PublicystykaSpojrzenie na Unię Europejską – dwie perspektywy

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Unia Europejska jako pewien podmiot polityczny to oczywiście jeden z ważniejszych graczy na arenie międzynarodowej. To, rzecz jasna, banał. Jednak uważam, iż potrzebne jest rzetelny opis struktury UE i jej poszczególnych części składowych, a także pewna próba prognozy.

Przede wszystkim Unia Europejska nie jest skończonym dziełem, które po prostu trwa, nie zwracając uwagi na zmieniający się świat. Wręcz przeciwnie: w istocie ten twór międzynarodowy (ponadnarodowy?) powoli się zmienia.

Spójrzmy na Unię Europejską szerzej, a więc z dwóch perspektyw: a) perspektywy stricte ideologicznej; b) perspektywy geopolitycznej i geostrategicznej. Owszem, są to całkiem odmienne obszary, kierujące się własnymi prawami, ale mimo wszystko nie są one całkowicie odizolowane od siebie. Sfery te wpływają częściowo na siebie wzajemnie i pozostają w synergicznym związku.

I tak – zgodnie z twierdzeniami prof. Jarosława Tomasiewicza, ogłoszonymi w numerze czasopisma „Ideopolityka” (którego byłem redaktorem) – mamy wielowymiarowy wpływ czynnika ideologicznego (względnie duchowego, metapolitycznego, a także – szerzej – kulturowego i cywilizacyjnego) na sferę geopolityki. Wspomnijmy, iż wyłonienie się pewnego modelu państwa, jego określonej struktury, jego instytucji itd. jest konsekwencją ideologii, wcieleniem określonych idei i wartości w życie poprzez kształt państwa i społeczeństwa. Dla przykładu, liberalne wartości wolności jednostki, niezależności człowieka od tyranii państwa itd., inspirują zwolenników Oświecenia do tworzenia nowego ustroju politycznego, sprzecznego z monarchią absolutną, a więc do liberalnego ustroju politycznego, opartego na trójpodziale władz, zagwarantowanych praw człowieka, autonomii jednostki, swobód  obywatelskich, wolności myśli i słowa.

Geopolityka, jako kierunek badawczy koncentrujący się na wpływie czynników geograficznych na państwo, rozpoznaje przestrzeń. A przestrzeń ta zorganizowana jest nie tylko geograficznie, ale także kulturowo i ideologicznie, gdyż narody i ich państwa ciążą się ku sobie z racji pokrewieństwa cywilizacyjnego i ideologicznego, łączą się w bloki o charakterze cywilizacyjno-kulturowym i geostrategicznym.

Z drugiej strony mamy zwrotny wpływ geopolityki na ideologię. Wszakże geopolityka uznaje zastane państwo jako jeden z najważniejszych podmiotów politycznych, zdolnych do decyzji politycznych. Przede wszystkim zatem państwo potrzebuje spoiwa kulturowego, cywilizacyjnego lub ideologicznego jako niezbędnego warunku stabilności. Ponadto potrzebuje ideologicznej legitymizacji, a więc uzasadniania bytu państwowego i jego działań. Wtedy państwo posługuje się ideologią (a także sferą kulturową, w tym religią) jako skutecznym narzędziem do pozyskiwania sobie nowych sojuszników, zmotywowanych ideologicznie, do rozpowszechnienia atrakcyjności własnej tożsamości, do uzasadniania własnych posunięć.

Perspektywa stricte ideologiczna

Jednym słowem, w przypadku Unii Europejskiej w sferze stricte ideologicznej istnieje monopol katalogu idei liberalnych. Zresztą sama myśl o jedności europejskiej wywodzi się właśnie z liberalizmu – ideologii de facto uniwersalnej, ponadnarodowej, w której największą rolę odgrywa ideał niezależnej jednostki ludzkiej, faktycznie „wyrwanej” z całego kompleksu etnokulturowego. A wspomniana idea „jednostki europejskiej” – w myśl jej twórców rzecz jasna – zapewnia wszystkim europejskim obywatelom wolność, godność i równe prawa. Liberalizm jako fundament światopoglądowy wypłynął z przemyśleń chrześcijańskiej demokracji, radykalnego liberalizmu i socjaldemokracji.

