– Zainteresowała się pani styczniowymi protestami w Kazachstanie. Co pani o nich myśli?
– Polityka międzynarodowa jest dla mnie bardzo ważna. Mocno wierzę w pokój i w to, że trzeba mieć dobre stosunki ze wszystkimi państwami. Poczułam, że powinnam zabrać głos przeciwko rosnącej rusofobii i antychińskiej retoryce Unii Europejskiej.
– I jak w tym kontekście odebrała pani wydarzenia w Kazachstanie?
– Kiedy dowiedziałem się o protestach, byłam zaskoczona. Nie słyszeliśmy zbyt wiele o Kazachstanie. Powodem była zapowiadana przez rząd podwyżka cen gazu. Ten wzrost cen miałby ogromny wpływ na życie zwykłych ludzi.
– Co wiedziała pani o Kazachstanie?
– Muszę przyznać – i prawdopodobnie dotyczy to większości obywateli i polityków w Unii Europejskiej – że moja wiedza na temat Kazachstanu była ograniczona. Słyszałam, że w 2011 roku strajki pracownicze zostały spacyfikowane w mieście Żangaozen, w bogatym w ropę naftową zachodnim Kazachstanie. Zabijano tam działaczy związkowych. Zdawałam sobie również sprawę, że kazachscy oligarchowie i ich rodziny obecni są w Londynie. Kazachstan ma wiele problemów, choć mnóstwo zasobów naturalnych. I wiedziałam, że zyski z tych narodowych bogactw nie są dzielone sprawiedliwie. Zostały one zagrabione i przyniosły korzyści jedynie bogatej klasie na szczycie hierarchii społecznej. Wiele z tych pieniędzy trafiało do Londynu i Stanów Zjednoczonych.
– Jaka była pani reakcja, kiedy usłyszała pani, że Rosja i inni członkowie Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) wysyłają wojska do Kazachstanu?
– Moją pierwszą reakcją było głębokie zaniepokojenie. Generalnie jestem przeciwna wkraczeniu wojsk na terytorium innego państwa, zwłaszcza w sytuacji, gdy tłem pierwszego protestu był masowy ruch pracowniczy na rzecz postulatów ekonomicznych.
– Czy zatem wysłanie tam wojsk było uzasadnione, czy służyło pokojowi?
– Trudno powiedzieć, czy było uzasadnione, czy nie. Wydaje się, że obecność wojska dała możliwość przywrócenia porządku, powstrzymania grabieży i przemocy. Jednak jest jeszcze za wcześnie, aby oceniać, czy przyczyniło się to do znalezienia sprawiedliwego rozwiązania konfliktów społecznych w Kazachstanie.
– Opinie w tej sprawie są podzielone, nawet w Rosji. Część popierała wysłanie wojsk rosyjskich do Kazachstanu w celu ustabilizowania sytuacji w tym kraju. Druga część była zdecydowanie temu przeciwna. Twierdzi, że w Kazachstanie istnieje ruch robotniczy, który ma słuszne postulaty. Dlaczego rosyjscy żołnierze mieliby więc bronić oligarchicznego systemu?
– Nie ma wątpliwości, że również lewica w Europie, także w Irlandii, jest w tej kwestii bardzo podzielona. Niektórzy posłowie do parlamentu irlandzkiego z trockistowskiej grupy Ludzie Ponad Zyski (ang. People Before Profit) bardzo szybko i kategorycznie stwierdzili, że ruch w Kazachstanie jest wyłącznie ruchem robotniczym i należy go wspierać. Moim zdaniem stanowisko, że w tym ruchu protestacyjnym nie było żadnej zagranicznej ingerencji ani terroryzmu, jest zbyt kategoryczne.
– A pani nie sądzi, że był to ruch czysto pracowniczy?
– Był to niewątpliwie w dużej mierze ruch robotniczy. Ale to nie jest cała historia. Myślę, że tempo rozwoju wydarzeń oraz skala przemocy i grabieży była niezwykła, jak na ruch masowy. Można chyba powiedzieć, że istnieje w tej sprawie wiele narracji. Prawdopodobnie za tymi protestami stoją oligarchowie i nie mam wątpliwości, że w wydarzenia te były zaangażowane siły z zagranicy i terroryści.
