodnią granicą spełzły na niczym. Aby tak się stało muszą jednak przestać myśleć o rzekomych planach Kremla, a zamiast tego pochylić się nad przyczynami opłakanego losu wyniszczonych ekonomicznie i poddawanych ciągłym psychozom obywateli Ukrainy. Zamienić absurdalne „za wolność naszą i waszą” racjonalnym „za interes wasz i nasz”.
Mateusz Piskorski
Myśl Polska, nr 9-10 (27.02-6.03.2022)