Owszem, są poszczególne, bardziej szczegółowe interpretacje tej samej ideologii liberalnej (od socjaldemokratycznej odmiany poprzez centrową do konserwatywnej i chadeckiej). Choćby z racji odmiennych uzasadnień idei liberalnych, np. w przypadku formy konserwatywno-chrześcijańskiej – myśl o tym, iż Bóg dał człowiekowi wolność (ograniczoną przez prawa naturalne i boskie) i godność, a w przypadku formy socjaldemokratycznej: myśl o pełnej wolności, a także równości ludzi i w konsekwencji troska o mniejszości etniczne i seksualne. Co więcej, neutralność światopoglądowa, tak lansowana przez władze unijne, jest – co paradoksalne – w istocie neutralnością ograniczoną przez najważniejsze zasady liberalne:

  1. a) indywidualizm – jednostka jako byt pierwotny wobec wszelkich struktur społecznych, politycznych, ekonomicznych; b) wolność jednostki jako najwyższa wartość; c) racjonalizm – jednostka ludzka kieruje się przede wszystkim rozumem, o czym świadczy chociażby ekonomiczna zasada maksymalizacji zysku i minimalizacji strat; d) kontraktualizm – wszystkie struktury społeczne polityczne i ekonomiczne jako wynik „umowy społecznej” zawieranej między wolnymi i równymi jednostkami; e) egalitaryzm – powszechna równość ludzi z racji ich natury, wyrażająca się w liberalnym „społeczeństwie obywatelskim” w równości wobec prawa i – w przypadku liberalizmu demokratycznego – równości politycznej; f) kosmopolityzm – jedność wszystkich ludzi, dążenie do stworzenia globalnego społeczeństwa wolnych i równych jednostek, negacja ważności wszelkich więzi kulturowych, etnicznych, religijnych itd. jako represyjnych konstruktów tłumiących wolność jednostki i jej autentyczną naturę; g) relatywizm – jednostka ludzka jest wyłącznym podmiotem decydującym o wyborze konkretnej opcji światopoglądowej, z czego wynika postulat neutralności światopoglądowej państwa, wedle którego państwo powinno powstrzymać się od uprzywilejowania bądź narzucania jednego, konkretnego światopoglądu czy ideologii, zadaniem państwa jest przede wszystkim zabezpieczenie praw i wolności jednostki; h) mechanizmy wolnego rynku oraz własność prywatna jako gwarancje dobrobytu materialnego i rozwoju.

Oczywiście, wspomniana już neutralność światopoglądowa nie jest abstrakcyjna, a społeczeństwo to w istocie wspólnota wolnych, równych i świadomych swoich praw jednostek. Ponadto, ideologia Unii Europejskiej uznaje demokrację za antytezę wszelkich odmian autorytaryzmów i (tym bardziej) totalitaryzmów, a więc za demokrację liberalną. Wspomnę, iż demokracja liberalna (zachodnia – gdyż demokracja liberalna wykształciła się właśnie na Zachodzie) opiera się na następujących założeniach:

– prymat i nienaruszalność niezbywalnych praw człowieka  oraz wynikających z nich wolności obywatelskich; – równość wobec prawa; – równość polityczna, tj. równość praw politycznych, w tym równe, powszechne prawa wyborcze („jeden człowiek – jeden głos”); – istnienie autonomicznego wobec władz państwowych „społeczeństwa obywatelskiego”, złożonego z różnych form stowarzyszania się obywateli jako wolnych i równych jednostek; – neutralność światopoglądowa państwa; – parlamentaryzm – parlament jako główny organ przedstawicielski i ustawodawczy w systemie organów władzy państwowej; – reprezentacja indywidualistyczna w organach przedstawicielskich wszystkich szczebli – radni / posłowie są przedstawicielami obywateli, a więc jednostek, a nie wydelegowanymi reprezentantami ściśle określonych grup społecznych i ich interesów; – rywalizacyjne i cykliczne wybory jako metoda wyłaniania rządzących przez obywateli; – pluralizm polityczny, swoboda działalności partii politycznych, które rywalizują o głosy obywateli w celu zdobycia i utrzymania władzy; – trójpodział władzy (władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza); – podejmowanie decyzji w oparciu o zasadę większości przy poszanowaniu praw mniejszości, wynikających z niezbywalności praw człowieka i swobód obywatelskich.