Trudno jest zorganizować ogólnokrajowy protest w tak dużym kraju, który jest rządzony w dość autorytarny sposób. Jest oczywiste, że organy państwowe nie miały kontroli nad ruchem protestacyjnym. Ale jest też oczywiste, że organy państwowe były wykorzystywane przez osoby prywatne. Nie umniejsza to jednak roli zwykłych ludzi, którzy wyszli na ulice domagając się sprawiedliwości. Poziom przemocy i szybkość, z jaką protestujący użyli broni przeciwko policji, a także fakt, że niektórzy protestujący sprawiali wrażenie, jakby przeszli szkolenie bojowe, wskazują na to, że w protestach wzięły udział elementy obce.
Zakładam, że teraz zostanie przeprowadzone dochodzenie w sprawie tego, co się stało. Musiałoby to być niezależne śledztwo, które cieszyłoby się zaufaniem mieszkańców Kazachstanu. Mówi się, że 8000 osób trafiło do więzień. Jest mało prawdopodobne, że jest to 8000 terrorystów. Jestem pewna, że aresztowani zostali także zwykli obywatele.
– Czy planuje pani wyjazd do Kazachstanu?
– Tak, dyskutowaliśmy o tym. Dobrze by było pojechać do Kazachstanu i poznać jak najwięcej ludzi z każdej strony tego sporu. Dobrze byłoby spotkać się z górnikami i protestującymi, ale także z przedstawicielami nowego rządu i służb bezpieczeństwa. Taki wyjazd powinni zorganizować związkowcy, działacze i lewicowcy z Europy. Bo o konfliktach w krajach postradzieckich niewiele słyszymy w zachodnich mediach. Powinniśmy tam jechać wolni od stereotypów.
– Co sądzi pani o reakcji UE na ostatnie wydarzenia?
– Reakcja UE rodzi szereg wątpliwości. Unia nie była zainteresowana Kazachstanem, kiedy rozpoczął się pokojowy ruch przeciwko podwyżce cen gazu. UE zainteresowała się dopiero wtedy, kiedy wojska OUBZ zostały wysłane do Kazachstanu. Wiąże się to z faktem, że wiele państw zachodnich, wiele branż i akcjonariuszy korzysta z surowców mineralnych Kazachstanu. Wzbogaciły się przy pomocy klanów oligarchicznych w Kazachstanie. Z jednej strony UE jest zadowolona, że w Kazachstanie utrzymano status quo. Z drugiej strony nie chce, aby Rosja wzmocniła swoją pozycję w regionie. I szuka kolejnego powodu do wywarcia presji na Rosję.
– Zachodnie media bardzo szeroko informowały o kryzysie imigracyjnym na Białorusi. Z kolei o wydarzeniach w Kazachstanie mówi się bardzo niewiele. Jaki jest tego powód?
– Z perspektywy Zachodu Białoruś znajduje się pod kontrolą Rosji. W Kazachstanie jednak Zachód ma rozległe interesy gospodarcze. Korporacje ponadnarodowe czerpią ogromne zyski z zasobów naturalnych tego kraju, a Zachód nie chce wywracać kazachstańskiej łodzi.
Dowiedziałam się niedawno, że kazachski miliarder Timur Kulibajew, który jest mężem córki byłego prezydenta Nursułtana Nazarbajewa i który kontroluje sektor gazu LPG, kupił od księcia Andrzeja dużą posiadłość w Anglii.
W Anglii jest wielu takich kazachskich oligarchów. I mają konflikty między sobą. Mówimy tu o miliardach euro. Powinny one należeć do obywateli Kazachstanu, ale zostały wyprane i trafiły do spółek notowanych na londyńskiej giełdzie. Te wyprane pieniądze inwestowano w nieruchomości i działalność gospodarczą. Kazachscy oligarchowie są bardzo zintegrowani z zachodnią gospodarką kapitalistyczną. Bogate firmy na Zachodzie odniosły ogromne korzyści z tych pieniędzy.
Jest to zadanie dla nas wszystkich w Unii Europejskiej, aby dowiedzieć się więcej o tym, co dzieje się w Kazachstanie, a nie tylko przyjmować bezkrytycznie narracje mediów.
Rozmawiał Ulrich Heyden
Clare Daly (ur. 1968 r., Newbridge) – irlandzka posłanka do Parlamentu Europejskiego, wybrana z list partii Niezależni dla Zmiany (irl. Neamhspleáigh ar son an Athraithe), w latach 2011-2019 posłanka do parlamentu irlandzkiego. Ekonomistka i działaczka związkowa.