KresyŚwiatCzym jest Ukraina?

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Takie pytanie tylko z pozoru wydaje się dziwne, bo przecież wszyscy wiedzieć powinni, że Ukraina to państwo i to nie byle jakie, bo drugie pod względem powierzchni terytorium położonego w Europie. A jednak coraz więcej ludzi, i to nie tylko polityków, stawia tę kwestię, czym jest Ukraina. Najbardziej zaś się tym interesują i wiodą spory sami mieszkańcy Ukrainy.

Już od samego początku był problem jak określić Ukrainę. Samo to pojęcie funkcjonowało już w czasach Rusi Kijowskiej i oznaczało ziemie pograniczne. Na Zachodzie dowiedzieli się o istnieniu Ukrainy, jako pojęcia geograficznego, z książki, którą napisał francuski inżynier, Guillaume (Wilhelm) Le Vasseur de Beauplan, który w służbie polskiego króla Władysława IV przebywał przed połową XVII wieku na terenach obecnej Ukrainy, gdzie budował fortyfikacje, sporządzał mapy i zwalczał powstanie kozackie Pawluka.

W wydanej przez siebie mapie opisał Ukrainę jako Dzikie Pola (Camporum Desertorum vulgo Ukraina). W książce zaś, która była wydana w wielu językach (w tym francuskim, angielskim i niemieckim) zawarł opis tych terenów i zdefiniował Ukrainę, już w tytule, w sposób bardziej złożony: (Opisanie Ukrainy, którą tworzą liczne prowincje Królestwa Polskiego leżące pomiędzy granicami Moskowii i Transylwanii …). Widzimy, że granice tejże Ukrainy nie zostały dokładnie opisane. Z czasem, w Rzeczpospolitej, za „ukrainne” uważano trzy województwa: Kijowskie, Bracławskie i Czernihowskie. Jednak nawet w unii hadziackiej, przewidywany tam trzeci człon Rzeczpospolitej, złożony z tychże województw, miał nazywać się Wielkim Księstwem Ruskim, a nie Ukrainą.

Od samego początku, nazwa Ukraina funkcjonowała jako coś słabo określonego i nikt nie uważał tego za terytorium mogące stanowić nie tylko oddzielnego państwa, ale nawet istniejącą w realnych granicach prowincję innego państwa.

Tym niemniej, z książki Beauplana Zachód dowiedział się, że gdzieś tam, na końcu Europy, jest jakaś Ukraina. Od połowy XVII stulecia obszary owej Ukrainy zaczęły być włączane do Rosji i tam były nazywane Małorosją.

Jednak o Ukrainie całkiem nie zapomniano, a nawet nastąpiła jakościowa istotna zmiana. Pojawili się Ukraińcy. Takie pojęcie wprowadził do europejskiego obiegu hrabia Jan Potocki, znany pisarz, podróżnik, pierwszy polski aeronauta (jako pierwszy odbył lot balonem), autor znanej powieści „Rękopis znaleziony w Saragossie”.

W wydanej w 1795 w Niemczech pracy – „Fragments historiques et géographiques sur la Scythie, la Sarmatie et les Slaves, recueillis et commentés” – opisującej wschodnie obszary Europy, wspomniał, przy okazji wymieniania różnych ludów słowiańskich, o Ukraińcach, których nazywają także Małorosjanami, lub ludem Małorosji (Les Ukrainiens que l’on appelle aussi Malo-Rossiens où gens de la petite Russie). W ten sposób świat dowiedział się, że być może istnieją też jacyś Ukraińcy, lub Małorosjanie.

Na razie nie istniało piśmiennictwo w języku ukraińskim, jednak z czasem ono się pojawiło, chociaż długo jeszcze toczono dyskusje jakiego alfabetu należy używać.

Dużo więcej problemów było z wyodrębnieniem Ukraińców jako narodu, a jeszcze bardziej ze zbudowaniem takiego państwa. Tutaj bardzo pomagali politycy i wojskowi innych państw. Hrabia Franz Stadion, austriacki gubernator Galicji, powołał tzw. Główną Radę Ruską, przez co został uznany za tego, który „wymyślił” narodowość ukraińską. Do powołania pierwszego państwa ukraińskiego doszło w 1918 roku, przy okazji zawierania traktatu brzeskiego. Tutaj największe zasługi położył niemiecki generał Max Hoffmann, który potem, w wywiadzie dla „Daily Mail”, chwalił się: „w rzeczywistości Ukraina jest dziełem moich rąk (…) Nikt inny jak ja nie stworzył Ukrainy po to, by móc zawrzeć pokój z przynajmniej jedną częścią Rosji”.