Tak więc ideologia liberalna niepodzielnie zapanowała się niepodzielnie w mentalności większości Europejczyków, przy czym nie jest dosłownie zuniformizowana, doskonale unifikowana. Raczej jest to jedyna i obowiązująca ideologia, która oferuje właśnie rzeczone poszczególne interpretacje liberalizmu; oferuje jakiś ograniczony wybór między rodzajami liberalizmu.

Czy ideologia liberalna jest już wojująco ateistyczna, skrajnie ateistyczna? Owszem, z punktu widzenia gorliwych stronników modelu „państwa religijnego”, „państwa klerykalnego” (a nawet „państwa ideokratycznego”, bazującego na jednolitych fundamentach duchowych), to jest państwa opartego tylko na jedynym światopoglądzie religijnym, zapisanym w Tradycji św. (np. katolickiej), materializm, racjonalizm, agnostycyzm, czy – tym bardziej – ateizm to już groźna konkurencja dla tegoż modelu. A przede wszystkim: Unia Europejska oficjalnie lansuje przede wszystkim rozdział między sferą świecką (państwową) a sferą kościelną (duchową) i zabezpiecza równe i uniwersalne prawa wszystkich obywateli, ale w praktyce doprowadza do rozbieżności między teorią ą praktyką, czyli między wolnością myśli i słowa a zakazem wybranych systemów poglądów. Co paradoksalne więc, w imię pluralizmu politycznego przekształca się w system cenzury medialnej, ostracyzmu cyfrowego.

Istnieje więc poważne niebezpieczeństwo dla delegitymizacji ideologii wolności jednostki ze strony europejskich obywateli, a mianowicie rozbieżność między postulowaną wolnością myśli i słowa a praktyką „zamykania ust” w dyskursie publicznym. W praktyce czasami doprowadza niestety do paradoksu, gdzie w imię neutralności światopoglądowej prawo zakazuje niektórych „niesłusznych” idei, poglądów itd. i w konsekwencji istnieje praktyka ostrej cenzury i inwigilacji, tzw. poprawności politycznej. I dlatego z nieliberalnego punktu widzenia niektórzy publicyści (np. chrześcijańscy) zwracają uwagę na słabość realizacji ideałów liberalnych, na których opiera się idea europejska. Wprost z lubością krytycy ideologii liberalnej koncentrują się na widocznej rozbieżności zasady wolności słowa i myśli a tzw. kulturą blokady (cancel culture), a więc swego rodzaju nowej formy ostracyzmu. Jednym słowem więc, można opisać tę sytuację frazą: „nie ma wolności dla przeciwników wolności” – oczywiście dodajmy, iż wolność rozumianej wybitnie liberalnie, tj. wolności jednostki, a prawa człowieka są tu obiektywnymi i bezwzględnymi fundamentami dla Unii Europejskiej.

