FelietonyUtopia u władzy

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Porządek dziejów polega niekiedy na tym, że ci głoszący różne doktryny politycznego realizmu; gdy w końcu zdobywają władzę – okazują niepraktyczną stronę swoich zapatrywań. Z kolei ideologiczne utopie bywają skrajnie realistyczne. Najczęściej jednak idealizm w zderzeniu z nagą rzeczywistością musi się cofnąć, by na końcu przegrać. Są jednak władcy, aż do ostateczności konsekwentni.

Takim z pewnością był Pol – Pot, który wyznaczył sobie powrót do czasów agrarnych komun. Pomijając cenę jaką Kambodża zapłaciła za ów  „idealizm”, krwawy eksperyment przerwali wietnamscy komuniści, najeżdżając ten sąsiedni kraj. Z reguły jednak prawdziwe życie toczy się gdzieś pomiędzy skrajnościami. Taka jest złota reguła. Gdy więc Rosjanie kilkadziesiąt lat temu – jak ten czas szybko biegnie – rozwiązywali swoje radzieckie państwo, wyrzekając się tak zwanego marksizmu – leninizmu, wydawało się, że to jest ostateczny upadek fantazyjnych skłonności ludzkiej natury, bowiem przegrana doktryna miała wtedy bardzo złą opinię. Powstał jakby nowy świat.

Duch jest jednak niezwykle niespolegliwy i nigdy nie ustaje w wytwarzaniu zwodniczych myśli. Tak więc najpierw uwierzono, na jakiś czas, w zadeklarowany koniec dziejów. Na świecie miały więc ustać wszelkie ideologiczne waśnie, gospodarką zawładnie zdrowa zasada umiarkowanej konkurencji, zaś wszelkie geopolityczne konflikty ustaną. Dość rychło  okazało się jednak, że glob się wcale nie zmienił, a nawet chwilami stawał się mniej przewidywalny, a co zatem idzie niebezpieczniejszy. Bogaci są coraz bogatsi, a biedniejsi ubożeją. Wojny się mnożą, a ta niestabilność sprzyja odnowieniu trwałych geopolitycznych konstelacji i działania według odwiecznych zasad wróg – przyjaciel. Zrozumiano, iż jest właściwie coraz gorzej i nie ma mowy nawet o względnym bezpieczeństwie. Właściwie już zdołaliśmy przyzwyczaić się do tych gorzkich wniosków. Ale na horyzoncie świata pokazała się kolejna skrajna koncepcja. Być może nawet najważniejsza spośród wszystkich dotychczasowych. Jest nią tak zwany turbokapitalizm.

Nowe objawienie na miarę raju na ziemi. Muszę w tym momencie zastrzec, że tylko co najwyżej w połowie daję wiarę demaskatorom owego projektu. Nie wierzę też w to, iż obecnie wirusowa epidemia została z wyrachowaniem z góry zaplanowana i jest z żelazną konsekwencją rozpowszechniania, gdyż umożliwia  budowę tej nowej konstrukcji. Wiem natomiast, że wiele ośrodków światowej sytuacji przygląda się temu z dużą uwagą i chce ją wykorzystać dla własnych celów, przede wszystkim politycznych, gospodarczych, ale też ideologicznych – budowy utopijnego  świata.

Tym razem bez wojen, chorób, ludzkich nieszczęść i wszelkich niedostatków. Są to oczywiście ogromne urojenia i roszczenia różnych ludzi o planetarnych wpływach i realnie wielkich możliwościach. Wpisują się oni w stary podstawowy spór, będący prawdziwą osią historii, między Bogiem a Szatanem. Wystarczy zapoznać się z  zapisem ewangelicznej sceny kuszenia Jezusa Chrystusa na pustyni. Nic nowego. Ci niebezpieczni wizjonerzy wyraźnie stanęli w szeregach owego Drugiego. Próbują nawet dowodzić jego hufcami.

Istotę sprawy można sprowadzić do uwagi, iż tym razem jest to batalia ostateczna, po której nie będzie już nigdy następnego razu…. Założenia turbokapitalizmu, jego banalne cele, diagnoza sytuacji, opis jej są tak absurdalne, że aż mrożą krew w żyłach. Powstaje pytanie, jak w ogóle coś tak nieprzyjaznego człowiekowi można wymyślić i jaką ludzkość za tę ekstrawagancję zapłaci cenę? Jak zazwyczaj: będzie to wielka danina krwi i hekatomba cierpień. Ale kto temu zdoła zapobiec, skoro wszystkie istotne mechanizmy władzy są w rękach obłąkańców?

Antoni Koniuszewski

Myśl Polska, nr 35-36 (29.08-5.09.2021)

Redakcja