Ten przypadek zadecydował chyba o dużej sympatii ukraińskich polityków do Niemiec, która trwa jakby do dzisiaj.

To zdarzenie, powołanie państwa ukraińskiego, dokonane przez Niemców w czasie pierwszej wojny światowej po rewolucji w Rosji, stworzyło pewien fakt dokonany, który musieli brać pod uwagę bolszewicy i kontynuowali oni funkcjonowanie pewnej, choć ułomnej, państwowości ukraińskiej pod postacią ukraińskiej SSR. Jej granice były cały czas poszerzane, a ostatni taki akt miał miejsce w 1954 roku, gdy to Chruszczow zadecydował o włączeniu Krymu do Ukrainy. Trzeba też dodać, że pochodzący z Ukrainy politycy mieli bardzo mocną pozycję we władzach ZSRR i wśród przywódców tego państwa było dwóch Ukraińców (Chruszczow i Breżniew), jak też trzech innych posiadających przodków wywodzących się z Ukrainy (Lenin, Czernienko i Gorbaczow).

Powyższe rozjaśnia trochę to skąd się wzięła Ukraina, ale to, czym ona jest obecnie, nadal nie jest zupełnie jasne. Dyskusja o tym ciągle się toczy, także w ukraińskich elitach. Jeśli z jakimś politykiem kojarzyć obecne państwo ukraińskie, to najbardziej pasuje do tej roli prezydent Leonid Kuczma, który, jak żaden inny, pełnił funkcję prezydenta aż dwie kadencje, przez dziesięć lat.

Napisał on książkę „Ukraina to nie Rosja”, w której zawarł wiele ciekawych uwag. Już sam tytuł sugeruje, że wcześniej normalnym było podejście łączące Rosję z Ukrainą, a teraz on to jakby kwestionuje. Szczególnie w Rosji, przekonanie o tym, że Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini to trójjedyny naród jest także do dziś powszechne. Niedawno przypomniał o tym prezydent Putin. Na dodatek tezie tej nie zaprzeczają socjologiczne badania przeprowadzane na Ukrainie, gdzie okazało się ostatnio, że aż 41 procent badanych zgadza się z twierdzeniem, wyrażonym przez Putina, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród.

Jest pod tym względem duże zróżnicowanie regionalne i na terenach określanych czasami jako Noworosja udział pozytywnych odpowiedzi przekracza połowę (odpowiednio 65 proc. w regionie Wschód i 56 proc. w regionie Południe). Zdecydowanie odróżnia się od tego Zachodnia Ukraina (Galicja i Wołyń), gdzie uzyskano tylko 22 proc. odpowiedzi twierdzących. Gdyby zaś badaniami objęto także włączony do Rosji Krym i niekontrolowane przez rząd w Kijowie obszary republik w Donbasie, to pewnie okazałoby się, że ogólny podział jest po połowie, lub nawet przewaga po stronie zwolenników jednego narodu. Co gorsza, dla rządu w Kijowie, okazało się, że najwięcej zwolenników jednego narodu jest wśród respondentów w wieku 18-29 lat, czyli tych już wychowanych za czasów niepodległej Ukrainy.

Nie ma zatem mocnych podstaw to twierdzenia, że Ukraina to nie Rosja. Tym samym, jeszcze mniej jest takich przesłanek by twierdzić, że Ukraina to anty Rosja. Takie podejście forsowali głównie promotorzy i zwolennicy obu Majdanów w Kijowie, którym wydawało się, że zaraz zostaną przyjęci do struktur UE oraz NATO i aby to osiągnąć wystarczy trochę manifestacji pod hasłami „Україна – це Європа” (Ukraina to Europa).