Co innego jednakże stosunki między sferą świecką i publiczną a kościelną i prywatną, a co innego zasady moralne wypływające z chrześcijaństwa, które jako tako utrzymuje się w kulturze i mentalności Europejczyków. Co innego model „państwa religijnego”, „państwa klerykalnego”, a co innego państwa świeckiego, które jednak uznaje zasady moralne i dziedzictwo kulturowe chrześcijaństwa jako jeden z wielkich prądów spuścizny Europy. To prawda, iż religijność większości katolików i innych odłamów chrześcijaństwa w Europie charakteryzuje się otwartą, liberalną postawą  do świata, dialogiem z nauką i prądami humanistycznymi, życzliwym stosunkiem do demokracji liberalnej, tolerancji i liberalizmu, rozwijają się postawy osobiste, indywidualne, poza strukturami kościelnymi, ale sądzę, iż mimo wszystko utrzymuje się religijność jako taka, wiara w Boga, w sacrum, mnóstwo Europejczyków szuka innych form duchowości, interesują się nowymi doświadczeniami zjednoczenia z sacrum, z Bogiem. Trzeba było łagodnie skanalizować te tendencje do fascynacji alternatywnymi drogami. Przypominam, iż podczas gdy modernizm cechował się radykalnym odrzuceniem wiary, religijności i Boga, postmodernizm cechuje się poszukiwaniem nowych dróg, poza skostniałymi, biurokratycznymi strukturami kościelnymi.

Perspektywa geopolityczna

Co więcej, liberalne podłoże ideologiczne pozwala Unii Europejskiej przybliżać do Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników (Australia, Kanada itd.). I w tym miejscu wkracza geopolityka. Na początku wspomnę, iż już od zarania towarzyszyły Stanom Zjednoczonym mesjanizm i misjonizm. Zresztą pisałem o tym m.in. w swojej książce o stosunku Aleksandra Dugina do osoby i programu politycznego Donalda Trumpa odnośnie wizji USA (K. Karczewski, „In Trump We Trust. Stosunek Aleksandra Dugina do Donalda Trumpa i jego wizji Stanów Zjednoczonych Ameryki”, Toruń 2020). Co więcej, wspomniana misja, od początku oparta, rzecz jasna, na ideach indywidualizmu, afirmacji jednostki, wolnego rynku, etyce „sakiewki” (etyce burżuazyjnej), koncepcji państwa jako „nocnego stróża” ewoluuje.

Najpierw purytańska, twarda etyka oszczędzania i bogactwa (nawiasem mówiąc, polecam książkę Maxa Webera „Etyka protestancka a duch kapitalizmu”), które były fundamentem światopoglądowym (i religijnym) kapitalizmu; uzasadnieniem .pochwały indywidualizmu i bogactwa. Potem, w toku zeświecczenia misjonizmu i mesjanizmu, wykształciła się myśl o uniwersalnych prawach człowieka. Ponadto utrzymywała się wizja społeczeństwa jako kontraktu między wolnymi i równymi sobie właścicielami, jako matematycznego zbioru jednostek – „atomów”. Indywidualizm, pochwała wolnego wyboru, nadrzędność jednostki nad wszelkimi odmianami kolektywizmu, kontraktualizm, prawa człowieka, swobody myśli i słowa, postulat neutralności światopoglądowej – to wszystko, co jest liberalne, mocno przybliża Unię Europejską do Stanów Zjednoczonych i ich transatlantyckich sojuszników. Ba, za sprawą sfery ideologicznej częściowo Unia Europejska wciąż jest tylko istotnym elementem, kolejnym ważnym filarem globalnego, monocentrycznego ładu międzynarodowego, obok innych filarów (NATO, globalny i monopolistyczny kapitalizm z panowaniem wielkich, ponadnarodowych korporacji itd.). Obecnie UE to formacja geopolityczna, „wrośnięta” w szerszy (gdyż globalny) porządek międzynarodowy, w szerszą współpracę transatlantycką.

A kto jest „stróżem” owego globalnego i monocentrycznego porządku międzynarodowego, owego „Nowego Ładu Światowego”? Oczywiście mocarstwo zza Oceanu Atlantyckiego – Stany Zjednoczone. A dokładnie – nazwijmy po imieniu – Imperium Americanum, składające się z owego mocarstwa amerykańskiego i z jego sojuszników. Przede wszystkim to USA kontrolują całą globalną strukturę polityczną (m.in. właśnie Unię Europejską z całym zbiorem instytucji), wojskową (za pomocą struktur NATO) i społeczno-ekonomiczną (postmodernistyczny kapitalizm, kapitalizm epoki cyfrowej, globalny i monopolistyczny), choć – nie całkowicie. Owszem, USA kontrolują najmocniej cały globalny, monocentryczny porządek międzynarodowy, ale stosunki między „suzerenem” a jego „wasalami” nie są usłane różami, nie są tak bardzo idylliczne, jak się by mogło wydawać.

Ba – właściwie nawet wcześniej owe stosunki nie przypominały idealnej, sielskiej i spokojnej rodziny, w której jej wszyscy członkowie kochają się wzajemnie, spełniają ściśle obowiązki bez jakiegokolwiek sprzeciwu czy nawet wątpliwości. Owszem, w wyniku upadku Związku Radzieckiego i rozpadu bloku wschodniego w latach 1989-1991 świat międzynarodowy zbliżył się najmocniej do idealnego typu monocentrycznego ładu międzynarodowego, modelu strukturyzowanego hierarchicznie, tj. z wysokorozwiniętymi materialnie i technologicznie państwami jako centrum i z biednymi państwami, „Trzecim Światem” jako peryferiami. Jednak powróciły znów doniosłe globalne problemy społeczne, gospodarcze, polityczne, kulturowe i technologiczne, a przede wszystkim mieliśmy do czynienia ze wzrostem względnego usamodzielnienia mocarstw regionalnych i ponadnarodowych organizacji politycznych. Unia Europejska, Indie, Rosja, Chiny – obecnie są to liczący się rywale USA.      

Globalny i monocentryczny porządek międzynarodowy ma w sobie mnóstwo poważnych pęknięć. Ów globalny porządek przypomina zwierciadło. Nie, tu chodzi nie o krystaliczne, gładkie lustro, a właśnie popękane, trzymające się ad hoc; nie, niczym szyba tuż po zderzeniu z drugim samochodem. I tak np. globalna dominacja wojskowo-polityczna USA znalazła się pod ostrzałem ze strony przeciwników interwencji zagranicznych US Army, wizerunek ustroju politycznego USA – tego „wspaniałego i jedynego modelu demokracji” – jest już ułomny. Dziś wiemy, iż amerykańska demokracja liberalna to czasami fasada, za którą kryje się ponury obraz oligarchii i bezwzględnych zachowań polityków obu głównych partii.

Oficjalni sojusznicy USA, w tym Unia Europejska, to nie idealni żołnierze, wierni i czekający na rozkazy „Wuja” zza Oceanu. Owszem, są również tacy wierni żołnierze, którzy z bojaźliwością patrzą wciąż na niebezpieczeństwa ze Wschodu i szukają bezpieczeństwa w USA. Jednak inne państwa członkowskie Unii Europejskiej obserwują świat z dystansem, wciąż zadają sobie pytanie: „jaki to ma sens?”. To kraje krnąbrne, nieposłuszne. Oprócz akceptowalnej oficjalnie ideologii liberalnej, państwa te pamiętają o własnym dziedzictwie państwowotwórczym, o zmyśle realizmu politycznego, według którego liczy się przeżycie zastanego państwa w tym ponurym świecie, przetrwanie narodu. Wspólnota transatlantycka przypomina trudną rodzinę, w której raz wszyscy siadają do obiadu i milczą, raz po prostu rozmawiają, a raz wybucha głośna awantura.

Jednym słowem, globalny, monocentryczny ład międzynarodowy, a także szczególnie Unia Europejska, wprawdzie lansuje pewien system idei liberalnych, ale pod maską tychże idei kryje się pragmatyzm państwowy, według którego celem jest samo państwo, a wszelkie ideologie – są użytecznymi narzędziami psychologicznymi i socjologicznymi, potrafiącymi pozyskiwać przychylność społeczeństw i pozwalającymi propagować własną atrakcyjność kulturową.