Mimo zachęt, obietnic i działań polskich polityków, wśród których wyróżniali się prezydenci: Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński, nic takiego nie nastąpiło. Ukraina nie otrzymała żadnej konkretnej perspektywy przyjęcia do NATO i UE, a jedynym zyskiem dla zwykłego mieszkańca, uzyskanym także głownie dzięki staraniom Polski, jest możliwość bezwizowych podróży do krajów UE i faktyczna możliwość pracy w Polsce. Miało to też duże znaczenie dla stabilizacji nowego sytemu władzy w Kijowie, gdyż ludzie aktywni i rozczarowani pomajdanowymi porządkami mogli wyjechać do pracy w Polsce zamiast protestować i niepokoić władze.

Polska, pomimo tego dużego wsparcia dla władz Ukrainy, nie uzyskała od tamtej strony niczego w zamian. Ukraina zablokowała nawet możliwość ekshumacji i pochówków polskich ofiar ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA, co jest już barbarzyństwem. Z drugiej strony, to ostentacyjne lekceważenie polskich postulatów przez stronę ukraińską może ostatecznie wyjść nam na korzyść, gdyż irytuje i zniechęca polskie władze i polityków do dalszego angażowania się po stronie Ukrainy, co nam nic nie daje. Puste hasła, w rodzaju „Bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski”, jakie wylansował chyba Kwaśniewski, nikogo już nie przekonują.

Ukraina, do tej pory, mocno stawiała na Niemcy i obecnie przekonała się, że interesy Ukrainy nic dla Niemiec nie znaczą, co widać chociażby na przykładzie rurociągu NS2. Podobnie jest i w przypadku USA, a najbardziej dobitnie dał temu wyraz prezydent Biden odpowiadając prezydentowi Zełenskiemu w kwestii aspiracji Ukrainy do NATO: „Myślę, że powinniście tam być, ale to nie zależy tylko od mojej decyzji”.  To chyba zamyka sprawę i żadne zapisy w ukraińskiej konstytucji nic na to nie pomogą.

Podobnie jest w sprawie przynależności do UE. Tutaj z daniem odpowiedzi Zełenskiemu, a w zasadzie odprawy, nie fatygował się żaden polityk ze znaczącego państwa Unii, a zrobiła to prezydent małej Estonii, Kersti Kaljulaid, dając do zrozumienia, że Ukraina musi poczekać na to i dwadzieścia lat. W dzisiejszych czasach to bardzo długo i może się okazać, jak w tym dowcipie, że do tego czasu to „albo pies zdechnie, albo pan zdechnie”.

Mamy taką sytuację, że nie wiemy czy Ukraina to Rosja, czy nie Rosja, ale z większą pewnością można twierdzić, że nie jest to też owa Jewropa, do której elity ukraińskie chciałyby wejść, a jeszcze bardziej czerpać z jej funduszy.

Być może łatwiej nawet jest przewidzieć co będzie z Ukrainą w przyszłości. Tutaj trendy zmierzają zdecydowanie w jedną stronę. W roku 1993 na terenie Ukrainy mieszkało ponad 52 miliony ludzi. Obecnie ma to być niewiele ponad 41 milionów. To jest spadek o 11 milionów w ciągu tylko 27 lat. A i te obecne 41 milionów jest mocno niepewne, gdyż wynika tylko z urzędowych szacunków (spisu powszechnego nie było tam od dwudziestu lat), gdy tymczasem są inne oceny mówiące, że wobec masowych wyjazdów obecnie na terenie kontrolowanym przez rząd w Kijowie nie mieszka na stałe więcej niż 30 milionów ludzi. Nawet z danych oficjalnych wynika katastrofalny stan demografii tego państwa; ludzi tam umiera prawie trzy razy więcej niż się rodzi (za pierwsze półrocze tego roku zmarło aż 349 tysięcy osób, a urodziło się tylko 132 tysiące).

Jeśli do tego wszystkiego dodamy ostatnie dane sondażowe wskazujące, że aż 40 proc. mieszkańców Ukrainy przeniosłoby się na stałe do innego kraju, gdyby tylko mogło, to jasno z tego wynika, że najbardziej prawdopodobną przyszłością Ukrainy jest wizja Dzikich Pól – Camporum Desertorum vulgo Ukraina – jak to pięknie po łacinie, wiele wieków temu, napisał Francuz de Beauplan.

Stanisław Lewicki

 

Redakcja