Można tu mnożyć przykłady z najnowszych dziejów stosunków międzynarodowych. Wystarczy wspomnieć o stosunkach między USA a poszczególnymi państwami Europy w 2003 roku. Konkretniej mówiąc, o niezwykle kontrowersyjnej wypowiedzi Donalda Rumsfelda, sekretarza obrony w administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a W. Busha, w wywiadzie dla prasy w dniu 22 stycznia 2003 roku w kontekście wojny USA z Irakiem. Otóż podzielił on tam Europę na dwie, przeciwstawne kategorie: „stara Europa” i „nowa Europa”. „Stara Europa” to m.in. Niemcy i Francja, które skrytykowały interwencję wojsk amerykańskich w Iraku – tutaj Rumsfeld określił tę część Europy negatywnie, bo w kategoriach „skostnienia”, „erozji”, „przestarzałości”, „sklerotyczności”. Natomiast „nowa Europa” to, według ówczesnego sekretarza obrony USA, pas leżący pomiędzy Niemcami a Rosją, czyli po prostu Europa Środkowo-Wschodnia.

Co więcej, wypowiedział się on zgoła pozytywnie o tej „nowej Europie”, bowiem – jego zdaniem – składa się ona z tych państw, które są bardziej energiczne i o wiele bliższe USA od Niemiec czy Francji, mają ścisły sojusz strategiczny z tym mocarstwem i dlatego środek ciężkości NATO przesunął się na wschód, a więc na Polskę, Czechy, Węgry (kraje członkowskie NATO), a także takie kraje jak Estonia, Łotwa, Litwa, Słowenia, Słowacja, Bułgaria, Rumunia i Chorwacja (kraje, które wówczas rozpoczęły negocjacje i rozmowy w sprawie ich przyjęcia do NATO). Idąc tokiem wywodu Donalda Rumsfelda, wystarczy więc rzut oka na paralelę między stosunkiem poszczególnych państw europejskich (będących równocześnie członkami NATO) do polityki zagranicznej USA w okresie administracji prezydenta G. W. Busha, cechującej się m.in. unilateralizmem, interwencjonizmem, mesjanizmem, np. do inwazji USA na Irak czy Afganistan, a rumsfeldowskim podziałem między „starą” a „nową Europą”, aby z łatwością wychwycić, iż „stara Europa” to ni mniej, ni więcej, jak Europa „nieposłuszna” USA, próbująca przeciwstawić się hegemonii amerykańskiej, jest to swego rodzaju „ośrodek konspiracyjny”, który sabotuje od wewnątrz militarno-polityczne działania globalnej struktury Imperium Americanum. „Nowa Europa” zaś to proamerykańska Europa Środkowo-Wschodnia, dzięki której USA zabezpiecza swoją kontrolę nad całą Europą, podporządkuje ją, rozbijając (z perspektywy Niemiec czy Francji oczywiście) de facto jedność europejską, i powstrzymuje tendencje odśrodkowe w obrębie NATO, płynące z Niemiec, Francji i innych państw „starej Europy”, patrzącej krzywo na Waszyngton i jego zagraniczne interwencje wojskowe. Przypominam: to był rok 2003.

A dziś? Oczywiście częściowo zmieniły się konstelacje geopolityczne, a także przyczyny sporu: LGBT, konflikt między Polską i Węgrami a centralnymi władzami Unii Europejskimi, dyskusja o kompetencjach i o suwerenności między centralnym szczeblem UE a  tymi państwami itd. Wreszcie do tychże przyczyń doszła jeszcze różnica światopoglądowa, gdzie centralne instytucje roztoczyły opiekę nad środowiskami LGBT, a rządy Polski i Węgier odwołują się do dziedzictwa chrześcijaństwa, a także do modelu Europy niepodległych państw.

A Polska? Owszem, obecnie sama Polska posiada niestety bardzo znikomy wpływ, ale w połączeniu z innymi państwa Europy Środkowo-Wschodniej, jako pewien blok, w przyszłości być może (powtarzam: być może) istotnie przeszkodzi dalszemu procesowi europejskiemu, będzie poważnym hamulcem rozwoju integracji Europy. Polska – oczywiście jako członek szerszej i nieokreślonej formacji geopolitycznej – będzie zatem wielką niewiadomą.

Krzysztof Karczewski

Myśl Polska, nr 49-50 (5-12.12.2021)

Redakcja